Kielce v.0.8

Muzyka
Nowa płyta U2 to bubel

 drukuj stron�
Muzyka Recenzje
Wys�ano dnia 25-02-2009 o godz. 00:51:51 przez sergio 2119

Słuchając nowej płyty U2 nie sposób oprzeć się wrażeniu, że irlandzcy giganci rocka wkroczyli w fazę "Rolling Stonesów" - nie nagrają już nic godnego uwagi, ale dalej będą brnąć w parodiowanie samych siebie.

W wywiadach poprzedzających wydanie "No Line On The Horizon" nadworny producent U2 Daniel Lanois zapowiadał: "Nowa płyta powstawała w różnych miejscach - m.in. we Francji i Nowym Jorku, ale Bono uznał, że duchowe centrum świata znajduje się w Maroku. Efektem jest bardzo innowacyjny album - mieszanka nowoczesnych technologii i instrumentów akustycznych. U2 kłania się przyszłości, ale nie zapomina o tradycji".

Ostatnie zdanie tego cytatu brzmi jak wyimek z reklamy jakiegoś szacownego banku i właśnie w kategoriach marketingowego bełkotu należy je traktować, bo o nowej płycie irlandzkich rockmanów można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest innowacyjna. "No Line On The Horizon" to bajaderka z okruchów starych płyt U2 przyprawiona nieznośnym popowym lukrem, który nawet nie jest słodki - co najwyżej mdły.

Tak naprawdę ten album najlepiej zaczynać słuchać od końca, bo tylko zamykający płytę numer "Cedars Of Lebanon" jest strawny, a w trakcie normalnego odsłuchu nie sposób do niego dotrwać. Bo zanim dotrzecie do tej łagodnej ballady, w której Bono melorecytuje poetycki tekst na tle gitarowych plam i po raz pierwszy nie napina wszystkich mięśni w ostatecznej próbie ocalenia świata, czeka was pradziwy bieg z przeszkodami.

Jedną z niech jest utwór "Breathe" - z nieciekawym fortepianowym riffem i solówką przypominającą te z nagrań The Scorpions. Po takim strzale trudno się podnieść, ale próbujemy dalej. "White Snow" to odpowiedź U2 na nowy amerykański folk - niestety naiwna quasi-countrowa balladka może przypaść do gustu co najwyżej ranczerom z Teksasu, którzy na dźwięk podniosłych waltorni i kołysanego westernowego rytmu upuszczą kapelusze z wrażenia. Z kolei na "Moment Of Surrender" Bono próbuje naśladować Bruce'a Springsteena. Ta w założeniu rozdzierająca ballada to ostatni gwóźdź do artystycznej trumny w jakiej mumie irlandczyków spoczywają od początku nowego wieku.

Możnaby jeszcze wybaczyć Bono i spółce brak koncepcji na płytę gdyby pojawił się na niej choć jeden hymniczny refren - specjalność zespołu. Niestety skandowane "uuuuu" w "Stand Up Comedy" a potem "ooooo" w "Unknown Caller" i "aaaaaa" w "Moment of Surrender" nie załatwia sprawy. Aż żal bierze, że do tego wtórnego pawia rękę przyłożył Daniel Lanois i Brian Eno. W tej sytuacji sądzę, że o wiele lepszym tytułem tej płyty niż "No Line On The Horizon" byłby tytuł "No Perspectives On The Horizon".

-----
U2 "No Line On The Horizon"
Universal


Marcin Staniszewski dziennik.pl


Komentarze

Error connecting to mysql