Kultura Polska Cywilizacja
Wys�ano dnia 31-05-2006 o godz. 11:00:00 przez pala2 346
Wys�ano dnia 31-05-2006 o godz. 11:00:00 przez pala2 346
Kilkanaście dni temu w Gdańsku spłonęła konstrukcja dachu XII-wiecznego kościoła św Katarzyny i niemal cudem strażacy uratowali zabytkową dzwonnicę z rzadkim w Europie karylionem. |
Niezwykle widowiskową katastrofę oglądała w telewizji cała Polska - znad dachu świątyni buchał ogień i kłęby dymu. Gdańszczanie oraz turyści tłoczyli się na Starówce i oglądali dokonujące się dzieło zniszczenia. Jak zwykle przy podobnych okazjach pojawiają się pytania o ochronę zabytków i dziedzictwa narodowego. Niestety nie jest z tym najlepiej.
Ochrona kosztuje
Polskie prawo rozróżnia dwa główne rodzaje zabytków: ruchome oraz nieruchome. Te pierwsze to zasoby muzeów, galerii, bibliotek, wyposażenie świątyń oraz zbiory prywatnych kolekcjonerów (obrazy, grafiki, rzeźby, cenne inkunabuły, książki i dokumenty, regalia, przedmioty kultu religijnego, zabytki sztuki rzemieślniczej). Do zabytków nieruchomych zalicza się budowle (kościoły, zamki, pałace, zabytki przemysłowe), cmentarze, pomniki historii i kultury.
Zabezpieczenie zabytków to zadanie współdzielone przez ich właścicieli oraz państwo, przy czym warto zwrócić tu uwagę na fakt, że zadania te nie są rozdzielone po równo. Na właścicielach spoczywa obowiązek dbania i zabezpieczenia cennego mienia (ochrona przeciwpożarowa, ochrona przed włamaniem i kradzieżą, zalaniem, wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych). Państwo natomiast roztacza opiekę konserwatorską nad zabytkami - to zadanie leży w gestii konserwatorów: generalnego, wojewódzkiego i miejskiego.
Bezpieczeństwo oczywiście kosztuje, i to niemało - założenie nowoczesnego systemu antywłamaniowego czy przeciwpożarowego w dużych obiektach takich jak biblioteki, muzea czy świątynie wymaga zebrania funduszy w wysokości setek tysięcy złotych. Problemy sprawia również konieczność zawiadomienia o każdej takiej inwestycji konserwatora zabytków, który musi wydać wcześniej zgodę. Samowola jest tu niedopuszczalna - systemy ochrony muszą być dyskretne i nie mogą naruszać zabytkowej tkanki budynku.
Bezpieczeństwo w sferze marzeń
Większość zabytków nieruchomych w Polsce należy do osób prywatnych lub do związków wyznaniowych, państwo dysponuje jedynie około 15 procentami obiektów. Kościoły są właścicielami jednej czwartej zabytków (świątynie, kaplice, cmentarze), osoby prywatne natomiast posiadają aż 30 proc. obiektów zabytkowych (dworki, pałace, zespoły pałacowo-parkowe, kamienice). Nieco ponad jedna piąta zabytków to własność komunalna. Z powyższego zestawienia wynika, że około trzy czwarte zabytków nieruchomych nie należy do państwa, opieka nad nimi nie jest zatem finansowana z krajowego budżetu.
I tu zaczynają się schody - można pokusić się o stwierdzenie, że kościoły, osoby prywatne z aktem własności na przykład starego dworku czy też samorządy roztaczające opiekę nad należącymi do nich cennymi kamienicami są niezwykle majętne - dobra kultury i dziedzictwa narodowego trudno nawet dokładnie wycenić w jakiejkolwiek walucie. Sęk w tym, że do tego bogactwa trzeba dopłacać - i to żywą gotówką. Remonty i renowacje, kładzenie nowoczesnych i bezpiecznych instalacji elektrycznych czy wodociągowych pochłania ogromne pieniądze.
Znakomitym przykładem jest tu Kościół Katolicki - można rzec, że jest to instytucja wprost bajecznie bogata, dysponuje bowiem wieloma setkami zabytków o ogromnym znaczeniu dla kultury i dziedzictwa regionu, kontynentu, a nierzadko nawet świata. Na to nieprzebrane bogactwo trzeba jednak wciąż łożyć pieniądze, których często brakuje. Opieka nad - przykładowo - katedrą na Wawelu to miliony złotych rocznie. A cennych świątyń jest w każdej diecezji wiele.
Kradzieże
Brak systemów ochrony w polskich kościołach mści się bardzo szybko, gdy wydarza się nieszczęście: pożar, powódź, akt wandalizmu czy też włamanie i kradzież. W 1992 roku w Sulisławicach nieznani sprawcy włamali się do kościoła i skradli obraz Matki Boskiej Bolesnej z połowy XV wieku. Było to dzieło dwustronne przedstawiające Marię, matkę Chrystusa, opłakującą śmierć swojego syna, na rewersie natomiast nieznany autor przedstawił chustę św. Weroniki, tzw. veraicon - cierpiące oblicze Chrystusa odciśnięte na chuście. Kradzież ta zakończyła się happy endem - policja odzyskała obraz i po kilku latach wrócił on na ołtarz sulisławickiej świątyni.
Inny typowy przykład rabunku to włamanie do kościoła św. Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim w marcu tego roku. Sprawcy dostali się do XIV-wiecznej świątyni przez wyważone drzwi. Rabusie na szczęście nie zdawali sobie sprawy z wartości zabytkowego wyposażenia i ich łupem padły jedynie drobne monety ze skarbonek znajdujących się w kościele. Zwykle jednak w podobnych przypadkach złodzieje kradną rzeźby, obrazy - a zatem przedmioty zabytkowe o znacznej wartości. Sprawcy włamania w Lidzbarku zostali szybko ujęci przez policję.
Szara rzeczywistość nie wygląda tak różowo - większość skradzionych przedmiotów nie zostaje nigdy odnaleziona. Łupem złodziei padają nie tylko obrazy, kradzione są przedmioty liturgiczne (monstrancje, kielichy), rzeźby, całe szafy ołtarzowe, architektoniczne elementy ozdobne, a nawet relikwie. Co roku Komenda Główna Policji notuje od 40 do 60 włamań z kradzieżą w świątyniach. W 2000 roku tylko w trzech kwartałach z kościołów zrabowano 150 rzeźb i prawie 40 obrazów.
Ogień i woda
Kolejnym problemem są pożary. Ostatnie wydarzenia z Gdańska pokazują, jak niebezpieczny jest ogień - w ciągu godziny z dymem ulatania się bezcenny wprost dorobek wielu pokoleń. Liczba pożarów we wszystkich obiektach zabytkowych utrzymuje się od wielu lat na tym samym poziomie - jest ich mniej więcej 150, przy czym ogromna większość w obiektach sakralnych (ponad 95 proc.). Ta liczba świadczy o tym, że w Polsce nie inwestuje się w nowoczesne zabezpieczenia przeciwpożarowe. Co roku całkowitemu lub znacznemu zniszczeniu na skutek pożaru ulega od 6 do 10 świątyń. Z danych Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej wynika, że tylko niespełna jedna czwarta cennych budynków sakralnych posiada instalację przeciwpożarową.
Montowanie systemów przeciwpożarowych jest szczególnie konieczne w zabytkowych kościółkach z drewna. Najważniejsze jest szybkie powiadomienie straży pożarnej, a tego bez czułych urządzeń alarmowych zrobić się nie da. Gdy ogień zajmie drewniany obiekt, to najczęściej jest już za późno na ratunek i zabytek ginie bezpowrotnie. Oczywiście można go zrekonstruować (o ile istnieje szczegółowa dokumentacja), nigdy nie będzie to jednak ten sam skarb architektury, lecz jego bardziej lub mniej udana imitacja.
Jednym z przykładów takiego pożaru jest całkowite zniszczenie drewnianego kościółka w Woli Justowskiej pod Krakowem w 2002 roku. Po niezwykle cennym i pięknym zabytku pozostały same popioły. Być może świątynia zostanie odbudowana - byłaby to już druga rekonstrukcja, bowiem ostatni pożar nie był pierwszym w historii justowskiego kościoła, który został strawiony przez płomienie w 1978 roku. Pieczołowite odtwarzanie bryły budynku i wyposażenia trwało aż dziesięć lat - wysiłki te zostały zniweczone przez podpalacza (tak przynajmniej przypuszcza policja).
O ile przed ogniem lub rabusiem można się zabezpieczyć, o ile ma się na to odpowiednio duże fundusze, to przed zjawiskami przyrody, takimi jak powodzie czy też wichury, skutecznej ochrony nie ma. Trzeba traktować je jako "dopust Boży" i po zalaniu kościoła lub też zerwaniu średniowiecznych dachówek przez wiatr postępować według zasady "płacz i płać".
Wspólne dziedzictwo, wspólna ochrona
Znakomite efekty przynosi współdziałanie wielu instytucji w celu ochrony obiektów zabytkowych - bez względu na to, kto jest de facto ich formalnym właścicielem. Przykładem takiego współdziałania są grupy robocze złożone z przedstawicieli Komisji Episkopatu Polski, kościelnych diecezji, parafii, Państwowej Straży Pożarnej, Policji, Komitetu Narodowego Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków ICOMOS, Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, konserwatorów zabytków, ministerstw.
Działając na zasadzie "razem można więcej zdziałać" grupy te wspólnie rozpoznają podstawowe zagrożenia dla cennych obiektów sakralnych w naszym kraju. Na podstawie szczegółowych danych przekazanych przez Kościół strażacy typują świątynie, w których muszą zostać zainstalowane nowoczesne systemy przeciwpożarowe. Specjaliści z policji wskazują na niedostateczną ochronę zabytków, a służby konserwatorskie i przedstawiciele organizacji inżynierskich oraz technicznych pomagają rozpoznać problemy związane ze starzeniem się i niszczeniem samych zabytków.
Rozpoznanie problemu to jednak tylko część sukcesu - aby usunąć zagrożenia, potrzebne są pieniądze. Wracamy zatem do punktu wyjścia. Pewne możliwości finansowania zabezpieczeń otworzyły się po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. UE prowadzi bowiem programy ochrony i wspierania wspólnego dziedzictwa kulturowego - warto skorzystać z tych funduszy. Główne koszty zabezpieczeń muszą jednak ponosić sami właściciele zabytków. Niewątpliwie systemy takie są niezwykle kosztowne, jednak o wiele bardziej kosztowne jest naprawianie szkód po tym, kiedy już wydarzy się nieszczęście. Przykład kościoła św. Katarzyny jest tu znamiennym i wymownym przykładem.
Ochrona kosztuje
Polskie prawo rozróżnia dwa główne rodzaje zabytków: ruchome oraz nieruchome. Te pierwsze to zasoby muzeów, galerii, bibliotek, wyposażenie świątyń oraz zbiory prywatnych kolekcjonerów (obrazy, grafiki, rzeźby, cenne inkunabuły, książki i dokumenty, regalia, przedmioty kultu religijnego, zabytki sztuki rzemieślniczej). Do zabytków nieruchomych zalicza się budowle (kościoły, zamki, pałace, zabytki przemysłowe), cmentarze, pomniki historii i kultury.
Zabezpieczenie zabytków to zadanie współdzielone przez ich właścicieli oraz państwo, przy czym warto zwrócić tu uwagę na fakt, że zadania te nie są rozdzielone po równo. Na właścicielach spoczywa obowiązek dbania i zabezpieczenia cennego mienia (ochrona przeciwpożarowa, ochrona przed włamaniem i kradzieżą, zalaniem, wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych). Państwo natomiast roztacza opiekę konserwatorską nad zabytkami - to zadanie leży w gestii konserwatorów: generalnego, wojewódzkiego i miejskiego.
Bezpieczeństwo oczywiście kosztuje, i to niemało - założenie nowoczesnego systemu antywłamaniowego czy przeciwpożarowego w dużych obiektach takich jak biblioteki, muzea czy świątynie wymaga zebrania funduszy w wysokości setek tysięcy złotych. Problemy sprawia również konieczność zawiadomienia o każdej takiej inwestycji konserwatora zabytków, który musi wydać wcześniej zgodę. Samowola jest tu niedopuszczalna - systemy ochrony muszą być dyskretne i nie mogą naruszać zabytkowej tkanki budynku.
Bezpieczeństwo w sferze marzeń
Większość zabytków nieruchomych w Polsce należy do osób prywatnych lub do związków wyznaniowych, państwo dysponuje jedynie około 15 procentami obiektów. Kościoły są właścicielami jednej czwartej zabytków (świątynie, kaplice, cmentarze), osoby prywatne natomiast posiadają aż 30 proc. obiektów zabytkowych (dworki, pałace, zespoły pałacowo-parkowe, kamienice). Nieco ponad jedna piąta zabytków to własność komunalna. Z powyższego zestawienia wynika, że około trzy czwarte zabytków nieruchomych nie należy do państwa, opieka nad nimi nie jest zatem finansowana z krajowego budżetu.
I tu zaczynają się schody - można pokusić się o stwierdzenie, że kościoły, osoby prywatne z aktem własności na przykład starego dworku czy też samorządy roztaczające opiekę nad należącymi do nich cennymi kamienicami są niezwykle majętne - dobra kultury i dziedzictwa narodowego trudno nawet dokładnie wycenić w jakiejkolwiek walucie. Sęk w tym, że do tego bogactwa trzeba dopłacać - i to żywą gotówką. Remonty i renowacje, kładzenie nowoczesnych i bezpiecznych instalacji elektrycznych czy wodociągowych pochłania ogromne pieniądze.
Znakomitym przykładem jest tu Kościół Katolicki - można rzec, że jest to instytucja wprost bajecznie bogata, dysponuje bowiem wieloma setkami zabytków o ogromnym znaczeniu dla kultury i dziedzictwa regionu, kontynentu, a nierzadko nawet świata. Na to nieprzebrane bogactwo trzeba jednak wciąż łożyć pieniądze, których często brakuje. Opieka nad - przykładowo - katedrą na Wawelu to miliony złotych rocznie. A cennych świątyń jest w każdej diecezji wiele.
Kradzieże
Brak systemów ochrony w polskich kościołach mści się bardzo szybko, gdy wydarza się nieszczęście: pożar, powódź, akt wandalizmu czy też włamanie i kradzież. W 1992 roku w Sulisławicach nieznani sprawcy włamali się do kościoła i skradli obraz Matki Boskiej Bolesnej z połowy XV wieku. Było to dzieło dwustronne przedstawiające Marię, matkę Chrystusa, opłakującą śmierć swojego syna, na rewersie natomiast nieznany autor przedstawił chustę św. Weroniki, tzw. veraicon - cierpiące oblicze Chrystusa odciśnięte na chuście. Kradzież ta zakończyła się happy endem - policja odzyskała obraz i po kilku latach wrócił on na ołtarz sulisławickiej świątyni.
Inny typowy przykład rabunku to włamanie do kościoła św. Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim w marcu tego roku. Sprawcy dostali się do XIV-wiecznej świątyni przez wyważone drzwi. Rabusie na szczęście nie zdawali sobie sprawy z wartości zabytkowego wyposażenia i ich łupem padły jedynie drobne monety ze skarbonek znajdujących się w kościele. Zwykle jednak w podobnych przypadkach złodzieje kradną rzeźby, obrazy - a zatem przedmioty zabytkowe o znacznej wartości. Sprawcy włamania w Lidzbarku zostali szybko ujęci przez policję.
Szara rzeczywistość nie wygląda tak różowo - większość skradzionych przedmiotów nie zostaje nigdy odnaleziona. Łupem złodziei padają nie tylko obrazy, kradzione są przedmioty liturgiczne (monstrancje, kielichy), rzeźby, całe szafy ołtarzowe, architektoniczne elementy ozdobne, a nawet relikwie. Co roku Komenda Główna Policji notuje od 40 do 60 włamań z kradzieżą w świątyniach. W 2000 roku tylko w trzech kwartałach z kościołów zrabowano 150 rzeźb i prawie 40 obrazów.
Ogień i woda
Kolejnym problemem są pożary. Ostatnie wydarzenia z Gdańska pokazują, jak niebezpieczny jest ogień - w ciągu godziny z dymem ulatania się bezcenny wprost dorobek wielu pokoleń. Liczba pożarów we wszystkich obiektach zabytkowych utrzymuje się od wielu lat na tym samym poziomie - jest ich mniej więcej 150, przy czym ogromna większość w obiektach sakralnych (ponad 95 proc.). Ta liczba świadczy o tym, że w Polsce nie inwestuje się w nowoczesne zabezpieczenia przeciwpożarowe. Co roku całkowitemu lub znacznemu zniszczeniu na skutek pożaru ulega od 6 do 10 świątyń. Z danych Komendy Głównej Państwowej Straży Pożarnej wynika, że tylko niespełna jedna czwarta cennych budynków sakralnych posiada instalację przeciwpożarową.
Montowanie systemów przeciwpożarowych jest szczególnie konieczne w zabytkowych kościółkach z drewna. Najważniejsze jest szybkie powiadomienie straży pożarnej, a tego bez czułych urządzeń alarmowych zrobić się nie da. Gdy ogień zajmie drewniany obiekt, to najczęściej jest już za późno na ratunek i zabytek ginie bezpowrotnie. Oczywiście można go zrekonstruować (o ile istnieje szczegółowa dokumentacja), nigdy nie będzie to jednak ten sam skarb architektury, lecz jego bardziej lub mniej udana imitacja.
Jednym z przykładów takiego pożaru jest całkowite zniszczenie drewnianego kościółka w Woli Justowskiej pod Krakowem w 2002 roku. Po niezwykle cennym i pięknym zabytku pozostały same popioły. Być może świątynia zostanie odbudowana - byłaby to już druga rekonstrukcja, bowiem ostatni pożar nie był pierwszym w historii justowskiego kościoła, który został strawiony przez płomienie w 1978 roku. Pieczołowite odtwarzanie bryły budynku i wyposażenia trwało aż dziesięć lat - wysiłki te zostały zniweczone przez podpalacza (tak przynajmniej przypuszcza policja).
O ile przed ogniem lub rabusiem można się zabezpieczyć, o ile ma się na to odpowiednio duże fundusze, to przed zjawiskami przyrody, takimi jak powodzie czy też wichury, skutecznej ochrony nie ma. Trzeba traktować je jako "dopust Boży" i po zalaniu kościoła lub też zerwaniu średniowiecznych dachówek przez wiatr postępować według zasady "płacz i płać".
Wspólne dziedzictwo, wspólna ochrona
Znakomite efekty przynosi współdziałanie wielu instytucji w celu ochrony obiektów zabytkowych - bez względu na to, kto jest de facto ich formalnym właścicielem. Przykładem takiego współdziałania są grupy robocze złożone z przedstawicieli Komisji Episkopatu Polski, kościelnych diecezji, parafii, Państwowej Straży Pożarnej, Policji, Komitetu Narodowego Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków ICOMOS, Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, konserwatorów zabytków, ministerstw.
Działając na zasadzie "razem można więcej zdziałać" grupy te wspólnie rozpoznają podstawowe zagrożenia dla cennych obiektów sakralnych w naszym kraju. Na podstawie szczegółowych danych przekazanych przez Kościół strażacy typują świątynie, w których muszą zostać zainstalowane nowoczesne systemy przeciwpożarowe. Specjaliści z policji wskazują na niedostateczną ochronę zabytków, a służby konserwatorskie i przedstawiciele organizacji inżynierskich oraz technicznych pomagają rozpoznać problemy związane ze starzeniem się i niszczeniem samych zabytków.
Rozpoznanie problemu to jednak tylko część sukcesu - aby usunąć zagrożenia, potrzebne są pieniądze. Wracamy zatem do punktu wyjścia. Pewne możliwości finansowania zabezpieczeń otworzyły się po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. UE prowadzi bowiem programy ochrony i wspierania wspólnego dziedzictwa kulturowego - warto skorzystać z tych funduszy. Główne koszty zabezpieczeń muszą jednak ponosić sami właściciele zabytków. Niewątpliwie systemy takie są niezwykle kosztowne, jednak o wiele bardziej kosztowne jest naprawianie szkód po tym, kiedy już wydarzy się nieszczęście. Przykład kościoła św. Katarzyny jest tu znamiennym i wymownym przykładem.
Jerzy Piątek polska.pl
Komentarze |