Fotografia Rozmowy
Wys�ano dnia 30-04-2008 o godz. 16:07:35 przez rafa 12986
Wys�ano dnia 30-04-2008 o godz. 16:07:35 przez rafa 12986
Z artystą fotografikiem Pawłem Pierścińskim rozmawiała Agnieszka Sadowska.
|
Przed panem jubileuszowa wystawa fotografii w BWA. To ważna chwila?
- Cieszę się na każdą wystawę, na której mogę spotkać się z potencjalnym odbiorcą. Nie fotografuję dla siebie, tylko dla innych. Wystawa jest odświętnym spotkaniem z widzem, podczas którego w sposób nieodwracalny, ale też jasny i czytelny dowiaduję się, że droga którą wybrałem jest słuszna.
Od początku wiedział pan, że tą drogą będzie fotografia?
- Jako młody człowiek przeżyłem fascynację matematyką. Byłem pewien, że jest to właściwy dla mnie kierunek. Aż do momentu, kiedy w krajobrazie odnalazłem linie i struktury matematyczno-geometryczne. Wtedy wiedziałem już, że fascynacja fotografią przerodzi się w coś trwalszego. Że jest moim powołaniem.
Zakładał pan, że będzie żyć z fotografii?
- Odwlekałem ten moment jak najdłużej. Zarabianie nie ma nic wspólnego z tworzeniem sztuki. A mnie od początku interesowała ona. Jako młody człowiek cierpiałem nędzę, ale miałem głębokie przekonanie, że fotografia, to jest coś, czemu powinienem się poświęcić. Odczucia, które płynęły z fotografowania krajobrazu były tym, co rekompensowało mi wszelkie niedogodności czy pretensje, jakie mógłbym mieć do losu.
A miewał je pan?
- Wypadek, którego doznałem zmienił moje życie. Po nim wiele rzeczy stało się niemożliwych. Nie mogę podejmować trudów podróży, wypraw. Porządkuję więc to, czego dokonałem w życiu. Segreguję zdjęcia, opracowuję biografię. Część rzeczy wydałem, jak choćby "Czas Krajobrazu", czyli antologię moich tekstów autorskich opublikowanych w latach 1975 - 2004. Jeszcze w tym roku ukaże się "Słownik Biograficzny Fotografów Polskich". Opisuję w nim sylwetki ponad tysiąca kolegów. Pracowałem nad nim przez trzy lata. Wykonując bilans tego, czego dokonałem, odkryłem, że wiele tematów, którymi się zajmowałem nie ma żadnej kontynuacji. Powodem jest to, że wykonywanie zdjęć kosztuje. Ja nie chciałem pojedynczych prac, bo one najczęściej są przypadkowe. Moim pragnieniem zawsze było wypowiadanie się dużymi cyklami fotograficznymi. To dawało możliwość realizowania zdań, które sam sobie stawiałem, ale wymagało pieniędzy. Cały czas zdawałem sobie sprawę, że okradam rodzinę. Wydawałem bardzo znaczne kwoty na fotografowanie.
Oprócz samego fotografowania bardzo dużo pan również pisał.
- Poświęciłem życie na walkę o rangę fotografii. Gdy zaczynałem, tak zwana opinia publiczna twierdziła, że fotografia nie jest sztuką. Ja byłem temu przeciwny, myślałem dokładnie odwrotnie i chciałem przekonać o tym innych. Pisałem i publikowałem materiały o fotografii w ujęciu publicystycznym i historycznym. Porządkując swoje dokonania odszukałem ponad 500 własnych tekstów, które zostały opublikowane. Sądzę, że tymi tekstami zmieniłem sposób postrzegania fotografii. Można je uznać za mój wkład w rozwój i zmianę myślenia o fotografii w ogóle.
Czy za taki wkład uznaje pan także stworzenie okręgu Związku Polskich Artystów Fotografików?
- Doszedłem do wniosku, że moje działania przyniosą większy skutek, jeśli będą powstawać w jednostce związku twórczego. Na utworzenie Okręgu Świętokrzyskiego Związku Polskich Artystów Fotografików poświęciłem około dziesięciu lat, a potem wiele kolejnych na ukierunkowanie jego prac. Wysiłek się opłacił. Powstała jednostka zdolna do przeciwstawiania się przeciwnościom losu, zdolna do odradzania się.
Zrezygnował pan jednak z kierowania związkiem.
- Zrezygnowałem z funkcji prezesa z pełną świadomością wykonanego zadania. Uważałem, że nadszedł czas, aby władzę przekazać młodszemu pokoleniu. Moim celem było stworzenie środowiska, które sprawnie funkcjonowało, gromadziło wokół siebie artystów i wydało znakomite dzieła. I tak się stało. Najważniejsze, że okręg przetrwał. Cieszą sygnały, że fotografia kielecka odradza się i odmładza.
Zasłynął pan z fotografowania krajobrazu. Czy taki rodzaj tematyki fotograficznej wymaga poświęceń?
- Krajobraz jest tym, co kocham. Ale żeby go fotografować, trzeba poznać go w różnych warunkach atmosferycznych, w różnych porach dniach i roku. Fotografując pejzaż, trzeba żyć w jego nurcie. Żyć rytmem, który wyznacza. Wstawałem grubo przed świtem, żeby zobaczyć jak wygląda w nocy i jak budzi się do życia. Wtedy w pejzażu zachodzą zjawiska, których nie widzi się w dzień. Ich poznanie wymagało zbratania się z krajobrazem. Wychodziłem więc z domu, gdy było jeszcze ciemno i wracałem, gdy już było ciemno. Najczęściej podejmowałem samotne wyprawy. Tworzenie sztuki wymaga samotności. Czasem zdarzało się, że fotografowałem na wspólnych plenerach z innymi fotografami. Ale z fotografowania w grupie nic nie wynika. Rozprasza się jedynie napiętą uwagę potrzebną do tworzenia.
Mówi pan o samotnym fotografowaniu, a przecież jest pan twórcą wielu działań grupowych.
- Przede wszystkim jestem fotografem dokumentalistą. Organizowałem w swoim życiu wiele zespołów i grup, którym stawiałem zadania dokumentowania otaczającego świata. Wymyśliłem i zrealizowałem wspólnie z kolegami trzy duże akcje dokumentacji fotograficznej. Jedną z nich była Kielecka Szkoła Krajobrazu, będąca swoistym portretem ziemi kieleckiej. Drugim pomysłem była dokumentacja życia, pracy i wypoczynku rodzin robotniczych. Udało się zrealizować tylko czternaście wystaw "Pejzażu Społecznego". Akcja została przerwana w momencie przełomu lat 1981-82. Trzecia wielka dokumentacja dotyczyła Puszczy Jodłowej. Z kolegami fotografami uwiecznialiśmy puszczę na przełomie lat 60-tych i 70-tych, czyli w czasie jej największej prężności biologicznej.
Czy opis tych oraz wszystkich innych pana działań znalazł się we wspomnieniach, nad którymi pan pracuje?
- Tak. Porządkuję mój dorobek twórczy, zamykam pewien etap własnego życia i twórczości. Podsumowuję to, czego dokonałem. Chciałbym jak najmniej kłopotu sprawić tym, którzy przyjdą po mnie. Przewiduję bowiem, że fotografia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a w XXI wieku będzie odgrywać coraz większą rolę w kulturze świata.
Nie przewiduje pan schyłku fotografii?
- Nie. Jestem całkowicie przekonany, że nie ma schyłku fotografii. Pojawiły się po prostu jej nowe funkcje. Dziś jest to zapis cyfrowy. Być może kolejne wynalazki, które wyrosną z fotografii będą całkiem odmienne od jej tradycyjnego pojęcia. Już teraz fotografia staje się coraz bardziej zróżnicowana. Pewnym jest, że powstaną nowe techniki, nowy sposób zapisu obrazu świata. Ale jestem przekonany, że zawsze najważniejszą rolę będzie odgrywał człowiek, który uruchamia maszynę fotograficzną.
W dobie zapisu cyfrowego każdy może być fotografem.
- Rzeczywiście. Możliwym jest, że wszyscy staną się fotografami, bo uproszczenie techniki sprawi, że każdy będzie mógł realizować swoją twórczość. Fotografowanie będzie normalnym, codziennym zajęciem człowieka.
Ponoć określono pana kiedyś jako "opętanego fotografią"?
- Tak, to było o mnie. Określił mnie tak jeden z krytyków fotografii, redaktor Romuald Kłosiewicz. Napisał kiedyś, że żyłem jak mnich. Rzeczywiście, bardzo dużo pracowałem. Nie miałem czasu na nic innego.
Skoro już cytujemy innych, to określano pana również papieżem fotografii.
- Mówiono i pisano również wiele innych rzeczy. Na przykład, że jestem jedyną osobą, która łączy rzemiosło fotograficzne z pisaniem o fotografii od strony publicystycznej, historycznej i teoretycznej. Między innymi dlatego mam prawo sądzić, że moje wspomnienia mają duże znaczenie przy poznaniu i ocenie stanu polskiej twórczości fotograficznej w drugiej połowie XX wieku.
Żałuje pan czasem tego mnisiego życia?
- Nie, niczego nie żałuję. Powtórzyłbym to wszystko jeszcze raz i to bez chwili zastanowienia. Miałem poczucie, że toczy się walka o rolę, miejsce i znaczenie fotografii w życiu społeczeństwa. Poświęciłem na nią całe życie, ale jestem spokojny, bo wiem, że walka będzie wygrana.
Paweł Pierściński - urodzony w 1938 roku w Kielcach, fotograf, publicysta, krytyk i teoretyk fotografii, działacz społeczny, organizator ruchu fotograficznego pejzażystów polskich, komisarz ogólnopolskich wystaw fotografii krajobrazowej, redaktor i współautor miedzy innymi Almanachu 'mistrzowie polskiego pejzażu" oraz 'Kielecka Szkoła Krajobrazu". Twórca i organizator kierunku artystycznego pod nazwą Kielecka Szkoła Krajobrazu. Fotografuje od 1952 roku, debiut wystawienniczy miał w 1955 roku. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików od 1964 roku. Członek Honorowy ZPAF - 1982 r. oraz członek honorowy wielu stowarzyszeń fotograficznych w Polsce, Honorowy Prezes Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF. Od 9 maja do 1 czerwca w galerii BWA obejrzeć można jubileuszową wystawę Pawła Pierścińskiego.
- Cieszę się na każdą wystawę, na której mogę spotkać się z potencjalnym odbiorcą. Nie fotografuję dla siebie, tylko dla innych. Wystawa jest odświętnym spotkaniem z widzem, podczas którego w sposób nieodwracalny, ale też jasny i czytelny dowiaduję się, że droga którą wybrałem jest słuszna.
Od początku wiedział pan, że tą drogą będzie fotografia?
- Jako młody człowiek przeżyłem fascynację matematyką. Byłem pewien, że jest to właściwy dla mnie kierunek. Aż do momentu, kiedy w krajobrazie odnalazłem linie i struktury matematyczno-geometryczne. Wtedy wiedziałem już, że fascynacja fotografią przerodzi się w coś trwalszego. Że jest moim powołaniem.
Zakładał pan, że będzie żyć z fotografii?
- Odwlekałem ten moment jak najdłużej. Zarabianie nie ma nic wspólnego z tworzeniem sztuki. A mnie od początku interesowała ona. Jako młody człowiek cierpiałem nędzę, ale miałem głębokie przekonanie, że fotografia, to jest coś, czemu powinienem się poświęcić. Odczucia, które płynęły z fotografowania krajobrazu były tym, co rekompensowało mi wszelkie niedogodności czy pretensje, jakie mógłbym mieć do losu.
A miewał je pan?
- Wypadek, którego doznałem zmienił moje życie. Po nim wiele rzeczy stało się niemożliwych. Nie mogę podejmować trudów podróży, wypraw. Porządkuję więc to, czego dokonałem w życiu. Segreguję zdjęcia, opracowuję biografię. Część rzeczy wydałem, jak choćby "Czas Krajobrazu", czyli antologię moich tekstów autorskich opublikowanych w latach 1975 - 2004. Jeszcze w tym roku ukaże się "Słownik Biograficzny Fotografów Polskich". Opisuję w nim sylwetki ponad tysiąca kolegów. Pracowałem nad nim przez trzy lata. Wykonując bilans tego, czego dokonałem, odkryłem, że wiele tematów, którymi się zajmowałem nie ma żadnej kontynuacji. Powodem jest to, że wykonywanie zdjęć kosztuje. Ja nie chciałem pojedynczych prac, bo one najczęściej są przypadkowe. Moim pragnieniem zawsze było wypowiadanie się dużymi cyklami fotograficznymi. To dawało możliwość realizowania zdań, które sam sobie stawiałem, ale wymagało pieniędzy. Cały czas zdawałem sobie sprawę, że okradam rodzinę. Wydawałem bardzo znaczne kwoty na fotografowanie.
Oprócz samego fotografowania bardzo dużo pan również pisał.
- Poświęciłem życie na walkę o rangę fotografii. Gdy zaczynałem, tak zwana opinia publiczna twierdziła, że fotografia nie jest sztuką. Ja byłem temu przeciwny, myślałem dokładnie odwrotnie i chciałem przekonać o tym innych. Pisałem i publikowałem materiały o fotografii w ujęciu publicystycznym i historycznym. Porządkując swoje dokonania odszukałem ponad 500 własnych tekstów, które zostały opublikowane. Sądzę, że tymi tekstami zmieniłem sposób postrzegania fotografii. Można je uznać za mój wkład w rozwój i zmianę myślenia o fotografii w ogóle.
Czy za taki wkład uznaje pan także stworzenie okręgu Związku Polskich Artystów Fotografików?
- Doszedłem do wniosku, że moje działania przyniosą większy skutek, jeśli będą powstawać w jednostce związku twórczego. Na utworzenie Okręgu Świętokrzyskiego Związku Polskich Artystów Fotografików poświęciłem około dziesięciu lat, a potem wiele kolejnych na ukierunkowanie jego prac. Wysiłek się opłacił. Powstała jednostka zdolna do przeciwstawiania się przeciwnościom losu, zdolna do odradzania się.
Zrezygnował pan jednak z kierowania związkiem.
- Zrezygnowałem z funkcji prezesa z pełną świadomością wykonanego zadania. Uważałem, że nadszedł czas, aby władzę przekazać młodszemu pokoleniu. Moim celem było stworzenie środowiska, które sprawnie funkcjonowało, gromadziło wokół siebie artystów i wydało znakomite dzieła. I tak się stało. Najważniejsze, że okręg przetrwał. Cieszą sygnały, że fotografia kielecka odradza się i odmładza.
Zasłynął pan z fotografowania krajobrazu. Czy taki rodzaj tematyki fotograficznej wymaga poświęceń?
- Krajobraz jest tym, co kocham. Ale żeby go fotografować, trzeba poznać go w różnych warunkach atmosferycznych, w różnych porach dniach i roku. Fotografując pejzaż, trzeba żyć w jego nurcie. Żyć rytmem, który wyznacza. Wstawałem grubo przed świtem, żeby zobaczyć jak wygląda w nocy i jak budzi się do życia. Wtedy w pejzażu zachodzą zjawiska, których nie widzi się w dzień. Ich poznanie wymagało zbratania się z krajobrazem. Wychodziłem więc z domu, gdy było jeszcze ciemno i wracałem, gdy już było ciemno. Najczęściej podejmowałem samotne wyprawy. Tworzenie sztuki wymaga samotności. Czasem zdarzało się, że fotografowałem na wspólnych plenerach z innymi fotografami. Ale z fotografowania w grupie nic nie wynika. Rozprasza się jedynie napiętą uwagę potrzebną do tworzenia.
Mówi pan o samotnym fotografowaniu, a przecież jest pan twórcą wielu działań grupowych.
- Przede wszystkim jestem fotografem dokumentalistą. Organizowałem w swoim życiu wiele zespołów i grup, którym stawiałem zadania dokumentowania otaczającego świata. Wymyśliłem i zrealizowałem wspólnie z kolegami trzy duże akcje dokumentacji fotograficznej. Jedną z nich była Kielecka Szkoła Krajobrazu, będąca swoistym portretem ziemi kieleckiej. Drugim pomysłem była dokumentacja życia, pracy i wypoczynku rodzin robotniczych. Udało się zrealizować tylko czternaście wystaw "Pejzażu Społecznego". Akcja została przerwana w momencie przełomu lat 1981-82. Trzecia wielka dokumentacja dotyczyła Puszczy Jodłowej. Z kolegami fotografami uwiecznialiśmy puszczę na przełomie lat 60-tych i 70-tych, czyli w czasie jej największej prężności biologicznej.
Czy opis tych oraz wszystkich innych pana działań znalazł się we wspomnieniach, nad którymi pan pracuje?
- Tak. Porządkuję mój dorobek twórczy, zamykam pewien etap własnego życia i twórczości. Podsumowuję to, czego dokonałem. Chciałbym jak najmniej kłopotu sprawić tym, którzy przyjdą po mnie. Przewiduję bowiem, że fotografia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a w XXI wieku będzie odgrywać coraz większą rolę w kulturze świata.
Nie przewiduje pan schyłku fotografii?
- Nie. Jestem całkowicie przekonany, że nie ma schyłku fotografii. Pojawiły się po prostu jej nowe funkcje. Dziś jest to zapis cyfrowy. Być może kolejne wynalazki, które wyrosną z fotografii będą całkiem odmienne od jej tradycyjnego pojęcia. Już teraz fotografia staje się coraz bardziej zróżnicowana. Pewnym jest, że powstaną nowe techniki, nowy sposób zapisu obrazu świata. Ale jestem przekonany, że zawsze najważniejszą rolę będzie odgrywał człowiek, który uruchamia maszynę fotograficzną.
W dobie zapisu cyfrowego każdy może być fotografem.
- Rzeczywiście. Możliwym jest, że wszyscy staną się fotografami, bo uproszczenie techniki sprawi, że każdy będzie mógł realizować swoją twórczość. Fotografowanie będzie normalnym, codziennym zajęciem człowieka.
Ponoć określono pana kiedyś jako "opętanego fotografią"?
- Tak, to było o mnie. Określił mnie tak jeden z krytyków fotografii, redaktor Romuald Kłosiewicz. Napisał kiedyś, że żyłem jak mnich. Rzeczywiście, bardzo dużo pracowałem. Nie miałem czasu na nic innego.
Skoro już cytujemy innych, to określano pana również papieżem fotografii.
- Mówiono i pisano również wiele innych rzeczy. Na przykład, że jestem jedyną osobą, która łączy rzemiosło fotograficzne z pisaniem o fotografii od strony publicystycznej, historycznej i teoretycznej. Między innymi dlatego mam prawo sądzić, że moje wspomnienia mają duże znaczenie przy poznaniu i ocenie stanu polskiej twórczości fotograficznej w drugiej połowie XX wieku.
Żałuje pan czasem tego mnisiego życia?
- Nie, niczego nie żałuję. Powtórzyłbym to wszystko jeszcze raz i to bez chwili zastanowienia. Miałem poczucie, że toczy się walka o rolę, miejsce i znaczenie fotografii w życiu społeczeństwa. Poświęciłem na nią całe życie, ale jestem spokojny, bo wiem, że walka będzie wygrana.
Paweł Pierściński - urodzony w 1938 roku w Kielcach, fotograf, publicysta, krytyk i teoretyk fotografii, działacz społeczny, organizator ruchu fotograficznego pejzażystów polskich, komisarz ogólnopolskich wystaw fotografii krajobrazowej, redaktor i współautor miedzy innymi Almanachu 'mistrzowie polskiego pejzażu" oraz 'Kielecka Szkoła Krajobrazu". Twórca i organizator kierunku artystycznego pod nazwą Kielecka Szkoła Krajobrazu. Fotografuje od 1952 roku, debiut wystawienniczy miał w 1955 roku. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików od 1964 roku. Członek Honorowy ZPAF - 1982 r. oraz członek honorowy wielu stowarzyszeń fotograficznych w Polsce, Honorowy Prezes Okręgu Świętokrzyskiego ZPAF. Od 9 maja do 1 czerwca w galerii BWA obejrzeć można jubileuszową wystawę Pawła Pierścińskiego.
foto: Łukasz Zarzycki
Komentarze |