Kielce v.0.8

Muzyka
Liroy: Jestem dobrym człowiekiem

 drukuj stron�
Muzyka Rozmowy
Wys�ano dnia 13-07-2009 o godz. 08:58:57 przez rafa 8284

Ekscentryk, raper z dużym ego, po prostu Liroy - odpowiada na pytania Jakubowi Wątorowi.

Jak myślisz, jesteś dobrym, czy złym człowiekiem?

Wydaje mi się, że na pewno złym człowiekiem nie jestem. Charakter i wychowanie, jakie wyniosłem z domu, nastawiło mnie, by być dobrym dla ludzi. Wierzę w karmę. Jeżeli coś złego wysyłam w świat, to potem dostanę to samo z powrotem.



Ile miałeś lat, gdy pierwszy raz uciekłeś z domu?

To była druga klasa podstawówki.

I jaki miałeś wtedy pomysł na siebie?

Chciałem uciec z Polski, ale zawsze łapano nas na granicach. Mieliśmy różne pomysły. Raz nawet porwaliśmy barkę na Wiśle. Daleko nie upłynęliśmy, dosłownie sto metrów dalej nas zatrzymano.

Chodziło mi o to, by wyrwać się z tych kieleckich i domowych realiów lat 70-tych. Oczywiście zawsze kochałem i kocham to miasto, ale nie potrafiłem tutaj żyć. Nie potrafiłem się zasymilować, bo byłem dla ludzi dziwakiem. Zresztą to ostatnie nie zmieniło się do dzisiaj.

Zamieniłbyś to dzieciństwo na inny scenariusz?

Na pewno dla mnie, mojej matki i siostry byłoby lepiej, gdybyśmy mieli normalną rodzinę. Chciałbym wiedzieć, jak to jest mieć normalnego starego. Pewnie bym zamienił, ale i tak cieszę się z takiego dzieciństwa, jakie miałem. W życiu czasem trzeba dostać po dupie.

A propos dostawania po dupie - mówi się, że jesteś komercyjny...

Ci, którzy pie**olą cokolwiek o komercji, są śmieszni. To są mali, zawistni ludzie. Takie podejście do życia mają ludzie nieszczęśliwi, którzy nic nie potrafią stworzyć we własnym życiu.

Oczywiście sam, jak każdy raper, mam wielkie ego. Uważam się za zajebistego rapera. Gdybym myślał inaczej, to nie miałoby sensu to, co robię. Codziennie wstaję z łóżka z dużym uśmiechem. I nawet zawistnicy nie są wstanie popsuć mi humoru. Jestem megaszczęśliwy.

Nic nie jest w stanie Cię zaboleć?

Oczywiście jest, ale w sytuacjach kryzysowych raczej wolę działać ze wzmożoną siłą, niż wpadać w depresję. Kilku znajomych w ten sposób wyciągnąłem z ciężkich kłopotów.

Skoro o znajomych – jesteÅ›my w Kielcach i tutaj również zarzucano Ci zdradÄ™...

Polski standard. Na zachodzie ludzie, którzy odnieśli sukces, to codzienność. Jest ich wielu i społeczeństwo jest do nich przyzwyczajone. U nas na odwrót. Ja do dziś jestem zgniłym jabłkiem w Warszawie i wielu innych miastach. Jestem dla nich trochę takim chłopcem do bicia.

Istnieje takie przekonanie, że Twoja pierwsza pÅ‚yta – w zwiÄ…zku z bezpoÅ›rednim jÄ™zykiem - byÅ‚a szokiem dla grzecznego spoÅ‚eczeÅ„stwa i dlatego siÄ™ wybiÅ‚eÅ›.

Przede mnÄ… byÅ‚o trochÄ™ takich zespołów, Å‚Ä…cznie z Dr. Hackenbush, którzy byli dużo gorsi ode mnie. I nikt z nich tyle nie osiÄ…gnÄ…Å‚. Ludzie niepotrzebnie doszukujÄ… siÄ™ problemu. Uwierzcie mi, raz w życiu – jestem naprawdÄ™ dobry w tym, co robiÄ™. Nie ma siÄ™ co doszukiwać z mojej strony jakichÅ› specjalnie przemyÅ›lanych chwytów w celu wybicia siÄ™. Ludzie z Kielc znajÄ…cy mnie od lat wiedzÄ… bardzo dobrze, że od 1982 roku regularnie wydawaÅ‚em demówki i pracowaÅ‚em nad sobÄ…. Sukces w 1995 roku byÅ‚ wykÅ‚adniÄ… ciężkiego zapie**alania przez 13 lat. Nie miaÅ‚em koneksji. A bluzgi? C**j ludziom do tego. PiszÄ™ teksty tak, jak mówiÄ™ na co dzieÅ„, co zresztÄ… widać w tym wywiadzie.



Kiedy zdałeś sobie sprawę z tego sukcesu?

DotarÅ‚o to do mnie na trasie koncertowej trwajÄ…cej od wrzeÅ›nia 1995 roku. Na pierwszy ogieÅ„ w czasie trasy poszedÅ‚ WrocÅ‚aw. GraÅ‚em tam trzy koncerty – 1., 3. i 9. wrzeÅ›nia. Dawniej nie mogÅ‚em sobie jednego koncertu zaÅ‚atwić, a tu na raz trzy wystÄ™py w jednym mieÅ›cie, w tym jeden w Hali Ludowej. Wciąż baÅ‚em siÄ™, że ludzie nie zapeÅ‚niÄ… tych miejsc.

Pierwszy koncert wrocławski grałem w klubie. Pod koniec próby generalnej, pod sceną było około tysiąc osób. Podszedłem wtedy do jednego z organizatorów i zapytałem, przed kim gram support? On się zaczął śmiać i mówi, że przecież to jest mój koncert. Pokazał mi jeszcze przez okno, że przed klubem stoi drugie tyle, co w środku.

W październiku, w czasie tej samej trasy, zobaczyÅ‚em swoje plakaty i napis na nich: „już ponad 400 000 sprzedanych egzemplarzy”. ZadzwoniÅ‚em wtedy z awanturÄ… do ludzi z BMG i zapytaÅ‚em, czemu okÅ‚amujÄ… ludzi. ZagroziÅ‚em, że w wywiadach nazwÄ™ ich frajerami. A oni na to, że przecież już jest prawie 500 000, a tamten plakat jest nieaktualny, z zeszÅ‚ego tygodnia. Wtedy dopiero dotarÅ‚o do mnie, że sprzedaÅ‚em pół miliona pÅ‚yt.

Zachłysnąłeś się tym?

W trakcie tej trasy dostałem zapalenia płuc. To wszystko było źle zorganizowane, grałem czasem po dwa koncerty dziennie. Wylądowałem w szpitalu i odwołałem dwa występy. Miałem wtedy chwilę na przemyślenie tego wszystkiego. Cieszyłem się tym, co dostałem od życia. Ale nie zwariowałem.

WyprowadziÅ‚em siÄ™ do Gdyni, zanim osiÄ…gnÄ…Å‚em sukces. BÄ™dÄ…c tam, nie miaÅ‚em możliwoÅ›ci i nie chciaÅ‚em uczestniczyć w „warszawce”. Moje ego i tak byÅ‚o poÅ‚echtane niejednokrotnie, bez aktywnego życia w showbusinessie. To, że byÅ‚em na jÄ™zykach wszystkich Å›wiadczyÅ‚o, że robiÄ™ coÅ› istotnego, speÅ‚niam siÄ™. Natomiast powtarzam jeszcze raz – nie odj**aÅ‚o mi, przyzwyczaiÅ‚em siÄ™ do bycia rozpoznawalnym. JeÅ›li ktoÅ› chce do mnie podejść na ulicy po autograf, czy zapytać „co sÅ‚ychać”, to Å›miaÅ‚o może to zrobić. OsiÄ…gnÄ…Å‚em wiele i teraz mogÄ™ robić różne wariactwa, speÅ‚niać swoje marzenia.

Cały wywiad na: www.homodicit.pl
Zdjęcia: Marcin Boruń - www.marcinborun.com


Komentarze

Error connecting to mysql