Fotografia Rozmowy
Wys�ano dnia 15-09-2008 o godz. 22:12:04 przez sergio 9809
Wys�ano dnia 15-09-2008 o godz. 22:12:04 przez sergio 9809
O wyprawie do Indii z fotografikiem Michałem Sieradzanem rozmawiała Agnieszka Sadowska. |
Słyszałam ostatnio o pewnym osiemnastolatku - fascynuje go hodowla pszczół.
- Ciekawa pasja, rzadko spotykana. Moja jest bardziej zwyczajna.
Czyżby?
- Podróżować lubi jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent społeczeństwa. Przynajmniej w teorii.
Ponoć najtrudniej jest zacząć.
- Powodem mojej pierwszej podróży była nuda. Byłem w Stanach Zjednoczonych i po pewnym czasie okazało się, że nie bardzo mam tam co robić. Barierą był język, bo na którymś poziomie zagłębiania się w szczegóły uniemożliwiał poznawanie ludzi. Problemem okazał się też inny niż mieszkańców Ameryki sposób postrzegania i odbierania świata. Więc razem z trzema innymi osobami z Polski kupiliśmy starego vana, dostosowaliśmy go do naszych potrzeb i ruszyliśmy w ponad dwumiesięczną podróż dookoła USA.
Już wtedy robił pan zdjęcia?
- Robiłem, oczywiście. Wtedy fotografowałem jeszcze widoki, krajobrazy, piękne miejsca.
A teraz już nie?
- Dziś, jeśli mam do wyboru - sfotografować człowieka lub widok, zawsze wybieram człowieka.
Dlaczego?
- Widok jest trwały, zawsze może poczekać, a człowiek w sytuacji, która jest interesująca dla fotografa, ze swoimi emocjami, uczuciami, wrażliwością trwa tylko chwilę. Zdjęcie będzie dobre, jeśli w tej krótkiej chwili uda mi się tę wrażliwość, niepowtarzalność, te wszystkie emocje w nim uchwycić.
Kiedy doszedł pan do wniosku, że człowiek na zdjęciu jest ciekawszy niż góra czy las?
- Wcześniej obawiałem się robić zdjęcia ludziom. Wstydziłem się swojej chęci wdarcia w ich prywatność. Nie każdy chce być fotografowany, nie każdy godzi się, by stanąć oko w oko z obiektywem, by pokazać fotografowi te swoje emocje. Zwłaszcza, że ludzie, których fotografuję w większości są biedni, żyją na ulicy. Zdarza się, że wszystko co posiadają, mają wokół siebie. Czasem, z mojego punktu widzenia wygląda to tak, jakby zgromadzili wokół siebie wszystkie nieszczęścia życia.
Te nieszczęścia też pan fotografuje?
- Myślę, że tak, choć dla mnie ci ludzie są piękni i niezwykle ciekawi i to właśnie przez emocje, które są w ich twarzach i są tak szczere i czytelne. Są kraje, jak choćby Indie, w których życie wielu osób toczy się na ulicy. To oczywiście wynika z ubóstwa, ale też pewnie z klimatu i innej mentalności, ponieważ oni nie robią z tego wielkiego problemu. Po prostu tak się ułożyło ich życie i są wobec tego pokorni. Pokorni i szczęśliwi. A ich kolor skóry, kolory ubrań są fascynujące. Tak samo jak emocje, które mają na twarzy.
Nie widzi ich pan w twarzach na naszych ulicach?
- U nas w ogóle rzadko widzę dobre emocje w ludziach.
Czyli nie ma pan wyjścia? Musi podróżować?
- Myślę, że bycie w podróży to sens życia. Sens i jednocześnie pasja.
Dość ekskluzywna pasja.
- Nie każdy musi od razu jechać na drugi koniec świata. Są wyjazdy dalekie i te bliższe. Nie sądzę, żeby w podróżowaniu odległość była najważniejsza, jest tysiąc innych rzeczy, które liczą się bardziej. A jeśli ktoś marzy o tym, by zobaczyć na przykład Indie, to w dobie Internetu na pewno nie jest to problem. Wystarczy poczekać na promocję, w której przelot do Delhi kosztuje tysiąc złotych, bo i takie oferty widziałem. A życie na miejscu jest bardzo tanie. Normalnie taka wyprawa kosztuje cztery, pięć tysięcy złotych. Dla człowieka przedsiębiorczego zebranie takiej kwoty nie jest wyzwaniem nie do przebycia. A jeśli ktoś ma taki urok, że zawsze coś mu przeszkadza, to i tak nigdzie się nie wybierze.
Co pan robi z tymi setkami zdjęć, które przywozi z wypraw?
- Gromadzę, przeglądam, najlepsze wybieram, pokazuję znajomym. Długo szukałem do nich klucza, jakiejś cechy wspólnej, czegoś, co by je łączyło. W końcu wpadłem na to, by z każdej podróży wybrać zdjęcia spięte wspólnym tytułem "Kobieta, mężczyzna, dziecko".
A oprócz zdjęć co pan przywozi?
- Czasem mam wrażenie, że coraz mniej siebie samego. Czuję, jakbym w każdym miejscu gdzie byłem zostawił kawałek swojej duszy. Największy chyba w Indiach. Po powrocie stamtąd przez miesiąc żyłem jakby ktoś dał mi obuchem w głowę, nie mogłem wrócić do rzeczywistości, do tego, co jest tutaj, ciągle miałem wrażenie, że powinienem być tam, że to tam jest prawdziwe życie.
Nie myślał pan o tym, żeby wrócić tam na stałe?
- Myślałem ...
To gdzie następna wyprawa?
- Do Nepalu.
----------------
Wystawa fotografii ''Mężczyzna, Kobieta, Dziecko - Indie'' Michała Sieradzana prezentowana jest w Galerii Fotografii Związku Polskich Artystów Fotografików przy ulicy Planty 7 do 8 października 2008 roku.
* * *
Michał Sieradzan - ma 46 lat, urodził się i mieszka w Kielcach, ma dwoje dzieci. Pasjonują go podróże, fotografia, jazda na rowerze (bierze udział w maratonach rowerowych). W swoim życiu próbował kilkunastu różnych dyscyplin sportowych. Laureat tegorocznej edycji konkursu fotografii "Kieleckie Inaczej" organizowanego przez Fundację Kultury Wici.
- Ciekawa pasja, rzadko spotykana. Moja jest bardziej zwyczajna.
Czyżby?
- Podróżować lubi jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent społeczeństwa. Przynajmniej w teorii.
Ponoć najtrudniej jest zacząć.
- Powodem mojej pierwszej podróży była nuda. Byłem w Stanach Zjednoczonych i po pewnym czasie okazało się, że nie bardzo mam tam co robić. Barierą był język, bo na którymś poziomie zagłębiania się w szczegóły uniemożliwiał poznawanie ludzi. Problemem okazał się też inny niż mieszkańców Ameryki sposób postrzegania i odbierania świata. Więc razem z trzema innymi osobami z Polski kupiliśmy starego vana, dostosowaliśmy go do naszych potrzeb i ruszyliśmy w ponad dwumiesięczną podróż dookoła USA.
Już wtedy robił pan zdjęcia?
- Robiłem, oczywiście. Wtedy fotografowałem jeszcze widoki, krajobrazy, piękne miejsca.
A teraz już nie?
- Dziś, jeśli mam do wyboru - sfotografować człowieka lub widok, zawsze wybieram człowieka.
Dlaczego?
- Widok jest trwały, zawsze może poczekać, a człowiek w sytuacji, która jest interesująca dla fotografa, ze swoimi emocjami, uczuciami, wrażliwością trwa tylko chwilę. Zdjęcie będzie dobre, jeśli w tej krótkiej chwili uda mi się tę wrażliwość, niepowtarzalność, te wszystkie emocje w nim uchwycić.
Kiedy doszedł pan do wniosku, że człowiek na zdjęciu jest ciekawszy niż góra czy las?
- Wcześniej obawiałem się robić zdjęcia ludziom. Wstydziłem się swojej chęci wdarcia w ich prywatność. Nie każdy chce być fotografowany, nie każdy godzi się, by stanąć oko w oko z obiektywem, by pokazać fotografowi te swoje emocje. Zwłaszcza, że ludzie, których fotografuję w większości są biedni, żyją na ulicy. Zdarza się, że wszystko co posiadają, mają wokół siebie. Czasem, z mojego punktu widzenia wygląda to tak, jakby zgromadzili wokół siebie wszystkie nieszczęścia życia.
Te nieszczęścia też pan fotografuje?
- Myślę, że tak, choć dla mnie ci ludzie są piękni i niezwykle ciekawi i to właśnie przez emocje, które są w ich twarzach i są tak szczere i czytelne. Są kraje, jak choćby Indie, w których życie wielu osób toczy się na ulicy. To oczywiście wynika z ubóstwa, ale też pewnie z klimatu i innej mentalności, ponieważ oni nie robią z tego wielkiego problemu. Po prostu tak się ułożyło ich życie i są wobec tego pokorni. Pokorni i szczęśliwi. A ich kolor skóry, kolory ubrań są fascynujące. Tak samo jak emocje, które mają na twarzy.
Nie widzi ich pan w twarzach na naszych ulicach?
- U nas w ogóle rzadko widzę dobre emocje w ludziach.
Czyli nie ma pan wyjścia? Musi podróżować?
- Myślę, że bycie w podróży to sens życia. Sens i jednocześnie pasja.
Dość ekskluzywna pasja.
- Nie każdy musi od razu jechać na drugi koniec świata. Są wyjazdy dalekie i te bliższe. Nie sądzę, żeby w podróżowaniu odległość była najważniejsza, jest tysiąc innych rzeczy, które liczą się bardziej. A jeśli ktoś marzy o tym, by zobaczyć na przykład Indie, to w dobie Internetu na pewno nie jest to problem. Wystarczy poczekać na promocję, w której przelot do Delhi kosztuje tysiąc złotych, bo i takie oferty widziałem. A życie na miejscu jest bardzo tanie. Normalnie taka wyprawa kosztuje cztery, pięć tysięcy złotych. Dla człowieka przedsiębiorczego zebranie takiej kwoty nie jest wyzwaniem nie do przebycia. A jeśli ktoś ma taki urok, że zawsze coś mu przeszkadza, to i tak nigdzie się nie wybierze.
Co pan robi z tymi setkami zdjęć, które przywozi z wypraw?
- Gromadzę, przeglądam, najlepsze wybieram, pokazuję znajomym. Długo szukałem do nich klucza, jakiejś cechy wspólnej, czegoś, co by je łączyło. W końcu wpadłem na to, by z każdej podróży wybrać zdjęcia spięte wspólnym tytułem "Kobieta, mężczyzna, dziecko".
A oprócz zdjęć co pan przywozi?
- Czasem mam wrażenie, że coraz mniej siebie samego. Czuję, jakbym w każdym miejscu gdzie byłem zostawił kawałek swojej duszy. Największy chyba w Indiach. Po powrocie stamtąd przez miesiąc żyłem jakby ktoś dał mi obuchem w głowę, nie mogłem wrócić do rzeczywistości, do tego, co jest tutaj, ciągle miałem wrażenie, że powinienem być tam, że to tam jest prawdziwe życie.
Nie myślał pan o tym, żeby wrócić tam na stałe?
- Myślałem ...
To gdzie następna wyprawa?
- Do Nepalu.
----------------
Wystawa fotografii ''Mężczyzna, Kobieta, Dziecko - Indie'' Michała Sieradzana prezentowana jest w Galerii Fotografii Związku Polskich Artystów Fotografików przy ulicy Planty 7 do 8 października 2008 roku.
* * *
Michał Sieradzan - ma 46 lat, urodził się i mieszka w Kielcach, ma dwoje dzieci. Pasjonują go podróże, fotografia, jazda na rowerze (bierze udział w maratonach rowerowych). W swoim życiu próbował kilkunastu różnych dyscyplin sportowych. Laureat tegorocznej edycji konkursu fotografii "Kieleckie Inaczej" organizowanego przez Fundację Kultury Wici.
Komentarze |