Świętokrzyskie Czarownica,Sabat czarownic,świętokrzyski zbój,magia,Cywilizacja Kultura
Wys�ano dnia 20-03-2014 o godz. 10:06:29 przez rafa 18622
Wys�ano dnia 20-03-2014 o godz. 10:06:29 przez rafa 18622
Region kielecki od dawien dawna naznaczony był magią. Roiło się tu od działania diabelskich mocy i wszelakich sił nieczystych. Ta niezwykła kraina, nazwana dziś Świętokrzyskiem, jeszcze długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa, utrzymywała resztki pogańskich rytuałów i wierzeń. |
Region kielecki od dawien dawna naznaczony było magią. Roiło się tu od działania diabelskich mocy i wszelakich sił nieczystych. Ta niezwykła kraina, nazwana dziś Świętokrzyskiem, jeszcze długo po wprowadzeniu chrześcijaństwa, utrzymywała resztki pogańskich rytuałów i wierzeń. Nieokiełznana przyroda wzbudzała paniczny lęk. A nieprzebyte lasy i skalne jaskinie kryły wyjęte spod prawa zbójeckie bandy, których ludzie unikali jak ognia. Czym zasłynęła Łysa Góra? Otóż na górze tej, zwanej niegdyś Łyścem, stała świątynia trzech bożków pogańskich: Łady, Body i Lela czyli Śwista, Poświata i Pogody.
Kroniki podają, że w 1686 roku znaleziono tam „bożyszcze węglem osypane”.
Jeszcze za czasów Stanisława Staszica znajdowano tam w ziemi urny z prochami zmarłych. Do dziś świadectwem pogańskich obrzędów jest kamienny wał długości ok 2 km usypany ponoć w IX lub VIII wieku naszej ery.
Czarty świętokrzyskie
Diabłów było jeszcze więcej niż czarownic. Ksiądz Bohomolec określił ich liczbę na 15 miliardów. Nie cieszyły się jednak takim uznaniem jak czarownice. Można je było oszukać, bo nie były dość sprytne. Często usługiwały wiedźmom. Najczęściej występowały pod postacią zwierząt. Mogły być także całkiem niewidzialne. W postaci ludzkiej można było poznać po czarnej gęstej czuprynie, między którą ukrywały się rogi. Pozostawiały po sobie też charakterystyczny zapach siarki. Dzielono diabełki na domowe, leśne, wodne i losu zależnie od rodzaju ich działalności. Najwięcej diabłów zamieszkiwało Łysicę. Diabełki świętokrzyskie były z reguły niegroźne, choć lepiej było mieć się przed nimi na baczności. Kradły grzechy i podrzucały innym, nękały bogaczy, myliły rachunki, namawiały do rozpusty i hulanek. Na przykład Waligóra, potężne diablisko, dokuczał świętokrzyskim myśliwym. A cudzoziemski czart, hrabia Manteufel zabierał do piekła najgorszych grzeszników.
Jednak ogólnie diabliki świętokrzyskie nie szkodziły specjalnie ludziom. Co najwyżej płatały im złośliwe figle. Zdarzało się, że odbierały komuś rozum, a i wtedy wystarczyło takiego delikwenta pokropić wodą święconą, by czar przestał działać.
Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle
Wieść od dawna niesie, że w naszym regionie tłumnie zamieszkiwały czarownice. Czarownicę poznawano po tym, że nie patrzyła nikomu prosto w oczy, ponieważ można była w nich dostrzec dwa koziołki zamiast własnego odbicia. Czarownice unosiły się na miotłach dzięki specjalnemu zaklęciu. Jeśli zaczynały się silne wichury, znaczyło to, że czarownice wyprawiają weselisko.
Czarownice były z natury złe. Zabierały mleko krowom, zatruwały zwierzęta, , odbierały mężów kobietom, a nawet potrafiły wywołać burzę. Do swych celów używały „czarowidełek” Były to najczęściej skrzydła nietoperza. Mogły dzięki nim zamieniać psy w myszy. Pomimo tego, że tyle czyniły zła, cieszyły się sporą estymą. Inne kobiety chętnie się z nimi spotykały, kiedy chciały nauczyć się rzucania uroków albo dostać jakąś truciznę albo lek.
Nie można było zadzierać z czarownicą w obawie przed zemstą. Wiedźmy zbierały rozmaite zielska, z których potem czyniły przedmiot swoich czarów. Były to rośliny, których zbieranie miało własne rytuały. Popularne wśród czarownic było ziele podobne do mięty, które zbierały w noc świętego Jana. Czubek tego zielska posiadał bowiem czarodziejską moc. Niektórzy twierdzili, że był to dziurawiec (dopisek autorki).
Jak zostać czarownicą?
Każda kobieta mogła zostać czarownicą. Wystarczyło, że wyszły na jaw jakieś brzydkie jej sprawki lub ogłoszono złośliwe plotki, już można było ją oskarżyć o konszachty z diabłami. Wiedźmami mogły zostać nawet gospodynie księży. Przed podróżami na miotłach nacierały się pod pachami specjalną maścią złożoną z jaszczurek, węży, żabiego skrzeku i wróblich piórek, sporządzoną według tajemnej receptury. A następnie wyfruwały z komina lub z rozstajów dróg.
Czarownice znały czarodziejską moc ziół. Tak więc, dziewięćsił służył do odczyniania uroków złych ludzi. Dym z dębowych liści miał przeganiać diabły, a dziewanna i dzięgiel miały przeciwdziałać wszelkim czarom.
Na sabacie czarownic
Wiele podań ludowych głosiło, że na szczycie Łysej Góry zbierały się czarownice. Wiąże się ona ze starym słowiańskim obrzędem palenia ogni czerwcowych czyli Sobótek.
Czarownice rozniecały wtedy ogromny ogień. Sabat rozpoczynał się ceremonią powitań. Tam czarownice przybywszy, kłaniały się najważniejszej wiedźmie, pełniącej honory gospodyni, która skinieniem głowy przyjmowała pozdrowienia. Potem następowała uczta. Niczego nie mogło zabraknąć na takim święcie. Serwisem czarownic zaś były trupie czaszki, skorupy jaj i końskie kopyta. Następnie rozpoczynały się tańce. W pierwszej parze z diabłem szła wielka czarownica z ropuchą na ramieniu w czarnych aksamitach. Muzyka do tańca wygrywana była na radłach, piłach, gwoździach i grzebieniach. Czarownice, które nie znalazły pary, tańczyły z czarnymi kotami. W czasie sabatu czarownice wymieniały się radami i przyrządzały tajemnicze mikstury. O północy wszystkie odlatywały i sabat się kończył.
Legenda o sabacie czarownic łączy się ze starą prasłowiańska tradycją palenia ogni czerwcowych, które na łysej Górze przetrwały aż 500 lat. Kiedy król Kazimierz Jagiellończyk zakazał palenia ogni , wszyscy przenieśli się na Górę Witosławską. Tu także obchodzono Zielone Świątki.
Patrzy, jak zbój świętokrzyski
Góry Świętokrzyskie to zbójecka okolica. Nawet było takie powiedzenie”groźny jak zbój ze świętokrzyskich lasów” lub”patrzy jak zbój świętokrzyski”.
Gęste, nieprzebrane lasy puszczańskie sprzyjały zbirom rozmaitego autoramentu. Byli wśród nich szlachcice i chłopi. Wyróżniała ich niezwykła odwaga i zuchwałość. Kto został złapany ten ginął marnie na szubienicy lub przez ścięcie. Na kieleckim rynku. Ale zbójów to nie odstraszało. Zbójów ci u nas dostatek - mogliby rzec tutejsi mieszkańcy. Zbójnicy napadali na kupców i pielgrzymów. Urządzali zajazdy na okoliczne dwory. Byli postrachem bogaczy.Każdy zbój nosił ponoć ząb zmarłego na szczęście.
Mieli też opracowaną taktykę. Używali do rozboju substancji usypiającej, którą dziś śmiało moglibyśmy nazwać gazem usypiającym. Tajemniczą maść umieszczoną na palcach podpalali i tym sposobem udało im się otumanić swoje ofiary. Zbójowanie było ryzykownym zajęciem. Schwytanych przestępców tracono na kieleckim rynku. Stąd też przetrwały takie piosenki o Kielcach.
Oj, Kielce moje Kielce, Kielce murowane, oj, niejeden se zapłacze, nim się tam dostanie!
Wydawałoby się to dziwne, skąd się wzięły szubienice w Kielcach. Ale trzeba pamiętać, że Zagórze, wieś podkielecka podówczas rządziła się na mocy przywileju króla Jagiełły w 1426 roku prawa magdeburskiego i miała prawo karać śmiercią przestępców. Najpierw skazaniec stawał pod pręgierzem, a potem był wieszany, rzadziej ścięty mieczem.
Szubienice z reguły malowano przed egzekucją.
Zbójniczka Barbara
Głośne są legendy o zbóju Kaku i Madeju. Nie każdy jednak wie, że wśród zbójeckiej braci znalazła się kobieta, szlachcianka Barbara Rusinowska, która ze swoją bandą grasowała w świętokrzyskich lasach za panowania króla Olbrachta. Niepospolita chciwość stała się motywem jej zbójowania i jak widać nawet płeć w tej typowo męskiej „profesji” jej nie przeszkadzała.
Za zrabowane skarby zbudowała nawet zamek zwany Orlim Gniazdem, w którym więziła swoje ofiary.
Jedni mówili, że kradła tylko konie, a inni - że napadała na kupców. Faktem było, że dokonała nieudanego napadu na Słupię, od czasu którego zyskała niepochlebną sławę.
Wielokrotnie próbowano ją schwytać. Udało się to wkrótce po około 20 latach. Stracono ją na rynku w Radomiu i powieszono w butach z ostrogami z mieczem i w męskim przebraniu. Taki był koniec sławnej zbójniczki.
Legendy a historia
O naszym regionie można znaleźć całkiem pokaźną ich liczbę. Jedne ściśle związane z miejscami i bohaterami oraz historycznymi wydarzeniami. Inne zaś swobodnie przeniesione z innych rejonów kraju na swojski grunt. Jeszcze inne wymyślone, aby zaciekawić spragnionych sensacji turystów. Wszystkie te bajania mają ściśle określony cel. Służą rozbudzaniu zainteresowań historią naszego regionu oraz wzmacnianiu poczucia lokalnych więzi.
Źródła: 1. Jerzy Stankiewicz, Legendy świętokrzyskie , GLOB –TOUR, Kielce 2002
2. Jerzy Stankiewicz, Legendy świętokrzyskie, KAW, Kraków 1988
3. Leokadia Firkowska, Legendy świętokrzyskie, współpraca wydawnicza ITeE, Kielce 1999
Kroniki podają, że w 1686 roku znaleziono tam „bożyszcze węglem osypane”.
Jeszcze za czasów Stanisława Staszica znajdowano tam w ziemi urny z prochami zmarłych. Do dziś świadectwem pogańskich obrzędów jest kamienny wał długości ok 2 km usypany ponoć w IX lub VIII wieku naszej ery.
Czarty świętokrzyskie
Diabłów było jeszcze więcej niż czarownic. Ksiądz Bohomolec określił ich liczbę na 15 miliardów. Nie cieszyły się jednak takim uznaniem jak czarownice. Można je było oszukać, bo nie były dość sprytne. Często usługiwały wiedźmom. Najczęściej występowały pod postacią zwierząt. Mogły być także całkiem niewidzialne. W postaci ludzkiej można było poznać po czarnej gęstej czuprynie, między którą ukrywały się rogi. Pozostawiały po sobie też charakterystyczny zapach siarki. Dzielono diabełki na domowe, leśne, wodne i losu zależnie od rodzaju ich działalności. Najwięcej diabłów zamieszkiwało Łysicę. Diabełki świętokrzyskie były z reguły niegroźne, choć lepiej było mieć się przed nimi na baczności. Kradły grzechy i podrzucały innym, nękały bogaczy, myliły rachunki, namawiały do rozpusty i hulanek. Na przykład Waligóra, potężne diablisko, dokuczał świętokrzyskim myśliwym. A cudzoziemski czart, hrabia Manteufel zabierał do piekła najgorszych grzeszników.
Jednak ogólnie diabliki świętokrzyskie nie szkodziły specjalnie ludziom. Co najwyżej płatały im złośliwe figle. Zdarzało się, że odbierały komuś rozum, a i wtedy wystarczyło takiego delikwenta pokropić wodą święconą, by czar przestał działać.
Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle
Wieść od dawna niesie, że w naszym regionie tłumnie zamieszkiwały czarownice. Czarownicę poznawano po tym, że nie patrzyła nikomu prosto w oczy, ponieważ można była w nich dostrzec dwa koziołki zamiast własnego odbicia. Czarownice unosiły się na miotłach dzięki specjalnemu zaklęciu. Jeśli zaczynały się silne wichury, znaczyło to, że czarownice wyprawiają weselisko.
Czarownice były z natury złe. Zabierały mleko krowom, zatruwały zwierzęta, , odbierały mężów kobietom, a nawet potrafiły wywołać burzę. Do swych celów używały „czarowidełek” Były to najczęściej skrzydła nietoperza. Mogły dzięki nim zamieniać psy w myszy. Pomimo tego, że tyle czyniły zła, cieszyły się sporą estymą. Inne kobiety chętnie się z nimi spotykały, kiedy chciały nauczyć się rzucania uroków albo dostać jakąś truciznę albo lek.
Nie można było zadzierać z czarownicą w obawie przed zemstą. Wiedźmy zbierały rozmaite zielska, z których potem czyniły przedmiot swoich czarów. Były to rośliny, których zbieranie miało własne rytuały. Popularne wśród czarownic było ziele podobne do mięty, które zbierały w noc świętego Jana. Czubek tego zielska posiadał bowiem czarodziejską moc. Niektórzy twierdzili, że był to dziurawiec (dopisek autorki).
Jak zostać czarownicą?
Każda kobieta mogła zostać czarownicą. Wystarczyło, że wyszły na jaw jakieś brzydkie jej sprawki lub ogłoszono złośliwe plotki, już można było ją oskarżyć o konszachty z diabłami. Wiedźmami mogły zostać nawet gospodynie księży. Przed podróżami na miotłach nacierały się pod pachami specjalną maścią złożoną z jaszczurek, węży, żabiego skrzeku i wróblich piórek, sporządzoną według tajemnej receptury. A następnie wyfruwały z komina lub z rozstajów dróg.
Czarownice znały czarodziejską moc ziół. Tak więc, dziewięćsił służył do odczyniania uroków złych ludzi. Dym z dębowych liści miał przeganiać diabły, a dziewanna i dzięgiel miały przeciwdziałać wszelkim czarom.
Na sabacie czarownic
Wiele podań ludowych głosiło, że na szczycie Łysej Góry zbierały się czarownice. Wiąże się ona ze starym słowiańskim obrzędem palenia ogni czerwcowych czyli Sobótek.
Czarownice rozniecały wtedy ogromny ogień. Sabat rozpoczynał się ceremonią powitań. Tam czarownice przybywszy, kłaniały się najważniejszej wiedźmie, pełniącej honory gospodyni, która skinieniem głowy przyjmowała pozdrowienia. Potem następowała uczta. Niczego nie mogło zabraknąć na takim święcie. Serwisem czarownic zaś były trupie czaszki, skorupy jaj i końskie kopyta. Następnie rozpoczynały się tańce. W pierwszej parze z diabłem szła wielka czarownica z ropuchą na ramieniu w czarnych aksamitach. Muzyka do tańca wygrywana była na radłach, piłach, gwoździach i grzebieniach. Czarownice, które nie znalazły pary, tańczyły z czarnymi kotami. W czasie sabatu czarownice wymieniały się radami i przyrządzały tajemnicze mikstury. O północy wszystkie odlatywały i sabat się kończył.
Legenda o sabacie czarownic łączy się ze starą prasłowiańska tradycją palenia ogni czerwcowych, które na łysej Górze przetrwały aż 500 lat. Kiedy król Kazimierz Jagiellończyk zakazał palenia ogni , wszyscy przenieśli się na Górę Witosławską. Tu także obchodzono Zielone Świątki.
Patrzy, jak zbój świętokrzyski
Góry Świętokrzyskie to zbójecka okolica. Nawet było takie powiedzenie”groźny jak zbój ze świętokrzyskich lasów” lub”patrzy jak zbój świętokrzyski”.
Gęste, nieprzebrane lasy puszczańskie sprzyjały zbirom rozmaitego autoramentu. Byli wśród nich szlachcice i chłopi. Wyróżniała ich niezwykła odwaga i zuchwałość. Kto został złapany ten ginął marnie na szubienicy lub przez ścięcie. Na kieleckim rynku. Ale zbójów to nie odstraszało. Zbójów ci u nas dostatek - mogliby rzec tutejsi mieszkańcy. Zbójnicy napadali na kupców i pielgrzymów. Urządzali zajazdy na okoliczne dwory. Byli postrachem bogaczy.Każdy zbój nosił ponoć ząb zmarłego na szczęście.
Mieli też opracowaną taktykę. Używali do rozboju substancji usypiającej, którą dziś śmiało moglibyśmy nazwać gazem usypiającym. Tajemniczą maść umieszczoną na palcach podpalali i tym sposobem udało im się otumanić swoje ofiary. Zbójowanie było ryzykownym zajęciem. Schwytanych przestępców tracono na kieleckim rynku. Stąd też przetrwały takie piosenki o Kielcach.
Oj, Kielce moje Kielce, Kielce murowane, oj, niejeden se zapłacze, nim się tam dostanie!
Wydawałoby się to dziwne, skąd się wzięły szubienice w Kielcach. Ale trzeba pamiętać, że Zagórze, wieś podkielecka podówczas rządziła się na mocy przywileju króla Jagiełły w 1426 roku prawa magdeburskiego i miała prawo karać śmiercią przestępców. Najpierw skazaniec stawał pod pręgierzem, a potem był wieszany, rzadziej ścięty mieczem.
Szubienice z reguły malowano przed egzekucją.
Zbójniczka Barbara
Głośne są legendy o zbóju Kaku i Madeju. Nie każdy jednak wie, że wśród zbójeckiej braci znalazła się kobieta, szlachcianka Barbara Rusinowska, która ze swoją bandą grasowała w świętokrzyskich lasach za panowania króla Olbrachta. Niepospolita chciwość stała się motywem jej zbójowania i jak widać nawet płeć w tej typowo męskiej „profesji” jej nie przeszkadzała.
Za zrabowane skarby zbudowała nawet zamek zwany Orlim Gniazdem, w którym więziła swoje ofiary.
Jedni mówili, że kradła tylko konie, a inni - że napadała na kupców. Faktem było, że dokonała nieudanego napadu na Słupię, od czasu którego zyskała niepochlebną sławę.
Wielokrotnie próbowano ją schwytać. Udało się to wkrótce po około 20 latach. Stracono ją na rynku w Radomiu i powieszono w butach z ostrogami z mieczem i w męskim przebraniu. Taki był koniec sławnej zbójniczki.
Legendy a historia
O naszym regionie można znaleźć całkiem pokaźną ich liczbę. Jedne ściśle związane z miejscami i bohaterami oraz historycznymi wydarzeniami. Inne zaś swobodnie przeniesione z innych rejonów kraju na swojski grunt. Jeszcze inne wymyślone, aby zaciekawić spragnionych sensacji turystów. Wszystkie te bajania mają ściśle określony cel. Służą rozbudzaniu zainteresowań historią naszego regionu oraz wzmacnianiu poczucia lokalnych więzi.
Źródła: 1. Jerzy Stankiewicz, Legendy świętokrzyskie , GLOB –TOUR, Kielce 2002
2. Jerzy Stankiewicz, Legendy świętokrzyskie, KAW, Kraków 1988
3. Leokadia Firkowska, Legendy świętokrzyskie, współpraca wydawnicza ITeE, Kielce 1999
A. P.
Komentarze |