Kino Recenzje
Wys�ano dnia 27-10-2013 o godz. 20:09:01 przez rafa 8064
Wys�ano dnia 27-10-2013 o godz. 20:09:01 przez rafa 8064
"Grawitacja" to najlepszy symulator kosmosu w historii kina zachowujący się jak głośna baba w tramwaju. Opowiada niezbyt mądrze, ale efektownie. |
Zaczyna siÄ™ progresjÄ… Antonioniego. Z kosmicznego brokatu wyrasta anemicznie powiÄ™kszajÄ…ca siÄ™ kropeczka. Za minutÄ™ widzimy, że to czÅ‚owiek w kombinezonie. StÄ…pa delikatnie po majestacie nieprzyjaznego czegoÅ›, czego wszyscy jesteÅ›my częściÄ…, ale czego nie potrafimy zrozumieć. I tu szach-mat. Pompatyczna symbolika drogi zostaje przeÅ‚amana niby niczym – muzyczkÄ… country sÄ…czÄ…cÄ… siÄ™ z radioodbiornika kosmonauty. ZwykÅ‚ego faceta. Facet ma na imiÄ™ Matt (George Clooney) i przyleciaÅ‚ do pracy. Otwarcie wymarzone, godne wÅ‚asnego kanaÅ‚u na Youtube. „Grawitacja” obiecuje nam w tym momencie bezwstydnie ciche kino hipnozy, za którym czasem tak bardzo nam siÄ™ tÄ™skni. Ale niestety. Później, poza kilkoma fragmentami, potrafi już tylko piÄ™knie kÅ‚amać, że żadnej obietnicy nie byÅ‚o.
PomysÅ‚ Cuarona, draÅ›niÄ™ty jakby troszeczkÄ™ filmem „Essential Killing”, jest prosty. Dwoje ludzi walczy o życie, o powrót do strefy tytuÅ‚owej grawitacji. PróbujÄ… przetrwać w ukÅ‚adzie sÅ‚onecznym, który jeszcze nigdy nie byÅ‚ w kinie tak zachwycajÄ…cy i jednoczeÅ›nie tak niebezpieczny. Kosmos „Grawitacji” ma w sobie szataÅ„ski urok oceanu z „Wielkiego bÅ‚Ä™kitu” Bessona. CoÅ›, co sprawia, że nawet w chwili najwiÄ™kszego zagrożenia mamy chęć zatrzymać siÄ™ i popatrzeć jeszcze tylko przez maÅ‚Ä… chwilÄ™.
To w ogóle, pomimo niebywaÅ‚ego kroku w przód pod wzglÄ™dem technologii, film powrotów. Film powrotu do prostej historii z jednobarwnym finaÅ‚em. Powrotu do kina dzieciÄ™cej magii, wyczarowujÄ…cego obrazy, co ich widz nie dostrzeże nawet w czasie odwiedzin w najpodlejszej dzielnicy miasta. I film o powrocie do życia. Koncepcie, który przez lata windowaÅ‚ na arcydzielnÄ… póÅ‚kÄ™ szereg kinowych evergreenów. I, bang, który tu ciÄ…gnie „GrawitacjÄ™” w dóÅ‚. Nie dziaÅ‚a zupeÅ‚nie. Czarna dziura. Najwyraźniej niezawodny na Ziemi myk przestaje wibrować poza niÄ….
Panem Cogito, czyli bohaterem „każdyznasowym”, jest tu naukowiec Ryan Stone (Sandra Bullock) z niepotrzebnie przegadanym i wykrzyczanym zapleczem biograficznym. W skrócie - przeszÅ‚ość odcięła jej tlen, życie na Å›wiecie straciÅ‚o kierunek („tylko jadÄ™, tylko jadÄ™”) i wystrzeliÅ‚o jÄ… w przestrzeÅ„ kosmicznÄ…, aby mogÅ‚a zetknąć siÄ™ z absolutem. Odpowiedzieć na fundamentalne pytanie, dlaczego, mimo próżni za nami i próżni przed nami, warto oddychać. Dlaczego niedoszÅ‚y samobójca w chwili napadu potrafi jÄ™knąć do oprawcy „proszÄ™, nie zabijaj”? Co sprawia, że mimo fruwajÄ…cego wokóÅ‚ Å›cierwa, kÅ‚amstw i marazmu, wciąż chcemy być przyciÄ…gani? Sama odpowiedź nie jest najważniejsza. Liczy siÄ™ jej styl. „Grawitacja” obraÅ‚a wybuchowÄ… metodÄ™ thrillera science-fiction. Stone przybiera wiÄ™c - w nieco nazbyt teledyskowej scenie - pozycjÄ™ embrionalnÄ…, żeby za chwilÄ™ przefiltrować swoje odrodzenie przez żywioÅ‚ wszelaki – ogieÅ„, powietrze i wodÄ™. Wszystko w rytm nieznoÅ›nie czÄ™sto punktowanej muzyki, wpakowanej chyba na przekór poczÄ…tkowego przypomnienia, że w przestrzeni kosmicznej ani mru mru, cisza, bo próżnia dźwiÄ™ku nie roznosi. Symfonia „Odysei kosmicznej 2001” miaÅ‚a lepszy gust. Niemniej jednego „Grawitacji” odmówić nie można. To najlepsza rozrywka ostatnich lat.
PomysÅ‚ Cuarona, draÅ›niÄ™ty jakby troszeczkÄ™ filmem „Essential Killing”, jest prosty. Dwoje ludzi walczy o życie, o powrót do strefy tytuÅ‚owej grawitacji. PróbujÄ… przetrwać w ukÅ‚adzie sÅ‚onecznym, który jeszcze nigdy nie byÅ‚ w kinie tak zachwycajÄ…cy i jednoczeÅ›nie tak niebezpieczny. Kosmos „Grawitacji” ma w sobie szataÅ„ski urok oceanu z „Wielkiego bÅ‚Ä™kitu” Bessona. CoÅ›, co sprawia, że nawet w chwili najwiÄ™kszego zagrożenia mamy chęć zatrzymać siÄ™ i popatrzeć jeszcze tylko przez maÅ‚Ä… chwilÄ™.
To w ogóle, pomimo niebywaÅ‚ego kroku w przód pod wzglÄ™dem technologii, film powrotów. Film powrotu do prostej historii z jednobarwnym finaÅ‚em. Powrotu do kina dzieciÄ™cej magii, wyczarowujÄ…cego obrazy, co ich widz nie dostrzeże nawet w czasie odwiedzin w najpodlejszej dzielnicy miasta. I film o powrocie do życia. Koncepcie, który przez lata windowaÅ‚ na arcydzielnÄ… póÅ‚kÄ™ szereg kinowych evergreenów. I, bang, który tu ciÄ…gnie „GrawitacjÄ™” w dóÅ‚. Nie dziaÅ‚a zupeÅ‚nie. Czarna dziura. Najwyraźniej niezawodny na Ziemi myk przestaje wibrować poza niÄ….
Panem Cogito, czyli bohaterem „każdyznasowym”, jest tu naukowiec Ryan Stone (Sandra Bullock) z niepotrzebnie przegadanym i wykrzyczanym zapleczem biograficznym. W skrócie - przeszÅ‚ość odcięła jej tlen, życie na Å›wiecie straciÅ‚o kierunek („tylko jadÄ™, tylko jadÄ™”) i wystrzeliÅ‚o jÄ… w przestrzeÅ„ kosmicznÄ…, aby mogÅ‚a zetknąć siÄ™ z absolutem. Odpowiedzieć na fundamentalne pytanie, dlaczego, mimo próżni za nami i próżni przed nami, warto oddychać. Dlaczego niedoszÅ‚y samobójca w chwili napadu potrafi jÄ™knąć do oprawcy „proszÄ™, nie zabijaj”? Co sprawia, że mimo fruwajÄ…cego wokóÅ‚ Å›cierwa, kÅ‚amstw i marazmu, wciąż chcemy być przyciÄ…gani? Sama odpowiedź nie jest najważniejsza. Liczy siÄ™ jej styl. „Grawitacja” obraÅ‚a wybuchowÄ… metodÄ™ thrillera science-fiction. Stone przybiera wiÄ™c - w nieco nazbyt teledyskowej scenie - pozycjÄ™ embrionalnÄ…, żeby za chwilÄ™ przefiltrować swoje odrodzenie przez żywioÅ‚ wszelaki – ogieÅ„, powietrze i wodÄ™. Wszystko w rytm nieznoÅ›nie czÄ™sto punktowanej muzyki, wpakowanej chyba na przekór poczÄ…tkowego przypomnienia, że w przestrzeni kosmicznej ani mru mru, cisza, bo próżnia dźwiÄ™ku nie roznosi. Symfonia „Odysei kosmicznej 2001” miaÅ‚a lepszy gust. Niemniej jednego „Grawitacji” odmówić nie można. To najlepsza rozrywka ostatnich lat.
Grzegorz Rolecki
Komentarze
|