Kielce v.0.8

Turystyka i Podróże
Górki Klimontowskie

 drukuj stron�
Turystyka i Podróże Świętokrzyskie
Wys�ano dnia 01-01-2005 o godz. 10:00:00 przez pala2 5832

To jeden z najpiękniejszych pałaców ziemi sandomierskiej - o jego historii najlepiej opowiedziałaby stojąca przez nim okazała lipa. Z pewnością pamięta czasy Karskich czy Ledóchowskich, a być może i Ossolińskich.

Górki mają bogatą historię. Pierwotnie nosiły nazwę Klimontów. Po 1604 r., kiedy właściciel tych ziem wojewoda sandomierski Jan Zbigniew Ossoliński założył w pobliżu miasto o takiej nazwie, były określane mianem Starego Klimontowa. Miasto zaś nazywano Nowym Klimontowem. Sami Ossolińscy mieli jednak tego podziału nie uznawać i traktować zarówno miasto, jak i wieś jako jedną całość.

Kardynał się tu urodził

A nazwa Górki pojawiła się prawdopodobnie dopiero w XVIII w. od pagórków wznoszących się nad doliną rzeki Koprzywianki. Pierwszy pałac na jednym z nich wzniósł już na początku XVII w. wojewoda Ossoliński. Spędził w nim ostatnie lata życia. Niewiele o tej budowli wiadomo.

Po Ossolińskich wieś przeszła w ręce Kalinowskich, potem Morsztynów i księcia Janusza Aleksandra Sanguszki. Od 1760 r. przez ponad wiek była we władaniu Ledóchowskich. Najsłynniejszą postacią z tego rodu był kardynał Mieczysław Ledóchowski, metropolita poznańsko-gnieźnieński i prymas Polski. Urodził się w Górkach 29 października 1822 r. Na początku kariery duchownego pracował w dyplomacji watykańskiej. W 1866 r. mimo oporu władz pruskich został arcybiskupem poznańsko-gnieźnieńskim. Zasłynął tym, że sprzeciwił się w okresie Kulturkampfu wycofaniu języka polskiego z nauczania religii. Bronił również niezależności seminariów w Poznaniu i Gnieźnie. Za taką postawę został przez Niemców uwięziony w Ostrowie Wielkopolskim. W 1876 r. już jako kardynał musiał opuścić kraj, udał się więc do Rzymu. Zmarł w 1902 r. w Berlinie, spoczywa w katedrze poznańskiej.

Hrabina zniosła pańszczyznę

Starszy brat kardynała Julian Ledóchowski, autor broszury o korzyściach wynikających z uwłaszczenia chłopów, był radcą Dyrekcji Głównej Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego w Warszawie. W Górkach rozpoczął rozbudowę rodowej rezydencji: wzniósł piętro na dawnym pałacu Ossolińskich. Prawdopodobnie według projektu wybitnego architekta Henryka Marconiego powstały też wówczas dwie wieże. Julian rozbudowy nie dokończył, zmarł w 1859 r. w Dreźnie. Za jego życia powstał jeszcze wokół pałacu park na wzór angielski z rzeźbami, romantycznymi grotami i mostkami.

Po nim Górkami zarządzała wdowa Karolina z Hulewiczów hrabina Ledóchowska. Zrealizowała idee głoszone przez męża i zniosła pańszczyznę w swoich dobrach. Było to trzy lata przed ukazem carskim uwłaszczającym chłopów na terenie całego Królestwa Polskiego. Na pamiątkę tego wydarzenia kazała też odlać dla oswobodzonych poddanych krzyże. Z jednej ich strony widniał napis: "Boże, wspieraj nas, w Tobie nadzieja nasza", a z drugiej "Pamiątka zniesienia pańszczyzny, r. 1861, dobra Klimontowskie".

W okresie powstania styczniowego w pałacu w Górkach urządzono szpital. Leczyli się tam powstańcy z oddziału pułkownika Dionizego Czachowskiego ranni w krwawej bitwie pod Rybnicą 20 października 1863 r. Ci, których nie udało się uratować, zostali pochowani na cmentarzu w Olbierzowicach.

Karscy rozbudowali

Po śmierci hrabiny Ledóchowskiej jej dobra nabył Stanisław Karski, dziedzic Włostowa pod Opatowem. Te w okolicach Klimontowa przekazał swojemu drugiemu synowi Włodzimierzowi, który zamieszkał w pałacu w Górkach. W latach 1895-96 rezydencja została gruntownie przebudowana przez architekta Władysława Marconiego, syna Henryka. Zmodernizowano wówczas m.in. wieżę północną, a w południowej dobudowano attykę. Arkadowe okna zastąpiły okragłe i prostokątne. W tym okresie powstała też stiukowe dekoracje elewacji i urządzono wnętrza. Pałac nabrał eklektycznego charakteru - w barokowe i rokokowe wzory wkomponowano renesansowe elementy.

O pałacowy ogród dbał w tym czasie ojciec Stanisława Szwarc-Bronikowskiego. Ten słynny podróżnik, filmowiec i pisarz urodził się w Górkach w 1917 r. Tam też spędził dzieciństwo.

Podczas okupacji hitlerowskiej w pałacu, który w 1942 r. po śmierci Włodzimierza Karskiego przejął jego syn Andrzej, chronili się m.in. partyzanci z oddziału Jędrusie. Pod koniec wojny mieścił się w nim sztab niemiecki. Nie ucierpiał od bomb i pocisków. Już po wojnie, w 1947 r., duże zniszczenia pałacu spowodował jednak pożar. Spalił się dach, część stropów. Prawdopodobnie było to podpalenie.

CiÄ…gnik w sali balowej

- Krążyły dwie wersje. Pierwsza, że był ubezpieczony w szwajcarskich bankach i musiał się spalić. Druga, że okoliczna ludność nie mogła spokojnie bimbru pędzić, ponieważ w pałacu znajdował się posterunek milicji - opowiada Józef Kowalski, który przez 15 lat mieszkał w pałacu. Był wówczas dyrektorem państwowego ośrodka maszynowego, który przejął część majątku Karskich.

Po odbudowie z pożaru w pałacu mieściła się szkoła mechanizacji rolnictwa. Prócz dyrektora POM mieszkali tam nauczyciele z rodzinami. Był także internat dla uczniów. Opuszczone przez nich na okres wakacji pokoje wykorzystywano na organizację kolonii. W dużej sali balowej stała makieta ciągnika. - Przekroje poszczególnych części służyły jako pomoc naukowa. Były prawdziwe, silnik nawet działał - wspomina Józef Kowalski.

W pałacu mieszkała także Beata Ryń, rzecznik prasowy oddziału świętokrzyskiego NFZ, której ojciec był dyrektorem wspomnianej szkoły. Wspomina, że jako mała dziewczynka mogła pod długich korytarzach jeździć na rowerku, a także bawić się w księżniczkę. - W takiej scenerii to było coś - mówi. Mieszkanie w pałacu wiązało się też z problemami, m.in. z wymianą żarówek. - Pamiętam, że tato musiał drabinę stawiać na stół - wspomina Beata Ryń.

Dla nich to dom, nie pałac

Szkoła wyprowadziła się z pałacu na początku lat 80. Wtedy opuścili go też wszyscy mieszkańcy. Krótko jego gospodarzem była Cementownia Ożarów, a po upadku PRL gmina Klimontów. Coraz bardziej niszczał. W 1994 r. nabyli go Elżbieta i Andrzej Widuchowie, mieszkający wiele lat w USA.

Pałac przeszedł generalny remont i odzyskał dawną świetność. Nowi właściciele sprawili też solidne metalowe ogrodzenie kilkuhektarowego parku ze starodrzewem, mostkiem i dwoma stawami. Nie zamierzają tej dawnej szlacheckiej rezydencji wykorzystywać na hotel czy inną działalność. - Traktujemy go jako dom, nie pałac - podkreśla pani Elżbieta. I dodaje, że w tym domu pierwszy raz w tym roku będzie spędzać święta.

Gdy byliśmy w Górkach w środę, przed pałacem stała już drewniana szopka z małym Jezuskiem, Maryją i Józefem w środku. Przed nią stały przysypane śniegiem zwierzęta, a w górze kołysał się na wietrze anioł.


W artykule zostały wykorzystane informacje zawarte w książce Eugeniusza Niebielskiego "Klimontów miasto prywatne rodu Ossolińskich 1240-1990"


Janusz Kędracki Gazeta Wyborcza


Komentarze

Error connecting to mysql