Nauka Technika Wszechświat
Wys�ano dnia 31-08-2005 o godz. 19:25:01 przez pala2 10327
Wys�ano dnia 31-08-2005 o godz. 19:25:01 przez pala2 10327
Czy meteory mogą być odpowiedzialne za dziurę ozonową i powstawanie chmur - tak twierdzi zespół naukowców, który za pomocą lasera śledzi spadajace gwiazdy. |
Co kilka, kilkanaście minut możemy zobaczyć na nocnym niebie spektakularne zjawisko. Meteoroidy, kosmiczne kawałki gruzu wpadające w ziemską atmosferę, spalają się w niej, pozostawiając po sobie smugi zwane meteorami. Nawet te duże, o średnicy kilku metrów, mają niewielką szansę dotrzeć do powierzchni, wybić w niej krater i pozostawić okruch pozaziemskiej skały, meteorytu. Jednak jeśli przeżyją, tracą w czasie lotu od 75 do 99 proc. masy.
Szpieg zwany meteorem
Naukowcy ogłaszający swoje wyniki w najnowszym "Nature" postanowili sprawdzić dokładnie, co dzieje się z tą utraconą masą. Do tej pory uważano, że w efekcie spalania meteoroidów powstają cząsteczki wielkości nanometra (jednej milionowej milimetra). Doktor Andrew Klekociuk z Tasmanii wraz z kolegami odkrył jednak, że spadające gwiazdy pozostawiają w atmosferze zawiesinę tysiąc razy większych cząstek, które mogą utrzymywać się w powietrzu przez kilka tygodni, a nawet miesięcy, wpływając na pogodę.
Wszystko zaczęło się 3 września 2004 r. o godzinie 12.07 czasu Greenwich. Antyrakietowe czujniki podczerwieni zamontowane na amerykańskich satelitach szpiegowskich dostrzegły duży obiekt przelatujący między Afryką a Antarktydą. Okazało się jednak, że jest to niegroźny meteor.
Obserwacje z satelitów cywilnych oraz stacji naziemnych dostarczyły cennych informacji na temat opadającego bolidu. Dzięki porównaniu pomiarów z teoretycznymi modelami ruchu meteorów oszacowano oryginalną średnicę meteoroidu (zanim wszedł w atmosferę) na 7 do 10 metrów, a jego masę na blisko tysiąc ton. Takiej wielkości obiekt uderzyłby w powierzchnię Ziemi z energią od 13 do 28. kiloton trotylu. Na szczęście rozpadł się w atmosferze, a jego spalające się resztki było wyraźnie widać na wysokości między 25. a 32. kilometrem.
Made in kosmos
Kiedy opadły też emocje związane z pojawieniem się meteoru, do badania skutków jego pojawienia się przystąpili eksperci od zanieczyszczeń atmosfery. Aby poznać skład pozostałości po spadającej gwieździe, uczeni użyli lidaru, laserowego radaru umieszczonego w bazie Davies na Antarktydzie.
Pierwszym zaskoczeniem była wysoka temperatura chmur w okolicy lotu meteoru. Na wysokości 20 kilometrów spodziewano się chmur formujących się w temperaturze ok. -90 stopni Celsjusza, a tymczasem powietrze było o 60 stopni cieplejsze. Zjawisko przypominało raczej tworzenie się "brudnych" chmur w zanieczyszczonych pyłami miejscach wybuchów wulkanów, pożarów lasów czy intensywnej emisji gazów cieplarnianych przez człowieka. Innymi słowy, w powietrzu znajdowały się jakieś cząsteczki sztucznie wymuszające formowanie się obłoków. Ale skąd się tam wzięły?
Mogły pochodzić tylko z meteoru - poinformowali uczeni.
Dalsze pomiary ujawniły, że cząstki są dość duże: mają ok. 5 mikrometrów, a więc są 30 tys. razy większe od cząsteczki wody. Depolaryzacja odbijanego przez nie światła lidarowego lasera dowiodła, że nie są to okrągłe kropelki cieczy, ale ciała stałe, a więc groźne aerozole.
Spadają groźne gwiazdy?
Okazuje się zatem, że lekceważone do tej pory "spadające gwiazdy" na wiele tygodni pozostawiają w atmosferze niebezpieczne mikrodrobiny zwiększające dziurę ozonową i efekt cieplarniany.
Naukowcy zaznaczają, że zjawisko to wymaga dalszych badań, ale szacują, że pozostałości po spalaniu meteoroidów w atmosferze mogą być głównym źródłem kosmicznego pyłu na Ziemi. Można podejrzewać, że oprócz znalezienia nowego winowajcy problemów, jakie mamy z klimatem, analiza składu i zachowania pozostałości po meteorach pomoże w badaniu śladów dawnych zderzeń Ziemi z ciałami niebieskimi. Takimi jak to, które jest oskarżane o wybicie dinozaurów.
Szpieg zwany meteorem
Naukowcy ogłaszający swoje wyniki w najnowszym "Nature" postanowili sprawdzić dokładnie, co dzieje się z tą utraconą masą. Do tej pory uważano, że w efekcie spalania meteoroidów powstają cząsteczki wielkości nanometra (jednej milionowej milimetra). Doktor Andrew Klekociuk z Tasmanii wraz z kolegami odkrył jednak, że spadające gwiazdy pozostawiają w atmosferze zawiesinę tysiąc razy większych cząstek, które mogą utrzymywać się w powietrzu przez kilka tygodni, a nawet miesięcy, wpływając na pogodę.
Wszystko zaczęło się 3 września 2004 r. o godzinie 12.07 czasu Greenwich. Antyrakietowe czujniki podczerwieni zamontowane na amerykańskich satelitach szpiegowskich dostrzegły duży obiekt przelatujący między Afryką a Antarktydą. Okazało się jednak, że jest to niegroźny meteor.
Obserwacje z satelitów cywilnych oraz stacji naziemnych dostarczyły cennych informacji na temat opadającego bolidu. Dzięki porównaniu pomiarów z teoretycznymi modelami ruchu meteorów oszacowano oryginalną średnicę meteoroidu (zanim wszedł w atmosferę) na 7 do 10 metrów, a jego masę na blisko tysiąc ton. Takiej wielkości obiekt uderzyłby w powierzchnię Ziemi z energią od 13 do 28. kiloton trotylu. Na szczęście rozpadł się w atmosferze, a jego spalające się resztki było wyraźnie widać na wysokości między 25. a 32. kilometrem.
Made in kosmos
Kiedy opadły też emocje związane z pojawieniem się meteoru, do badania skutków jego pojawienia się przystąpili eksperci od zanieczyszczeń atmosfery. Aby poznać skład pozostałości po spadającej gwieździe, uczeni użyli lidaru, laserowego radaru umieszczonego w bazie Davies na Antarktydzie.
Pierwszym zaskoczeniem była wysoka temperatura chmur w okolicy lotu meteoru. Na wysokości 20 kilometrów spodziewano się chmur formujących się w temperaturze ok. -90 stopni Celsjusza, a tymczasem powietrze było o 60 stopni cieplejsze. Zjawisko przypominało raczej tworzenie się "brudnych" chmur w zanieczyszczonych pyłami miejscach wybuchów wulkanów, pożarów lasów czy intensywnej emisji gazów cieplarnianych przez człowieka. Innymi słowy, w powietrzu znajdowały się jakieś cząsteczki sztucznie wymuszające formowanie się obłoków. Ale skąd się tam wzięły?
Mogły pochodzić tylko z meteoru - poinformowali uczeni.
Dalsze pomiary ujawniły, że cząstki są dość duże: mają ok. 5 mikrometrów, a więc są 30 tys. razy większe od cząsteczki wody. Depolaryzacja odbijanego przez nie światła lidarowego lasera dowiodła, że nie są to okrągłe kropelki cieczy, ale ciała stałe, a więc groźne aerozole.
Spadają groźne gwiazdy?
Okazuje się zatem, że lekceważone do tej pory "spadające gwiazdy" na wiele tygodni pozostawiają w atmosferze niebezpieczne mikrodrobiny zwiększające dziurę ozonową i efekt cieplarniany.
Naukowcy zaznaczają, że zjawisko to wymaga dalszych badań, ale szacują, że pozostałości po spalaniu meteoroidów w atmosferze mogą być głównym źródłem kosmicznego pyłu na Ziemi. Można podejrzewać, że oprócz znalezienia nowego winowajcy problemów, jakie mamy z klimatem, analiza składu i zachowania pozostałości po meteorach pomoże w badaniu śladów dawnych zderzeń Ziemi z ciałami niebieskimi. Takimi jak to, które jest oskarżane o wybicie dinozaurów.
Komentarze |