Świętokrzyskie
Wys�ano dnia 18-03-2008 o godz. 09:00:00 przez sergio 1018
Wys�ano dnia 18-03-2008 o godz. 09:00:00 przez sergio 1018
Około 6 kilogramów srebra, 10 deko złota i 2,5 tysiąca pereł zużył kielecki złotnik Krzysztof Stardowski na zrobienie nowej monstrancji na relikwie drzewa krzyża świętego. Pracował dwa lata, a nowa monstrancja po raz pierwszy będzie użyta w Wielki Piątek. |
Fundatorami monstrancji są ojcowie oblaci - Chcieliśmy uczcić milenium życia monastycznego na Świętym Krzyżu. Mamy już monstrancję, która ma 400 lat, ale trudno jej używać podczas każdej uroczystości - mówi Bernard Briks, superior klasztoru na Św. Krzyżu.
- Bracia chcieli, żeby monstrancja była gotowa na obchody milenijne w 2006 roku. Myśleli, że to się da zrobić w miesiąc. Normalnie trwa to rok, ale ja ze względu na stan zdrowia pracowałem dwa lata - mówi Krzysztof Stardowski, kielecki złotnik.
Monstrancja wygląda imponująco, chociaż nie jest jeszcze gotowa. Zaskakuje przede wszystkim podstawa, która jest dosyć duża. - To dlatego, że podstawa starej monstrancji była zbyt lekka i gdy była używana podczas mszy polowych, to wiatr ją przestawiał - tłumaczy Stardowski. Na podstawie zrobionej przez drykiera, czyli rzemieślnika, który zajmuje się wyoblaniem, wygrawerowana jest kopia obrazu Józefa Szermentowskiego przedstawiającego klasztor.
Ale jeszcze bardziej zaskakuje zwieńczenie podstawy, które jest wzorowane na budowie wieży telekomunikacyjnej. - To pomysł mojej córki, a oblatom się spodobał - mówi Stardowski. - Tej wieży można nie lubić i modlić się o jej zburzenie. Ale jak mało co kojarzy się ze Świętym Krzyżem - przyznaje Briks.
Puszka, w której będzie umieszczony relikwiarz, też jest niezwykła. Jej dno jest wyłożone perłami, które - jak tłumaczy złotnik - mają symbolizować łzy wylane pod krzyżem. - Te perły to była chyba najbardziej pracochłonna część monstrancji. Każdą perłę trzeba było przywiązać oddzielnym złotym drucikiem. Trwało to ponad miesiąc - mówi Zofia Stardowska, żona złotnika, która z wykształcenia jest szlifierzem kamieni szlachetnych.
Poszczególne elementy monstrancji były w większości wykonywane tzw. metodą wosku traconego. Złotnik najpierw robił model części z wosku, potem zalewał to specjalnym gipsem i wypalał. Gdy wosk wypłynął, pustą przestrzeń wypełniał roztopionym srebrem. - Potem najtrudniej było zmontować to w taki sposób, żeby monstrancja była idealnie prosta - mówi Stardowski.
Teraz monstrancja będzie znowu rozebrana, a każda jej część trafi do specjalnej kąpieli, podczas której będzie pozłocona elektrolitycznie. Żeby zrobić elektrodę, oblaci na mszy poprosili o składanie złotej biżuterii w ofierze. - I rzeczywiście dostaliśmy obrączki, łańcuszki. Był pokaźny męski sygnet. Czuliśmy, że to coś ważnego dla tych ludzi - mówi Stardowska.
Teraz poszczególne części przejdą pięć kąpieli złocących. Po każdej będą polerowane. - Muszę zdążyć przed Wielkim Piątkiem - mówi złotnik.
Złotnik nie używa słowa "dzieło", mówiąc o swojej ostatniej pracy. - To chyba nie jest normalna praca? - pytamy. Stardowski przyznaje: - Rzeczywiście to coś więcej niż pierścionek. Człowiek zostawia kawałek siebie - mówi.
Nowa monstrancja kosztowała około 65 tys. zł.
- Bracia chcieli, żeby monstrancja była gotowa na obchody milenijne w 2006 roku. Myśleli, że to się da zrobić w miesiąc. Normalnie trwa to rok, ale ja ze względu na stan zdrowia pracowałem dwa lata - mówi Krzysztof Stardowski, kielecki złotnik.
Monstrancja wygląda imponująco, chociaż nie jest jeszcze gotowa. Zaskakuje przede wszystkim podstawa, która jest dosyć duża. - To dlatego, że podstawa starej monstrancji była zbyt lekka i gdy była używana podczas mszy polowych, to wiatr ją przestawiał - tłumaczy Stardowski. Na podstawie zrobionej przez drykiera, czyli rzemieślnika, który zajmuje się wyoblaniem, wygrawerowana jest kopia obrazu Józefa Szermentowskiego przedstawiającego klasztor.
Ale jeszcze bardziej zaskakuje zwieńczenie podstawy, które jest wzorowane na budowie wieży telekomunikacyjnej. - To pomysł mojej córki, a oblatom się spodobał - mówi Stardowski. - Tej wieży można nie lubić i modlić się o jej zburzenie. Ale jak mało co kojarzy się ze Świętym Krzyżem - przyznaje Briks.
Puszka, w której będzie umieszczony relikwiarz, też jest niezwykła. Jej dno jest wyłożone perłami, które - jak tłumaczy złotnik - mają symbolizować łzy wylane pod krzyżem. - Te perły to była chyba najbardziej pracochłonna część monstrancji. Każdą perłę trzeba było przywiązać oddzielnym złotym drucikiem. Trwało to ponad miesiąc - mówi Zofia Stardowska, żona złotnika, która z wykształcenia jest szlifierzem kamieni szlachetnych.
Poszczególne elementy monstrancji były w większości wykonywane tzw. metodą wosku traconego. Złotnik najpierw robił model części z wosku, potem zalewał to specjalnym gipsem i wypalał. Gdy wosk wypłynął, pustą przestrzeń wypełniał roztopionym srebrem. - Potem najtrudniej było zmontować to w taki sposób, żeby monstrancja była idealnie prosta - mówi Stardowski.
Teraz monstrancja będzie znowu rozebrana, a każda jej część trafi do specjalnej kąpieli, podczas której będzie pozłocona elektrolitycznie. Żeby zrobić elektrodę, oblaci na mszy poprosili o składanie złotej biżuterii w ofierze. - I rzeczywiście dostaliśmy obrączki, łańcuszki. Był pokaźny męski sygnet. Czuliśmy, że to coś ważnego dla tych ludzi - mówi Stardowska.
Teraz poszczególne części przejdą pięć kąpieli złocących. Po każdej będą polerowane. - Muszę zdążyć przed Wielkim Piątkiem - mówi złotnik.
Złotnik nie używa słowa "dzieło", mówiąc o swojej ostatniej pracy. - To chyba nie jest normalna praca? - pytamy. Stardowski przyznaje: - Rzeczywiście to coś więcej niż pierścionek. Człowiek zostawia kawałek siebie - mówi.
Nowa monstrancja kosztowała około 65 tys. zł.
Marcin Sztandera Gazeta Wyborcza
Komentarze |