Muzyka Rozmowy Kultura
Wys�ano dnia 25-01-2007 o godz. 12:00:00 przez agape 4616
Wys�ano dnia 25-01-2007 o godz. 12:00:00 przez agape 4616
Z Łukaszem Szałankiewiczem aka Zenial o muzyce, ptakach i barierach rozmawiała Sonja.
|
Jak Ci się podoba Firmament?
Pozytywnie odebrałem festiwal. To chyba pierwsza impreza z takim programem w tym mieście, a skoro to już 6 edycja to znaczy, że ludziom się podoba. Realizacja w porządku, nagłośnienie też, sala ok… było dobrze.
A podobały Ci się jakieś szczególne koncerty?
Podobało mi się właściwie wszystko, ale nie było niczego takiego co by mnie zachwyciło. Koncert Erana Zachsa mimo kłopotów technicznych był odważny. Zrobił się w pewnym momencie z tego performance – Eran stracił nad tym kontrolę, ale jakoś wybrnął.
W materiałach o Tobie natknęłam się na liczne pochwały, zachwyty, pojawiło się nawet określenie „guru”.
Myślę, że to przesada. Uważam jednak, że jestem jednym z najaktywniejszych ludzi na tej scenie.
Jesteś muzycznym kuratorem – co to znaczy?
„Kurator” to słowo nowe, ale ostatnio dość popularne. Można by je zastąpić określeniem „organizator”. Tyle, że ja pracuję często z instytucjami, które nie mają własnego impresario, organizatora.
Ciężko doszukać się jednak określenia tego, co grasz…
Można to nazwać współczesną elektroniką, gram szeroki wachlarz gatunkowy eklektycznej muzyki. To nowa elektronika z elementami: ambientowymi, kolażowymi, ilustracyjnymi, opartymi na rytmice. Bardzo lubię radykalizm w dźwięku, nie lubię rytmu 4x4. Ale nie staram się dopisać ideologii do muzyki, bo to ją spłaszcza.
Podobno grasz sety „organiczne”.
Chyba chodzi o to, że używam wielu spektrum dźwięków szumiących, prawie naturalnych.
Na Festiwalu zaprezentowałeś się z VJ Joachimem. Stale współpracujecie?
Współpracuję z wieloma VJ-ami, a Joachim to mój kolega z Krakowa. Przy okazji różnych imprez często razem działamy.
Czy to Ty wymyślasz wizualizacje?
Nie, ja tylko czasem mówię VJ-owi np. „Chcę, żeby tu się pojawił Żwirek i Muchomorek”. Całość jest jednak spontaniczna, bo bardzo rzadko deklaruję się, co będę grał, określam tylko w jakim to będzie klimacie. To jest pewne ryzyko, bo to ja prowadzę, a on się dostosowuje. On ma gorzej. (śmiech)
Czyli wizuale są robione na żywo?
Tak, chociaż można to wcześniej przygotować. Możemy się umówić, że przy danym dźwięku będzie dany obrazek, ale uważam, że jak to zrobimy i coś pójdzie nie tak, to wszystko się później posypie. Efekt domino.
W tych wizualizacjach było dużo ptaków, to Twoja propozycja?
Oczy ptaków to jedna z najbardziej przerażających rzeczy, jakie istnieją! Bardzo rzadko się zamykają i są nieprzeniknione. Nie trzeba szukać „ekstremizmów” nie wiadomo gdzie – wystarczą ptaki.
Coś się dzieje na scenie elektronicznej w Polsce?
Scena jest duża - w każdym mieście jest grupa osób, która coś robi, niektórzy są znani na świecie. Ale scena się hermetyzuje i dzieli. Ja akurat działam w Krakowie i tam jest dobrze. Zlikwidowaliśmy wszelkie ego-bariery i działamy razem.
Ciężko jest się w Polsce wybić?
Są 2 bariery, które trzeba przeskoczyć. Pierwsza rzecz to czekanie, że w Polsce się coś zmieni. Druga to rockowe podejście muzyków elektronicznych. Rockowe podejście to utarty schemat: płyta, promocja, trasa, kolejna płyta. W obecnych czasach to zupełnie nie działa. Jedynie bardzo znani artyści mogą to kontynuować. Teraz płyty są sprzedawane w małym zakresie, większy nacisk kładzie się na koncerty. Trzeba być aktywnym na scenie polskiej, międzynarodowej i nie ograniczać się jedynie do jednego stylu. Trzeba eksperymentować.
Angażujesz się w wiele projektów po to, żeby się rozwijać?
Tak. Ale jestem osobą, która dość szybko się nudzi. Lubię poznać coś bardzo dogłębnie i połączyć to z czymś innym. Staram się nie mieć barier. Jednak mam swoje zasady i nie jest tak, że wrzucam wszystko do jednego „gara” i miksuję. Teraz się interesuję tym, co się dzieje w Azerbejdżanie, Uzbekistanie, w Gruzji, zresztą grałem w Kazachstanie.
Czujesz się bardziej znany w Polsce czy za granicą?
W Polsce to zależy od miejsca, od ludzi. Na Zachodzie znają mnie bardziej muzycy, organizatorzy. Za to na Wschodzie – tu muszę się pochwalić, jestem całkiem znany.
To motywujące.
Tak, szczególnie, że pochodzę z Sanoka. To miasto przy granicy ukraińsko – słowackiej. Samo urodzenie w tak wielokulturowym mieście motywowało mnie do multikulturowości.
Co robisz na co dzień?
Żyję z tego, co robię. Nie tylko z grania, ale tez działalności około muzycznej – organizowania, pracy kuratorskiej.
Tym właśnie optymistycznym akcentem kończymy wywiad. Dziękuję za rozmowę.
Pozytywnie odebrałem festiwal. To chyba pierwsza impreza z takim programem w tym mieście, a skoro to już 6 edycja to znaczy, że ludziom się podoba. Realizacja w porządku, nagłośnienie też, sala ok… było dobrze.
A podobały Ci się jakieś szczególne koncerty?
Podobało mi się właściwie wszystko, ale nie było niczego takiego co by mnie zachwyciło. Koncert Erana Zachsa mimo kłopotów technicznych był odważny. Zrobił się w pewnym momencie z tego performance – Eran stracił nad tym kontrolę, ale jakoś wybrnął.
W materiałach o Tobie natknęłam się na liczne pochwały, zachwyty, pojawiło się nawet określenie „guru”.
Myślę, że to przesada. Uważam jednak, że jestem jednym z najaktywniejszych ludzi na tej scenie.
Jesteś muzycznym kuratorem – co to znaczy?
„Kurator” to słowo nowe, ale ostatnio dość popularne. Można by je zastąpić określeniem „organizator”. Tyle, że ja pracuję często z instytucjami, które nie mają własnego impresario, organizatora.
Ciężko doszukać się jednak określenia tego, co grasz…
Można to nazwać współczesną elektroniką, gram szeroki wachlarz gatunkowy eklektycznej muzyki. To nowa elektronika z elementami: ambientowymi, kolażowymi, ilustracyjnymi, opartymi na rytmice. Bardzo lubię radykalizm w dźwięku, nie lubię rytmu 4x4. Ale nie staram się dopisać ideologii do muzyki, bo to ją spłaszcza.
Podobno grasz sety „organiczne”.
Chyba chodzi o to, że używam wielu spektrum dźwięków szumiących, prawie naturalnych.
Na Festiwalu zaprezentowałeś się z VJ Joachimem. Stale współpracujecie?
Współpracuję z wieloma VJ-ami, a Joachim to mój kolega z Krakowa. Przy okazji różnych imprez często razem działamy.
Czy to Ty wymyślasz wizualizacje?
Nie, ja tylko czasem mówię VJ-owi np. „Chcę, żeby tu się pojawił Żwirek i Muchomorek”. Całość jest jednak spontaniczna, bo bardzo rzadko deklaruję się, co będę grał, określam tylko w jakim to będzie klimacie. To jest pewne ryzyko, bo to ja prowadzę, a on się dostosowuje. On ma gorzej. (śmiech)
Czyli wizuale są robione na żywo?
Tak, chociaż można to wcześniej przygotować. Możemy się umówić, że przy danym dźwięku będzie dany obrazek, ale uważam, że jak to zrobimy i coś pójdzie nie tak, to wszystko się później posypie. Efekt domino.
W tych wizualizacjach było dużo ptaków, to Twoja propozycja?
Oczy ptaków to jedna z najbardziej przerażających rzeczy, jakie istnieją! Bardzo rzadko się zamykają i są nieprzeniknione. Nie trzeba szukać „ekstremizmów” nie wiadomo gdzie – wystarczą ptaki.
Coś się dzieje na scenie elektronicznej w Polsce?
Scena jest duża - w każdym mieście jest grupa osób, która coś robi, niektórzy są znani na świecie. Ale scena się hermetyzuje i dzieli. Ja akurat działam w Krakowie i tam jest dobrze. Zlikwidowaliśmy wszelkie ego-bariery i działamy razem.
Ciężko jest się w Polsce wybić?
Są 2 bariery, które trzeba przeskoczyć. Pierwsza rzecz to czekanie, że w Polsce się coś zmieni. Druga to rockowe podejście muzyków elektronicznych. Rockowe podejście to utarty schemat: płyta, promocja, trasa, kolejna płyta. W obecnych czasach to zupełnie nie działa. Jedynie bardzo znani artyści mogą to kontynuować. Teraz płyty są sprzedawane w małym zakresie, większy nacisk kładzie się na koncerty. Trzeba być aktywnym na scenie polskiej, międzynarodowej i nie ograniczać się jedynie do jednego stylu. Trzeba eksperymentować.
Angażujesz się w wiele projektów po to, żeby się rozwijać?
Tak. Ale jestem osobą, która dość szybko się nudzi. Lubię poznać coś bardzo dogłębnie i połączyć to z czymś innym. Staram się nie mieć barier. Jednak mam swoje zasady i nie jest tak, że wrzucam wszystko do jednego „gara” i miksuję. Teraz się interesuję tym, co się dzieje w Azerbejdżanie, Uzbekistanie, w Gruzji, zresztą grałem w Kazachstanie.
Czujesz się bardziej znany w Polsce czy za granicą?
W Polsce to zależy od miejsca, od ludzi. Na Zachodzie znają mnie bardziej muzycy, organizatorzy. Za to na Wschodzie – tu muszę się pochwalić, jestem całkiem znany.
To motywujące.
Tak, szczególnie, że pochodzę z Sanoka. To miasto przy granicy ukraińsko – słowackiej. Samo urodzenie w tak wielokulturowym mieście motywowało mnie do multikulturowości.
Co robisz na co dzień?
Żyję z tego, co robię. Nie tylko z grania, ale tez działalności około muzycznej – organizowania, pracy kuratorskiej.
Tym właśnie optymistycznym akcentem kończymy wywiad. Dziękuję za rozmowę.
Komentarze |