Kielce v.0.8

Kultura
Karnawał, czyli świat na opak

 drukuj stron�
Kultura Recenzje
Wys�ano dnia 11-02-2007 o godz. 08:00:00 przez agape 7473

"w pewnej porze roku chrześcijanie dostają wariacyj i dopiero jakiś proch sypany im potem w kościołach na głowy leczy takowe".
(relacja tureckiego posła Sulejmana Wspaniałego, przytoczona za Encyklopedią Staropolską Zygmunta Glogera).

Kiedyś fraki, długie suknie, diademy, orkiestra grająca na żywo. Teraz dyskoteki, imprezy klubowe i ciągle jeszcze popularne prywatki - tak zwykle obchodzimy karnawał. Bale przebierańców modne są najczęściej wśród przedszkolaków, o korowodach w maskach nikt nie słyszał, a jedyny prawdziwy karnawał kojarzy się z półnagimi tancerkami w Brazylii na Sambodromie. Czy słusznie? Zabawy i uciechy karnawałowe mają bardzo długa tradycję, także w Polsce.

Skąd wziął się karnawał? Jest z pewnością związany z kalendarzem liturgicznym. Okres swawoli i uciech trwa bowiem od Święta Trzech Króli (6 stycznia) do Środy Popielcowej. Po drodze mijamy znany wszystkim z długich kolejek przed cukierniami Tłusty Czwartek. Skąd nazwa? Źródłosłów jest prawdopodobnie włoski lub jeszcze starszy, łaciński. Dla jednych badaczy karnawał pochodzi od łacińsko - włoskiego słowa carnavale, którego człony caro - mięso i vale - bywaj, oznaczają "w sumie" pożegnanie mięsa. Dla innych karnawał wziął się od carrus navalis (wóz w kształcie okrętu). Taki wóz, zazwyczaj prowadził parady w czasie rzymskich Bachanalii, czy greckich Dionizji na cześć boga płodów i wina.



Kolebką europejskich zabaw karnawałowych są kraje śródziemnomorskie. W średniowieczu z obchodów karnawałowych znana była przede wszystkim Wenecja. Maski karnawałowe: bogato zdobione, błyszczące, bajkowe można kupić tam do dziś. Zachował się pochodzący z 1286 roku wenecjański kodeks dotyczący dozwolonych i zakazanych uciech w karnawale. Nie wolno było: nosić broni, grać w "jaja", a także grać w karty na pieniądze. Maska - zakrywająca twarz człowieka, zwalniała z odpowiedzialności, dlatego bezeceństwa, jakie wyprawiano w tamtych czasach w karnawale były znacznie gorsze. Od 1458 roku mężczyźni w kobiecych przebraniach... nie mogli "odwiedzać" damskich zakonów, zakaz ten powtórzono w 1602 roku. Nieprzestrzegających przepisów mogła spotkać zupełnie niekarnawałowa kara: 2 lata więzienia na strychu pod ołowianym dachem Pałacu Dożów, półtora roku na galerze ze skutymi nogami, przepędzenie rózgami, a nawet stanie pod pręgierzem.

Szaleństwa śródziemnomorskie szybko rozprzestrzeniały się na całą Europę: najpierw zaraziły się nimi Hiszpania, Portugalia i Francja, potem Bałkany, Rosja i Niemcy oraz inne kraje Europy. Najstarsze opracowanie poświęcone karnawałowi polskiemu pochodzi z XVII w. Jest to komedia mieszczańska nieznanego autora zatytułowana Mięsopust albo Tragicocomedia wydana drukiem w 1622 r. Polski karnawał nazywano zapustami, a ostatnie trzy dni karnawału, podczas których działo się najwięcej nosiły miano mięsopustu, ostatków czy kusych dni (od kusy - diabeł, a nie od zbyt krótkiego odzienia).

Szlachta, możnowładztwo i inni panowie bawili się na balach, poczęstunkach, redutach (balach kostiumowych), kuligach, czyli sannach od dworu do dworu, od zastawionego stołu do następnego. Bawiono się wedle możliwości finansowych: obfite posiłki, suto zakrapiane najprzeróżniejszymi trunkami. To nie mogło podobać się księżom, którzy trąbili z ambon o ogniu piekielnym i twierdzili, że nawet czterdziestodniowy post nie pomoże i trzydniowych hulanek z końca karnawału nie da się odpokutować.

Inny w charakterze był karnawał chłopski. Wszelkim zabawom i harcom karnawałowym towarzyszyły magiczne praktyki, wróżby i zaklęcia, które miały spowodować obfite plony, zamążpójście czy inne pomyślne dla gospodarstwa wydarzenia. Jako że chłopi nie mogli sobie pozwolić na kilkutygodniowe zabawy, swoje karnawałowe zabawy ograniczali do ostatniego tygodnia. Zaczynali już w Tłusty Czwartek. Tego dnia nigdzie nie mogło zabraknąć smażonych na tłuszczu słodkich racuchów, blinów i pampuchów oraz lepszych i delikatniejszych ciast, pączków i chrustów (zwanych faworkami). Pączki są znane w Polsce od XVII wieku. Skąd przywędrowały - nie wiadomo - podejrzany jest Wiedeń i Turcja.



Tego dnia poza tłustym obżarstwem przeprowadzano szereg zabaw, głównie kobiecych. Celowały w nich... krakowskie przekupki, które mściły się na wszystkich przedstawicielach płci męskiej. Przechodniów zaprzęgały do kloca, ściągały z nich palta, stroiły w słomkowe wieńce tak długo, aż ci wykupili się jakąś monetą.

Polskiemu ludowi znane były także bale przebierańców. W ostatnie trzy dni karnawału po polach, gościńcach i gospodach biegały poprzebierane postacie. Nie brakowało zwierząt: kozy, turonia, niedźwiedzia i konika, a także bociana i żurawia, które miały zwiastować nadejście wiosny. Najwięcej było jednak diabłów i mężczyzn przebranych za kobiety, którzy przechodniów smarowali sadzą, ściskali i zmuszali do tańca. Oczywiście można się było wykupić jakimś brzęczącym datkiem.

Nic tak nie denerwowało naszych chłopów jak staropanieństwo. Ci, którzy w karnawale - mimo słusznego wieku - nawet się nie zaręczyli - byli zaprzęgani do ciężkiej drewnianej kłody, zwanej kłodą popielcową. Panienka, czy kawaler szydzeni i wykpiwani przez wieś musieli na dodatek... postawić gorzałkę swoim oprawcom w najbliższej karczmie. Na Kujawach i w Wielkopolsce panienki tańczyły podkoziołka. Zbierały się w karczmie, opłacały muzykę i tańczyły ze sobą, podczas każdego tańca rzucając pieniądze na talerz ustawiony w pobliżu orkiestry, na beczce z piwem, pod umieszczoną na niej figurką drewnianą, wyobrażającą chłopca lub kozła (symbol męskości i płodności), czyli pod koziołka. Mówiono, że dają w te sposób swój podkoziołek - czyli okup za uciechy wolnego stanu, ale także i okup składany w intencji swego przyszłego, możliwie szybkiego zamążpójścia.

Na Ziemi Sandomierskiej i Lubelskiej popularne były Bachuski. Chłopiec ubrany w słomę lub słomiana kukła obwożona na wozie to był Bachus, któremu należało wrzucić jakiś pieniążek. Zebrane w ten sposób grosiwo wystarczało na niezły dzban dobrego trunku w karczmie.
Tego dnia wszyscy przebierańcy mieli nieograniczony wstęp do każdej z chałup, a wręcz ich oczekiwano. Wizyty karnawałowych diabełków miały zapewnić urodzaj i pomyślny rok oraz szybkie nadejście wiosny.

Bardzo ciekawy zwyczaj przetrwał w Jedlińsku pod Radomiem. Jego główną bohaterką jest śmierć, sądzona za zgubienie kosy, a następnie zabijana na jedlińskim rynku. Martwa kostucha trafia do trumny, na wóz, a cały korowód udaje się... na posterunek policji. Tam kat zeznaje, jak to ze śmiercią Śmierci było, potem ksiądz odnotowuje wydarzenie w księdze parafialnej. Gdy wszystkie papierki są już wypełnione, korowód wywozi Śmierć w trumnie poza granice miasta, aby potem wrócić do miasta i świetnie się bawić. Całemu wydarzeniu towarzyszy wielki hałas: tona diabełków wali w wieko trumny, terkocze terkotkami i kołatkami.

Śmierć to nie jedyna postać pozbawiana życia podczas ostatnich karnawałowych dni. W Krakowie na Rynku do połowy XIX wieku ścinano słomkową kukłę Mięsopusta, na Kujawach o północy na taczkach wywożono i "skazywano na śmierć" jednego z grajków z orkiestry. W rzeczywistości ograniczano się jedynie do "powieszenia" na drzewie części garderoby grajka.

Nadejście postu symbolizowało także inne jedzenie. O północy ostatniego dnia karnawału do karczmy, w której jeszcze balowano, wnoszono garnek z żurem, śledzia na patyku, rybi szkielet lub nawet śledzia wyciętego z papieru. Znaczyło to, że nastał już Wielki Post, a cienki żur i śledź zajmą główne miejsce w codziennym jadłospisie.

W bogatszych domach (głównie szlacheckich i mieszczańskich) oznaką nadchodzącego postu była późna maślana kolacja, zwana podkurkiem, bo spożywana przed pierwszym pianiem koguta, złożona ze śledzi, ryb, nabiału i pieczywa. Czasem w półmisku z podkurkiem ukrywano żywego wróbla. Gdy pan domu zdejmował pokrywę - ptak ulatywał. Był to znak, że wraz nim na całe sześć tygodni odlatują sute poczęstunki i zabawy.

Po co ludziom karnawał? Przecież bawić się można właściwie zawsze. Śmiech karnawałowy, bale, przebieranki, swawole był usankcjonowanym wentylem bezpieczeństwa. W średniowieczu, tak restrykcyjnie traktującym ludzkie dusze, namawiającym do ascezy i ciągle przerażającym ogniem piekielnym, była to jedyna szansa prawdziwej zabawy. Na dodatek zabawy pozbawionej konsekwencji, w której swoją tożsamość i głupie dowcipy można było schować za odmieniającym człowieka przebraniem i maską. Po prawdziwym szaleństwie "zrelaksowani" przedstawiciele klas niższych wracali do codzienności poważnej, oficjalnej, łatwiej znosząc jarzma nad swoimi głowami. Z drugiej strony karnawał był od zawsze zabarwiony krytycyzmem. Śmiech z pana, który żądał coraz większych danin, był czymś w rodzaju współczesnej pokojowej demonstracji, na dodatek zabawnej, dowcipnej, często bardzo pomysłowej.

Znamy takie przykłady i współcześnie: zwierzątka doprowadzane ministrom po ich niefortunnych wypowiedziach, prowokacje dziennikarskie, kukły niesione w pochodach i demonstracjach. Protestujący w Serbii w 1996 roku studenci i intelektualiści, sprowokowani anulowaniem i sfałszowaniem wyborów do lokalnych miast wyszli na ulice. Zamiast strzelać obrzucali gmachy rządowe jajkami, papierem toaletowym, blokowali ulice "zepsutymi" samochodami, które próbowali naprawiać przy pomocy lekarskich stetoskopów, o jednej porze wychodzili na ulice ze swoimi psami na paradę zwierząt domowych (ci, co nie mieli żywych czworonogów, mogli przyjść na paradę z jakimś pluszakiem). Po co używać przemocy? Może wystarczy karnawał, a świat zaraz wyda nam się normalniejszy i piękniejszy.


Agnieszka Kozłowska-Piasta


Komentarze

Error connecting to mysql