Świętokrzyskie Rozmowy Cezary Łutowicz,
Wys�ano dnia 29-12-2011 o godz. 11:40:15 przez rafa 12182
Wys�ano dnia 29-12-2011 o godz. 11:40:15 przez rafa 12182
Z Cezarym Łutowiczem, który w 1972 r. wprowadził krzemień na salony, rozmawia Joanna Klich. Wywiad przeprowadzony został podczas trwającego w Sandomierzu I Festiwalu Krzemienia Pasiastego. |
J.K.: Jesteś jednym z pomysłodawców powstania I Festiwalu Krzemienia Pasiastego, skąd pomysł na taką imprezę?
C.Ł.: Razem z Mariuszem Pajączkowskim wymyśliliśmy tę imprezę, by promować krzemień i tym samym miasto. Sandomierz znany jest, jako Światowa Stolica Krzemienia Pasiastego, na zamku możemy podziwiać kolekcje ponad 250 prac najlepszych Polskich projektantów biżuterii. Lecz historia tego kamienia jest zawiła i niezwykle tajemnicza. Gdy przyjechałem tu z Wybrzeża, zobaczyłem, że polne drogi w rejonie Sandomierza utwardzane są z ciekawego kamienia. Dla mieszkańców był on zwyczajnym materiałem budowlanym. Moją świadomość, co do istoty tego tworzywa rozbudował prof. Zdzisław Migaszewski, geolog z Kielc. On dał mi podwaliny, aby kamień ten obrabiać i tworzyć z niego biżuterię. Początki były trudne, ludzie dziwili się ogromnie, co ja chcę robić z takiego kamienia, którym wybrukowane są drogi. Lecz powoli udało mi się przekonać świat do swych słusznych racji. Swe prace wystawiałem w różnych krajach. W Indiach, gdzie występują wszystkie minerały, zachwycał swą prostotą i elegancją. Dlatego oprawiam go bardzo skromnie, skupiając się na kadrowaniu. Sam kamień, jego forma, nadają kierunek działań.
J.K.: Krzemień jest nazywany kamieniem optymizmu. Noszony jest przez celebrytów. Czy to tylko zabieg marketingowy, skąd takie określenie?
C.Ł.: Tak zaczęły go nazywać panie, które go nosiły przez dłuższy czas. Okazało się, że ten kamień rzeczywiście mam niezwykłe ,,zdolności’’. Przychodzą do mnie ludzie, mówiąc od progu, że nic nie kupią, chcą tylko zanurzyć ręce w koszu z krzemieniem. By ułatwić ludziom kontakt z kamieniem, piękny okaz oprawiłem w ścianie galerii na zewnątrz budynku. Mam nawet zdjęcia kolejki 70 osób, podchodzących do krzemienia, by go dotknąć. Jest to pewien ciekawy element miasta, które swą bogata historią przyciąga turystów.
J.K.: Rzeczywiście w ostatnim czasie o Sandomierzu dużo się mówi, jest tu wiele atrakcji. Na szczególną uwagę zasługuje zakotwiczone niebo na Rynku, to twój autorski pomysł. Przybliż nam historię owego działania.
C.Ł.: Otóż postanowiłem wyposażyć to miasto w taki oryginalny element, jakim jest kotwica. 12 lat trwały zmagania z władzami, ale się w końcu udało – w 2004 roku Zakotwiczyłem Niebo Sandomierskie. Kotwica i łańcuch pochodzą z moich zbiorów prywatnych, są to przedmioty wiślane. Mnie zależało na tym, by postawić ją w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia. Ponieważ kotwica jest symbolem nadziei. Najczęściej z niej korzystają nowożeńcy, do fotografii. Początek małżeństwa nadzieję jakąś niesie. Miałem również jeden wstrząsający przypadek. Wojtek Siemion, z którym dobrze się znałem, miał być u mnie w domu na spotkaniu towarzyskim. Jadąc z Krakowa do Warszawy 10 kwietnia 2010 r. w dzień katastrofy smoleńskiej, zadzwonił, odwołując wizytę, ale prosił o spotkanie przy pomniku nadziei. W tej katastrofie zginęli jego przyjaciele, jak okazało się zdjęcia, które mu tego dnia zrobiłem w Sandomierzu, były jego ostatnimi. Zmarł kilka dni później. Są to przedmioty, które już obrastają w historię.
J.K.: Krzemień pasiasty to niezwykle magiczny kamień, od zarania dziejów obecny w kulturze, otoczony szczególną czcią, zapewne i z nim związanych jest wiele historii, legend?
C.Ł.: Człowiek kilka tysięcy lat temu, kopał skałę wapienną po to, by wydobywać krzemień pasiasty. Łatwiej dostępny jest natomiast krzemień czekoladowy. Następnie, w postaci siekierek, znajdujemy ten kamień w odległych miejscach. Większość tych siekier nie nosi śladów używania. Były to przedmioty szczególne, związane z obrzędowością, sferą ducha. Kamień ten przypomina żywioł wody. Uderzony jeden o drugi daje ogień. Rysunek siekiery to najstarsze wyobrażenie gromu. Jest on nośnikiem trzech żywiołów, osoba posiadająca taki przedmiot była w swojej grupie wyodrębniona. Te sama role pełni biżuteria, ma nas zabezpieczać, wkracza w naszą intymność. Jest elementem, który uzupełnia nasz wizerunek, jest komunikatem do otoczenia. Mówi o mnie, o pozycji społecznej, bezguściu, modzie. Dobór biżuterii do stroju, sytuacji jest bardzo delikatną sprawą. Według starego przedwojennego savoir-vivre’u pierścionki z brylantami mogła nosić tylko mężatka lub osoby po 40. Tylko na wieczorne wyjścia. Brylanty najlepiej wyglądają przy świecach. Kamienie, które nosimy pod postacią biżuterii, maja nas zabezpieczać przed chorobami, złymi mocami. Początkiem biżuterii jest ząb upolowanego zwierzęcia. Ma ona różne formy, u mojego przyjaciela w Warszawie widziałem naszyjnik z ptasich czerwonych piór. Są one prawie niedostępne, otóż należą do ptaka, który lata wysoko, trudno go ustrzelić. Ma on tylko dwa takie piórka, a naszyjnik zrobiony był z 400 takich piórek. W środowisku tego człowieka, jego biżuteria jest sygnałem do otoczenia, że jest bardzo sprawny. Na temat krzemienia pasiastego powstały dwie parce magisterskie, odbyła się sesja naukowa, w przyszłym roku mija 40 lat mojej pracy twórczej w zakresie biżuterii.
J.K. To, że jesteś odkrywcą krzemienia wiedzą w Sandomierzu prawie wszyscy, ale poza tym zajmujesz się fotografią, robisz wystawy oraz zdobywasz laury na konkursach. Ostatnio w Kielcach na Przedwiośniu. Czym dla ciebie jest fotografia?
C.Ł.: Fotografią zajmowałem się zawsze, od 7 klasy szkoły podstawowej, kiedy od rodziców dostałem aparat przedwojenny. Na początku prymitywny powiększalnik, fotografia rodzinna. Na skutek pogłębiania wiadomości rozwinąłem swój warsztat. Sięgam po obrazy świadomie, u mnie nie ma przypadku. Ja długo pracuję nad materiałem zdjęciowym, aż zostanie odarty z szumu zdjęciowego. Przyrównać to można do procesu malowania obrazu. W pracy świadomy jestem używanego programu oraz celu, jaki chcę osiągnąć. Mam ogromny szacunek dla mych poprzedników, szczególnie Pawła Pierscińskiego oraz wielu innych. Oni wyczyścili mi widzenie. Teraz skończyła się moja wystawa w Galerii Krytyków w Warszawie pt. ,,Nowy York – Powidoki’’. Jest to mój osobisty portret miasta, które sfotografowane na 1000 sposób żyje własnym rytmem. Szukam kreacji tego miasta, syntezy, kiedy pozostają pewne obrazy w głowie. Staram się pokazać wrażenia, temperaturę, zgiełk, pewien specyficzny klimat.
J.K.: Wrócę jeszcze do tematu biżuterii i mody... Na festiwalu debiutowałeś jako projektant mody, to zupełnie nowa rola dla ciebie?
C.Ł.: W przyszłym roku przypada 40-lecie mojej pracy twórczej, z tej okazji Targi Amber w Gdańsku zaproponowały mi, abym pokazał publiczności dużą ekspozycję swoich prac oraz pokaz mody. Zwykle to jest tak, że złotnik współpracuje z projektantami ubiorów, wtedy biżuteria skorelowana jest ze strojem. W moim przypadku okazało się, że kilka znanych mi osób z branży odzieżowej ma tak zajęte terminy i nie ma możliwości, abym dostał gotową kolekcję. Więc sam postanowiłem zaprojektować ubrania do moich wyrobów z krzemienia pasiastego. W czasie trwania I Festiwalu Krzemienia odbył się pokaz mody moich sukienek i biżuterii. Jest to mój debiut, ja nie mam żadnych doświadczeń, przez co jestem pozbawiony obciążeń związanych tradycją, trendem i całą tą otoczką. Natomiast w Gdańsku kolekcja będzie poszerzona o kapelusze, projektowane przez znaną projektantkę. W komponowaniu całości musimy pamiętać o tym, że kamień jest najważniejszy, wszystko musi być odpowiednio zestawione ze sobą.
J.K.: W swojej pracowni prowadzisz od dawna warsztaty wraz z pracownikami sandomierskiego Muzeum Okręgowego. Skąd przyjeżdżają uczestnicy i jakie są założenia zajęć?
C.Ł.: Na zajęciach było w sumie 12 osób, które uczyłem obrabiać krzemień pasiasty w sposób najbardziej prymitywny. Początkowo mieliśmy współpracę z jedną uczelnią łódzką, obecnie ten projekt się rozrasta. Kolejna uczelnia dowiedziała się o warsztatach – Wyższa Szkoła Sztuki i Projektowania z Łodzi oraz z liceum plastyczne Częstochowy. Skutkiem tych zajęć jest tworzenie unikatowej, jedynej na świecie muzealnej kolekcji krzemienia pasiastego w biżuterii i obiektach sztuki.
J.K.: Jak wynika z twoich opowieści, krzemień pasiasty staje się coraz bardziej popularny, wiążą się z nim najróżniejsze historie, często zabawne anegdoty. Czy pamiętasz jakieś ciekawe zdarzenie związane z tym kamieniem?
C.Ł.: Ostatnio obchodzone były dni sandomierskiego muzeum, w związku z tym osoby zasłużone dostawały odznaczenia, m.in. piękne znaczki wykonane z krzemienia, nie mojego autorstwa, ale też otrzymałem. Czyli ten kamień po jakimś tam czasie wraca do mnie. Z anegdot mam jeszcze jeden ciekawy przypadek, kiedyś okazało się, że sam sobie zaprojektowałem nagrodę. Kapituła, która uchwala, kto ma zostać Sandomierzaninem Roku, zleca mi zrobienie statuetki. Następnie oni wybierają osobę i naklejają odpowiednie plakietki. Wyszło tak, że sam sobie ją zrobiłem.
J.K.: Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów oraz ciekawych przeżyć w dalszej drodze twórczej.
C.Ł.: Razem z Mariuszem Pajączkowskim wymyśliliśmy tę imprezę, by promować krzemień i tym samym miasto. Sandomierz znany jest, jako Światowa Stolica Krzemienia Pasiastego, na zamku możemy podziwiać kolekcje ponad 250 prac najlepszych Polskich projektantów biżuterii. Lecz historia tego kamienia jest zawiła i niezwykle tajemnicza. Gdy przyjechałem tu z Wybrzeża, zobaczyłem, że polne drogi w rejonie Sandomierza utwardzane są z ciekawego kamienia. Dla mieszkańców był on zwyczajnym materiałem budowlanym. Moją świadomość, co do istoty tego tworzywa rozbudował prof. Zdzisław Migaszewski, geolog z Kielc. On dał mi podwaliny, aby kamień ten obrabiać i tworzyć z niego biżuterię. Początki były trudne, ludzie dziwili się ogromnie, co ja chcę robić z takiego kamienia, którym wybrukowane są drogi. Lecz powoli udało mi się przekonać świat do swych słusznych racji. Swe prace wystawiałem w różnych krajach. W Indiach, gdzie występują wszystkie minerały, zachwycał swą prostotą i elegancją. Dlatego oprawiam go bardzo skromnie, skupiając się na kadrowaniu. Sam kamień, jego forma, nadają kierunek działań.
J.K.: Krzemień jest nazywany kamieniem optymizmu. Noszony jest przez celebrytów. Czy to tylko zabieg marketingowy, skąd takie określenie?
C.Ł.: Tak zaczęły go nazywać panie, które go nosiły przez dłuższy czas. Okazało się, że ten kamień rzeczywiście mam niezwykłe ,,zdolności’’. Przychodzą do mnie ludzie, mówiąc od progu, że nic nie kupią, chcą tylko zanurzyć ręce w koszu z krzemieniem. By ułatwić ludziom kontakt z kamieniem, piękny okaz oprawiłem w ścianie galerii na zewnątrz budynku. Mam nawet zdjęcia kolejki 70 osób, podchodzących do krzemienia, by go dotknąć. Jest to pewien ciekawy element miasta, które swą bogata historią przyciąga turystów.
J.K.: Rzeczywiście w ostatnim czasie o Sandomierzu dużo się mówi, jest tu wiele atrakcji. Na szczególną uwagę zasługuje zakotwiczone niebo na Rynku, to twój autorski pomysł. Przybliż nam historię owego działania.
C.Ł.: Otóż postanowiłem wyposażyć to miasto w taki oryginalny element, jakim jest kotwica. 12 lat trwały zmagania z władzami, ale się w końcu udało – w 2004 roku Zakotwiczyłem Niebo Sandomierskie. Kotwica i łańcuch pochodzą z moich zbiorów prywatnych, są to przedmioty wiślane. Mnie zależało na tym, by postawić ją w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia. Ponieważ kotwica jest symbolem nadziei. Najczęściej z niej korzystają nowożeńcy, do fotografii. Początek małżeństwa nadzieję jakąś niesie. Miałem również jeden wstrząsający przypadek. Wojtek Siemion, z którym dobrze się znałem, miał być u mnie w domu na spotkaniu towarzyskim. Jadąc z Krakowa do Warszawy 10 kwietnia 2010 r. w dzień katastrofy smoleńskiej, zadzwonił, odwołując wizytę, ale prosił o spotkanie przy pomniku nadziei. W tej katastrofie zginęli jego przyjaciele, jak okazało się zdjęcia, które mu tego dnia zrobiłem w Sandomierzu, były jego ostatnimi. Zmarł kilka dni później. Są to przedmioty, które już obrastają w historię.
J.K.: Krzemień pasiasty to niezwykle magiczny kamień, od zarania dziejów obecny w kulturze, otoczony szczególną czcią, zapewne i z nim związanych jest wiele historii, legend?
C.Ł.: Człowiek kilka tysięcy lat temu, kopał skałę wapienną po to, by wydobywać krzemień pasiasty. Łatwiej dostępny jest natomiast krzemień czekoladowy. Następnie, w postaci siekierek, znajdujemy ten kamień w odległych miejscach. Większość tych siekier nie nosi śladów używania. Były to przedmioty szczególne, związane z obrzędowością, sferą ducha. Kamień ten przypomina żywioł wody. Uderzony jeden o drugi daje ogień. Rysunek siekiery to najstarsze wyobrażenie gromu. Jest on nośnikiem trzech żywiołów, osoba posiadająca taki przedmiot była w swojej grupie wyodrębniona. Te sama role pełni biżuteria, ma nas zabezpieczać, wkracza w naszą intymność. Jest elementem, który uzupełnia nasz wizerunek, jest komunikatem do otoczenia. Mówi o mnie, o pozycji społecznej, bezguściu, modzie. Dobór biżuterii do stroju, sytuacji jest bardzo delikatną sprawą. Według starego przedwojennego savoir-vivre’u pierścionki z brylantami mogła nosić tylko mężatka lub osoby po 40. Tylko na wieczorne wyjścia. Brylanty najlepiej wyglądają przy świecach. Kamienie, które nosimy pod postacią biżuterii, maja nas zabezpieczać przed chorobami, złymi mocami. Początkiem biżuterii jest ząb upolowanego zwierzęcia. Ma ona różne formy, u mojego przyjaciela w Warszawie widziałem naszyjnik z ptasich czerwonych piór. Są one prawie niedostępne, otóż należą do ptaka, który lata wysoko, trudno go ustrzelić. Ma on tylko dwa takie piórka, a naszyjnik zrobiony był z 400 takich piórek. W środowisku tego człowieka, jego biżuteria jest sygnałem do otoczenia, że jest bardzo sprawny. Na temat krzemienia pasiastego powstały dwie parce magisterskie, odbyła się sesja naukowa, w przyszłym roku mija 40 lat mojej pracy twórczej w zakresie biżuterii.
J.K. To, że jesteś odkrywcą krzemienia wiedzą w Sandomierzu prawie wszyscy, ale poza tym zajmujesz się fotografią, robisz wystawy oraz zdobywasz laury na konkursach. Ostatnio w Kielcach na Przedwiośniu. Czym dla ciebie jest fotografia?
C.Ł.: Fotografią zajmowałem się zawsze, od 7 klasy szkoły podstawowej, kiedy od rodziców dostałem aparat przedwojenny. Na początku prymitywny powiększalnik, fotografia rodzinna. Na skutek pogłębiania wiadomości rozwinąłem swój warsztat. Sięgam po obrazy świadomie, u mnie nie ma przypadku. Ja długo pracuję nad materiałem zdjęciowym, aż zostanie odarty z szumu zdjęciowego. Przyrównać to można do procesu malowania obrazu. W pracy świadomy jestem używanego programu oraz celu, jaki chcę osiągnąć. Mam ogromny szacunek dla mych poprzedników, szczególnie Pawła Pierscińskiego oraz wielu innych. Oni wyczyścili mi widzenie. Teraz skończyła się moja wystawa w Galerii Krytyków w Warszawie pt. ,,Nowy York – Powidoki’’. Jest to mój osobisty portret miasta, które sfotografowane na 1000 sposób żyje własnym rytmem. Szukam kreacji tego miasta, syntezy, kiedy pozostają pewne obrazy w głowie. Staram się pokazać wrażenia, temperaturę, zgiełk, pewien specyficzny klimat.
J.K.: Wrócę jeszcze do tematu biżuterii i mody... Na festiwalu debiutowałeś jako projektant mody, to zupełnie nowa rola dla ciebie?
C.Ł.: W przyszłym roku przypada 40-lecie mojej pracy twórczej, z tej okazji Targi Amber w Gdańsku zaproponowały mi, abym pokazał publiczności dużą ekspozycję swoich prac oraz pokaz mody. Zwykle to jest tak, że złotnik współpracuje z projektantami ubiorów, wtedy biżuteria skorelowana jest ze strojem. W moim przypadku okazało się, że kilka znanych mi osób z branży odzieżowej ma tak zajęte terminy i nie ma możliwości, abym dostał gotową kolekcję. Więc sam postanowiłem zaprojektować ubrania do moich wyrobów z krzemienia pasiastego. W czasie trwania I Festiwalu Krzemienia odbył się pokaz mody moich sukienek i biżuterii. Jest to mój debiut, ja nie mam żadnych doświadczeń, przez co jestem pozbawiony obciążeń związanych tradycją, trendem i całą tą otoczką. Natomiast w Gdańsku kolekcja będzie poszerzona o kapelusze, projektowane przez znaną projektantkę. W komponowaniu całości musimy pamiętać o tym, że kamień jest najważniejszy, wszystko musi być odpowiednio zestawione ze sobą.
J.K.: W swojej pracowni prowadzisz od dawna warsztaty wraz z pracownikami sandomierskiego Muzeum Okręgowego. Skąd przyjeżdżają uczestnicy i jakie są założenia zajęć?
C.Ł.: Na zajęciach było w sumie 12 osób, które uczyłem obrabiać krzemień pasiasty w sposób najbardziej prymitywny. Początkowo mieliśmy współpracę z jedną uczelnią łódzką, obecnie ten projekt się rozrasta. Kolejna uczelnia dowiedziała się o warsztatach – Wyższa Szkoła Sztuki i Projektowania z Łodzi oraz z liceum plastyczne Częstochowy. Skutkiem tych zajęć jest tworzenie unikatowej, jedynej na świecie muzealnej kolekcji krzemienia pasiastego w biżuterii i obiektach sztuki.
J.K.: Jak wynika z twoich opowieści, krzemień pasiasty staje się coraz bardziej popularny, wiążą się z nim najróżniejsze historie, często zabawne anegdoty. Czy pamiętasz jakieś ciekawe zdarzenie związane z tym kamieniem?
C.Ł.: Ostatnio obchodzone były dni sandomierskiego muzeum, w związku z tym osoby zasłużone dostawały odznaczenia, m.in. piękne znaczki wykonane z krzemienia, nie mojego autorstwa, ale też otrzymałem. Czyli ten kamień po jakimś tam czasie wraca do mnie. Z anegdot mam jeszcze jeden ciekawy przypadek, kiedyś okazało się, że sam sobie zaprojektowałem nagrodę. Kapituła, która uchwala, kto ma zostać Sandomierzaninem Roku, zleca mi zrobienie statuetki. Następnie oni wybierają osobę i naklejają odpowiednie plakietki. Wyszło tak, że sam sobie ją zrobiłem.
J.K.: Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów oraz ciekawych przeżyć w dalszej drodze twórczej.
Rozmawiała Joanna Klich
Krzemień pasiasty... Album Krzemień pasiasty |
Komentarze |