Kielce v.0.8

Muzyka
Cały ten Miles - Targi Kielce Jazz Festival 2016

 drukuj stron�
Muzyka Miles Davis, Festiwal, Jazz, Kielce, Memorial to Miles Liebman, Stańko,Muzyka
Wys�ano dnia 21-09-2016 o godz. 18:16:47 przez grolecki 10472

- Pewnego razu zapytałem Milesa, po co mu saksofonista w zespole grającym elektryczną muzykę - bardzo głośną i niezbyt subtelną. Wydawało mi się, że saksofon był tam zbędny. Miles odpowiedział „bo ludzie lubią oglądać, jak poruszasz palcami” – wspomina Dave Liebman w publikacji What It Is: The Life of a Jazz Artist, Dave Liebman in conversation with Lewis Porter. 70-letni wirtuoz fletu i saksofonu będzie jednym z wielu bohaterów tegorocznej edycji festiwalu „Memorial to Miles” w Kieleckim Centrum Kultury (23-25 września).



Fałszywa nuta

- Brzmiało nonsensownie, ale po latach stwierdziłem, że miał rację. – tłumaczył Liebman - Saksofoniści tacy, jak „Bird”, „Trane” i Wayne (Charlie Parker, John Coltrane i Wayne Shorter – przyp. red.) byli doskonałym tłem dla stylu gry Milesa. On grał wolno a ty grałeś szybko. Kontrast napięcia i spokoju.



Podobną taktykę w doborze repertuaru zdają się stosować listonosze odpowiedzialni za Targi Kielce Jazz Festival. W czasach kurierów, płatności z góry i śledzenia przesyłki oni wolą zgubić się w strugach Dolnego Manhattanu epoki prezydenta Roosevelta. Wpadną może do Café Society – pierwszego w Stanach klubu wolnego od segregacji rasowej, promującego czarnoskórych wykonawców rangi Nata Kinga Cole’a, Elli Fitzgerald czy właśnie Milesa Davisa. Tego półfikcyjnego wieczoru publiczność zabawia komik Zero Mostel, który za kilkanaście lat wystąpi w „Producentach” Mela Brooksa. Brooks, podobnie jak Dave Liebman, wychował się w żydowskiej rodzinie z Brooklynu, był chorowity i muzykował – Buddy Rich przez sześć miesięcy uczył go gry na perkusji.

- Jak to się stało?! – pyta w tamtym filmie Max Bialystock – Byłem taki ostrożny! Wybrałem złą sztukę, złego dyrektora, złą obsadę, a poszło mi dobrze. Gdzie popełniłem błąd?

Sztuka bywa nieprzewidywalna, kapryśna i złośliwa. „Memorial to Miles” ufa potędze niewiedzy, którą najlepiej wyraża jazz właśnie i wbite dźwiękiem deski Dużej Sceny KCK-u . Perfekcja nie jest celem muzyki jazzowej. To najwyżej jej efekt uboczny.

- Znane są przypadki, że Miles Davis zagrał fałszywą nutę w utworze. – mówił w jednym z wywiadów Tomasz Stańko, kolega po fachu patrona festiwalu i gwiazda ostatniego dnia - Ona spowodowała pewne zawirowania ekspresyjne, reszta muzyków dogoniła to i uzasadniła swoim zupełnie nowym graniem ten dźwięk. Ta fałszywa nuta stała się piękna.



Biszkopt

Nie wiemy, jaką nutą powita nas w sobotę kwartet Henrix Violinsky. Materiały promocyjne kwitują, że „generalny azymut wyznacza muzyka fusion z uwzględnieniem rockowej ekspresji i elektronicznych brzmień”. Ale z chwilą, kiedy prowadzące echo Leszka Ślusarskiego opuści scenę w poszukiwaniu swego właściciela, słuchacz zostanie sam na sam z przesłuchiwanym. Piotr Biskupski, bębniarz m.in. trio Włodzimierza Nahornego, oraz związany ze świętokrzyską sceną muzyczną Henryk Gembalski, na pewno przygotują dla kieleckiej publiczności coś wyjątkowego.

Muzyczny protokół po raz kolejny zostanie przesłany do Milesa Davisa, który najchętniej zwróciłby go do nadawcy. Enigmatyczny dziwak, który był Princem na długo przez Princem, słynął bowiem z ciętego języka i twardej ręki. Kontakt z drugim człowiekiem był czymś przechrupanym w drodze z żółtego Ferrari Testarossa na scenę wieczornego koncertu, gdzie działy się rzeczy naprawdę istotne - muzyka. Broń Bakerze, nie "muzyka jazzowa", bo Miles nie cierpiał tego pojęcia. Według niego wymyślił je „wuj Tom i ludzie biali”.

- Nigdy nie słyszałem o tym gównie, dopóki nie przeczytałem o nim w jakimś magazynie. – opowiadał Donowi DeMichealowi z „Rolling Stone’a” w 1969 roku. Sam używał określenia „muzyka społecznościowa”, z podziałem na czarną i białą. „Rasista” – stwierdziłby dziś użytkownik społecznościowego portalu. Miles poczęstowałby go pewnie prawym hakiem w żołądek, podobnie jak Johna Coltrane’a za kulisami jednego z koncertów w 1957 roku. Trane’a i innych nie oszczędzał także w wywiadach, choćby tym dla „New Musical Express” (1985).

- Coltrane był bardzo chciwym człowiekiem. Chodził z potężną działką dragów i z nikim się nie podzielił. „Bird” (Charlie Parker – przyp. red.) był podobny. Moja żona piekła biszkopt, więc mówiłem do niego “zejdź na dół i zjedz coś z nami, Bird. On wtedy przychodził i zżerał wszystko! Zostawiał malutki kawałek i zwyczajnie wychodził. Zrobił tak kilka razy, aż w końcu stwierdziłem „pieprz się” i nie zostawiałem mu niczego.



Slap, solo, bas

Miles epoki lat 80. – ten w płaszczu, cztery pory roku zastygający pod gmachem KCK-u -spotykał się z wieloma głosami krytyki, np. za nagrywanie coverów piosenek Michaela Jacksona czy Cyndi Lauper (płyta „You’re Under Arrest”). Dziś architektura tamtego okresu pokryła się szlachetną patyną i stanowi inspirację dla jazzmanów. Jednym z nich jest Łukasz Pawlik – syn słynnego ojca i, przede wszystkim, autor płyty „Lonely Journey”, która podróżuje do okolic „Tutu”. W niedzielę zagra przed Tomaszem Stańko. W rozmowie z portalem audio.com.pl zdradził:

- Na moim albumie można wyczuć wpływy Milesa Davisa z lat 80., z okresu współpracy z Marcusem Millerem. Co ciekawe Paweł Pańta po raz pierwszy zagrał techniką slap i to w dodatku solo. A Michael "Patches" Stewart zagrał na trąbce z tłumikiem, przypominając brzmienie Milesa.



Stańkę i Pawlika uprzedzi Lime Tree Quartet z Olą Lipińską. W zeszłym roku nagrali ciepło przyjęty, debiutancki album; kompozytorem większości utworów jest Wojtek Lipiński. Dzień wcześniej preludium do New Light z Liebmanem grać będzie Marek Napiórkowski Sextet - okazały projekt, który urodził się na płycie „Up”. Gitarzysta ma na swoim koncie około 150 albumów z różnymi wykonawcami – od Anny Marii Jopek po Pata Metheny’ego. Ten z 2013 roku jest jednak wyjątkowy, bo od początku do końca firmowany własnym nazwiskiem.

- To moje największe wyzwanie, także po względem logistycznym. – podsumowywał w rozmowie z Marią Szabłowską - „Up” to współpraca czternastu osób - sześciu jazzmanów plus ośmiu wykonawców ze świata muzyki klasycznej. Jak na mnie – duża rzecz.



"Sad motherfucker"

Portret Milesa Davisa być może jeszcze wisi w domu Napiórkowskiego. Przypomina, że jazz jest sztuką mieszania w bulgoczącym kotle; pozornie niemożliwym dialogiem indywidualistów. Kiedy słyszymy nazwiska gigantów – Davis, Parker, Coltrane, Shorter – naszą wyobraźnię rozpalają ich olimpijskie umiejętności. Dopiero odpowiednie ich stłumienie, wspólna kapitulacja - w Carnegie Hall albo parku Staszica, nieważne – pozwala ominąć rozum i trafić do serca. Davis był mistrzem tego sabatu czarownic. Na audiencje przychodzili do niego najlepsi, wystarczył jeden szept do ucha producenta Teo Macero. Bywało też, że zwabieni zapachem legendy nowi członkowie zespołu kompletnie nie czuli pomysłów Davisa.

- Byłem sfrustrowany. Po 9 miesiącach grania z Milesem poczułem, że jest dobrze, ale nie wspaniale. To nie było zbyt duże muzyczne wyzwanie, raczej głośne wariactwo. Chciałem wtedy cofnąć się o 10 lat wstecz i być na miejscu Wayne’a Shortera i tego, co robili w latach 60. – przyznał Liebman w dialogu z Lewisem Porterem – Ale przynajmniej raz dziennie widziałem wielkiego Milesa Davisa, nauczyciela muzyki z 30-letnim stażem. Tego, który przez pięć minut opowiadał historię; zagrał jeden długi dźwięk, potem kolejny, następnie wyciągnął fałsz i frazę bluesową, żeby zwieńczyć to wszystko gigantyczną przestrzenią. Kiedy on i Elvin Jones wchodzili na scenę, żarty się kończyły.

"Miles był trudny" - krzyczą źródła historyczne. Po godzinach mógł nazywać Johnny’ego Carsona „smutnym skurwysynem” albo zapytać Nancy Reagan o zasługi inne niż "pieprzenie prezydenta". Ale czy można na tej podstawie stwierdzić, że był człowiekiem oschłym albo nieczułym? Nagrania pokroju „Someday My Prince Will Come” mówią, że było inaczej.

Grzegorz Rolecki

Program festiwalu:

Piątek 23 września (Galeria Winda):

19.00 Wernisaż Marka Batorskiego i koncert zespołu Move Up

Sobota, 24 września (Duża Scena KCK):

17.00 Henrix Violinsky ( Gembalski/Chochół/Rusek/Biskupski)

18.00 Marek Napiórkowski Sextet (Napiórkowski/Herdzin/Pierończyk/Miśkiewicz/Kubiszyn/Dobrowolski)

20.00 New Light (Liebman/Niewood/Perla/Nussbaum)

Niedziela, 25 września (Duża Scena KCK)

17.00 Lime Tree Quartet (Lipiński/Janiszewski/Zielak/Bolewski) feat. Ola Lipińska

18.00 Łukasz Pawlik ‘Lonely Journey’ (Pawlik/Główczewski/ Pańta/Konrad)

20.00 Tomasz Stańko Band (Stańko/Ojdana/Garbowski/Gradziuk)

Więcej informacji TUTAJ.

Memorial to Miles 2016


...

  Album Memorial to Miles 2016


Komentarze

Error connecting to mysql