Literatura Recenzje
Wys�ano dnia 23-12-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 393
Wys�ano dnia 23-12-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 393
Po 30 latach przerwy Lech Jęczmyk powrócił do układania tomów opowiadań z cyklu "Kroki w nieznane". Dla polskich miłośników to wiadomość mniej więcej tak radosna, jaką dla melomanów byłaby wieść o odkryciu X Symfonii Beethovena. Czy nowe tomy zachowają jednak poziom swoich sławnych sześciu poprzedników? |
Ukazujące się w latach 1970-76 "Kroki w nieznane" to prawdziwa marka w polskiej fantastyce. Znają ją nie tylko ci, którzy byli na świecie, gdy te książki się ukazywały - tomy z tego cyklu do dzisiaj są hitem bibliotek i antykwariatów, a dyskusje na temat tych opowiadań wciąż odżywają w internetowych grupach dyskusyjnych polskich fantastów.
Niesłychanie ambitny projekt tego cyklu zakładał ni mniej, ni więcej tylko coroczne publikowanie przeglądu tego, co najlepszego ukazało się w światowej fantastyce - Asimova, Aldissa, Sheckleya, Wyndhama, ale też braci Strugackich, Ilii Warszawskiego, Janusza Zajdla czy Stanisława Lema.
Na robienie tak dobrego almanachu nie mógłby sobie pozwolić nawet wydawca zachodni. Don Wolheim wydawał wprawdzie słynne antologie pod tytułem "Best Of The Year", ale ograniczały się one praktycznie do fantastyki anglosaskiej - a przecież "Kroki w nieznane" po amputowaniu twórczości Rosjan czy Polaków byłyby nieporównywalnie słabsze.
Jak to się właściwie działo, że właśnie Jęczmykowi - redaktorowi w wydawnictwie "Iskry" - udawało się coś niedostępnego redaktorom amerykańskim? Wzlot i upadek tego cyklu doskonale ilustruje to, co było najlepsze i najgorsze w literaturze popularnej okresu PRL.
Najpierw pozytywy. Byliśmy odcięci od świata żelazną kurtyną i nie mieliśmy dewiz na honoraria dla autorów. I to właśnie wbrew pozorom była dobra wiadomość! Przed zapalonym do popularyzowania literatury amerykańskiej w Polsce wydawcą wszystkie drzwi za oceanem stały otwarte. Pisarze, którzy kapitalistycznego wydawcę zrzuciliby ze schodów, gdyby ten obraził ich proponując zbyt mało zer na czeku, w tym przypadku zgadzali się na druk za symboliczne kwoty czy wręcz za darmo, właśnie dlatego, że łatwo było liczyć na zrozumienie naszej trudnej sytuacji.
Seria "Kroki w nieznane" musiała jednak upaść. Stało się to z podobnych powodów, dla których z równie ambitnego projektu (acz skupionego raczej na powieściach niż opowiadaniach) w 1976 r. zrezygnował Stanisław Lem. Jego seria "Stanisław Lem poleca" rozbiła się o nieoczekiwane problemy cenzuralne - okazało się, że coraz więcej tłumaczy fantastyki (jak tłumaczący Ursulę Le Guin Stanisław Barańczak czy specjalizująca się w braciach Strugackich Irena Lewandowska) trafia na indeks nazwisk autorów objętych zakazem druku, a razem z nimi tłumaczone przez nich utwory.
Po bez mała 30 latach Jęczmyk wraca do "Kroków" wspierany przez współredaktora zbioru, amerykanistę Konrada Walewskiego. Warunki są dziś tak bardzo odmienne, że wyliczanie powodów, dla których te "Kroki" muszą się wszystkim różnić od poprzednich almanachów, byłoby męczącą litanią truizmów.
A jednak... właściwie już od otwierającego zbiór opowiadania Teda Chianga "72 litery", którego akcja rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej, ale przy założeniu prawdziwości alchemicznej wizji świata zacząłem czuć, że to po prostu kolejny tom "Kroków w nieznane", jakby poprzedni ukazał się zaledwie rok temu.
Tak jak w oryginalnych "Krokach w nieznane" w tym tomiku przemieszane są bardzo różne odmiany fantastyki. Są tu utwory utrzymane w tonacji buffo - jak choćby opowiadanie niezawodnego jak zwykle Kira Bułyczowa "Fatalny ślub" (w którym mieszkańcy Wielkiego Guslaru zaczynają wybierać się w przyszłość, i oczywiście w obie strony podróżują objuczeni torbami z towarem "na handel").
Dobra fantastyka rosyjska zresztą tradycyjnie jest atutem "Kroków w nieznane" - perełką utworu jest śmieszno-straszne opowiadanie mało u nas znanego Władimira Wasiliewa, o rosyjskim inteligencie, który w pijanym widzie przypadkowo zaprzyjaźnił się z duchami rządzącymi moskiewskim metrem.
Są też jednak utwory bardzo serio, jak dreszczowiec Grega Egana "Moralność wirusologa" o szalonym naukowcu, który zainspirowany AIDS i wpływem tej choroby na przemiany obyczajowe, konstruuje wirusa zaprojektowanego genetycznie, tak by zabijał osoby prowadzące się niemoralnie. China Mieville, pisarz ceniony przez polskich czytelników za oryginalną powieść fantasy "Dworzec Perdido", tutaj straszy cyberthrillerem "Koniec z głodem", utrzymanym w konwencji modnej ostatnio fantastyki paranoicznej (we współczesnym Londynie bohater zadziera z pewną bardzo potężną instytucją i... dzieją się wokół niego bardzo dziwne rzeczy).
Tak jak stare "Kroki w nieznane", ten tomik też przynosi bardzo szeroki przekrój różnych odmian fantastyki. Jest tu ortodoksyjne science fiction o wyprawie międzygwiezdnej ("Koncert muzyki Brahmsa" Suzy McKee Charnas), dystopia ("Asystent doktora Luthera"), urban fantasy (wspomniane opowiadanie Wasiliewa), cyberpunk, historia alternatywna itd. Jeśli ktoś może przeczytać tylko jedną książkę fantastyczną w ciągu roku - to będzie doskonały wybór.
Oby tylko coroczne tempo dało się utrzymać - indeksy "nazwisk zakazanych", miejmy nadzieję, nie wrócą, ale czy dziś dalej przed entuzjastami wszystkie drzwi będą stały otworem?
Niesłychanie ambitny projekt tego cyklu zakładał ni mniej, ni więcej tylko coroczne publikowanie przeglądu tego, co najlepszego ukazało się w światowej fantastyce - Asimova, Aldissa, Sheckleya, Wyndhama, ale też braci Strugackich, Ilii Warszawskiego, Janusza Zajdla czy Stanisława Lema.
Na robienie tak dobrego almanachu nie mógłby sobie pozwolić nawet wydawca zachodni. Don Wolheim wydawał wprawdzie słynne antologie pod tytułem "Best Of The Year", ale ograniczały się one praktycznie do fantastyki anglosaskiej - a przecież "Kroki w nieznane" po amputowaniu twórczości Rosjan czy Polaków byłyby nieporównywalnie słabsze.
Jak to się właściwie działo, że właśnie Jęczmykowi - redaktorowi w wydawnictwie "Iskry" - udawało się coś niedostępnego redaktorom amerykańskim? Wzlot i upadek tego cyklu doskonale ilustruje to, co było najlepsze i najgorsze w literaturze popularnej okresu PRL.
Najpierw pozytywy. Byliśmy odcięci od świata żelazną kurtyną i nie mieliśmy dewiz na honoraria dla autorów. I to właśnie wbrew pozorom była dobra wiadomość! Przed zapalonym do popularyzowania literatury amerykańskiej w Polsce wydawcą wszystkie drzwi za oceanem stały otwarte. Pisarze, którzy kapitalistycznego wydawcę zrzuciliby ze schodów, gdyby ten obraził ich proponując zbyt mało zer na czeku, w tym przypadku zgadzali się na druk za symboliczne kwoty czy wręcz za darmo, właśnie dlatego, że łatwo było liczyć na zrozumienie naszej trudnej sytuacji.
Seria "Kroki w nieznane" musiała jednak upaść. Stało się to z podobnych powodów, dla których z równie ambitnego projektu (acz skupionego raczej na powieściach niż opowiadaniach) w 1976 r. zrezygnował Stanisław Lem. Jego seria "Stanisław Lem poleca" rozbiła się o nieoczekiwane problemy cenzuralne - okazało się, że coraz więcej tłumaczy fantastyki (jak tłumaczący Ursulę Le Guin Stanisław Barańczak czy specjalizująca się w braciach Strugackich Irena Lewandowska) trafia na indeks nazwisk autorów objętych zakazem druku, a razem z nimi tłumaczone przez nich utwory.
Po bez mała 30 latach Jęczmyk wraca do "Kroków" wspierany przez współredaktora zbioru, amerykanistę Konrada Walewskiego. Warunki są dziś tak bardzo odmienne, że wyliczanie powodów, dla których te "Kroki" muszą się wszystkim różnić od poprzednich almanachów, byłoby męczącą litanią truizmów.
A jednak... właściwie już od otwierającego zbiór opowiadania Teda Chianga "72 litery", którego akcja rozgrywa się w epoce wiktoriańskiej, ale przy założeniu prawdziwości alchemicznej wizji świata zacząłem czuć, że to po prostu kolejny tom "Kroków w nieznane", jakby poprzedni ukazał się zaledwie rok temu.
Tak jak w oryginalnych "Krokach w nieznane" w tym tomiku przemieszane są bardzo różne odmiany fantastyki. Są tu utwory utrzymane w tonacji buffo - jak choćby opowiadanie niezawodnego jak zwykle Kira Bułyczowa "Fatalny ślub" (w którym mieszkańcy Wielkiego Guslaru zaczynają wybierać się w przyszłość, i oczywiście w obie strony podróżują objuczeni torbami z towarem "na handel").
Dobra fantastyka rosyjska zresztą tradycyjnie jest atutem "Kroków w nieznane" - perełką utworu jest śmieszno-straszne opowiadanie mało u nas znanego Władimira Wasiliewa, o rosyjskim inteligencie, który w pijanym widzie przypadkowo zaprzyjaźnił się z duchami rządzącymi moskiewskim metrem.
Są też jednak utwory bardzo serio, jak dreszczowiec Grega Egana "Moralność wirusologa" o szalonym naukowcu, który zainspirowany AIDS i wpływem tej choroby na przemiany obyczajowe, konstruuje wirusa zaprojektowanego genetycznie, tak by zabijał osoby prowadzące się niemoralnie. China Mieville, pisarz ceniony przez polskich czytelników za oryginalną powieść fantasy "Dworzec Perdido", tutaj straszy cyberthrillerem "Koniec z głodem", utrzymanym w konwencji modnej ostatnio fantastyki paranoicznej (we współczesnym Londynie bohater zadziera z pewną bardzo potężną instytucją i... dzieją się wokół niego bardzo dziwne rzeczy).
Tak jak stare "Kroki w nieznane", ten tomik też przynosi bardzo szeroki przekrój różnych odmian fantastyki. Jest tu ortodoksyjne science fiction o wyprawie międzygwiezdnej ("Koncert muzyki Brahmsa" Suzy McKee Charnas), dystopia ("Asystent doktora Luthera"), urban fantasy (wspomniane opowiadanie Wasiliewa), cyberpunk, historia alternatywna itd. Jeśli ktoś może przeczytać tylko jedną książkę fantastyczną w ciągu roku - to będzie doskonały wybór.
Oby tylko coroczne tempo dało się utrzymać - indeksy "nazwisk zakazanych", miejmy nadzieję, nie wrócą, ale czy dziś dalej przed entuzjastami wszystkie drzwi będą stały otworem?
Komentarze |