Kielce v.0.8

Muzyka
Iron Maiden w Polsce

 drukuj stron�
Muzyka Polska
Wys�ano dnia 06-08-2008 o godz. 17:00:00 przez rafa 3984

W czwartek na stołecznym stadionie Gwardii zagra legendarna brytyjska grupa Iron Maiden. Jakie jest dziś miejsce tego zespołu, który był już i megagwiazdą heavy metalu, i symbolem wszystkiego, co obciachowe w muzyce rockowej lat 80.?

Pod koniec września 1986 roku Iron Maiden grali trasę koncertową po Polsce. Rzecz wówczas niezwykła - wielka gwiazda światowego rocka postanowiła dać aż sześć występów w kraju zza żelaznej kurtyny, w którym wówczas nie istniał normalny rynek płytowy, więc zachodni wykonawcy nie mieli tu praktycznie po co przyjeżdżać.

Ostatni z tych występów - na warszawskim Torwarze - przerodził się w starcia fanów z milicją. Gdy zespół wyszedł na scenę, a spora część niedoszłej publiczności, choć z wejściówkami w ręku, wciąż jeszcze nie mogła dostać się do sali, do rozpraszania fanów Iron Maiden ruszyły oddziały ZOMO. Czy organizatorzy nie dali sobie rady z organizacją koncertu, czy może sprzedano więcej biletów, niż mogła pomieścić hala, a może po prostu służbom porządkowym zbyt szybko puściły nerwy - nie wiadomo. Fani jednak do dziś wspominają ten incydent na licznych forach internetowych poświęconych brytyjskiej kapeli, przypominając, że często jedyną pamiątką z tamtego koncertu był ślad na ciele po zomowskiej pałce.

Wydarzenia pod Torwarem są jednym z barwniejszych elementów szczególnej legendy łączącej brytyjską gwiazdę heavy metalu z Polską. Ale niejedynym. Już dwa lata wcześniej zespół promował w naszym kraju album "Powerslave" i od tego koncertu ma tu oddaną armię fanów, która wydaje się nie maleć mimo upływu nieomal ćwierć wieku. Wystarczy prosty test - w Wikipedii polskie hasło "Iron Maiden" prezentuje się równie okazale, a miejscami nawet lepiej niż jego anglojęzyczny odpowiednik.

Zespół odwdzięcza się za to oddanie słuchaczy. W wydanym na dvd filmie "Behind The Iron Curtain" można zobaczyć wesele gdzieś w Polsce AD 1984, na którym Iron Maiden gra "Smoke on the water" z repertuaru Deep Purple, piłkarski mecz Iron Maiden kontra polscy muzycy i wysłuchać Dickinsona, który na dyskotece w klubie Remont tłumaczy jakiemuś Polakowi, że nie da się grać heavy metalu na syntezatorach. W 1986 roku w dokumentującym dotychczasowe osiągnięcia grupy teledysku do utworu "Wasted Years" zamieścił zaskakująco dużo ujęć z wizyt w Polsce. A i czwartkowy koncert w ramach specjalnej trasy "Somewhere Back In Time" (gra na niej tylko utwory z lat 80.) to prezent dla polskich fanów. Dokładnie tego dnia wokalista zespołu Bruce Dickinson kończy 50 lat. Czy to tylko przypadek, że obchodzi urodziny akurat na scenie w Warszawie?

Zasztyletować Margaret Thatcher

Szczególna więź Iron Maiden i jego fanów to być może klucz do zrozumienia długowieczności zespołu. Założona w 1975 roku przez basistę Steve'a Harrisa kapela to przecież zjawisko zupełnie nieprzystające muzycznie do współczesnego świata. Na początku lat 80. grupa była wymieniana jednym tchem obok takich formacji jak Saxon czy Judas Priest, reprezentantów New Wave Of British Heavy Metal - nurtu w ciężkiej rockowej muzyce, który przyczynił się do przekształcenia hard rocka z lat 70. w nowoczesny heavy metal.

Scena odegrała jednak swoją rolę, a jej gwiazdy szybko ustąpiły miejsca jeszcze bardziej progresywnym wykonawcom - przede wszystkim młodym formacjom thrash metalowym z Metallicą na czele. Judas Priest czy Saxon działają do dziś tak samo jak Iron Maiden, ale tylko ten ostatni zespół może sobie wciąż pozwolić na samodzielne występy na stadionach.

Zaczynali pod wpływem takich legend ciężkiego rocka jak Thin Lizzy czy Wishbone Ash, ale krytycy - głównie za sprawą zamiłowania zespołu do szybkiego i agresywnego grania oraz głosu śpiewającego na pierwszych płytach wokalisty Paula Di'Anno - doszukiwali się u Iron Maiden nawiązań do punk rocka (okładka drugiego singla grupy "Sanctuary" wywołała skandal - widniała na niej postać zasztyletowanej brytyjskiej premier Margaret Thatcher). Największe sukcesy zespół odnosił już jednak z kolejnym frontmanem Bruce'em Dickinsonem, z którym na płytach "The Number Of The Beast", "Piece Of Mind" czy wspomnianym już "Powerslave" dopracował się rozpoznawalnego stylu. Składały się nań chwilami drapieżne, chwilami dramatyczne linie wokalne popadającego w bardzo wysokie tony Dickinsona, długie, nieomal barokowe pojedynki gitarzystów oraz niezwykle charakterystyczna, galopująca praca sekcji rytmicznej.

Symbol heavymetalowego kiczu

Takie Iron Maiden odnosiło sukcesy komercyjne (kolejne płyty świetnie radziły sobie na brytyjskich i amerykańskich listach przebojów) i wywarło ogromny wpływ na brzmienie ciężkiego rocka lat 80. Pompatyczna muzyka, teksty opowiadające o bohaterach dawnych wojen, egipskich faraonach, ale też inspirowane twórczością Edgara Allana Poe czy Samuela Coleridge'a, image, na który składały się fryzury i dżinsowo-skórzane stroje, tony dekoracji na koncertach i obecna na okładce każdego longplaya i singla przypominająca kościotrupa maskotka o imieniu Eddie, w końcu nazwa zespołu nawiązująca do średniowiecznego narzędzia tortur "żelazna dziewica" - z tym wszystkim Iron Maiden stał się archetypowym wzorcem klasycznego heavy metalu.

Ale już na początku kolejnej dekady zespół wydawał się artystycznym nieboszczykiem. Sukces grunge'u i niezależnego rocka zdmuchnął ze sceny większość dotychczasowych gwiazd ciężkiego grania. Także Maiden z kompozycjami i ciuchami z poprzedniej epoki wydawał się symbolem heavymetalowego kiczu. Gdy odszedł z niego Dickinson, wydawało się, że grupa podzieli los rówieśników - albo zniknie na dobre, albo będzie odcinać kupony od dawnej sławy w coraz mniejszych klubach.

Po kilku latach wokalista wrócił jednak do zespołu, a Iron Maiden złapało drugi oddech. Co ciekawe, nie odbyło się to za cenę ustępstw na rzecz współczesnych trendów. Zespół wciąż gra swoje i najwyraźniej właśnie za to cenią go fani. Heavy metal to dziś już nie rockowy mainstream jak w latach 80. To nisza, ale za to nisza potężna. Zmieniła się też cała scena muzyczna. To, co dekadę temu wydawało się obciachem, dziś powróciło przewrotnie przetworzone przez postmodernistyczną popkulturę. T-shirty z charakterystycznym liternictwem z logo Iron Maiden od kilku sezonów pojawiają się w kolekcjach znanych firm odzieżowych.

Moda na odwołania do kiczu lat 80. rehabilitowała niektóre elementy heavymetalowego image'u. Przy okazji także sam heavy metal. Iron Maiden korzysta dziś wciąż ze statusu gwiazdy - gra na stadionach i lata na koncerty specjalnym samolotem z wymalowanym logo zespołu i podobizną Eddiego (pilotuje go sam Dickinson, który jest fanem lotnictwa, skończył odpowiednie kursy i gdy tylko grupa nie jest w trasie, chętnie zatrudnia się jako pilot lotów rejsowych). Ten samolot dorzucił zresztą kolejną historię do legendy łączącej Iron Maiden z Polską - parę miesięcy temu wyczarterowały go dla swoich klientów udających się do Turcji trzy polskie biura turystyczne. W czasie lotu uległ awarii, musiał wracać na warszawskie Okęcie, a wystraszeni pasażerowie opowiadali potem prasie o przerażającym locie maszyną, która nie dość że popsuła się w powietrzu, to jeszcze była wymalowana w trupie czachy.

Tandetną czy nie - to muzykę Iron Maiden z dzieciństwa pamięta pokolenie dziś odgrywające najważniejszą rolę na scenie. Nie przypadkiem do heavy metalu w stylu Iron Maiden odwoływał się w niektórych piosenkach poppunkowy kanadyjski zespół Sum 41. Nie przypadkiem zaledwie kilka tygodni temu ukazał się poświęcony zespołowi tribute album, na którym covery jego kompozycji wykonują artyści pokroju Metalliki czy Machine Head. Nie przypadkiem w końcu warszawska grupa Baaba przygotowała przed wizytą Maidenów zwariowany koncert z własnymi wersjami piosenek brytyjskiej grupy. Traktowani śmiertelnie poważnie lub też brani w ironiczny nawias - Iron Maiden okazują się znaczyć w dzisiejszej rockowej tradycji znacznie więcej, niż by się to mogło wydawać jeszcze kilka lat temu.


Gazeta Wyborcza


Komentarze

Error connecting to mysql