Muzyka Rozmowy
Wys�ano dnia 28-07-2010 o godz. 02:29:50 przez rafa 10192
Wys�ano dnia 28-07-2010 o godz. 02:29:50 przez rafa 10192
Sebastian Rahim Salbert – członek legendarnego zespołu Paktofonika, laureat Fryderyka za płytę Kinematografia oraz nominowany do Paszportu Polityki w kategorii: Album roku. Niedawno wydał swój pierwszy solowy krążek zatytułowany Podróże po amplitudzie. O tym, co łączy go z Mickiewiczem, a co dzieli z najbliższym współpracownikiem opowiada Magdzie Kołodziej. |
Twoją nową płytę promuje kawałek „Darkside”. Powiedz mi coś o ciemnej stronie hip-hopu, przecież tak dużo się o niej mówi ostatnio…
Akurat tego nie mogę zrobić, ale za to opowiem Ci, na czym opiera się istota tej piosenki. Oglądałem kiedyś serial pod tytułem „Dexter”, w którym główny bohater jest badaczem śladów krwi, ale prowadzi też swoje drugie życie – morduje ludzi. Miał swoją ciemną stronę. Zacząłem się zastanawiać nad tą postacią, spoglądać na siebie, na znajomych, na różnorakie zachowania i uznałem, że właśnie tak człowiek jest skonstruowany - zawsze jest powierzchowność, etykietka, model bycia człowiekiem, a gdzieś z tyłu ta druga strona. Nie mówię o robieniu super złych rzeczy. Chodzi o działania sprzeczne z wyglądem człowieka, z jego codziennym zachowaniem.
Skoro mówimy o sprzecznościach, powstaje teraz film o Paktofonice. Duże pole do popisu, stworzenia sprzecznego z rzeczywistością wizerunku, przypięcia błędnej etykiety…
Ale to trochę zostało zrobione przy pisaniu scenariusza. To nie jest oddanie mojej osoby w stu procentach, aczkolwiek na pewno jest dużo podobieństw. Natomiast ja już tym tematem nie żyję. Ja już ten temat dawno odpuściłem. A poza tym, tak jak zaznaczyłaś w pytaniu, jest to film fabularny, więc jeśli jest oparty częściowo na fikcji, jest mi to wszystko obojętne.
My pokazaliśmy siebie na płycie, a właściwie tylko część nas samych, bo wszystkiego nie da się w taki sposób przekazać. Z drugiej strony, to nawet nie kawałki świadczą o tym, jakim kto jest człowiekiem. Maciek Pisuk spisał naszą historię, a to w dużej mierze miało na celu odpowiedzieć na pewne nurtujące ludzi pytania. Powiedzieliśmy tyle, ile chcieliśmy powiedzieć, ile uznaliśmy, że należy powiedzieć. Cała reszta to już tylko otoczka tego wszystkiego i specjalnie nie mam na nią wpływu. Ja uważam, że to czyny mówią, ile stanowimy. O to bardziej się martwię. Może nawet się nie martwię, ale dbam, żeby być dobrym człowiekiem sam przed sobą.
Czy bycie częścią Paktofoniki nie stało się dla Ciebie piętnem? Ludzi ciągle interesuje śmierć Twojego przyjaciela , pasjonuje tragedia…
Musiałem się z tym pogodzić. Jak ktoś po koncercie do mnie podchodzi i zaczyna zagadywać, zazwyczaj perfidnie i brutalnie, o śmierci Magika, to z nim nie gadam, bo po prostu on mnie uraża. Trzeba przyznać, że to brzemię jest. Już niejednokrotnie powtarzałem, że to tak jak z rolą aktorską. Odkąd Milla Jovovich wystąpiła w „Resident Evil”, jest kojarzona tylko z tą produkcją, bo to była najważniejsza rola w jej życiu. I choć ostatnio widziałem bardzo fajny film „4 stopień”, który jest ambitny i ciekawy, to Jovovich i tak zawsze będzie „tą bohaterką »Residenta«”… Elijah Wood zagrał hobbita i choćby zagrał cokolwiek innego, to zawsze będzie nim dla ludzi. Tak samo jest ze mną i z Fokusem. Niezależnie od tego, co robimy, zawsze jesteśmy „tymi ludźmi z Paktofoniki”.
Zabawne, że porównujesz się do aktorów, bo sam zagrałeś w filmie „Wódeczka i Panienki”. Zresztą jest on dosyć kontrowersyjny. Pani Basia Bursztynowicz, grająca Elżbietę Lubicz w Klanie, wcieliła się w rolę prostytutki, a Misiek Koterski stał się zdołowanym biznesmenem. Jaką rolę Ty mógłbyś zagrać, żeby odciąć się od postrzegania Cię szablonowo?
Tam zagrałem akurat rapera, co było zrobione celowo po to, żeby była jakaś naturalność w wykonywaniu kawałka promującego film, bo od niego się zaczęło. Zrobiłem to na zasadzie sprawdzenia się i, co więcej, podejrzewam, że kolejnej roli bym się nie podjął, bo nie czuję się super dobrze w tym temacie… Zgadzam się na takie szalone inicjatywy, jak występ w teatrze, czy też zagranie w etiudzie filmowej, bo mój cel to wychodzenie poza hermetyczną otoczkę hip-hopu i tym też jest od lat każdy mój projekt, album, utwór.
Ale wiesz, teraz znowu dostaję ciekawe propozycje, na przykład konkurs na remiksowanie utworów Szopena. Uważam, że płyta z L.U.C-iem również była swojego rodzaju eksperymentem, ale już dużo mniejszym, bo jakby cofnąć się do przeszłości, to mój album 3XKlanu też był ciężki, można nawet powiedzieć, że trip-hopowy.
Całkiem niedawno ukazała się płyta pt. „Poeci”. Może to jest przyszłość tej muzyki, może należy mówić, że hip-hop to poezja, żeby ludzie przestali się bać?
Na moją płytę napisałem „Wiersz”, który jest połączeniem tekstu mojego i Mickiewicza. W zasadzie na odwrót.
„Wiersz” Rahima i „Upiór” Mickiewicza…
Dokładnie. Praktycznie napisałem follow-up`a .
Więc hip-hop i poezja to dwa współgrające elementy?
Niektórzy uważają, że hip-hop to też poezja, rap-poezja, aczkolwiek rządzi się innymi prawami. W zasadzie nie ma tu żadnych zasad, poza tą, że trzeba trzymać się rytmu. Czy są rymy, czy ich nie ma, to ludzie już sami, indywidualnie ustalają. Nie widzę w żaden sposób ograniczeń w łączeniu tych dwóch sztuk. Jeszcze parę lat temu, hip- hop był na tyle hermetyczny, że wszystko musiało być stuprocentowo hip-hopowe, a teraz ludzie eksperymentują. Łączą elektronikę z analogiem, instrumenty żywe z samplami, albo nawet syntezatorami. Łączenie gatunków to coraz częstszy element, bo w zasadzie wszystko już było i teraz należy szukać jakichś nowych rozwiązań, właśnie poprzez kompilacje i fuzje. Za niedługo hip-hop może już w ogóle zmienić swoją formułę. Ja nie jestem fanem odgrzewania trzysta tysięcy razy tego, co już było. Niekiedy dostaję nowe płyty, które brzmią jak sprzed 15 lat i od razu nie chce mi się ich słuchać. Jestem fanem postępu, progresu. Nie rozumiem ludzi, którzy są konserwatywni i cały czas się upierają przy jednym i tym samym. Eksperymenty dają nowy wymiar muzyce.
A propos zmian, co się stało, że Ty i Dab zaczęliście regularnie współpracować? Z tego, co się orientuję, wcześniej mieliście raczej chłodne relacje…
Kiedyś mieliśmy po dwadzieścia lat, teraz mamy po trzydzieści. Jesteśmy już poważnymi facetami, którzy wiedzą, czego chcą i w dodatku potrafią oddzielić młodzieńcze wybryki od obecnych stosunków. Jednym słowem, poznaliśmy się na nowo. To, co było, zostawiliśmy z tyłu i w ogóle do tego nie wracamy. Dab jest ogromnym profesjonalistą i gdyby więcej takich osób było w branży, to myślę, że muzyka rozwijałaby się dużo szybciej i lepiej. Cieszę się, że udało nam się znaleźć wspólny język od nowa. Kawałek na „Dynamolu”, i na ostatniej płycie są, uważam, bardzo dobre. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w przyszłości większą liczbą wspólnych projektów.
To się kłóci z obecnym wizerunkiem hip-hopu. Jeden wielki beef , artyści się ze sobą kłócą, wyzywają, dissują…
To, o czym mówisz, jest taką najzwyklejszą w świecie walką samców o terytorium. Kiedyś płyty wychodziły z częstotliwością jednej na pół roku, więc jak ukazał się album hip-hopowy, to wszyscy się tym jarali. A teraz wychodzi kilka płyt miesięcznie - wiadomo, mniej lub bardziej znanych. Beef i dissowanie się nawzajem to najlepsza forma promocji i skupienia wszystkich oczu na sobie.
Ja nie jestem fanem tego typu zagrywek i ich nie popieram. Chociaż mój bliski współpracownik Majkel uważa, że jest to część kultury hip-hopowej. Moim zdaniem beefy to są bzdury, kłócenie się na potrzeby marketingu. Wszystko i tak później zostaje zażegnane. Chłopaki przybiją sobie piątki, będą wielkimi przyjaciółmi i znowu godzenie się będzie marketingowym wydarzeniem. Uważam, że ludzie powinni promować się poprzez własne nagrania, poprzez pokazanie się, pokazanie tego, co mają do zaprezentowania ciekawego, oryginalnego, a nie przez pojechanie komuś w jakiś – obojętnie jaki – sposób.
W takim razie, jak według Ciebie prezentują się kieleccy raperzy?
Nie mogę powiedzieć, jak oceniam kielecką scenę, bo dawno o niej nie słyszałem. Kiedyś, wiadomo, byłem fanem WYP 3, a później gdzieś to się rozmyło, każdy zaczął swoje robić. Jeszcze słuchałem Pęka i Radoskóra, czyli V.E.T.O. Potem chłopaki poczęli tworzyć odrębne projekty i sam się w tym zgubiłem. Tym samym niewiele teraz o nich wiem. Borixon, chociaż za czasów Wzgórza bardzo mi odpowiadał swoim stylem, to potem słyszałem parę jego kawałków, które tematyką do mnie nie trafiały, w związku z tym przestałem je śledzić.
Dlaczego? Nie trafiły do Ciebie z konkretnego powodu?
Dlatego, że… No wiesz, jakieś „kręć mi dupą, kręć mi dupą, kręć”, „Platynowe sombrero”…
Niektóre kawałki Fokusa, jak i jego zachowanie na koncertach, wcale nie odbiegają poziomem od wspomnianych już tekstów Borixona…
To jest chyba schemat ogólnoświatowy, aczkolwiek ja, tak samo jak Ty, też się do tego nie przekonałem. Dlatego kawałek „Klaskaj” jest kawałkiem bonusowym, ukrytym na płycie „Receptura”. Zabawne jest to, jaką popularność ma na koncertach. To dla mnie lekki szok, bo ludzie, którzy jarają się nagraniami Paktofoniki, powiedzmy, górnolotnymi rzeczami, nagle w zasadzie schodzą do parteru. Nie wiem. Widać tego potrzebują.
Wielu ludzi w branży mnie nie lubi, bo nie kręcą mnie kawałki o dziwkach. Zamiast tego, mam kawałek o miłości i to mnie odróżnia. Ale nie czuję się przez to gorszy, tylko inny.
W dodatku czytujesz Mickiewicza… Jesteś romantykiem, Rahim.
Na pewno. Może nie stuprocentowym, ale z pewnością nutka, a nawet doza jakiegoś romantyzmu, we mnie leży. I w większości ludzi tak naprawdę też. Nawet ci, którzy się za romantyków nie uważają, potrafią nimi bywać.
Chociaż akurat nawiązanie do Mickiewicza w „Wierszu” nie miało nic wspólnego z romantyzmem. Raczej był to zabieg artystyczny, który miał na celu ciekawe opowiedzenie o Magu. „Upiór” idealnie pasował. Podrzuciła mi go koleżanka z Wrocławia. Uznałem, że to ma sens.
Twój pomysł na drugą solową płytę jest równie zaskakujący?
Myślę o nowym albumie, chociaż na razie w kolejce stoi moja praca dyplomowa, którą napiszę, mam nadzieję, przez wakacje. Aczkolwiek pomysł mam. To coś, co zawsze chciałem zrobić, ale nie wypadało mi na samym początku solowej kariery. Mianowicie chodzi o projekt „Rahim plus…”, czyli ja plus w każdym kawałku inny artysta. To wynika z mojej specyfiki. Bardzo lubię współpracę z innymi muzykami, co nie dość, że jest twórcze i rozwojowe, to jeszcze prowadzi do powstawania ciekawych rzeczy.
Więc z kim chciałbyś nagrać?
W dużej mierze nie są to artyści z pierwszych stron portali, tylko raczej ci bardzo ambitni, ale mimo wszystko stojący w cieniu gigantów. Na przykład Łona. To jest raper, z którym od dawien dawna chcę coś stworzyć i mam nadzieję, że na mojej nowej płycie to się ziści. Chciałbym zrobić też kawałek z East West Rockers oraz z Miodem, bo jest to artysta szczególnie uzdolniony i bardzo mi się podoba to, co robi. Długo można by wymieniać. Jest co najmniej kilkanaście osób na rynku, których nagrania do mnie przemawiają.
Powtórzysz styl z „Podróży…” czy może wrócisz do dawnej stylistyki?
Nie wiem, to wyjdzie „w praniu”. Na pewno nie będzie to przeskok o 300 stopni, typu zrobienie kolejnego trip-hopowego albumu. Ale kto wie, może do jesieni coś mnie natchnie i tak właśnie zrobię? Wiesz, raczej działam pod wpływem impulsu, natchnienia, tego, co mi w duszy gra, bez żadnego wyrachowania. Kawałki z nowej płyty powstawały bardzo różnie. Niektóre miałem napisane już wcześniej, ale na przykład „Sekunda” po prostu wylała się ze mnie. Dostałem bit, powiedziałem „o kurde, ale rzeźnik”, wpadł mi pomysł do głowy, siadłem i za dwie godziny miałem kawałek napisany.
Przygotowując się do wywiadu, zaczęłam rozważać, czy jako artysta, masz jakiekolwiek niespełnione pragnienie…
Właściwie dopiero niedawno spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa! Od zawsze chciałem zobaczyć piramidy i wybrałem się w końcu do Egiptu, więc moje największe marzenie się spełniło, a na ten moment musiałbym się naprawdę dłużej zastanowić, co jeszcze w moim wnętrzu drzemie… Myślałem o zrobieniu solowej płyty – zrobiłem ją…
Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że Twoim marzeniem nie była sława i Paktofonika na szczycie, tylko piramidy?
No… tak. Tamtych rzeczy nie robiłem dla sławy. Po prostu tworzyłem muzykę – hip-hop, który kocham.
Dziękuję za rozmowę.
Akurat tego nie mogę zrobić, ale za to opowiem Ci, na czym opiera się istota tej piosenki. Oglądałem kiedyś serial pod tytułem „Dexter”, w którym główny bohater jest badaczem śladów krwi, ale prowadzi też swoje drugie życie – morduje ludzi. Miał swoją ciemną stronę. Zacząłem się zastanawiać nad tą postacią, spoglądać na siebie, na znajomych, na różnorakie zachowania i uznałem, że właśnie tak człowiek jest skonstruowany - zawsze jest powierzchowność, etykietka, model bycia człowiekiem, a gdzieś z tyłu ta druga strona. Nie mówię o robieniu super złych rzeczy. Chodzi o działania sprzeczne z wyglądem człowieka, z jego codziennym zachowaniem.
Skoro mówimy o sprzecznościach, powstaje teraz film o Paktofonice. Duże pole do popisu, stworzenia sprzecznego z rzeczywistością wizerunku, przypięcia błędnej etykiety…
Ale to trochę zostało zrobione przy pisaniu scenariusza. To nie jest oddanie mojej osoby w stu procentach, aczkolwiek na pewno jest dużo podobieństw. Natomiast ja już tym tematem nie żyję. Ja już ten temat dawno odpuściłem. A poza tym, tak jak zaznaczyłaś w pytaniu, jest to film fabularny, więc jeśli jest oparty częściowo na fikcji, jest mi to wszystko obojętne.
My pokazaliśmy siebie na płycie, a właściwie tylko część nas samych, bo wszystkiego nie da się w taki sposób przekazać. Z drugiej strony, to nawet nie kawałki świadczą o tym, jakim kto jest człowiekiem. Maciek Pisuk spisał naszą historię, a to w dużej mierze miało na celu odpowiedzieć na pewne nurtujące ludzi pytania. Powiedzieliśmy tyle, ile chcieliśmy powiedzieć, ile uznaliśmy, że należy powiedzieć. Cała reszta to już tylko otoczka tego wszystkiego i specjalnie nie mam na nią wpływu. Ja uważam, że to czyny mówią, ile stanowimy. O to bardziej się martwię. Może nawet się nie martwię, ale dbam, żeby być dobrym człowiekiem sam przed sobą.
Czy bycie częścią Paktofoniki nie stało się dla Ciebie piętnem? Ludzi ciągle interesuje śmierć Twojego przyjaciela , pasjonuje tragedia…
Musiałem się z tym pogodzić. Jak ktoś po koncercie do mnie podchodzi i zaczyna zagadywać, zazwyczaj perfidnie i brutalnie, o śmierci Magika, to z nim nie gadam, bo po prostu on mnie uraża. Trzeba przyznać, że to brzemię jest. Już niejednokrotnie powtarzałem, że to tak jak z rolą aktorską. Odkąd Milla Jovovich wystąpiła w „Resident Evil”, jest kojarzona tylko z tą produkcją, bo to była najważniejsza rola w jej życiu. I choć ostatnio widziałem bardzo fajny film „4 stopień”, który jest ambitny i ciekawy, to Jovovich i tak zawsze będzie „tą bohaterką »Residenta«”… Elijah Wood zagrał hobbita i choćby zagrał cokolwiek innego, to zawsze będzie nim dla ludzi. Tak samo jest ze mną i z Fokusem. Niezależnie od tego, co robimy, zawsze jesteśmy „tymi ludźmi z Paktofoniki”.
Zabawne, że porównujesz się do aktorów, bo sam zagrałeś w filmie „Wódeczka i Panienki”. Zresztą jest on dosyć kontrowersyjny. Pani Basia Bursztynowicz, grająca Elżbietę Lubicz w Klanie, wcieliła się w rolę prostytutki, a Misiek Koterski stał się zdołowanym biznesmenem. Jaką rolę Ty mógłbyś zagrać, żeby odciąć się od postrzegania Cię szablonowo?
Tam zagrałem akurat rapera, co było zrobione celowo po to, żeby była jakaś naturalność w wykonywaniu kawałka promującego film, bo od niego się zaczęło. Zrobiłem to na zasadzie sprawdzenia się i, co więcej, podejrzewam, że kolejnej roli bym się nie podjął, bo nie czuję się super dobrze w tym temacie… Zgadzam się na takie szalone inicjatywy, jak występ w teatrze, czy też zagranie w etiudzie filmowej, bo mój cel to wychodzenie poza hermetyczną otoczkę hip-hopu i tym też jest od lat każdy mój projekt, album, utwór.
Ale wiesz, teraz znowu dostaję ciekawe propozycje, na przykład konkurs na remiksowanie utworów Szopena. Uważam, że płyta z L.U.C-iem również była swojego rodzaju eksperymentem, ale już dużo mniejszym, bo jakby cofnąć się do przeszłości, to mój album 3XKlanu też był ciężki, można nawet powiedzieć, że trip-hopowy.
Całkiem niedawno ukazała się płyta pt. „Poeci”. Może to jest przyszłość tej muzyki, może należy mówić, że hip-hop to poezja, żeby ludzie przestali się bać?
Na moją płytę napisałem „Wiersz”, który jest połączeniem tekstu mojego i Mickiewicza. W zasadzie na odwrót.
„Wiersz” Rahima i „Upiór” Mickiewicza…
Dokładnie. Praktycznie napisałem follow-up`a .
Więc hip-hop i poezja to dwa współgrające elementy?
Niektórzy uważają, że hip-hop to też poezja, rap-poezja, aczkolwiek rządzi się innymi prawami. W zasadzie nie ma tu żadnych zasad, poza tą, że trzeba trzymać się rytmu. Czy są rymy, czy ich nie ma, to ludzie już sami, indywidualnie ustalają. Nie widzę w żaden sposób ograniczeń w łączeniu tych dwóch sztuk. Jeszcze parę lat temu, hip- hop był na tyle hermetyczny, że wszystko musiało być stuprocentowo hip-hopowe, a teraz ludzie eksperymentują. Łączą elektronikę z analogiem, instrumenty żywe z samplami, albo nawet syntezatorami. Łączenie gatunków to coraz częstszy element, bo w zasadzie wszystko już było i teraz należy szukać jakichś nowych rozwiązań, właśnie poprzez kompilacje i fuzje. Za niedługo hip-hop może już w ogóle zmienić swoją formułę. Ja nie jestem fanem odgrzewania trzysta tysięcy razy tego, co już było. Niekiedy dostaję nowe płyty, które brzmią jak sprzed 15 lat i od razu nie chce mi się ich słuchać. Jestem fanem postępu, progresu. Nie rozumiem ludzi, którzy są konserwatywni i cały czas się upierają przy jednym i tym samym. Eksperymenty dają nowy wymiar muzyce.
A propos zmian, co się stało, że Ty i Dab zaczęliście regularnie współpracować? Z tego, co się orientuję, wcześniej mieliście raczej chłodne relacje…
Kiedyś mieliśmy po dwadzieścia lat, teraz mamy po trzydzieści. Jesteśmy już poważnymi facetami, którzy wiedzą, czego chcą i w dodatku potrafią oddzielić młodzieńcze wybryki od obecnych stosunków. Jednym słowem, poznaliśmy się na nowo. To, co było, zostawiliśmy z tyłu i w ogóle do tego nie wracamy. Dab jest ogromnym profesjonalistą i gdyby więcej takich osób było w branży, to myślę, że muzyka rozwijałaby się dużo szybciej i lepiej. Cieszę się, że udało nam się znaleźć wspólny język od nowa. Kawałek na „Dynamolu”, i na ostatniej płycie są, uważam, bardzo dobre. Mam nadzieję, że to zaprocentuje w przyszłości większą liczbą wspólnych projektów.
To się kłóci z obecnym wizerunkiem hip-hopu. Jeden wielki beef , artyści się ze sobą kłócą, wyzywają, dissują…
To, o czym mówisz, jest taką najzwyklejszą w świecie walką samców o terytorium. Kiedyś płyty wychodziły z częstotliwością jednej na pół roku, więc jak ukazał się album hip-hopowy, to wszyscy się tym jarali. A teraz wychodzi kilka płyt miesięcznie - wiadomo, mniej lub bardziej znanych. Beef i dissowanie się nawzajem to najlepsza forma promocji i skupienia wszystkich oczu na sobie.
Ja nie jestem fanem tego typu zagrywek i ich nie popieram. Chociaż mój bliski współpracownik Majkel uważa, że jest to część kultury hip-hopowej. Moim zdaniem beefy to są bzdury, kłócenie się na potrzeby marketingu. Wszystko i tak później zostaje zażegnane. Chłopaki przybiją sobie piątki, będą wielkimi przyjaciółmi i znowu godzenie się będzie marketingowym wydarzeniem. Uważam, że ludzie powinni promować się poprzez własne nagrania, poprzez pokazanie się, pokazanie tego, co mają do zaprezentowania ciekawego, oryginalnego, a nie przez pojechanie komuś w jakiś – obojętnie jaki – sposób.
W takim razie, jak według Ciebie prezentują się kieleccy raperzy?
Nie mogę powiedzieć, jak oceniam kielecką scenę, bo dawno o niej nie słyszałem. Kiedyś, wiadomo, byłem fanem WYP 3, a później gdzieś to się rozmyło, każdy zaczął swoje robić. Jeszcze słuchałem Pęka i Radoskóra, czyli V.E.T.O. Potem chłopaki poczęli tworzyć odrębne projekty i sam się w tym zgubiłem. Tym samym niewiele teraz o nich wiem. Borixon, chociaż za czasów Wzgórza bardzo mi odpowiadał swoim stylem, to potem słyszałem parę jego kawałków, które tematyką do mnie nie trafiały, w związku z tym przestałem je śledzić.
Dlaczego? Nie trafiły do Ciebie z konkretnego powodu?
Dlatego, że… No wiesz, jakieś „kręć mi dupą, kręć mi dupą, kręć”, „Platynowe sombrero”…
Niektóre kawałki Fokusa, jak i jego zachowanie na koncertach, wcale nie odbiegają poziomem od wspomnianych już tekstów Borixona…
To jest chyba schemat ogólnoświatowy, aczkolwiek ja, tak samo jak Ty, też się do tego nie przekonałem. Dlatego kawałek „Klaskaj” jest kawałkiem bonusowym, ukrytym na płycie „Receptura”. Zabawne jest to, jaką popularność ma na koncertach. To dla mnie lekki szok, bo ludzie, którzy jarają się nagraniami Paktofoniki, powiedzmy, górnolotnymi rzeczami, nagle w zasadzie schodzą do parteru. Nie wiem. Widać tego potrzebują.
Wielu ludzi w branży mnie nie lubi, bo nie kręcą mnie kawałki o dziwkach. Zamiast tego, mam kawałek o miłości i to mnie odróżnia. Ale nie czuję się przez to gorszy, tylko inny.
W dodatku czytujesz Mickiewicza… Jesteś romantykiem, Rahim.
Na pewno. Może nie stuprocentowym, ale z pewnością nutka, a nawet doza jakiegoś romantyzmu, we mnie leży. I w większości ludzi tak naprawdę też. Nawet ci, którzy się za romantyków nie uważają, potrafią nimi bywać.
Chociaż akurat nawiązanie do Mickiewicza w „Wierszu” nie miało nic wspólnego z romantyzmem. Raczej był to zabieg artystyczny, który miał na celu ciekawe opowiedzenie o Magu. „Upiór” idealnie pasował. Podrzuciła mi go koleżanka z Wrocławia. Uznałem, że to ma sens.
Twój pomysł na drugą solową płytę jest równie zaskakujący?
Myślę o nowym albumie, chociaż na razie w kolejce stoi moja praca dyplomowa, którą napiszę, mam nadzieję, przez wakacje. Aczkolwiek pomysł mam. To coś, co zawsze chciałem zrobić, ale nie wypadało mi na samym początku solowej kariery. Mianowicie chodzi o projekt „Rahim plus…”, czyli ja plus w każdym kawałku inny artysta. To wynika z mojej specyfiki. Bardzo lubię współpracę z innymi muzykami, co nie dość, że jest twórcze i rozwojowe, to jeszcze prowadzi do powstawania ciekawych rzeczy.
Więc z kim chciałbyś nagrać?
W dużej mierze nie są to artyści z pierwszych stron portali, tylko raczej ci bardzo ambitni, ale mimo wszystko stojący w cieniu gigantów. Na przykład Łona. To jest raper, z którym od dawien dawna chcę coś stworzyć i mam nadzieję, że na mojej nowej płycie to się ziści. Chciałbym zrobić też kawałek z East West Rockers oraz z Miodem, bo jest to artysta szczególnie uzdolniony i bardzo mi się podoba to, co robi. Długo można by wymieniać. Jest co najmniej kilkanaście osób na rynku, których nagrania do mnie przemawiają.
Powtórzysz styl z „Podróży…” czy może wrócisz do dawnej stylistyki?
Nie wiem, to wyjdzie „w praniu”. Na pewno nie będzie to przeskok o 300 stopni, typu zrobienie kolejnego trip-hopowego albumu. Ale kto wie, może do jesieni coś mnie natchnie i tak właśnie zrobię? Wiesz, raczej działam pod wpływem impulsu, natchnienia, tego, co mi w duszy gra, bez żadnego wyrachowania. Kawałki z nowej płyty powstawały bardzo różnie. Niektóre miałem napisane już wcześniej, ale na przykład „Sekunda” po prostu wylała się ze mnie. Dostałem bit, powiedziałem „o kurde, ale rzeźnik”, wpadł mi pomysł do głowy, siadłem i za dwie godziny miałem kawałek napisany.
Przygotowując się do wywiadu, zaczęłam rozważać, czy jako artysta, masz jakiekolwiek niespełnione pragnienie…
Właściwie dopiero niedawno spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa! Od zawsze chciałem zobaczyć piramidy i wybrałem się w końcu do Egiptu, więc moje największe marzenie się spełniło, a na ten moment musiałbym się naprawdę dłużej zastanowić, co jeszcze w moim wnętrzu drzemie… Myślałem o zrobieniu solowej płyty – zrobiłem ją…
Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że Twoim marzeniem nie była sława i Paktofonika na szczycie, tylko piramidy?
No… tak. Tamtych rzeczy nie robiłem dla sławy. Po prostu tworzyłem muzykę – hip-hop, który kocham.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magdalena Kołodziej
Komentarze
|