Kielce v.0.8

Literatura
Literatura faków i dragów

 drukuj stron�
Literatura Recenzje Kultura
Wys�ano dnia 27-10-2006 o godz. 08:00:00 przez pala2 923

Ciężko zachęcić Polaków do czytania - choć księgarnie świecą pustkami, młodzi pisarze znaleźli sposób, żeby ich czytano. Szargają świętości, bluzgają na potęgę, prowokują. To działa.

Nieświęta Trójca

Masłowska, Shuty, Nahacz - to oni nadają tempo nowej polskiej literaturze. Wszyscy pochodzą z prowincji. Masłowska, choć teraz mieszka z dzieckiem na warszawskiej Pradze, pochodzi z Wejherowa. Shuty - jak sam pseudonim wskazuje - dorastał w blokowisku w podkrakowskiej Nowej Hucie. Nahacz, który podobnie jak Masłowska obecnie żyje i studiuje w Warszawie, dzieciństwo i młodość spędził w Gładyszowie, małej wsi w Beskidzie Niskim.

Śladów prowincjonalności nie odczuwa się w prozie żadnego z tej trójki. Nowa Polska, już kapitalistyczna, u każdego z nich pokazana jest w sposób brutalny, brzydki, groteskowy. Młodzi ludzie, bohaterowie powieści, nie potrafią i nie chcą kosztować owoców transformacji. Snują się bez celu i sensu, zagłuszając pustkę imprezami i dragami. Nie przebierają w słowach, klną i złorzeczą na świat, który nie jest taki, jak sobie wymarzyli.

Silny, bohater "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" napisanej przez Masłowską w wieku 19 lat, to rzadko trzeźwy blokers, któremu rzeczywistość miesza się z halunami po amfie. Specyficzny język, ni to slang, ni to narkotyczny bełkot, jakim rozmawia ze znajomymi, przypomina dialogi z "Mechanicznej pomarańczy", wcześniejszej o 40 lat powieści Anthony'ego Burgessa.

(...)Wtedy mówi parę razy: ***** i ja pierdolę, c*****oza i gówno (...).

Ten młody dresiarz, cierpiący na udręki sercowe, w swoim patosie jest śmieszny i jednocześnie tragiczny. Nasza literatura nie miał jeszcze podobnego bohatera. Krytycy określili "Wojnę'' pierwszą polską powieścią dresiarską. Masłowska dostała za nią Paszport Polityki. Powieść ukazała się w Niemczech, Francji, Włoszech, Czechach, Holandii i na Węgrzech. Przewidziane jest wydanie jej w USA.

Bóg przewraca się w grobie, jak na to patrzy - mówię i przeżegnuję się.

Jak zwał, tak zwał

Sławomir Shuty (właściwie Mateja) określany jest prorokiem antykomsumpcjonizmu. Zapracował na takie miano od początku kariery szokując i prowokując. Jego spotkania autorskie zawsze są zaskakujące, często przeradzają się w groteskowe happeningi. Na jednym z nich biczował się wiązką parówek, które potem... zjadł.

Najbardziej pracowity z całej trójki, debiutował siedem lat temu tomem opowiadań. Ma na swoim koncie już sześć książek - "Nowy wspaniały smak", "Bełkot", "Cukier w normie", "Blok" (pierwsza polska powieść hipertekstowa, udostępniona w internecie), "Zwał" i "Produkt Polski". Największe zamieszanie wywołał wydany dwa lata temu "Zwał", szokująca historia młodego japiszona, w dużej mierze autobiograficzna (Mateja skończył ekonomię, przez jakiś czas pracował w banku). Jej bohater, po męczącym tygodniu spędzonym w znienawidzonej pracy, odreagowuje spidując się i upijając do nieprzytomności. Kto w kulturalnym towarzystwie przyzna, że nie czytał tej powieści, wyjdzie na zacofanego buraka. Podobnie jak Masłowska, Shuty został nagrodzony za swoją powieść przez "Politykę" literackim Paszportem.

Krakowiacy i górale

Najmniej kontrowersyjny, a kto wie, czy nie najzdolniejszy z tej całej trójki, jest młody beskidzki góral Sławomir Nahacz. Debiutował autobiograficzną powieścią "Osiem cztery" (rok jego urodzenia), która stała się w szybkim czasie manifestem jego pokolenia. Pokolenia dzieci przełomu, zagubionych młodych hedonistów szukających sensu w rozmowach po trawie i grzybkach halucynogennych.

Nahacz obdarzony jest niebywałym wyczuciem języka, co widać w kolejnej jego powieści zatytułowanej "Bombel". To niekończący się monolog wiejskiego pijaczka,
który snuje swe bełkotliwe opowieści, siedząc na przystanku autobusowym i rozmawiając sam ze sobą. Jest śmieszny w swej groteskowości i groteskowy w śmieszności. Książkę czyta się jednym tchem. Wywołuje mieszane uczucia - od sympatii to tego zagubionego na końcu świata chłopka-roztropka po współczucie dla jego nieszczęsnego losu.

Pisarz portretuje swoich znajomych i siebie z podziwu godną dojrzałością. Nie unika "śliskich" tematów, przyznaje się do używania narkotyków i pijaństwa. "Bocian i Lola", najnowsza jego książka, to kolejna narkotyczna podróż w nieznane. Smutna i dająca do myślenia. Zagubiony bohater, eksperymentujący z dragami, szuka siebie i wyzwolenia, do którego kluczem jest tytułowa Lola.

Cieszący się urokami sławy Nahacz miał w Warszawie poważny wypadek samochodowy. Przeżył, ale był nieźle pokiereszowany.

Prowincjusze w stolycy

Prawa rynku są nieubłagane. Jeśli chce się rozwijać karierę, trzeba przenieść się do Warszawy. Masłowska, mieszkając na Pradze, pisała recenzje książek do "Wysokich obcasów" i felietony do "Przekroju". Tam też powstała jej druga powieść "Paw królowej". Po premierze twierdziła, że zawsze chciała pisać piosenki. I rzeczywiście, powieść jest dwustustronicowym hip-hopowym utworem, który najlepiej wchodzi, gdy czyta się go przytupując do rytmu nogą. Smutna, brzydka i brudna Warszawa chyba niezbyt podoba się pisarce, ale klimat miasta oddany jest sugestywnie i bogato. Kto spodziewał się drugiej "Wojny...", może poczuć się zawiedziony, choć wielu krytyków uważa, że powieść jest dojrzalsza i bardziej spójna od pierwszej.

Obie książki wejherowianki trafiły na sceny teatralne, co zachęciło ją do napisania dramatu. W maju tego roku w warszawskim Teatrze Rozmaitości miała miejsce premiera sztuki "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". To tragikomiczna historia dwóch młodych ludzi podróżujących autostopem po kraju, zainspirowana w dużej mierze doświadczeniami autorki.

* * *

Trudno nie zauważyć, że w ostatnich latach to nie wielkie aglomeracje, ale małe, prowincjonalne miejscowości dają nam prawdziwe odkrycia literackie. Masłowska, Shuty i Nahacz to tylko wierzchołek góry lodowej. Przedstawiona przez nich Polska nie wszystkim musi się podobać. Puryści językowi oburzają się na błędy ortograficzne i stylistyczne, a środowiska moherowe nie akceptują obecnych na prawie każdej stronie przekleństw. Co nie przeszkadza w tym, że ich książki czytane są z wypiekami na twarzy przez rówieśników. To już coś, biorąc pod uwagę, że na statystycznego Polaka przypada mniej niż jedna przeczytana książka rocznie.


Dariusz Klimczak / www.o2.pl


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

maleole 27-10-2006 o godz. 11:49:26
"Ciężko zachęcić Polaków do czytania - choć księgarnie świecą pustkami, młodzi pisarze znaleźli sposób, żeby ich czytano. Szargają świętości, bluzgają na potęgę, prowokują. To działa."

Jak dla mnie bzdurna to teoria jakoby Masłowska, Shuty, czy Nahacz założyli sobie, że jak napiszą "szokujące książki z bluzgami", to więcej się sprzeda. Myślę, że specyfika ich słowa wynika po prostu z umiejętności obserwacji tego, co ich otacza. Taki świat, każdy to zna. Proza adekwatna do czasów, w których żyjemy.

"Bóg przewraca się w grobie, jak na to patrzy - mówię i przeżegnuję się."

???????? "Gość Niedzielny"?


Error connecting to mysql