Komiks Recenzje
Wys�ano dnia 02-10-2006 o godz. 08:00:00 przez pala2 2378
Wys�ano dnia 02-10-2006 o godz. 08:00:00 przez pala2 2378
Wydawałoby się, że w kraju tak małym jak Czechy rynek komiksowy jest raczej wątły - nic bardziej mylnego - polscy fani komiksu mają czego zazdrościć swoim południowym sąsiadom. |
Spróbujmy znaleźć osobny dział komiksowy w księgarni gdzieś na polskiej prowincji, w małym mieście. Będzie z tym duży problem. Natomiast w czeskim Nachodzie (kilkudziesięciotysięczny miasto) położonym niedaleko Kudowy Zdroju - wprost przeciwnie. W lokalnej księgarni znajdziemy nie pojedyncze egzemplarze, ale kilkadziesiąt pozycji. Im bliżej Pragi, tym oczywiście lepiej. Porządne albumy wypatrzymy również w hipermarketach. Raz dziwnym trafem natknąłem się nawet na czeską, ekskluzywną edycję From Hell. Dzieło Campbella i Moore'a od kilku lat dostępne jest nad Wełtawą, ale polscy czytelnicy będą musieli zapewne jeszcze trochę poczekać na rodzime wydanie.
Tym, czego bez wątpienia możemy pozazdrościć Czechom, jest szybkość reagowania na głośne pozycje wydawane na Zachodzie. I nie chodzi wcale o Sin City, Hellboya czy inne typowo komercyjne tytuły (bo tego w Czechach oczywiście nie brakuje), ale o powieści graficzne cenione przez krytykę. Blankets (w wersji czeskiej Pod dekou), który u nas ukaże się dopiero na gwiazdkę, Czesi mogli przeczytać już w styczniu tego roku. Jimmy Corrigan - wspaniały album Chrisa Ware'a, gdzie wzruszająca opowieść o życiowym nieudaczniku współgra z wyjątkową formą graficzną to
nadal spora zaległość, której polscy wydawcy jeszcze nie nadrobili. Ware to dziś obok Spiegelmana i Charlesa Burnsa kultowa postać amerykańskiej sceny komiksowej, dlatego nic dziwnego, że już kilka lat temu mogliśmy znaleźć ten album podczas wycieczki do Czech. Podobnie jest z kompletnie nieznanym w Polsce Davidem B. i jego Epileptic - studium dorastania z bratem chorym na epilepsję.
Jeśli dobrze poszperamy na półkach, od razu zauważymy, że europejski komiks, w tym komiks obyczajowy jest bardziej obecny w Czechach niż w Polsce. Celuje w nim szczególnie praskie wydawnictwo MOT, które obok europejskich autorów znanych w Polsce (Sfar, Andersson, Ott) wydaje komiksy Lewisa Trondheima czy jednego z najzdolniejszych autorów komiksu frankofońskiego - Nicolasa de Crécy. Jego Monsier Fruit brzmi wprawdzie po czesku bardzo zabawnie (Pan Ovocňák), ale warto się z nim zapoznać, nawet nie znając czeskiego. MOT wydaje też jedną z najciekawszych francuskich komiksowych serii - Donjon. Dzieło to, parodiujące konwencję fantasy podobnie jak Świat Troy, dorobiło się wielu cykli i rozbudowanego, autonomicznego świata.
Jego głównymi autorami i projektantami są Joann Sfar i Lewis Trondheim, ale gościnnie występują też inni znani twórcy, jak chociażby Killoffer. W sukurs MOT przychodzi również małe wydawnictwo Al Dente z Brna debiutujące czeskim tłumaczeniem komiksów Daniela Clowesa. Nasi południowi sąsiedzi mają więc w czym wybierać, a biorąc pod uwagę różnice demograficzne między Polską a Czechami, liczba i jakość tytułów, jakie funkcjonują na tamtejszym rynku naprawdę zaskakuje.
Natomiast czescy twórcy komiksów nie są w tak dobrej sytuacji jak ich koledzy w Polsce, a przynajmniej czeskie albumy trochę giną wśród tytułów zagranicznych. Obok klasyki zebranej w obszernych tomach czy obrazkowej adaptacji Hrabala najbardziej rzuca się w oczy (nie tylko ze względu na mocny design okładki) seria Alois Nebel autorstwa Jaroslava Rudia i Jaromira 99. W warstwie graficznej komiks nawiązuje bezpośrednio do Sin City, bo autorzy w identyczny sposób stosują grę między czernią i bielą. Natomiast sama historia nie ma nic wspólnego z komiksami Franka Millera. Alois Nebel to pracownik kolei, któremu już dawno stuknęła czterdziestka i stracił ochotę do życia. Z jego stanem psychicznym też nie jest najlepiej, bo często miewa dość sugestywne wizje i odjazdy. Akcja serii, która
składa się z trzech tomów (pierwszy został wydany również po angielsku), rozgrywa się na kolejowych dworcach i czeskiej prowincji, a przy tym ma w sobie sporą ilość nostalgii i ironii. To jedna z najbardziej znanych i cenionych czeskich serii komiksowych.
W Czechach uchowały się również magazyny komiksowe, które w Polsce (poza ukazującymi się co kwartał "Zeszytami komiksowymi") zostały wyparte przez serwisy internetowe. Zdecydowanie najlepszym (pod względem merytorycznym i edytorskim) jest "Aargh" redagowany przez Tomáa Prokůpka, który jest człowiekiem-instytucją w czeskim światku komiksowym. Ponadto posiada szerokie kontakty z komiksiarzami z całej Europy Środkowo-Wschodniej, włącznie z Polską. To częsty bywalec Międzynarodowego Festiwalowego Komiksowego w Łodzi, a jego teksty można było przeczytać w polskiej prasie komiksowej. Z kolei Prokůpek chętnie drukuje na łamach swojego magazynu polskie opowieści obrazkowe. "Aargh" publikuje też bardzo wielu twórców z państw byłej Jugosławii, którzy często zaskakują poziomem swoich prac i oryginalnością pomysłów. Sporo miejsca zajmuje również publicystyka.
Wybierając się do Czech warto poświęcić chwilę na wizytę w księgarni, bo może okazać się, że interesujące, niedostępne w Polsce zagraniczne pozycje są już przetłumaczone na czeski. Tylko z językiem kłopot, ale warto się przełamać. Może przełamią się też polscy wydawcy i wreszcie spróbują dotrzeć do innego czytelnika, który częściej sięgnie po ambitne, literackie historie niż kolejne schematyczne opowieści. From Hell czy dzieła Chrisa Ware'a z pewnością spotkałyby się u nas z uznaniem.
Tym, czego bez wątpienia możemy pozazdrościć Czechom, jest szybkość reagowania na głośne pozycje wydawane na Zachodzie. I nie chodzi wcale o Sin City, Hellboya czy inne typowo komercyjne tytuły (bo tego w Czechach oczywiście nie brakuje), ale o powieści graficzne cenione przez krytykę. Blankets (w wersji czeskiej Pod dekou), który u nas ukaże się dopiero na gwiazdkę, Czesi mogli przeczytać już w styczniu tego roku. Jimmy Corrigan - wspaniały album Chrisa Ware'a, gdzie wzruszająca opowieść o życiowym nieudaczniku współgra z wyjątkową formą graficzną to
nadal spora zaległość, której polscy wydawcy jeszcze nie nadrobili. Ware to dziś obok Spiegelmana i Charlesa Burnsa kultowa postać amerykańskiej sceny komiksowej, dlatego nic dziwnego, że już kilka lat temu mogliśmy znaleźć ten album podczas wycieczki do Czech. Podobnie jest z kompletnie nieznanym w Polsce Davidem B. i jego Epileptic - studium dorastania z bratem chorym na epilepsję.
Jeśli dobrze poszperamy na półkach, od razu zauważymy, że europejski komiks, w tym komiks obyczajowy jest bardziej obecny w Czechach niż w Polsce. Celuje w nim szczególnie praskie wydawnictwo MOT, które obok europejskich autorów znanych w Polsce (Sfar, Andersson, Ott) wydaje komiksy Lewisa Trondheima czy jednego z najzdolniejszych autorów komiksu frankofońskiego - Nicolasa de Crécy. Jego Monsier Fruit brzmi wprawdzie po czesku bardzo zabawnie (Pan Ovocňák), ale warto się z nim zapoznać, nawet nie znając czeskiego. MOT wydaje też jedną z najciekawszych francuskich komiksowych serii - Donjon. Dzieło to, parodiujące konwencję fantasy podobnie jak Świat Troy, dorobiło się wielu cykli i rozbudowanego, autonomicznego świata.
Jego głównymi autorami i projektantami są Joann Sfar i Lewis Trondheim, ale gościnnie występują też inni znani twórcy, jak chociażby Killoffer. W sukurs MOT przychodzi również małe wydawnictwo Al Dente z Brna debiutujące czeskim tłumaczeniem komiksów Daniela Clowesa. Nasi południowi sąsiedzi mają więc w czym wybierać, a biorąc pod uwagę różnice demograficzne między Polską a Czechami, liczba i jakość tytułów, jakie funkcjonują na tamtejszym rynku naprawdę zaskakuje.
Natomiast czescy twórcy komiksów nie są w tak dobrej sytuacji jak ich koledzy w Polsce, a przynajmniej czeskie albumy trochę giną wśród tytułów zagranicznych. Obok klasyki zebranej w obszernych tomach czy obrazkowej adaptacji Hrabala najbardziej rzuca się w oczy (nie tylko ze względu na mocny design okładki) seria Alois Nebel autorstwa Jaroslava Rudia i Jaromira 99. W warstwie graficznej komiks nawiązuje bezpośrednio do Sin City, bo autorzy w identyczny sposób stosują grę między czernią i bielą. Natomiast sama historia nie ma nic wspólnego z komiksami Franka Millera. Alois Nebel to pracownik kolei, któremu już dawno stuknęła czterdziestka i stracił ochotę do życia. Z jego stanem psychicznym też nie jest najlepiej, bo często miewa dość sugestywne wizje i odjazdy. Akcja serii, która
składa się z trzech tomów (pierwszy został wydany również po angielsku), rozgrywa się na kolejowych dworcach i czeskiej prowincji, a przy tym ma w sobie sporą ilość nostalgii i ironii. To jedna z najbardziej znanych i cenionych czeskich serii komiksowych.
W Czechach uchowały się również magazyny komiksowe, które w Polsce (poza ukazującymi się co kwartał "Zeszytami komiksowymi") zostały wyparte przez serwisy internetowe. Zdecydowanie najlepszym (pod względem merytorycznym i edytorskim) jest "Aargh" redagowany przez Tomáa Prokůpka, który jest człowiekiem-instytucją w czeskim światku komiksowym. Ponadto posiada szerokie kontakty z komiksiarzami z całej Europy Środkowo-Wschodniej, włącznie z Polską. To częsty bywalec Międzynarodowego Festiwalowego Komiksowego w Łodzi, a jego teksty można było przeczytać w polskiej prasie komiksowej. Z kolei Prokůpek chętnie drukuje na łamach swojego magazynu polskie opowieści obrazkowe. "Aargh" publikuje też bardzo wielu twórców z państw byłej Jugosławii, którzy często zaskakują poziomem swoich prac i oryginalnością pomysłów. Sporo miejsca zajmuje również publicystyka.
Wybierając się do Czech warto poświęcić chwilę na wizytę w księgarni, bo może okazać się, że interesujące, niedostępne w Polsce zagraniczne pozycje są już przetłumaczone na czeski. Tylko z językiem kłopot, ale warto się przełamać. Może przełamią się też polscy wydawcy i wreszcie spróbują dotrzeć do innego czytelnika, który częściej sięgnie po ambitne, literackie historie niż kolejne schematyczne opowieści. From Hell czy dzieła Chrisa Ware'a z pewnością spotkałyby się u nas z uznaniem.
Sebastian Frąckiewicz / o2.pl
Komentarze |