Sztuki plastyczne Rozmowy Jaśmina Parkita,
Wys�ano dnia 07-09-2012 o godz. 14:22:53 przez bozena 17372
Wys�ano dnia 07-09-2012 o godz. 14:22:53 przez bozena 17372
Rozmawiam z Jaśminą Parkitą, artystką, projektantką okładek płyt, plakatów, ilustratorką książek dla dzieci i innego typu wydawnictw oraz autorką instalacji, scenografii. Już od dziś będzie można zobaczyć wystawę jej prac w kieleckim WDK-u. |
Czy możesz wskazać taki moment w swoim życiu, kiedy zdecydowałaś, że właśnie to będziesz robić?
Nie było takiego momentu, to przyszło naturalnie. Moi rodzice zajmowali się plastyką. Ja rysowałam w zasadzie od zawsze, od małego dziecka, mam pełno zarysowanych kartek z dzieciństwa. Ukończyłam plastyczne gimnazjum w Kielcach, po małym kryzysie (spowodowanym typowym młodzieńczym buntem) jednak dalej poszłam do liceum plastycznego i kontynuowałam w nim naukę.
A po szkole zajęłaś się od razu projektowaniem płyt?
To się zaczęło od Czesława. Poznaliśmy się przez internet i napisał do mnie, żebym mu zrobiła rysunki do jego płyty; nie był wtedy znany w Polsce w ogóle. Wykonywałam te projekty przez całą klasę maturalną, jako moją pracę dyplomową.
I to planujesz w życiu robić, tak? Dlatego wybrałaś taki właśnie kierunek studiów?
Tak. Studiowałam grafikę przez trzy lata, skończyłam licencjat. Teraz troszeczkę zmieniam kierunek, będzie to druk na tkaninie. Potrzebuję czegoś nowego, zaczęłam też projektować razem z moim chłopakiem ubrania. Jak dotąd jesteśmy bardzo bardzo niszowi, nie odchodzę zresztą przy tym od ilustracji – tylko rozszerzam nieco horyzonty.
Planujesz projektować następne okładki?
To co zaplanowałam, jest już wykonane. To były okładki Happysad i Artura Andrusa ostatnio, wcześniej Camero Cat.
A Twój epizod ze scenografią? Też zamierzasz jakoś to kontynuować?
Wolę jednak na ten moment projektowanie ubrań. Scenografia to był taki jednorazowy projekt, współpracowałam z Agnieszką Miluniec – jest scenografką, a wzięła mnie do pomocy, żeby oprawa koncertu Czesława była spójna z jego płytą oraz moją do niej okładką.
Studiowałaś w Krakowie, projektujesz i wystawiasz swoje prace w różnych miastach... Życie na walizkach to jest wybór, czy konieczność?
W zasadzie ja się tak wychowałam, bo z rodzicami się bardzo często przeprowadzaliśmy. Sama mieszkałam w Krakowie przez pięć lat, a teraz zaczynam się ruszać, jeździć do Łodzi, do Warszawy. Często znajomi się śmieją, że nie wiedzą już, gdzie mnie można złapać...
Współtworzyłaś Kieleckie Centrum Poemiksu. Czy to jest jakoś kontynuowane?
Zapomniałam o tym... Rzeczywiście, trochę się też od tego zaczęło, nie do końca od okładki dla Czesława... Współpracowałam przy tym projekcie głównie z Norbertem Rybarczykiem, który mieszkał wtedy w Kielcach.
To jest jakieś fachowe określenie, czy wymyślone przez Was?
Wymyślone, przez nas i kilku zajmujących się tym razem z nami znajomych. Samo słowo poemiks wynika z połączenia poezji z komiksem. Mieliśmy dwie wystawy tych prac na Bazie Zbożowej.
Jakie Twoje prace będzie można zobaczyć na najbliższej wystawie w WDK-u?
To są najnowsze moje prace i jestem z nich najbardziej zadowolona, bo mają jakieś historie w sobie – nie są to do końca moje historie. Inspirowane są klimatem bajek, ale zależy mi na tym, żeby miały też jakieś podwójne dno; aby nie były tak od razu zrozumiałe, ale miały jakiś podtekst.
To nie były prace tworzone w jakimś specjalnym celu, tylko Twoje prace dyplomowe, które mają wyrazić to, co sama chciałabyś pokazać?
Niektóre z nich zrobiłam już dwa lub nawet trzy lata temu, przechodziły swoje metamorfozy, a reszta - jest ich w sumie dziewięć - to są nowe rzeczy, z tego roku.
Na czym polega Twój udział w festiwalach offowych? Czy tworzysz do nich jakiś rodzaj scenografii?
Bardziej wystawy. I dwa razy zrobiłam instalacje. Były to takie przedsięwzięcia, jak na przykład Hasarapassa na Bazie Zbożowej w Kielcach - gdzie wykonałyśmy razem z Emilką Biernacką zawieszonego pod sufitem wielkiego ptaka (niestety chyba został zniszczony) - czy też festiwal w krakowskim hotelu Forum stworzony przez młodych ludzi, gdzie zrobiłam jedną instalację - lampiony - z moją koleżanką Moniką Wiśniewską. Mój tata właśnie interesował się i teatrem, i rzeźbą, robił też sam instalacje. Pewnie to po nim też mam.
Twoje zainteresowania tkaniną idą w stronę mody, czy to jest raczej bardziej artystyczny kierunek?
W ogóle nie identyfikuję się z modą. Nie lubię całej tej otoczki związanej ze śledzeniem trendów. Moje koszulki „dzieńdobry” - można je znaleźć na stronie internetowej http://www.facebook.com/dziendobry.sklep - to bardziej zabawa. Mój chłopak stwierdził, że jeżeli robię takie rysunki, a on z kolei fotografie, które też umieszczamy na tych ciuchach, to warto wykorzystać je w ten sposób. Dzisiaj jestem w trakcie projektowania nie tylko nadruków, ale także krojów, zobaczymy jak się to dalej potoczy.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Nie było takiego momentu, to przyszło naturalnie. Moi rodzice zajmowali się plastyką. Ja rysowałam w zasadzie od zawsze, od małego dziecka, mam pełno zarysowanych kartek z dzieciństwa. Ukończyłam plastyczne gimnazjum w Kielcach, po małym kryzysie (spowodowanym typowym młodzieńczym buntem) jednak dalej poszłam do liceum plastycznego i kontynuowałam w nim naukę.
A po szkole zajęłaś się od razu projektowaniem płyt?
To się zaczęło od Czesława. Poznaliśmy się przez internet i napisał do mnie, żebym mu zrobiła rysunki do jego płyty; nie był wtedy znany w Polsce w ogóle. Wykonywałam te projekty przez całą klasę maturalną, jako moją pracę dyplomową.
I to planujesz w życiu robić, tak? Dlatego wybrałaś taki właśnie kierunek studiów?
Tak. Studiowałam grafikę przez trzy lata, skończyłam licencjat. Teraz troszeczkę zmieniam kierunek, będzie to druk na tkaninie. Potrzebuję czegoś nowego, zaczęłam też projektować razem z moim chłopakiem ubrania. Jak dotąd jesteśmy bardzo bardzo niszowi, nie odchodzę zresztą przy tym od ilustracji – tylko rozszerzam nieco horyzonty.
Planujesz projektować następne okładki?
To co zaplanowałam, jest już wykonane. To były okładki Happysad i Artura Andrusa ostatnio, wcześniej Camero Cat.
A Twój epizod ze scenografią? Też zamierzasz jakoś to kontynuować?
Wolę jednak na ten moment projektowanie ubrań. Scenografia to był taki jednorazowy projekt, współpracowałam z Agnieszką Miluniec – jest scenografką, a wzięła mnie do pomocy, żeby oprawa koncertu Czesława była spójna z jego płytą oraz moją do niej okładką.
Studiowałaś w Krakowie, projektujesz i wystawiasz swoje prace w różnych miastach... Życie na walizkach to jest wybór, czy konieczność?
W zasadzie ja się tak wychowałam, bo z rodzicami się bardzo często przeprowadzaliśmy. Sama mieszkałam w Krakowie przez pięć lat, a teraz zaczynam się ruszać, jeździć do Łodzi, do Warszawy. Często znajomi się śmieją, że nie wiedzą już, gdzie mnie można złapać...
Współtworzyłaś Kieleckie Centrum Poemiksu. Czy to jest jakoś kontynuowane?
Zapomniałam o tym... Rzeczywiście, trochę się też od tego zaczęło, nie do końca od okładki dla Czesława... Współpracowałam przy tym projekcie głównie z Norbertem Rybarczykiem, który mieszkał wtedy w Kielcach.
To jest jakieś fachowe określenie, czy wymyślone przez Was?
Wymyślone, przez nas i kilku zajmujących się tym razem z nami znajomych. Samo słowo poemiks wynika z połączenia poezji z komiksem. Mieliśmy dwie wystawy tych prac na Bazie Zbożowej.
Jakie Twoje prace będzie można zobaczyć na najbliższej wystawie w WDK-u?
To są najnowsze moje prace i jestem z nich najbardziej zadowolona, bo mają jakieś historie w sobie – nie są to do końca moje historie. Inspirowane są klimatem bajek, ale zależy mi na tym, żeby miały też jakieś podwójne dno; aby nie były tak od razu zrozumiałe, ale miały jakiś podtekst.
To nie były prace tworzone w jakimś specjalnym celu, tylko Twoje prace dyplomowe, które mają wyrazić to, co sama chciałabyś pokazać?
Niektóre z nich zrobiłam już dwa lub nawet trzy lata temu, przechodziły swoje metamorfozy, a reszta - jest ich w sumie dziewięć - to są nowe rzeczy, z tego roku.
Na czym polega Twój udział w festiwalach offowych? Czy tworzysz do nich jakiś rodzaj scenografii?
Bardziej wystawy. I dwa razy zrobiłam instalacje. Były to takie przedsięwzięcia, jak na przykład Hasarapassa na Bazie Zbożowej w Kielcach - gdzie wykonałyśmy razem z Emilką Biernacką zawieszonego pod sufitem wielkiego ptaka (niestety chyba został zniszczony) - czy też festiwal w krakowskim hotelu Forum stworzony przez młodych ludzi, gdzie zrobiłam jedną instalację - lampiony - z moją koleżanką Moniką Wiśniewską. Mój tata właśnie interesował się i teatrem, i rzeźbą, robił też sam instalacje. Pewnie to po nim też mam.
Twoje zainteresowania tkaniną idą w stronę mody, czy to jest raczej bardziej artystyczny kierunek?
W ogóle nie identyfikuję się z modą. Nie lubię całej tej otoczki związanej ze śledzeniem trendów. Moje koszulki „dzieńdobry” - można je znaleźć na stronie internetowej http://www.facebook.com/dziendobry.sklep - to bardziej zabawa. Mój chłopak stwierdził, że jeżeli robię takie rysunki, a on z kolei fotografie, które też umieszczamy na tych ciuchach, to warto wykorzystać je w ten sposób. Dzisiaj jestem w trakcie projektowania nie tylko nadruków, ale także krojów, zobaczymy jak się to dalej potoczy.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Rozmawiała: Edyta Mróz
foto: Norbert Serafin
Komentarze
|