Teatr Recenzje
Wys�ano dnia 17-05-2011 o godz. 17:07:23 przez rafa 8281
Wys�ano dnia 17-05-2011 o godz. 17:07:23 przez rafa 8281
Po kilkudziesięciu latach Hamlet ponownie zagościł na scenie kieleckiego teatru. Jaki jest tym razem? Apolityczny, nie-szekspirowski, współczesny, ale nie – nowy, nawiązuje bowiem do interpretacji Krzysztofa Warlikowskiego. |
Premiera spektaklu wyreżyserowanego przez Radosława Rychcika miała miejsce 7-go maja 2011 roku. Wielbiciele klasycznego ujęcia sztuki, będą rozczarowani, gdyż nie usłyszą słynnego monologu ani nie zobaczą kostiumów z epoki. Zamiast nich, Rychcik proponuje teatr emocji i nie oszczędzi widza prowokując niemal w każdej scenie. Prawie 2,5 godzinny spektakl (niestety bez żadnej przerwy, która z pewnością nie odebrałaby napięcia, które wciąż budowane jest na nowo) – męczy nawet, gdy się podoba. Ale taki już chyba zarysowuje się styl młodego reżysera, którego kielecka publiczność zna głównie z Samotności pól bawełnianych Bernarda Marie-Koltesa. Głównym zadaniem sztuki podobnie jak poprzedniej, jest najpierw wzbudzanie uczuć, a dopiero później skłanianie do refleksji.
Mroczność spektakli Rychcika przypomina mi trochę twórczość reżysera filmowego Tima Burtona, który także często sięga po postacie nie radzące sobie z otaczającą rzeczywistością i umieszcza je w groteskowej, gotyckiej przestrzeni. Grozę łączy z humorem, podobnie jest na Hamlecie – momentami publiczność jest zażenowana, a chwilami wybucha śmiechem. Świetna scenografia Łukasza Błażejewskiego (np. ściana wypchanych zwierząt, porwana kurtyna), kostium Yoricka, niby Willy Wonka z filmu Charlie i fabryka czekolady, przywołują moje skojarzenia ze słynnym amerykańskim twórcą. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o jednej z głównych zalet przedstawienia – elektronicznej muzyce Michała Lisa, która nieprzerwanie towarzyszy sztuce nadając jej odpowiednią wymowę.
Już kolejny raz możemy obserwować efekt wspólnej pracy Rychcika z Tomaszem Nosinskim – odtwórcą głównej roli. Aktor wciela się w postać całym sobą, jego Hamlet to bardziej skrzywdzone dziecko niż mężczyzna. Ma pretensje do wszystkich o popełnione zbrodnie, sam jednak gdy zabija, upaja się mordem. Jak zwykle świetny okazał się Wojciech Niemczyk czyli Laertes, zwłaszcza w scenach kiedy tłumaczy Ofelii (w tej roli Karolina Porcari), że nie powinna spotykać się z ukochanym czy kiedy dowiaduje się o morderstwie ojca. Moją uwagę zwrócili też Mirosław Bieliński, który chyba jako jedyny odegrał swoją rolę w klasyczny sposób i Dagna Dywicka przekonująco wcielająca się w postać Rosencrantza.
Całość to odkurzenie inscenizacji Warlikowskiego (1999 i 2003r.) z Jackiem Poniedziałkiem jako Hamletem. Można znaleźć liczne analogie do tamtego dzieła chociażby pozbawienie sztuki polityki, wyeksponowanie dramatu rodziny, problemy tożsamości seksualnej głównego bohatera, postaci Rosencrantza i Guildensterna odgrywane przez kobiety, które zamiast być przyjaciółmi Hamleta, jak to zamierzył William Shakespeare, są tu dziwkami zaspokajającymi jego potrzeby seksualne.
W sztuce mocno wyrażane są erotyzm i pogmatwane relacje rodzinne. Mało jest tradycji teatru elżbietańskiego, ale trzeba przyznać, że Hamlet wg Rychcika zaskakuje i porusza do głębi. Po takim spektaklu nie łatwo dojść do siebie i szybko wrócić do rzeczywistości (co uznaję za komplement). Pytanie tylko czy współczesnego widza można wzruszyć tylko krzykiem, nagością, erotyzmem i przekleństwami? Czy dla reżysera istnieją jakieś środki wyrazu, po które by nie sięgnął mając na uwadze nie przekraczanie granic estetycznych?
Mroczność spektakli Rychcika przypomina mi trochę twórczość reżysera filmowego Tima Burtona, który także często sięga po postacie nie radzące sobie z otaczającą rzeczywistością i umieszcza je w groteskowej, gotyckiej przestrzeni. Grozę łączy z humorem, podobnie jest na Hamlecie – momentami publiczność jest zażenowana, a chwilami wybucha śmiechem. Świetna scenografia Łukasza Błażejewskiego (np. ściana wypchanych zwierząt, porwana kurtyna), kostium Yoricka, niby Willy Wonka z filmu Charlie i fabryka czekolady, przywołują moje skojarzenia ze słynnym amerykańskim twórcą. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o jednej z głównych zalet przedstawienia – elektronicznej muzyce Michała Lisa, która nieprzerwanie towarzyszy sztuce nadając jej odpowiednią wymowę.
Już kolejny raz możemy obserwować efekt wspólnej pracy Rychcika z Tomaszem Nosinskim – odtwórcą głównej roli. Aktor wciela się w postać całym sobą, jego Hamlet to bardziej skrzywdzone dziecko niż mężczyzna. Ma pretensje do wszystkich o popełnione zbrodnie, sam jednak gdy zabija, upaja się mordem. Jak zwykle świetny okazał się Wojciech Niemczyk czyli Laertes, zwłaszcza w scenach kiedy tłumaczy Ofelii (w tej roli Karolina Porcari), że nie powinna spotykać się z ukochanym czy kiedy dowiaduje się o morderstwie ojca. Moją uwagę zwrócili też Mirosław Bieliński, który chyba jako jedyny odegrał swoją rolę w klasyczny sposób i Dagna Dywicka przekonująco wcielająca się w postać Rosencrantza.
Całość to odkurzenie inscenizacji Warlikowskiego (1999 i 2003r.) z Jackiem Poniedziałkiem jako Hamletem. Można znaleźć liczne analogie do tamtego dzieła chociażby pozbawienie sztuki polityki, wyeksponowanie dramatu rodziny, problemy tożsamości seksualnej głównego bohatera, postaci Rosencrantza i Guildensterna odgrywane przez kobiety, które zamiast być przyjaciółmi Hamleta, jak to zamierzył William Shakespeare, są tu dziwkami zaspokajającymi jego potrzeby seksualne.
W sztuce mocno wyrażane są erotyzm i pogmatwane relacje rodzinne. Mało jest tradycji teatru elżbietańskiego, ale trzeba przyznać, że Hamlet wg Rychcika zaskakuje i porusza do głębi. Po takim spektaklu nie łatwo dojść do siebie i szybko wrócić do rzeczywistości (co uznaję za komplement). Pytanie tylko czy współczesnego widza można wzruszyć tylko krzykiem, nagością, erotyzmem i przekleństwami? Czy dla reżysera istnieją jakieś środki wyrazu, po które by nie sięgnął mając na uwadze nie przekraczanie granic estetycznych?
Paulina Drozdowska
Komentarze
|