Kielce v.0.8

Teatr
Żywot belfra poczciwego

 drukuj stron�
Teatr Recenzje Kultura
Wys�ano dnia 17-02-2006 o godz. 08:00:00 przez agape 487

Nie wierzę w spektakle robione dla pieniędzy, myślałam wędrując na spektakl "Belfer" w wykonaniu Wojciecha Pszoniaka. Znam "Shirley Valentine", "Kontrabasistę", "Scenariusz...", ogrywane przez lata, nie wiadomo po ile razy i w jakim mieście

Minimalna scenografia, żeby nie było problemów i kosztów, a na scenie On lub Ona, bez konkurencji, bez rywalizacji, bez współistnienia na scenie. Jedyni i Wspaniali. Monodram to jedna z najtrudniejszych, a jednocześnie najtańszych form teatralnych. Wystarczy Wybitna Osoba, kilka przedmiotów, trochę pracy i gotowy spektakl. Dzięki temu ludzie mogą chodzić na Nazwisko. A jaki okazał się "Belfer"?

Nie od dziś wiadomo, że nauczycielom nie jest łatwo. Młodzież trudna. Widzę taką pod swoją klatką, na osiedlu, na ulicach. Cóż ciekawego mogę się jeszcze dowiedzieć? "Belfer" to historia nauczyciela literatury, który nie mogąc poradzić sobie z uczniami klasy maturalnej, po prostu ich ... pozabijał. A teraz stoi na scenie i opowiada historię swojego życia w celach, jak się okazuje, profilaktyczno-pedagogicznych. Nieprawdopodobny pomysł władz sprawił, że skazany na dożywocie nauczyciel opuszcza mury więzienia, aby przed publicznością spowiadać się ze swojej zbrodni.

Nie robi tego społecznie, ludzie, aby "zobaczyć potwora" kupują bilety, konto belfra zasilają wpływy z tantiem - w końcu to jego historia, a i jego impresario nieźle przędzie. Cóż w tym dziwnego, gdy do sławy i pieniędzy jest bardzo niedaleko? Wystarczy pomieszkać przez kilka tygodni w domu naszpikowanym kamerami, wystarczy zamienić się z kimś obcym na żonę albo opowiedzieć dociekliwym dziennikarzom o swoich dewiacjach, wyjątkowym pechu, kontaktach ze światem nadprzyrodzonym, czy niechcianej ciąży.

Czy ważne jest to, że belfer w młodości kochał łacinę i grekę, a jego ideały stopniowo ścierały się o mur złego systemu kształcenia i skałę "niewdzięcznej" młodzieży? Czy ważny jest jego ojciec rolnik, który wpajał mu miłość do nauczania? A co z jego córką, która zamierza iść w ślady ojca, nie bacząc na porażkę ojca? Ważne, bo z tych ideałów, marzeń, wizji mądrej i wykształconej młodzieży zrodziła się ta zbrodnia. Ideały zwyciężyły, a ich wyznawca zamiast skapitulować, wyciągnął broń.

Taki jest "Belfer" Jean-Pierre'a Dopagne'a. Doskonale napisany, niezwykle bogaty znaczeniowo tekst, który obnaża relatywizm współczesnej rzeczywistości. Iskrzący znaczeniami, zmienny i niejednoznaczny. Żonglerka ideałów, sensów. Dobro i zło straciły swe znaczenie, często zamieniają się miejscami, aby gubić współczesnych ludzi w matni niedookreśloności.

Tylko z jednego złudzenia zostajemy odarci. Belfer przynaje nam się na końcu do tego, że... nas oszukał. W śmiesznej czapce z rogami demaskuje mistyfikację. Jest aktorem i wyszedł na scenę, aby stworzyć nam inną rzeczywistość, pokazać prawdziwy, ale tylko przez moment, świat. To był tylko spektakl, ale czy na pewno?

Co trzeba robić na scenie, aby obnażyć głebię tego tekstu? Niewiele. Wystarczy na niej po prostu być, a nie grać. Prostota i naturalność z jaką pan Wojciech Pszoniak istnieje na scenie jest godna podziwu i wszelkich zachwytów. Ta nonszalancja w snuciu opowieści, ta niebywała charyzma, która sprawia, że uwaga widzów skupiona jest tylko na nim to dowód niebywałych umiejętności aktorskich. Ta lekkość w zmienianu nastrojów, płynność w zmianach tematów, umiejętność snucia dysput z niemą, przecież, publicznością.
Rutyniarstwo - ktoś powie. Pewnie trochę tak. Życzyłabym sobie i Wam, aby takie rutyniarstwo można było oglądać częściej w naszym mieście.

PS1. Spektakl można obejrzeć 18 lutego w WDK w Kielcach.


Agnieszka Kozłowska-Piasta


Komentarze

Error connecting to mysql