Kabaret Rozmowy Kino Kultura
Wys�ano dnia 04-03-2010 o godz. 13:24:24 przez rafa 7877
Wys�ano dnia 04-03-2010 o godz. 13:24:24 przez rafa 7877
Z Bohdanem Łazuką przy okazji jego pobytu w Kielcach rozmawiał Kuba Wątor. |
Nie chciałbym, żebyśmy rozmawiali o pana sukcesach, rolach itd...
Ależ możemy rozmawiać, o czym tylko pan zechce.
O kobietach chcę.
Bardzo proszę.
Zasmuciło, ale i zachwyciło mnie pana zdanie: „Bardziej od porażek miłosnych przeżywam porażki aktorskie”.
Ja tak powiedziałem? Gdzie?
W pana wspomnieniach na łamach gazety „Fakt”...
W sensie definitywnym w ogóle nie zwracałbym na to uwagi. Dużo rzeczy mówi się, bo tak wypada, jest taka tonacja, okoliczność, czyjeś życzenie.
Czyli kobiety tak nisko w pana hierarchii nie spadły?
Absolutnie nie. Ja je ciągle emabluję, jak to się kiedyś ładnie mówiło na salonach. A mówiąc po plebejsku uprawiam „niecne koperczaki”...
Przepraszam?
Koperczaki czyli umizgi do kobiet. Albo podrywy, jak to mówi młodzież.
Młodzież raczej mówi: bajer.
Bajer to dla mnie jako dla kibica pozostaje ciągle Monachium albo Leverkusen. Bajer brzmi nieładnie. Swoją drogą u nas jak ktoś jest wychowany, chce komuś zrobić przyjemność, to od razu jest podejrzany. Zwrócił pan na to uwagę?
Bo nikt nie wierzy w bezinteresowność.
Tak, u nas trzeba mieć pretensje – wtedy jest dobrze. Prosty przykład – wejście do jakiejś obcej na co dzień społeczności, czyli sklep czy biuro. Niech pan spróbuje być uśmiechnięty i powie „Dzień dobry!”. Od razu będą dzwonić po pogotowie: przyszedł idiota! Ja się na tym łapię w kontaktach, ponieważ staram się być w tak zwanym środowisku, czyli wśród ludzi mających wysmakowany intelekt towarzyski. Tam nawet ten bajer jest przyjemniejszy od tego, o czym ciągle huczą media. A to wypadki, albo dzieci znalezione w śmietniku. Pan zauważył, że jak nie ma takich newsów to nie ma wiadomości?
Tak, wtedy nie ma o czym gadać.
Otóż to. Rozmawiałem na ten temat poważnymi ludźmi z TVN24. Tamtejsi redaktorzy mówią mi „Panie Łazuka, ludzie tego potrzebują”. Bo ludzie wolą decydować nie o swoich losach, tylko o czyichś.
I patrząc na cudzy gorszy los, chcą się lepiej poczuć.
Tak i są sprowokowani przez takie newsy do łechtania się tym, że mogą decydować i czuć się lepiej. Tacy ludzie są ubodzy intelektualnie.
I łakomi na tanie podniety. Ale, panie Bohdanie, od kobiet zupełnie odeszliśmy, a to taki piękny temat.
A, no popatrz pan.
Romanse, romansiki, cztery małżeństwa – jak pan ma jeszcze na to siłę? Przecież każde mniejsze czy większe rozstanie musiało kończyć się boleśnie...
Strasznie to przeżywałem. Ale gdy dziś o tym myślę, to szczerze się przyznaję, że ja po prostu nie dorosłem. Moje pierwsze małżeństwo z już wówczas wybitną, znaną i uznaną aktorką Barbarą Wrzesińską skończyło się szybciutko, bo byłem potwornie zazdrosny. Drugi raz ożeniłem się z cudowną, piękną kobietą, ale ja sam byłem już ŁAZUKA. We łbie poprzewracane miał człowiek.
I żniwa sławy musiał zbierać...
Aż szkoda, wie pan. Z drugą żoną miałem akurat dobrą rękę, bo do tej pory jesteśmy w dobrym kontakcie. Moje krnąbrne zachowania czy rodzaj pewnej niesubordynacji...
Wyblakły i przeminęły z wiatrem.
Tak, a nawet z wiadrem. Bo grałem kiedyś takiego gościa, który nazywał się Józef Kubeł. Andrzej Zaorski i Marcin Wolski napisali właśnie takie widowisko pt. „Przeminęło z wiadrem”. Ten Kubeł pracował w showbusinessie, jeździł po całym świecie i załatwiał występy dla naszych artystów. Potem na przykład, żeby było śmieszniej, w jakimś kraju ten Kubeł polecał Łazukę.
Przeszedł pan wszystkie etapy podrywów, małżeństw i...
Co pan tak z tymi żonami? Pan pewnie przed ślubem jeszcze, tak?
Tak. Trochę prywaty uprawiam, bo chcę się poradzić.
A, no to wszystko jasne. Proszę śmiało pytać.
Ma pan córkę i martwi się pan tym samym, czego ja się obawiam. Martwi się pan jej absztyfikantami.
O, tak, to jest straszne. Ostatnio trochę odpuściłem, bo wrażliwość, emocje czy nawet zaangażowanie uczuciowe jest u mojej córki uzasadnione, jeśli chodzi o personalne historie z jej męskimi vis a vis. Trudno mi się z tym pogodzić, bo powszechnie wiadomo, że córki są dla tatusiów. W snach szukam klasztoru, w którym można by ją zamknąć i byłbym spokojny. Ale muszę sobie zdać sprawę z tego, że moja zazdrość może się źle skończyć. Moja córka Olga ma teraz partnera i, patrząc zupełnie obiektywnie - odrzucając mój egoizm, to on jest w porządku. I zdaje się, że przegram tę nierówną walkę. No, ale trudno, co tu zrobić. A pan już ma dzieci?
Jeszcze nie, ale kiedyś...
No, to niech pan nie zapomni, że jak będzie syn to musi pan dać mu imię Bohdan, a jak córka to Łazuka.
Ależ możemy rozmawiać, o czym tylko pan zechce.
O kobietach chcę.
Bardzo proszę.
Zasmuciło, ale i zachwyciło mnie pana zdanie: „Bardziej od porażek miłosnych przeżywam porażki aktorskie”.
Ja tak powiedziałem? Gdzie?
W pana wspomnieniach na łamach gazety „Fakt”...
W sensie definitywnym w ogóle nie zwracałbym na to uwagi. Dużo rzeczy mówi się, bo tak wypada, jest taka tonacja, okoliczność, czyjeś życzenie.
Czyli kobiety tak nisko w pana hierarchii nie spadły?
Absolutnie nie. Ja je ciągle emabluję, jak to się kiedyś ładnie mówiło na salonach. A mówiąc po plebejsku uprawiam „niecne koperczaki”...
Przepraszam?
Koperczaki czyli umizgi do kobiet. Albo podrywy, jak to mówi młodzież.
Młodzież raczej mówi: bajer.
Bajer to dla mnie jako dla kibica pozostaje ciągle Monachium albo Leverkusen. Bajer brzmi nieładnie. Swoją drogą u nas jak ktoś jest wychowany, chce komuś zrobić przyjemność, to od razu jest podejrzany. Zwrócił pan na to uwagę?
Bo nikt nie wierzy w bezinteresowność.
Tak, u nas trzeba mieć pretensje – wtedy jest dobrze. Prosty przykład – wejście do jakiejś obcej na co dzień społeczności, czyli sklep czy biuro. Niech pan spróbuje być uśmiechnięty i powie „Dzień dobry!”. Od razu będą dzwonić po pogotowie: przyszedł idiota! Ja się na tym łapię w kontaktach, ponieważ staram się być w tak zwanym środowisku, czyli wśród ludzi mających wysmakowany intelekt towarzyski. Tam nawet ten bajer jest przyjemniejszy od tego, o czym ciągle huczą media. A to wypadki, albo dzieci znalezione w śmietniku. Pan zauważył, że jak nie ma takich newsów to nie ma wiadomości?
Tak, wtedy nie ma o czym gadać.
Otóż to. Rozmawiałem na ten temat poważnymi ludźmi z TVN24. Tamtejsi redaktorzy mówią mi „Panie Łazuka, ludzie tego potrzebują”. Bo ludzie wolą decydować nie o swoich losach, tylko o czyichś.
I patrząc na cudzy gorszy los, chcą się lepiej poczuć.
Tak i są sprowokowani przez takie newsy do łechtania się tym, że mogą decydować i czuć się lepiej. Tacy ludzie są ubodzy intelektualnie.
I łakomi na tanie podniety. Ale, panie Bohdanie, od kobiet zupełnie odeszliśmy, a to taki piękny temat.
A, no popatrz pan.
Romanse, romansiki, cztery małżeństwa – jak pan ma jeszcze na to siłę? Przecież każde mniejsze czy większe rozstanie musiało kończyć się boleśnie...
Strasznie to przeżywałem. Ale gdy dziś o tym myślę, to szczerze się przyznaję, że ja po prostu nie dorosłem. Moje pierwsze małżeństwo z już wówczas wybitną, znaną i uznaną aktorką Barbarą Wrzesińską skończyło się szybciutko, bo byłem potwornie zazdrosny. Drugi raz ożeniłem się z cudowną, piękną kobietą, ale ja sam byłem już ŁAZUKA. We łbie poprzewracane miał człowiek.
I żniwa sławy musiał zbierać...
Aż szkoda, wie pan. Z drugą żoną miałem akurat dobrą rękę, bo do tej pory jesteśmy w dobrym kontakcie. Moje krnąbrne zachowania czy rodzaj pewnej niesubordynacji...
Wyblakły i przeminęły z wiatrem.
Tak, a nawet z wiadrem. Bo grałem kiedyś takiego gościa, który nazywał się Józef Kubeł. Andrzej Zaorski i Marcin Wolski napisali właśnie takie widowisko pt. „Przeminęło z wiadrem”. Ten Kubeł pracował w showbusinessie, jeździł po całym świecie i załatwiał występy dla naszych artystów. Potem na przykład, żeby było śmieszniej, w jakimś kraju ten Kubeł polecał Łazukę.
Przeszedł pan wszystkie etapy podrywów, małżeństw i...
Co pan tak z tymi żonami? Pan pewnie przed ślubem jeszcze, tak?
Tak. Trochę prywaty uprawiam, bo chcę się poradzić.
A, no to wszystko jasne. Proszę śmiało pytać.
Ma pan córkę i martwi się pan tym samym, czego ja się obawiam. Martwi się pan jej absztyfikantami.
O, tak, to jest straszne. Ostatnio trochę odpuściłem, bo wrażliwość, emocje czy nawet zaangażowanie uczuciowe jest u mojej córki uzasadnione, jeśli chodzi o personalne historie z jej męskimi vis a vis. Trudno mi się z tym pogodzić, bo powszechnie wiadomo, że córki są dla tatusiów. W snach szukam klasztoru, w którym można by ją zamknąć i byłbym spokojny. Ale muszę sobie zdać sprawę z tego, że moja zazdrość może się źle skończyć. Moja córka Olga ma teraz partnera i, patrząc zupełnie obiektywnie - odrzucając mój egoizm, to on jest w porządku. I zdaje się, że przegram tę nierówną walkę. No, ale trudno, co tu zrobić. A pan już ma dzieci?
Jeszcze nie, ale kiedyś...
No, to niech pan nie zapomni, że jak będzie syn to musi pan dać mu imię Bohdan, a jak córka to Łazuka.
www.homodicit.pl
Komentarze |