Kultura Wojtek Wytrych,Cywilizacja
Wys�ano dnia 28-01-2013 o godz. 18:20:40 przez rafa 3938
Wys�ano dnia 28-01-2013 o godz. 18:20:40 przez rafa 3938
Czy jesteś pewien, że wiesz co to jest "kark", "przecinek" lub "szok kulturowy? Te i więcej pojęć wyjaśnia Wojtek Wytrych w pierwszym odcinku swojego Alfabetu. |
PRZECINEK. Niedziela rano, kilka minut po 6 rano. Idąc do pracy wstępuję do sklepu, żeby kupić kawę. Przede mną stoi trzech facetów w średnim wieku. Za mną staje kobieta w średnim wieku.
Pierwszy facet: Setkę.
Drugi facet: Dwieście gram grapefruitowej.
Trzeci facet: Pół litra czystej żołądkowej i trzy okocimy mocne w puszce.
Ja: Małą kawę Fort.
Sprzedawczyni: Tylko tyle?
Kobieta za mną ( gdy ja chowam kawę): Dwa dębowe w puszce.
REKLAMY. Moja ośmioletnia córka przejęła pilota. Akurat w oglądanym przez nią programie jest przerwa reklamowa. Proszę ją by oddała mi pilota, bo chcę coś sprawdzić na innym kanale. Ona przełącza, ale nie tam gdzie chciałem. I też trafia na reklamy. Mówię: daj, ja sobie tylko coś sprawdzę. Nie, ona tu właśnie ogląda. No ale i tu są reklamy... Odpowiada mi, że tu są fajniejsze.
KIERUJĄCY POJAZDEM. Opowiadam Fenkowi historię z „Echa Dnia”. Policjanci złapali trzech pijanych nastolatków na rowerze i mają problem z ustaleniem tego, który z nich był kierującym. Jeden siedział na ramie i trzymał kierownicę. Drugi siedział na siodełku. Trzeci siedział na bagażniku i pedałował.
Fenek opowiada podobną historię kolegi z pracy. Złapali ich trzech pijanych na motorze. W sądzie właściciel mówi, że siedział z tyłu. Drugi z jadących mówi, że siedział w środku. Trzeci mówi, że też siedział w środku. Czyli: nikt nie kierował pojazdem, wszyscy byli wiezieni.
OCZY W PRZÓD. Moja córka użyła w opowiadaniu tego określenia. Pytam, co ono znaczy. No, jak się ma oczy otwarte, to one są w przód.
HASZŁO. Mama Marcelego oczekiwała na przystanku w Morawicy na autobus do Kielc. Tuż obok znajduje się szpital psychiatryczny. Podszedł do niej człowiek wyglądający jak zbiegły pacjent i zapytał:
Haszło?
Zdziwiona nic nie odpowiedziała. On powtórzył pytanie. Był natarczywy, więc odpowiedziała:
Liść dębu.
Wtedy on się zdziwił i odszedł. Po chwili podjechał na przystanek autobus linii H.
SZYBKOŚĆ. 30 kwietnia zadzwoniła do mnie mama, że na naszą działkę ktoś się włamał. Zdecydowałem, że następnego dnia pojedziemy tam razem i wtedy to oficjalnie zgłosimy. Rak zrobiliśmy. Najpierw przyjechał patrol, potem technicy. Włamanie, a więc czyn ścigany z urzędu. Byłem na komisariacie, spisywałem te protokoły. Okradli mnie na niewiele, ale szkód narobili na ...
Szkodę zgłosiłem 1 maja, a już 10 dostałem listem poleconym postanowienie o umorzeniu postępowania. Mówił mi o tym policjant a ja odpowiadałem, że nie spodziewam się odzyskania fantów, ale wkurzyła mnie ta historia. Jaka szybka ta nasza policja...
DRYNY. Córka wysłuchała rozmowy w autobusie pomiędzy młodzieńcem a dziewczyną . Młodzieniec chciał się zaprezentować, więc opowiedział o imprezie ostrej, z koktajlami Mołotowa. Dziewczyna stwierdziła: nie piłam.
TRĘDOWATY. Stałem przed klatką schodową trzymając rowerek córki i kończąc papierosa. Chodnikiem obok szli, jeden za drugim, dwaj dwudziestolatkowie. Pierwszy zagaił: nie ma pan może poczęstować papierosem? Jednym mogę was poczęstować – i sięgnąłem do kieszeni. Wtedy drugi powiedział do pierwszego: od niego nie bierz. I poszli. A u mnie w głowie myśl: bo kto ja dla was jestem?
DZIEWCZĘCA INTRYGA. Jeden z kolegów mojej ośmioletniej córki, Kaliny, jest wobec niej i jej koleżanki namolny. Pokazuje im sisiora. Obłapia je. To dla nich zachowanie mocno irytujące. Pewnego razu wkurzył je do tego stopnia, że postanowiły dać mu nauczkę. Wepchnęły go do dziewczęcej ubikacji, tam go trochę przytrzymały. Działo się to w czasie przerwy pomiędzy lekcjami. Na lekcji zaś poskarżyły się pani, że Karol przebywał w dziewczęcej ubikacji. To dopiero podstęp!
SMS. Dostałem sms – a sieciowego o takiej to treści: ”Mamy zdjęcia osoby, której się podobasz! Zobacz kto się tobą interesuje! Wyślemy ci je za darmo; odpisz tylko sms Czat na 60128 Reg: 7218. pl kolejne 1,23 zł/ dzień” Skąd wy to wiecie, że ta osoba się mną interesuje? I skąd mają zapas kilku co najmniej osób, które także się mną interesują, by codziennie przysyłać mi jedno?
KRYM. Od zeszłego roku Łysy przychodził i namawiał na wakacyjny wyjazd na Krym. Za każdym razem tłumaczyłem cierpliwie, że mnie na to nie stać. On cierpliwie moje słowa ignorował. ( Jego też nie było stać , ale w tym przypadku wyjazd finansowała głównie Iza.) Ja wiedziałem co mnie od strony finansowej czeka i nie miałem złudzeń, że coś się w tym temacie zmieni. Inny z moich znajomych zapytał któregoś dnia mojej córki: co z tym wyjazdem na Krym? Jedziemy, usłyszał. A Wojtek? Wojtek nie jedzie, bo go nie stać. Czy mam to komentować?
WERNISAŻ. Udałem się na wernisaż fotograficzny pana Buczkowskiego. I tam Gośka Chmiel namówiła mnie na powiedzenie paru słów dla reprezentowanej przez nią telewizji internetowej prezydenta miasta. Tylko nie mów nic brzydkiego, zastrzegła. Nawet nie zamierzałem, bo zdjęcia zacne, budzące nostalgię i ożywiające wspomnienia.
Historie tej telewizji emitowane są na telebimie na ścianie parkingu wielopoziomowego przed ratuszem.
Dwa tygodnie później szedłem ja, kolega, między nami moja córka, a obok nas dwie kobiety. Mijaliśmy właśnie ten telebim, gdy córka powiedziała: tato, patrz, jesteś tam i wskazała na ekran. No tak, to ja. Kobiety idące obok rzuciły okiem na ekran, na mnie i znów na ekran. Ja patrzyłem na nie – wymieniliśmy więc grzecznościowe uśmiechy. Tak, to ten sam facet.
KIBEL. Postanowiłem wysiurać się w ekskluzywnym sraczu stojącym tuż obok placu zabaw na deptaku im. Szarych szeregów. Dlaczego ekskluzywny? – bo choć to plastikowy, to nie taki prymitywny jak toi toi: szary, na planie sześcianu. W środku po lewej umywalka, na wprost kibel, a po prawej... Nie byłem pewien, czy to bidet czy pisuar – wisi na ścianie, ale z konstrukcji trudno wywnioskować. Próbujemy. Wyciągam i siuram. Światło, które zapaliło się gdy wszedłem, gaśnie gdy zaczynam. Myślę: to jednak bidet i pewnie zadziałał czujnik na mocz. Przestałem, a po chwili światło znów się zapala. A ja myślę: lejemy, bo nawet jeśli to bidet i czujnik na mocz, to i tak już nalałem – fakt się dokonał i nic nie zmieni tego, obojętnie czy nalałem dużo czy mało. Więc leję. Światło zapala się i gaśnie. A potem kończę i odchodzę, a tam automatycznie spuszcza się woda. I już wszystko jasne: to pisuar.
KARK. Stoję w sklepie za facetem w roboczym. Nieopodal ocieplają i malują blok. Widząc z bliska jego kark jestem przerażony. Skóra ma karby, rowy – nie przypomina ludzkiej, a raczej kojarzy się ze słoniem, nosorożcem, czyli zwierzęciem które spędza życie pod palącym słońcem Afryki i by się przed nim chronić nanosi sobie ochronną warstwę błota. Ta skora wygląda jakby od dziesięcioleci była wystawiana na słońce po kilkanaście godzin dziennie – bo kark jest zgięty, a głowa pochylona nad wykonywaną pracą. To może być ocieplanie bloków, albo układanie chodnika. Ta skóra jest jak dyplom z wykonywanej pracy: ten człowiek od lat gnie swój kark w palącym słońcu...
KOCI KAC. Dziewczyny – to znaczy Agnieszka i jej dwie koleżanki, i choć bliżej im już do czterdziestki, to jednak dziewczyny – zrobiły małą bibkę. Testowały niedawno wynaleziony drink: wódka „soplica orzech laskowy” z mlekiem. Ja nie próbowałem, ale one twierdziły, że jest delikatny w smaku – podobny do deseru „monte’ – i orzeźwiający. Siedziały i gadały, popijając powoli. Szklanki stały na stole. Ponieważ większą część składu stanowiło mleko jedną ze szklanek zainteresował się czarny wojownik – kot Grafi. Spróbował. Nikt nie wie ile.
Rano okazało się, że wystarczająco dużo. Nie pojawił się przy misce z żarciem. Leżał jak ścierka, z półprzymkniętymi oczami. Nigdy wcześniej mleko nie miało takiego kopa.
OSTRZEŻENIE. Piątek wieczorem, już niemal 19.00. Wracam z pracy. Przed pawilonami przy Szkolnej, na kracie wywiewu siedzą ci co zawsze tam siedzą. Jeden śpi, drugi smarka, wszyscy mają przy sobie otwarte piwa. Ja właśnie minąłem róg pawilonów i zobaczyłem wyłażących zza żywopłotów, od strony Jagiellońskiej policjantów. Szli totalnie złachani panującą duchotą i gorącem. Czapki nieśli w rękach. Siedzący luje nie widzieli policjantów, policjanci nie widzieli lujów – oddzielał ich róg pawilonów. Zwolniłem, zastanawiając się, czy ich ostrzec przed policją, tak jednak by funkcjonariusze się o tym nie dowiedzieli. Właśnie ukryła mnie przed nimi stojąca tam buda kiosku, gdy róg pawilonów minęły trzy staruszki idące od Szkolnej do Jagiellońskiej. Gdy zobaczyły patrol, jedna z nich powiedziała głośno:
To teraz panowie wyjmijcie te najdłuższe pały. Wyjmijcie te najlepsze pały!
Pijący obejrzeli się słysząc te słowa, ale i ich panujący upał dość skutecznie obezwładnił. Zatrzymałem się, odwróciłem i wymownie pokazałem palcami obu rąk na róg pawilonów. Pijący zrozumieli i butelki z piwem błyskawicznie się zdematerializowały. I policjanci przeszli bokiem.
SZOK KULTUROWY. W ciepłe sobotnie popołudnie pojechaliśmy na imieniny do babci Agnieszki. Na 17.00, a o 18.00 miałem pojawić się w pracy. Jedną z obecnych była ciotka Hanka z Pragi – ja spotkałem ją po raz pierwszy. Zapytała się, czego się napiję. Kawy? Nie, piłem kawę godzinę wcześniej. Piwo? Wino? Nie, odpowiedziałem, zaraz idę do pracy. To może zabierzesz sobie piwo do pracy? Pytała, bo dla niej takie zachowanie było naturalne i społecznie akceptowalne. Bo tak jest w Czechach. Ale już tutaj jest to przecież...
BLONDYNKA. Moja starsza córka, blondynka o długich na całe plecy włosach, przywiozła sobie z wakacyjnego wyjazdu broszurkę z dowcipami o blondynkach.
NEUROANKIETA. Udałem się pewnego wrześniowego dnia na badania okresowe. Zakres – szeroki: okulista, laryngolog, neurolog, słuch, krew, spirometr i duża fota klaty. Do neurologa w poczekalni – nikogo. Pukam więc. Cisza. Więc zaglądam. Pani doktor pali papierosa za kotarą i mówi: proszę poczekać dwie minuty. Kiedy w końcu mogę wejść, w gabinecie jest otwarte okno i odbywa się intensywne wietrzenie. Pobieżne badanie, kilka pytań, tych co zwykle. A potem: pali pan? Tak. A wypełniał pan już ankietę nikotynową? Nie. I zgadzam się to zrobić.
Następuje seria pytań. Czy odczuwam jakieś dolegliwości związane z ...? Ile dziennie wypalam? Czy stosuję zabiegi higieniczne czyszczenia drzewa oskrzelowego? Czy próbowałem porzucać ten miły nałóg? Czy myślę o rzuceniu? Patrzę i widzę, że przy kilku pytaniach, gdy ja mówię tak, ona zakreśla nie, albo na odwrót.
Na koniec pani neurolog mówi: radzę rzucić, a co najmniej ograniczyć do 10 dziennie.
ZMIANA CZASU. W ostatnią sobotę października przestawiam czas w komórce, by rano obudziła mnie do pracy. Rano się budzę i ruszam. Do 6.30 mam się stawić, by zmienić poprzedników. Niedziela przed świtem, więc ulice puste, ale puste bardziej. Sygnalizacja na skrzyżowaniu Jagiellońskiej i Grunwaldzkiej nie działa. W pracy nocni koledzy jeszcze drzemią, a kiedy ich budzę, przecierają zdziwieni oczy. Przyszedłem 2 godziny wcześniej. Przestawiłem czas o godzinę nie w tę stronę co trzeba. Ale – ich zdziwienie jest bezcenne.
KONEKSJE. Znałem Szczura, Nietoperza, Baranka, Pingwina, Motyla, kapitana Krowę, Kangura. Znam Jeża, Gawrona, Fenka, Zająców dwóch, Żabę i Słonia. Czyżbym miał silne zwierzęce koneksje?
Pierwszy facet: Setkę.
Drugi facet: Dwieście gram grapefruitowej.
Trzeci facet: Pół litra czystej żołądkowej i trzy okocimy mocne w puszce.
Ja: Małą kawę Fort.
Sprzedawczyni: Tylko tyle?
Kobieta za mną ( gdy ja chowam kawę): Dwa dębowe w puszce.
REKLAMY. Moja ośmioletnia córka przejęła pilota. Akurat w oglądanym przez nią programie jest przerwa reklamowa. Proszę ją by oddała mi pilota, bo chcę coś sprawdzić na innym kanale. Ona przełącza, ale nie tam gdzie chciałem. I też trafia na reklamy. Mówię: daj, ja sobie tylko coś sprawdzę. Nie, ona tu właśnie ogląda. No ale i tu są reklamy... Odpowiada mi, że tu są fajniejsze.
KIERUJĄCY POJAZDEM. Opowiadam Fenkowi historię z „Echa Dnia”. Policjanci złapali trzech pijanych nastolatków na rowerze i mają problem z ustaleniem tego, który z nich był kierującym. Jeden siedział na ramie i trzymał kierownicę. Drugi siedział na siodełku. Trzeci siedział na bagażniku i pedałował.
Fenek opowiada podobną historię kolegi z pracy. Złapali ich trzech pijanych na motorze. W sądzie właściciel mówi, że siedział z tyłu. Drugi z jadących mówi, że siedział w środku. Trzeci mówi, że też siedział w środku. Czyli: nikt nie kierował pojazdem, wszyscy byli wiezieni.
OCZY W PRZÓD. Moja córka użyła w opowiadaniu tego określenia. Pytam, co ono znaczy. No, jak się ma oczy otwarte, to one są w przód.
HASZŁO. Mama Marcelego oczekiwała na przystanku w Morawicy na autobus do Kielc. Tuż obok znajduje się szpital psychiatryczny. Podszedł do niej człowiek wyglądający jak zbiegły pacjent i zapytał:
Haszło?
Zdziwiona nic nie odpowiedziała. On powtórzył pytanie. Był natarczywy, więc odpowiedziała:
Liść dębu.
Wtedy on się zdziwił i odszedł. Po chwili podjechał na przystanek autobus linii H.
SZYBKOŚĆ. 30 kwietnia zadzwoniła do mnie mama, że na naszą działkę ktoś się włamał. Zdecydowałem, że następnego dnia pojedziemy tam razem i wtedy to oficjalnie zgłosimy. Rak zrobiliśmy. Najpierw przyjechał patrol, potem technicy. Włamanie, a więc czyn ścigany z urzędu. Byłem na komisariacie, spisywałem te protokoły. Okradli mnie na niewiele, ale szkód narobili na ...
Szkodę zgłosiłem 1 maja, a już 10 dostałem listem poleconym postanowienie o umorzeniu postępowania. Mówił mi o tym policjant a ja odpowiadałem, że nie spodziewam się odzyskania fantów, ale wkurzyła mnie ta historia. Jaka szybka ta nasza policja...
DRYNY. Córka wysłuchała rozmowy w autobusie pomiędzy młodzieńcem a dziewczyną . Młodzieniec chciał się zaprezentować, więc opowiedział o imprezie ostrej, z koktajlami Mołotowa. Dziewczyna stwierdziła: nie piłam.
TRĘDOWATY. Stałem przed klatką schodową trzymając rowerek córki i kończąc papierosa. Chodnikiem obok szli, jeden za drugim, dwaj dwudziestolatkowie. Pierwszy zagaił: nie ma pan może poczęstować papierosem? Jednym mogę was poczęstować – i sięgnąłem do kieszeni. Wtedy drugi powiedział do pierwszego: od niego nie bierz. I poszli. A u mnie w głowie myśl: bo kto ja dla was jestem?
DZIEWCZĘCA INTRYGA. Jeden z kolegów mojej ośmioletniej córki, Kaliny, jest wobec niej i jej koleżanki namolny. Pokazuje im sisiora. Obłapia je. To dla nich zachowanie mocno irytujące. Pewnego razu wkurzył je do tego stopnia, że postanowiły dać mu nauczkę. Wepchnęły go do dziewczęcej ubikacji, tam go trochę przytrzymały. Działo się to w czasie przerwy pomiędzy lekcjami. Na lekcji zaś poskarżyły się pani, że Karol przebywał w dziewczęcej ubikacji. To dopiero podstęp!
SMS. Dostałem sms – a sieciowego o takiej to treści: ”Mamy zdjęcia osoby, której się podobasz! Zobacz kto się tobą interesuje! Wyślemy ci je za darmo; odpisz tylko sms Czat na 60128 Reg: 7218. pl kolejne 1,23 zł/ dzień” Skąd wy to wiecie, że ta osoba się mną interesuje? I skąd mają zapas kilku co najmniej osób, które także się mną interesują, by codziennie przysyłać mi jedno?
KRYM. Od zeszłego roku Łysy przychodził i namawiał na wakacyjny wyjazd na Krym. Za każdym razem tłumaczyłem cierpliwie, że mnie na to nie stać. On cierpliwie moje słowa ignorował. ( Jego też nie było stać , ale w tym przypadku wyjazd finansowała głównie Iza.) Ja wiedziałem co mnie od strony finansowej czeka i nie miałem złudzeń, że coś się w tym temacie zmieni. Inny z moich znajomych zapytał któregoś dnia mojej córki: co z tym wyjazdem na Krym? Jedziemy, usłyszał. A Wojtek? Wojtek nie jedzie, bo go nie stać. Czy mam to komentować?
WERNISAŻ. Udałem się na wernisaż fotograficzny pana Buczkowskiego. I tam Gośka Chmiel namówiła mnie na powiedzenie paru słów dla reprezentowanej przez nią telewizji internetowej prezydenta miasta. Tylko nie mów nic brzydkiego, zastrzegła. Nawet nie zamierzałem, bo zdjęcia zacne, budzące nostalgię i ożywiające wspomnienia.
Historie tej telewizji emitowane są na telebimie na ścianie parkingu wielopoziomowego przed ratuszem.
Dwa tygodnie później szedłem ja, kolega, między nami moja córka, a obok nas dwie kobiety. Mijaliśmy właśnie ten telebim, gdy córka powiedziała: tato, patrz, jesteś tam i wskazała na ekran. No tak, to ja. Kobiety idące obok rzuciły okiem na ekran, na mnie i znów na ekran. Ja patrzyłem na nie – wymieniliśmy więc grzecznościowe uśmiechy. Tak, to ten sam facet.
KIBEL. Postanowiłem wysiurać się w ekskluzywnym sraczu stojącym tuż obok placu zabaw na deptaku im. Szarych szeregów. Dlaczego ekskluzywny? – bo choć to plastikowy, to nie taki prymitywny jak toi toi: szary, na planie sześcianu. W środku po lewej umywalka, na wprost kibel, a po prawej... Nie byłem pewien, czy to bidet czy pisuar – wisi na ścianie, ale z konstrukcji trudno wywnioskować. Próbujemy. Wyciągam i siuram. Światło, które zapaliło się gdy wszedłem, gaśnie gdy zaczynam. Myślę: to jednak bidet i pewnie zadziałał czujnik na mocz. Przestałem, a po chwili światło znów się zapala. A ja myślę: lejemy, bo nawet jeśli to bidet i czujnik na mocz, to i tak już nalałem – fakt się dokonał i nic nie zmieni tego, obojętnie czy nalałem dużo czy mało. Więc leję. Światło zapala się i gaśnie. A potem kończę i odchodzę, a tam automatycznie spuszcza się woda. I już wszystko jasne: to pisuar.
KARK. Stoję w sklepie za facetem w roboczym. Nieopodal ocieplają i malują blok. Widząc z bliska jego kark jestem przerażony. Skóra ma karby, rowy – nie przypomina ludzkiej, a raczej kojarzy się ze słoniem, nosorożcem, czyli zwierzęciem które spędza życie pod palącym słońcem Afryki i by się przed nim chronić nanosi sobie ochronną warstwę błota. Ta skora wygląda jakby od dziesięcioleci była wystawiana na słońce po kilkanaście godzin dziennie – bo kark jest zgięty, a głowa pochylona nad wykonywaną pracą. To może być ocieplanie bloków, albo układanie chodnika. Ta skóra jest jak dyplom z wykonywanej pracy: ten człowiek od lat gnie swój kark w palącym słońcu...
KOCI KAC. Dziewczyny – to znaczy Agnieszka i jej dwie koleżanki, i choć bliżej im już do czterdziestki, to jednak dziewczyny – zrobiły małą bibkę. Testowały niedawno wynaleziony drink: wódka „soplica orzech laskowy” z mlekiem. Ja nie próbowałem, ale one twierdziły, że jest delikatny w smaku – podobny do deseru „monte’ – i orzeźwiający. Siedziały i gadały, popijając powoli. Szklanki stały na stole. Ponieważ większą część składu stanowiło mleko jedną ze szklanek zainteresował się czarny wojownik – kot Grafi. Spróbował. Nikt nie wie ile.
Rano okazało się, że wystarczająco dużo. Nie pojawił się przy misce z żarciem. Leżał jak ścierka, z półprzymkniętymi oczami. Nigdy wcześniej mleko nie miało takiego kopa.
OSTRZEŻENIE. Piątek wieczorem, już niemal 19.00. Wracam z pracy. Przed pawilonami przy Szkolnej, na kracie wywiewu siedzą ci co zawsze tam siedzą. Jeden śpi, drugi smarka, wszyscy mają przy sobie otwarte piwa. Ja właśnie minąłem róg pawilonów i zobaczyłem wyłażących zza żywopłotów, od strony Jagiellońskiej policjantów. Szli totalnie złachani panującą duchotą i gorącem. Czapki nieśli w rękach. Siedzący luje nie widzieli policjantów, policjanci nie widzieli lujów – oddzielał ich róg pawilonów. Zwolniłem, zastanawiając się, czy ich ostrzec przed policją, tak jednak by funkcjonariusze się o tym nie dowiedzieli. Właśnie ukryła mnie przed nimi stojąca tam buda kiosku, gdy róg pawilonów minęły trzy staruszki idące od Szkolnej do Jagiellońskiej. Gdy zobaczyły patrol, jedna z nich powiedziała głośno:
To teraz panowie wyjmijcie te najdłuższe pały. Wyjmijcie te najlepsze pały!
Pijący obejrzeli się słysząc te słowa, ale i ich panujący upał dość skutecznie obezwładnił. Zatrzymałem się, odwróciłem i wymownie pokazałem palcami obu rąk na róg pawilonów. Pijący zrozumieli i butelki z piwem błyskawicznie się zdematerializowały. I policjanci przeszli bokiem.
SZOK KULTUROWY. W ciepłe sobotnie popołudnie pojechaliśmy na imieniny do babci Agnieszki. Na 17.00, a o 18.00 miałem pojawić się w pracy. Jedną z obecnych była ciotka Hanka z Pragi – ja spotkałem ją po raz pierwszy. Zapytała się, czego się napiję. Kawy? Nie, piłem kawę godzinę wcześniej. Piwo? Wino? Nie, odpowiedziałem, zaraz idę do pracy. To może zabierzesz sobie piwo do pracy? Pytała, bo dla niej takie zachowanie było naturalne i społecznie akceptowalne. Bo tak jest w Czechach. Ale już tutaj jest to przecież...
BLONDYNKA. Moja starsza córka, blondynka o długich na całe plecy włosach, przywiozła sobie z wakacyjnego wyjazdu broszurkę z dowcipami o blondynkach.
NEUROANKIETA. Udałem się pewnego wrześniowego dnia na badania okresowe. Zakres – szeroki: okulista, laryngolog, neurolog, słuch, krew, spirometr i duża fota klaty. Do neurologa w poczekalni – nikogo. Pukam więc. Cisza. Więc zaglądam. Pani doktor pali papierosa za kotarą i mówi: proszę poczekać dwie minuty. Kiedy w końcu mogę wejść, w gabinecie jest otwarte okno i odbywa się intensywne wietrzenie. Pobieżne badanie, kilka pytań, tych co zwykle. A potem: pali pan? Tak. A wypełniał pan już ankietę nikotynową? Nie. I zgadzam się to zrobić.
Następuje seria pytań. Czy odczuwam jakieś dolegliwości związane z ...? Ile dziennie wypalam? Czy stosuję zabiegi higieniczne czyszczenia drzewa oskrzelowego? Czy próbowałem porzucać ten miły nałóg? Czy myślę o rzuceniu? Patrzę i widzę, że przy kilku pytaniach, gdy ja mówię tak, ona zakreśla nie, albo na odwrót.
Na koniec pani neurolog mówi: radzę rzucić, a co najmniej ograniczyć do 10 dziennie.
ZMIANA CZASU. W ostatnią sobotę października przestawiam czas w komórce, by rano obudziła mnie do pracy. Rano się budzę i ruszam. Do 6.30 mam się stawić, by zmienić poprzedników. Niedziela przed świtem, więc ulice puste, ale puste bardziej. Sygnalizacja na skrzyżowaniu Jagiellońskiej i Grunwaldzkiej nie działa. W pracy nocni koledzy jeszcze drzemią, a kiedy ich budzę, przecierają zdziwieni oczy. Przyszedłem 2 godziny wcześniej. Przestawiłem czas o godzinę nie w tę stronę co trzeba. Ale – ich zdziwienie jest bezcenne.
KONEKSJE. Znałem Szczura, Nietoperza, Baranka, Pingwina, Motyla, kapitana Krowę, Kangura. Znam Jeża, Gawrona, Fenka, Zająców dwóch, Żabę i Słonia. Czyżbym miał silne zwierzęce koneksje?
Wojtek Wytrych
Komentarze
|