Kielce v.0.8

Kielce
Hasarapasa czyli Noc Kupały...

 drukuj stron�
Kielce
Wys�ano dnia 20-06-2003 o godz. 00:02:37 przez pala1 31597

Wszyscy z utęsknieniem czekali na noc Kupały. Młodzież zbierała się na polanie już od chwili, gdy słońce wynurzyło swoje pierwsze złote promienie i zaczęło swoją wędrówkę po niebie.

Każdy, kto przyszedł na polanę, przygotowywał ognisko dla siebie, swojej rodziny, parobków. Gałęzie lub konary znoszone na ognisko musiały być z żywego drzewa, ponieważ w tych, które leżały na ziemi mieszkała śmierć. Przygotowania do zabawy zajęły cały dzień. Późnym popołudniem i wieczorem zaczęli nadchodzić ci, którzy przygotowywali jadło i napoje. Gdy już wszystko było gotowe do rozpoczęcia zabawy, ludzie patrzyli w niebo, czekając aż słońce zajdzie i pokaże się księżyc. A gdy zniknął ostatni promyk słoneczny, rozpalono ogniska i rozpoczęto zabawę. Dziewczęta ubrane na biało i z zielonymi wiankami na głowie brały się za ręce i tańczyły wokół ogniska, śpiewając pieśni na cześć boga Kupały.

Z początku tańce były dosyć wolne, ale stopniowo tempo stawało się coraz szybsze i weselsze. Nad polaną i głęboko w lesie brzmiały piosenki. Wszystko zdawało się cieszyć i sprzyjać zabawom. Nieopodal dziewcząt chłopcy skakali przez ognisko i z zapalonymi żagwiami obiegali posiana zboża i łąki wołając Kupały. Tu i ówdzie któryś z młodzieńców próbował porwać dziewczynę, ponieważ wiedział, że w to wyjątkowe święto nie spotka go za to kara. Jednak gdy tylko inne niewiasty usłyszały krzyk "porywanej", wołały na pomoc braci i same rzucały się na śmiałka. Takie wyczyny zdarzały się rzadko, ponieważ każda rodzina pilnowała "swoich" dziewcząt. Ale myliłby się ten, kto by myślał, że tylko młodzi bawili się tej nocy. Starsi mężczyźni, którzy już nie byli tak sprawni jak ich synowie , siedzieli przy ogniskach, jedli, pili, śpiewali i świętowali. Natomiast starsze niewiasty nie mogące tańczyć z młodymi, śpiewały, klaskały i podrygiwały w rytm pieśni. Czas mijał tej nocy bardzo szybko na wspólnych śpiewach i zabawach. Wkrótce zaczęło świtać-bo przecież była to najkrótsza noc w roku. A gdy słońce wyjrzało znad drzew, słychać było śpiewy ludzi wracających do domu.

TROCHĘ HISTORII

Szczególna rola w obrzędowości ludowej, a niegdyś słowiańskiej, przypada na okres letniego przesilenia. Najdłuższy dzień, najkrótsza noc przyciągała uwagę człowieka. Wypadało to po wiosennych pracach polowych, a przed znojnymi żniwami. Nowe plony były już niemal na wyciągnięcie ręki.
Najważniejszą bodaj częścią nocy kupalnej było palenie ogni. Zwykle przy tym stos do podpalenia układano w miejscu eksponowanym, wyjątkowo widocznym, najchętniej na wzniesieniach lub szczytach gór. Rozpalane o zmroku ogniska musiały czynić ogromne wrażenie. Ogień miał tu cechy oczyszczające i łączył się z nim zwyczaj przeskakiwania przez niego gdy płonął. Człowiek skaczący, zawisnąwszy nad płomieniami przez moment, uzyskiwał w ten sposób symboliczne oczyszczenie.
Palenie ognisk miało też inny cel. Według dawnych wierzeń bóstwo nie było niezniszczalne, lecz przeciwnie wymagało stałego wzmacniania jego mocy. Temu służyły krwawe ofiary, by duch człowieka, a także zwierzęcia, ulatujący ku bogom, zwiększał ich moc. Palenie ogni przypadało na okres, gdy słońce, osiągnąwszy swój maksymalny czas świecenia, już wkrótce miało świecić coraz słabiej i krócej. Być może przez palenie ognisk chciano ten fakt zneutralizować lub podbudować słoneczne siły. Była to już tylko symbolika, niemniej zasada wzmacniania bóstw była dość powszechna.
Drugim czynnikiem, niezmiernie ważnym w obchodach kupalnych, była woda. Wśród ludu długo pokutowało przekonanie (a w niektórych rejonach Polski trwa po dziś dzień - dop. red.) o niedopuszczalności kąpania się w otwartych zbiornikach wodnych przed tym dniem. Niejednokrotnie można było dowiedzieć się o karach jakie takich śmiałków spotykały.
Przypomnieć również należy o dwóch ważnych elementach: pierwszy to przewaga młodzieży w uroczystościach kupalnych, drugi to dość szeroko rozpowszechnione przekonanie o wyjątkowej swobodzie seksualnej, jaka wśród młodzież w czasie tej nocy panowała. Na naszych ziemiach, właśnie w noc kupalną dokonywano zabiegów inicjacji młodzieży. Być może działo się to w blasku ognia, słońca, a może i pioruna. Czerwiec w naszym klimacie obfituje w burze połączone z silnymi wyładowaniami atmosferycznymi. Zapewne wówczas , w blasku rozpalonych ognisk, zanurzano młodzież w wodzie, aby przyjąć ją do społeczności ludzi dorosłych. Może zresztą stosowano przy tym swoistą próbę ognia, a w każdym bądź razie za jego pomocą oczyszczano młodych ludzi. W ową noc kupalną dojrzała młodzież, dopiero co wprowadzona w świat dorosłych, zaznawała po raz pierwszy smaku miłości.Wielka w dawnej obyczajowości była moc nocy kupalnej, skoro tak wiele wieków zwalczana przez Kościół przetrwała po dziś dzień. W ostatnich latach nawet wręcz dostrzegamy jej renesans. Oczywiście podstawowe znaczenie ma tu wzrost zainteresowania kulturą ludową w ogóle i we wszelkiej jej postaci.Po radosnej nocy kupalnej już wkrótce nadchodziły ciężkie dni żniw, okres pracy i wielkich nadziei. Od tych dni zależało czy w zimie będzie co jeść. I na tym koniec. Mam nadzieję, że ten krótki opis nocy kupalnej zachęci Was do zapoznania się z innymi obrzędami Słowian.

TROCHĘ FAKTÓW...

Nazwa Kupalnanocka wywodzi się od słowa "kupało" co na wschodzie Polski oznacza kąpiel, zanurzenie w wodzie.
Najkrótsza noc była okazją do odprawiania różnych obrządków, wróżb i czarów. Uświadamiano sobie wtedy w sposób szczególny związek człowieka z rytmami przyrody. W tę noc bowiem, według tradycji, całą przyrodę przenika potężny i ożywczy impuls.

Jest to święto powitania lata, miłości i płodności, z oczyszczającymi obrzędami ognia i wody. Wierzono, że po ziemi snują się duchy zmarłych i pozaziemskie istoty demoniczne. W ciała ludzi, szczególnie młodych, wstępują nieziemskie siły i wzmaga się ich gotowość do miłości, płodzenia i rodzenia. Tradycja i obyczaj zezwalał na swobodne igraszki miłosne. Nieodłącznym elementem święta był taniec. Przy ogniskach kobiety tworzyły taneczne kręgi.

TROCHĘ MISTYKI...

I tak gromadzono się w miejscach ważnych dla danej grupy. Miejscach świętych. Najczęściej były to wzgórza lub polany leśne. I rozpalano tam wysokie ognie. Dziewice puszczały własnoręcznie zrobione wianki. Chłopcy popisywali się zręcznością i skokami przez ogień.

Przesilenie letnie, zimowe, równonoce wiosenne i jesienne w każdej kulturze pierwotnej były czymś szczególnym.

Słońce, wędrując po niebie, wyznaczało pewien rytm. Rytm, którego puls kiedyś żywo odczuwano. Towarzyszył dojściu starego do pewnego momentu i budzeniu się nowego. Zimowe przesilenie jest momentem narodzin, poczęcia sił witalnych w przyrodzie, odradzania się nowego życia. Od tego przesilenia słońce co dnia wznosiło się wyżej i skracało noc. I tak aż do przesilenia letniego, gdzie następował przełom i dnia zaczęło ubywać. Świat przyrody w tym czasie doznawał orgii kolorów, zapachów. Soczystość zieleni i świeżość różnobarwnych kwiatów wzmagała chęć zapylenia przez owady. A i ludzie przebywając na ich łonie doznawali miłosnego uniesienia. Rośliny, drzewa zaczynają rodzić owoce. W takiej scenerii odbywały się rytuały mające na celu podkreślenie nierozerwalnego związku człowieka z przyrodą. Uświadamiano sobie wtedy w sposób szczególny ten związek.

Z najkrótszą nocą w roku wiążą się liczne legendy i obyczaje, pieczołowicie przekazywane z pokolenia na pokolenie: legenda o kwiecie paproci, obyczaj puszczania wianków na wodę czy palenia sobótkowych ognisk. Niektórzy pamiętają jeszcze, że w wigilię św. Jana zioła lecznicze nabierają szczególnej mocy. Inni słyszeli świętokrzyską legendę o zlotach czarownic na szczycie Łysicy, zwanej tez Łysą Górą.

LEGENDY...

Istnieje legenda, według której Sobótka jest uroczystością ku czci pewnej dziewicy. Dawno, dawno, nie wiadomo ściśle kiedy, kochało się dwoje młodych -czysta, wierna dziewica Sobótka i szlachetny, waleczny rycerz Sieciech. Sieciech wrócił z wojny i już miął pojąć czekająca nań Sobótkę za żonę, już nawet zapalono weselne ognie i zamierzano puścić się w tany, gdy nagle, jak spod ziemi, wyrosła horda najeźdźców. Kto żyw, rzucił się w wir walki. Sobótka także. Wrogi pocisk trafił ją w samo serce. Ale wroga odparto. Działo się to w Noc Świętojańską.

W wielu krajach ludziom biednym i pokornego serca przewracało się tej nocy w głowach: ogarniała ich nagła żądza bogactwa i wyniesienia. A że niezrównany w mocy odkrywania skarbów zakopanych w ziemi był złoty, lśniący jak ogień, ale widzialny tylko przez okamgnienie kwiat paproci, błądzili po lasach, by go zdobyć.
Legendy o kwiecie paproci przetrwały do dziś w podaniach różnych ludów, z niewielkimi tylko zmianami w tekście. W czeskich i niemieckich klechdach szczęśliwy zdobywca kwiatu paproci powinien szukać skarbów w ciemnym borze. We francuskich - biec z tym kwiatkiem jak z pochodnią na najwyższe wzgórze w okolicy, by tam rozgarniając ziemię gołymi rękami odkryć żyłę złota lub drogie kamienie promieniujące niebieskawym światłem. W rosyjskich - zerwawszy gorejący kwiat paproci rzucić go jak najwyżej w powietrze i tam, gdzie spadnie w postaci złotej gwiazdy , szukać skarbów. W Polsce też wielu, bardzo wielu młodzieńców opętanych łaknieniem bogactwa próbowało znaleźć kwiat paproci w ciemnym borze. Jak dotąd nie słychać jednak, aby się to komuś udało. Może dlatego, że niewidzialne - ale wyjące, czyniące okropny łoskot i huki - oraz widzialne straszydła, które strzegą zazdrośnie owych skarbów, robią wszystko, aby śmiałka do kwiatu paproci nie dopuścić.
A może dlatego, że - jak twierdzą ludzie wierzący podręcznikom botaniki, nie zbiorom bajek - paproć nie rozkwita ognistą gwiazdką, lecz jest rosliną skrytokwiatową, zarodnikową i na spodzie liścia ma tylko malutkie brunatne brodaweczki?

LITERATURA i POEZJA...


Łukasz Gołebiowski w oparciu o stare świadectwa relacjonuje: "Słowianie w swym tańcu mieli zapewne coś uroczystego i religijnego, kiedy się zbierało Boże stado, kiedy z dziewiczej góry zstępowały młodociane, przyszłe mężów oblubienice, z miejsc swoich mołojcy hoże, zamężne niewiasty i żonaci, starce i dzieci, klaszcząc w ręce i wykrzykując Lado, Lado! Wśród pląsów i śpiewów postępowali ku horodyszczom, gdzie się odbywały ofiary, obrządki i biesiady wspólne".

Sprzeczali się o Sobótkę poeci publikując na jej temat pełne uczuciowego zaangażowania utwory. Mikołaj Rej {1505-1569) woła w swej Postylli pełen oburzenia: "W dzień świętego Jana bylicą się opasać, a całą noc koło ognia skakać... toć... niemałe uczynki miłosierne ! a tam nawiętsze czary, błędy w ten czas się dzieją!".

Do obrońców tego starego obrzędu, mającego już formę zabawy , należy pogodny, umiejący patrzeć na świat z przymrużeniem oka, czuły na urok przeszłości Jan Kochanowski {1530-1584). Swoją "Pieśnią Świętojańską o Sobótce", utworem bardzo przekornym, gdyż wprowadzającym do poezji pierwiastek ludowy, co w XVI wieku było wprost niezwykłe, zwrócił współczesnym uwagę na piękno tej uroczystości. Siedząc pod wonną lipą pisał . .

Gdy słońce Raka zagrzewa,
A słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę, jako czas niesie,
Zapalono w Czarnym Lesie.

Tam goście, tam i domowi,
Sypali się ku ogniowi;
Bąki za raz troje grały,
A sady się sprzeciwiały.

Siedli wszyscy na murawie;
Potym wstało sześć par prawie
Dziewek jednako ubranych i belicą przepasanych.
Wszytki śpiewać nauczone,
W tańcu także niezganione...

Marcin z Urzędowa, rok 1562, Herbarz Polski
"Przeto one poganki święciły jej to ziele, i gdy jej dzień święcano, wieszali po domach, drugie się nią opasowały; a to czyniły dwudziestego dnia i czwartego księżyca czerwca, u nas dzień św. Jana; tam też w nocy ognie paliły, tańcowały, śpiewały, diabłu cześć i modły czyniąc; tego obyczaju pogańskiego do tych czasów w Polszcze nie chcą opuszczać, ofiarowanie z bylicy czyniąc, wieszając po domach i opasując się nią, czynią sobótki, paląc ognie, krzesząc je deskami, śpiewając pieśni, tańcując..."

Wśród poetów jawnie występujących w obronie sobótki był takżeJan Gawiński, (ur. 1622 lub 1626, zm. ok. 16 84), który tak oto się wypowiedział w "Dziejach obyczaju w dawnej Polsce"
"Jan Święty Chrzciciel przyszedł. Więc palą sobótki.
A wkoło niej, śpiewając skaczą wiejskie młódki.
Nie znoście tych zwyczajów! Co nas z wieków doszło
I wiekiem się ostało, trzeba, by w wiek poszło"

Józef Ignacy Kraszewski w "Starej baśni" widzi Noc Świętojańską mniej romantycznie, z zaangażowaniem uczuciowym odtwarza wyszukane w starych dokumentach fakty: "Szał czasem opanowywał te gromady, i dziksze z nich szły jak stada w las, porywając gwałtownie dziewczęta; zwano też te szały stadem; rodzina jednak każda pilnowała swoich i stała na czatach, aby do stada nie dopuścić i od porwania bronić".

Niektórzy twórcy nadal zwalczali sobótkę. Wśród nich Kasper Twardowski, tworzący, w pierwszej połowie XVII stulecia . Wybrzydzał :
"Wszyscy na rozpust, jako wyuzdani
Idą bylicą w poły przepasani,
Świerkowe drzewa zapalone trzeszczą,
Dudy z bąkami jak co złego wrzeszczą;
Dziewki muzyce po szelągu dali,
Ażeby skoczniej w bęben przybijali.
Włodarz, jako wódz przed wszystkimi chodzi,
On sam przodkuje, on sam rej zawodzi.
Za nim jak pszczoły drużyna się roi,
A na murawie beczka piwa stoi.
Co który umie, każdy dokazuje,
Ten skacząc wierzchem płomienia strychuje;
Ow pożar pali, drudzy huczą, skaczą,
Aż ich dzień zdybie, to się wzdy zobaczą."

Magia i świat eteryczny zawsze interesowały człowieka - na wschodzie przyjętą wartością jest to że bez doznań duchowych rzeczy materialne nic nie znaczą, nic nie dają.
Tak kiedyś było u nas ... w Polsce... w krajach słowiańskich. Może czas zacząć wracać do starych tradycji - niekoniecznie w starej formie. Ponieważ człowiek nie istnieje bez duszy ...


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

rafaello 20-06-2003 o godz. 08:59:12
Świetnie dzięki za przypomnienie jak to kiedyś bywało... Najbardziej mi brakuje tych dziewcząt w białych koszulach i wiankach na głowie...
Error connecting to mysql