Turystyka i Podróże Świat Kuchnia Sport i Rekreacja
Wys�ano dnia 23-12-2008 o godz. 15:21:35 przez sergio 3229
Wys�ano dnia 23-12-2008 o godz. 15:21:35 przez sergio 3229
Wielbiciele zimowych sportów, którzy w dodatku są smakoszami i amatorami win, jeśli jeszcze tam nie byli, powinni koniecznie udać się do Trydentu. |
więcejWłoski region Trydent w północnych Włoszech niemal w trzech czwartych składa się z gór. Pod względem krajobrazów region nie ma sobie równych w Europie. Alpy Zillertalskie, Ötztalskie, Retyckie i przede wszystkim Dolomity tworzą przepiękny pejzaż. I słyną ze znakomitych warunków do uprawiania sportów zimowych. Warto też poznać Trydent od kuchni.
SÅ‚onina w stolicy
W drodze na narty koniecznie trzeba wstąpić przynajmniej na jeden dzień do stolicy regionu - Trydentu. Tyle czasu wystarczy, żeby zachwycić się przepięknym Piazza Duomo, obejrzeć katedrę San Vigilio, w której odbył się sobór trydencki, przyjrzeć się renesansowym kamienicom pokrytym kolorowymi freskami. W zabytkowych zaułkach miasteczka kryje się też mnóstwo sklepów i sklepików z lokalnymi smakołykami. Takich jak Enoteca Grado 12. Właściciele działającego od 70 lat sklepu mają wina stołowe za 5 euro i armagnac z 1957 r. O jego cenę nawet nie pytam. Oprócz win, spumante czy grappy można tu kupić tradycyjnie wytwarzane miody, dżemy, spaghetti, oliwy i przyprawy. Jeszcze więcej lokalnych przysmaków sprzedaje sklep Antichi Sapori Trentini. Tu mam pierwszą lekcję lokalnej kuchni. Na przeszklonych ladach leżą sery i wędliny. Na półkach czekają oliwy, grappy i wina. Są też grostoli - rodzaj lokalnych faworków, suszone grzyby, konfitury z leśnych owoców, miody.
Właściciel zaprasza do degustacji serów. Próbuję napierw trentingrana - podobnego nieco do parmezanu sera dojrzewającego od 18 do 24 miesięcy. Potem bardzo śmierdzącego, ale znakomitego puzzone di moena. Następnie dostaję kawałek smakującego masłem vezzena i spressa - słodko-ostrego sera z mleka tutejszej czarnej krowy.
Kolej na wędliny. Najpierw lucanica - przypominająca salami kiełbasa wieprzowa z surowej wieprzowiny, solonej, doprawianej czosnkiem i czarnym pieprzem, suszona nawet przez trzy miesiące. Miękka mortadella zrobiona z wieprzowiny zawiniętej w siateczkę, ułożonej na drewnianej desce obsypanej mąką gryczaną, na której schnie 12 godzin, zanim zostanie uwędzona w dymie z drewna jałowcowego. Rubaszny sprzedawca podtyka mi jeszcze carne salata - solone mięso wołowe podawane na surowo lub gotowane. Zbieram się też na odwagę i próbuję speck stagionato - dojrzewającą rok, a następnie soloną i wędzoną słoninę. Wszystko jest pyszne.
Sztokfisz z polentÄ…
Zbliża się wieczór. Niebo granatowieje, na stopniach stojącej pośrodku Piazza Duomo fontanny Neptuna z trójzębem - symbolem Trydentu (według jednej z hipotez swą nazwę miasto zawdzięcza trzem szczytom, pomiędzy którymi leży Trydent, tridentum to po łacinie trójząb) - siadają pary i rodzice z dziećmi. Spieszę do Scrigno del Duomo - restauracji znajdującej się w XIII-wiecznym, najstarszym budynku przy placu Duomo. Na piętrze urządzono wine-bar, a w piwnicy elegancką restaurację. Romańskie sklepienia, oryginalne drewniane sufity połączono ze szklano-minimalistycznym wystrojem. Mieszkańcy Trydentu wpadają tu na kieliszek wina lub spumante i drobne przekąski. Ja i moje dwie włoskie koleżanki pijemy przepyszne delikatne kwiatowo-owocowe wino Sot Sás z winnicy Maso Cantanghel, do którego podają nam kawałki lucaniki, specka, wielkie kapary, oliwki i ser grana padano di Trento, czyli inaczej trentingrana.
Zaspokoiwszy pierwszy głód, idziemy przez wieczorny Trydent, przyglądając się kolorowym stareńkim kamienicom i okrągłemu księżycowi, który wschodzi nad kamienną Torre Civica z 1200 r. Wieczór kontynuujemy w Ai Vicoli - barze winnym i restauracji. Tu atmosfera dużo mniej elegancka, choć wnętrze w podobnym stylu - stare mury i nowoczesne meble. W dzień do lokalu wpadają na lunch studenci z pobliskiego Uniwersytetu Trydenckiego. Jeden kelner podaje dania, drugi wina i napoje. Zaczynam od insalata pastora - sałatki z roszponki, koziego sera, jabłek, pistacji z octem balsamicznym i oliwą. Jest znakomita. Na drugie danie bacalaa - specjalność regionu - sztokfisz z polentą, gotowaną kaszą kukurydzianą. Duszony wiele godzin w mleku solony dorsz jest właściwie gęstym, śmietanowym, słodko-słonym sosem z maleńkimi kawałeczkami ryby. Połączenie z wytrawną w smaku polentą daje zjawiskowy efekt. I jest bardzo sycące. Na koniec wychylamy więc tylko po kieliszeczku limoncello - cytrynowego likieru. Dzwony katedry odzywają się o północy głębokim basem. Pora spać.
Chlebowe kluski
Kilka godzin poranka spędzam na oglądaniu Castello del Buonconsiglio - siedziby biskupów rządzących dawniej Trydentem. To największy kompleks architektoniczny w regionie uwieczniony na akwareli Albrechta Dürera z 1494 r. W murach zamku budowanego i przebudowywanego między XIII i XVII w. znajdziemy style architektoniczne od romańskiego przez gotyk wenecki po renesans i barok. Najwięcej czasu spędzam przy XV-wiecznych freskach, na których przedstawione zostały sugestywne scenki rodzajowe. To jedne z najlepiej zachowanych na świecie gotyckich malowideł. Za panowania Bernardo Clesa, prawdziwego człowieka renesansu, zamek powiększony został o nowoczesną część - Magno Palazzo. Ozdobiony przez grupę wybranych przez księcia biskupa artystów Magno Palazzo jest jedną z najpiękniejszych we Włoszech rezydencji renesansowych. Przestronną, lekką, z jasnymi wewnętrznymi dziedzińcami, szerokimi schodami, kolorowymi kamiennymi mozaikami, niezliczonymi rzeźbami, stiukami i freskami.
Wracając z zamku, znowu krążę po wąskich uliczkach Trydentu. Dużo obiecujący zapach prowadzi mnie do Casa del Caffe. Można tu nie tylko kupić na wagę kawę, herbatę i czekolady, ale i wypić pyszne espresso czy też latte ze świeżo palonych i mielonych ziaren. Zapach ze sklepu roznosi się po całej Via San Pietro i drażni podniebienie. Ale najpierw pora na lunch. Zjem go w wybranej przez znajomą Włoszkę osterii Capello. Przy okazji Deborah wyjaśnia mi, jaka jest różnica między tym rodzajem lokalu a trattorią. W tej ostatniej można zjeść niedrogo tradycyjne włoskie dania. Osteria jest nieco droższa, a serwowane potrawy są nowoczesną wariacją na temat tradycyjnych włoskich przysmaków.
Capello ma przyjemny drewniany wystrój i domową atmosferę. Na przystawkę jem sałatkę z ośmiornicy z gotowanymi na parze kartoflami, awokado i koktajlowymi pomidorkami. Do tego Nosiola z lokalnej odmiany winogron. Słomkowe wino z zielonymi refleksami ma delikatny smak orzechów laskowych.
Na główne danie canederli - rodzaj lokalnych knedli. Chlebowe kuleczki z serem są bardzo delikante. Podane na duszonej na maśle kapuście rozpływają się w ustach. Drugie danie popijamy rubinowym, owocowym, bogatym w taniny Marzemino. Na koniec jeden z najbardziej typowych dla regionu deserów: ciepły strudel jabłkowy z sosem waniliowym. Wszystko jest bardzo smaczne, ale jakoś mało włoskie. Podczas pobytu w Trentino jeszcze nieraz zaskoczą mnie tutejsze specjały kojarzące się raczej z kuchnią Austrii i Węgier niż krajów śródziemnomorskich.
Grappa na wysokościach
Położona na wysokości 1520 m n.p.m. Madonna di Campiglio sławę zawdzięcza cesarzowi Franciszkowi Józefowi, który wybrał małą miejscowość na miejsce zimowego wypoczynku. Dzisiaj jeden z najmodniejszych włoskich kurortów narciarskich jest nadal przyjemną miejscowością z niską zabudową i zamkniętym dla ruchu kołowego centrum. Z niektórych pensjonatów można w butach narciarskich dojść do wyciągu, na szczególnie zapalonych narciarzy czekają oświetlone stoki, a na amatorów deski - snow park na wysokości niemal 2500 m n.p.m.
Kto nie jeździ na nartach, nie będzie się w Madonna nudzić. W niemal każdym hotelu jest miniośrodek spa, a otaczający miejscowość rezerwat przyrody Adamello di Brenta zachęca do pieszych wędrówek.
Wjeżdżam kolejką gondolową na Monte Spinale. Na górze podziwiam przepiękną panoramę ośnieżonych Dolomitów. Niebo jest bezchmurne, delikatny mróz szczypie w nos. Po godzinie leżakowania na słońcu idę na obiad do Chalet Fiat w schronisku Dosson, na szczycie Monte Spinale. Jedną salę urządzono na samoobsługową kantynę, drugą obsługują kelnerzy. A to, co podają, jest godne najwyższych pochwał. Najpierw carpaccio z carne salada. Przepyszne, przezroczyste kawałki solonej wołowiny podano z ruccolą i delikatnym winegretem.
Potem zaskoczyła mnie zuppa d'orzo perlato - bardzo podobna do naszego krupniku, tyle tylko, że z pęczaku. Następnie próbuję kilku rodzajów serów serwowanych z gorącą polentą, miodem, konfiturą z wiśni i borówek. Dziwne połączenie jest doprawdy znakomite. Słodko-ostry smak serów podkreślają i wytrawna polenta, i kwaśne owoce konfitur. Nie mogłam też sobie odmówić spróbowania dużych klusek ze szpinakiem o uroczej nazwie strangolapretti, czyli księżodławki. Podane zostały w leciutkim sosie z gorgonzoli i ziół. Na deser mogłam już tylko wcisnąć w siebie kieliszek jagodowej grappy, po której poczułam, jak mówią Włosi, abbiocco - wszechogarniającą senność. Nie było już jednak czasu na kolejne leżakowanie, bo w planie miałam wycieczkę na śnieżnych rakietach.
Pizza w kształcie serca
Po południu objeżdżam samochodem masyw Dolimidi di Brenta, żeby dotrzeć do położonego po drugiej jego stronie Andalo. Po drodze wstępuję do ośrodka termalnego Val Rendena Fonte di S. Antonio w Pinzolo. Miły menedżer daje spróbować wody, która, mimo że bogata w związki żelaza, nie ma nieprzyjemnego posmaku. Wyjeżdżając z miasteczka, oglądam jeszcze mały kościółek w Pinzolo. Jego zewnętrzna elewacja pokryta jest freskami przedstawiającymi dance macabre.
Serpentynową drogą docieram do Andalo - dużego, ale spokojnego ośrodka sportów zimowych. Położone na płaskowyżu Altopiano della Paganella miasteczko nastawione jest na turystykę rodzinną. Jest tu więc znacznie ciszej, spokojniej i taniej niż w Madonna di Campiglio. Ale trzeba brać pod uwagę, że w hotelu już od rana krzyczeć będą dzieci. Za to mamy większą szansę na zamówienie pizzy. Ja spróbowałam jej w Al Penny, prowadzonej przez przeuroczą rodzinę pizzerii. Najpierw do stołu podeszła właścielka lokalu, żona szefa kuchni. Przyjęła zamówienie i pokazała mi artykuł opisujący przyznanie lokalowi dwóch widelców (wyróżnienie) przez słynny przewodnik Micheline'a. Nic dziwnego. Jedzenie jest tutaj znakomite, a obsługa bezpośrednia i bardzo życzliwa. Po godzinie wiedziałam już, jak nazywają się synowie właścicielki, z narzeczoną jednego z nich ucinałam sobie pogawędkę, a z szefem kuchni wymieniałam uwagi na temat regionalnych potraw. Ucztę zaczęłam od carpaccio z ryb z jeziora Garda. Lekko kwaśne od marynaty ryby podane były na kolorowych sałatach, z plastrami czerwonych pomarańczy i rombami obowiązkowej w Trydencie polenty. Potem na stole pojawiła się pizza z orzechami włoskimi i szynką (prosciutto). Nie było na niej sera, za to ciasto przycięte zostało w kształt serca. To robota synów właścicielki.
Musiałam też spróbować intrygującego risotta z czerwonym radicchio (rodzaj cykorii) i winem. To słynne danie z bliskiej Trydentowi Wenecji Euganejskiej wygląda mało apetycznie - miękki ryż pływający w czerwonym od radicchio i wina sosie. Ale bliższa znajomość z daniem pozwala stwierdzić, że jest to potrawa absolutnie przepyszna. Specjalny gatunek ryżu, który gotuje się all'onada (jak fala) i dusi z rosnącą w okolicach Treviso czerwoną odmianą cykorii, ma niezwykle wyrafinowany smak. Na deser wcisnęłam jeszcze w siebie semifreddo - delikatną, na wpół zamrożoną piankę z owoców leśnych z bitą śmietaną. I kieliszek grappy alla liquirizia, czyli na korzeniu lukrecji pomagającej w trawieniu.
Mleko prosto ze ściany
Cały poranek spędziłam, szusując na stokach Paganelli (2125 m n.p.m.). Ze szczytu rozciąga się niesamowity widok na ośnieżone szczyty Dolomitów i błyszczące pomiędzy nimi jezioro Garda. Widać stąd także dolinę Adige, w której leży Trydent, a przy dobrej widoczności można nawet dostrzec Adriatyk. Zjazdy okraszone widokami na zamglone jezioro nadwerężyły nieco moje siły. Ratowałam się zamówionym na stoku bombardino - likierem jajecznym na gorąco z whisky i bitą śmietaną. Pyszny napój jest bombą nie tylko kaloryczną, ale i procentową. Trzeba po nim chwilę odpocząć, żeby niezamierzenie nie zacząć jeździć slalomem.
Potem posilam się w schronisku La Roda na szczycie Paganelli. Dają tam między innymi wielki talerz smakołyków zwany daniem snowboardzisty. Są na nim papardelle (makaron w kształcie szerokich wstążek) z ziołami, polenta z duszonymi grzybami i spatzli - małe kluseczki charakterystyczne dla kuchni południowych Niemiec i Austrii.
Popołudnie spędzam, zwiedzając wielkie centrum sportowe Andalo, w którym znajdują się między innymi kryte baseny, lodowisko, siłownia, boisko do gier zespołowych, ośrodek jazdy konnej. Na lodowisku przyglądam się kilkunastoletniej dziewczynce, która zawzięcie kręci piruety. Odwiedzam też położone na skalnej półce Fai della Paganella. Wiedzie wzdłuż niej trasa widokowa, z której widać jak na dłoni całą okolicę z majaczącym na horyzoncie Trydentem. Na rozciągających się za Fai łąkach od wiosny do jesieni pasą się krowy i owce. Z ich mleka powstają znakomite trydenckie sery wytwarzane od setek lat tymi samymi metodami. Teraz jest jeszcze zbyt zimno i zwierzęta są w oborach. Przy jednej z nich, w ścianie budynku Azienda Agricola - farmy ekologicznej - zainstalowany jest automatyczny system sprzedaży mleka. Po wrzuceniu euro leje się do szklanki mleko prosto od krowy. Tyle że nie z wymiona, lecz ze sterylnego urządzenia z nierdzewnej stali.
Wino pachnÄ…ce sianem
Mieszkańcy Trydentu potrafią dbać o podniebienie turystów. Wiele z powstających tu smakołyków znajduje się na liście produktów slow food, wytyczono trasy wiodące szlakiem trydenckich win, jabłek, serów. Można więc cały zimowy urlop w Trentino spędzić na jedzeniu, smakowaniu, degustowaniu. Lokale przyrządzające typowe trydenckie potrawy zostały onaczone symbolem Osteria Tipica Trentina, a ich spis można znaleźć na stronie www.trentino.to/osteriatipica. Ale nawet lokale nieznajdujące się na tej liście serwują znakomite jedzenie podawane często przez samych właścicieli lokalu w domowej atmosferze.
Do jednego z takich miejsc jadę wieczorem wozem zaprzężonym w dwa wielkie pociągowe konie. Przy świetle księżyca pędzę przez las do położonej kilka kilometrów od Andalo La Tanna dell'ermellino rustykalnej karczmy. Prowadzi ją młode małżeństwo. Okazuje się, że to ich córkę obserwowałam parę godzin wcześniej na lodowisku w Andalo. Przed karczmą pali się ognisko, w przytulnym drewnianym wnętrzu płonie ogień w kominku. Zamawiam canederli ze speckiem podane z przepysznym sosem pomidorowo-paprykowym i szałwią. Popijam białym Müller Thurgau. Pachnie jaśminem, sianem, brzoskwiniami i jabłkami.
Na pożegnanie z Trydentem zjadam jeszcze raz strudel w sosie waniliowym i wypijam grappę. Tym razem o smaku zielonego jabłka. Goldeny, renety, granny smith to najlepszy produkt eksportowy regionu. Jesienią koniecznie trzeba spróbować spremuta di mela - świeżo wyciśniętego, jeszcze mętnego, gęstego i słodkiego soku jabłkowego. Nie mam wyjścia, będę musiała wrócić do Trydentu. Zrobię to z wielką przyjemnością.
Gdzie i za ile zjeść
Enoteca Grado 12, Largo Carducci 12, Trydent, wina stołowe - 5 - 2000 euro, spumante - 12 - 36 euro
Antichi Sappori Trentini, Via Belenzani 56, Trydent, grostoli 360 g - 4,90 euro, kilogram puzzone di moena - 16 euro, grappa albicocca - 15,90 euro
Scrigno del Duomo, Piazza Duomo 29, Trydent, suflet z ziemniaków i sztokfisza - 18 euro, krem z mascarpone i kawy - 9,5 euro
Ai Vicoli, Piazza S. Teresa Verzeri 1, Trydent, insalata pastora - 8 euro, duszony dorsz z polentÄ… - 12 euro
Casa del Caffe, Via San Pietro, 38, Trydent, espresso - 0,80 euro, latte - 1,20 euro
Osteria Cappello, Piazzetta B. Lunelli 5, Trydent, canederli z serem na duszonej kapuście 8,50 euro, sałatka z ośmiornicy, ziemniaków i awokado 9,50 euro, strudel jabłkowy z miodem i sosem waniliowym 7,50 euro, kieliszek wina 3,50 - 6 euro
Chalet Fiat, Rifugio Dosson, na szczycie Monte Spinale, Madonna di Campiglio, carne salata z ruccolÄ…, pomidorami i serem trentigrana - 9 euro, zupa z orzo perlato - 9 euro, strangolapretti ze szpinakiem i sosem z gorgonzoli - ok. 10 euro
Al Penny, Viale Trento 23, Andalo, carpaccio z ryb z jeziora Garda z pomarańczami i rombami polenty - 8,50 euro, risotto z czerwonym radicchio i czerwonym winem - 7,50 euro, semifredo z owoców leśnych z bitą śmietaną - 4 euro
La Roda na szczycie Paganelli, Zambana, piatto dello snowboard - 9,50 euro
Azienda Agricola, Endrizzi Mirko, via Molini 25, Fai della Pagenella, litr mleka - 1 euro
La Tanna dell'ermellino, Loc. Priori, Cavadago, candereli w rosole z masłem i szałwią - 6 euro, strudel jabłkowy z sosem waniliowym - 3 euro.
SÅ‚onina w stolicy
W drodze na narty koniecznie trzeba wstąpić przynajmniej na jeden dzień do stolicy regionu - Trydentu. Tyle czasu wystarczy, żeby zachwycić się przepięknym Piazza Duomo, obejrzeć katedrę San Vigilio, w której odbył się sobór trydencki, przyjrzeć się renesansowym kamienicom pokrytym kolorowymi freskami. W zabytkowych zaułkach miasteczka kryje się też mnóstwo sklepów i sklepików z lokalnymi smakołykami. Takich jak Enoteca Grado 12. Właściciele działającego od 70 lat sklepu mają wina stołowe za 5 euro i armagnac z 1957 r. O jego cenę nawet nie pytam. Oprócz win, spumante czy grappy można tu kupić tradycyjnie wytwarzane miody, dżemy, spaghetti, oliwy i przyprawy. Jeszcze więcej lokalnych przysmaków sprzedaje sklep Antichi Sapori Trentini. Tu mam pierwszą lekcję lokalnej kuchni. Na przeszklonych ladach leżą sery i wędliny. Na półkach czekają oliwy, grappy i wina. Są też grostoli - rodzaj lokalnych faworków, suszone grzyby, konfitury z leśnych owoców, miody.
Właściciel zaprasza do degustacji serów. Próbuję napierw trentingrana - podobnego nieco do parmezanu sera dojrzewającego od 18 do 24 miesięcy. Potem bardzo śmierdzącego, ale znakomitego puzzone di moena. Następnie dostaję kawałek smakującego masłem vezzena i spressa - słodko-ostrego sera z mleka tutejszej czarnej krowy.
Kolej na wędliny. Najpierw lucanica - przypominająca salami kiełbasa wieprzowa z surowej wieprzowiny, solonej, doprawianej czosnkiem i czarnym pieprzem, suszona nawet przez trzy miesiące. Miękka mortadella zrobiona z wieprzowiny zawiniętej w siateczkę, ułożonej na drewnianej desce obsypanej mąką gryczaną, na której schnie 12 godzin, zanim zostanie uwędzona w dymie z drewna jałowcowego. Rubaszny sprzedawca podtyka mi jeszcze carne salata - solone mięso wołowe podawane na surowo lub gotowane. Zbieram się też na odwagę i próbuję speck stagionato - dojrzewającą rok, a następnie soloną i wędzoną słoninę. Wszystko jest pyszne.
Sztokfisz z polentÄ…
Zbliża się wieczór. Niebo granatowieje, na stopniach stojącej pośrodku Piazza Duomo fontanny Neptuna z trójzębem - symbolem Trydentu (według jednej z hipotez swą nazwę miasto zawdzięcza trzem szczytom, pomiędzy którymi leży Trydent, tridentum to po łacinie trójząb) - siadają pary i rodzice z dziećmi. Spieszę do Scrigno del Duomo - restauracji znajdującej się w XIII-wiecznym, najstarszym budynku przy placu Duomo. Na piętrze urządzono wine-bar, a w piwnicy elegancką restaurację. Romańskie sklepienia, oryginalne drewniane sufity połączono ze szklano-minimalistycznym wystrojem. Mieszkańcy Trydentu wpadają tu na kieliszek wina lub spumante i drobne przekąski. Ja i moje dwie włoskie koleżanki pijemy przepyszne delikatne kwiatowo-owocowe wino Sot Sás z winnicy Maso Cantanghel, do którego podają nam kawałki lucaniki, specka, wielkie kapary, oliwki i ser grana padano di Trento, czyli inaczej trentingrana.
Zaspokoiwszy pierwszy głód, idziemy przez wieczorny Trydent, przyglądając się kolorowym stareńkim kamienicom i okrągłemu księżycowi, który wschodzi nad kamienną Torre Civica z 1200 r. Wieczór kontynuujemy w Ai Vicoli - barze winnym i restauracji. Tu atmosfera dużo mniej elegancka, choć wnętrze w podobnym stylu - stare mury i nowoczesne meble. W dzień do lokalu wpadają na lunch studenci z pobliskiego Uniwersytetu Trydenckiego. Jeden kelner podaje dania, drugi wina i napoje. Zaczynam od insalata pastora - sałatki z roszponki, koziego sera, jabłek, pistacji z octem balsamicznym i oliwą. Jest znakomita. Na drugie danie bacalaa - specjalność regionu - sztokfisz z polentą, gotowaną kaszą kukurydzianą. Duszony wiele godzin w mleku solony dorsz jest właściwie gęstym, śmietanowym, słodko-słonym sosem z maleńkimi kawałeczkami ryby. Połączenie z wytrawną w smaku polentą daje zjawiskowy efekt. I jest bardzo sycące. Na koniec wychylamy więc tylko po kieliszeczku limoncello - cytrynowego likieru. Dzwony katedry odzywają się o północy głębokim basem. Pora spać.
Chlebowe kluski
Kilka godzin poranka spędzam na oglądaniu Castello del Buonconsiglio - siedziby biskupów rządzących dawniej Trydentem. To największy kompleks architektoniczny w regionie uwieczniony na akwareli Albrechta Dürera z 1494 r. W murach zamku budowanego i przebudowywanego między XIII i XVII w. znajdziemy style architektoniczne od romańskiego przez gotyk wenecki po renesans i barok. Najwięcej czasu spędzam przy XV-wiecznych freskach, na których przedstawione zostały sugestywne scenki rodzajowe. To jedne z najlepiej zachowanych na świecie gotyckich malowideł. Za panowania Bernardo Clesa, prawdziwego człowieka renesansu, zamek powiększony został o nowoczesną część - Magno Palazzo. Ozdobiony przez grupę wybranych przez księcia biskupa artystów Magno Palazzo jest jedną z najpiękniejszych we Włoszech rezydencji renesansowych. Przestronną, lekką, z jasnymi wewnętrznymi dziedzińcami, szerokimi schodami, kolorowymi kamiennymi mozaikami, niezliczonymi rzeźbami, stiukami i freskami.
Wracając z zamku, znowu krążę po wąskich uliczkach Trydentu. Dużo obiecujący zapach prowadzi mnie do Casa del Caffe. Można tu nie tylko kupić na wagę kawę, herbatę i czekolady, ale i wypić pyszne espresso czy też latte ze świeżo palonych i mielonych ziaren. Zapach ze sklepu roznosi się po całej Via San Pietro i drażni podniebienie. Ale najpierw pora na lunch. Zjem go w wybranej przez znajomą Włoszkę osterii Capello. Przy okazji Deborah wyjaśnia mi, jaka jest różnica między tym rodzajem lokalu a trattorią. W tej ostatniej można zjeść niedrogo tradycyjne włoskie dania. Osteria jest nieco droższa, a serwowane potrawy są nowoczesną wariacją na temat tradycyjnych włoskich przysmaków.
Capello ma przyjemny drewniany wystrój i domową atmosferę. Na przystawkę jem sałatkę z ośmiornicy z gotowanymi na parze kartoflami, awokado i koktajlowymi pomidorkami. Do tego Nosiola z lokalnej odmiany winogron. Słomkowe wino z zielonymi refleksami ma delikatny smak orzechów laskowych.
Na główne danie canederli - rodzaj lokalnych knedli. Chlebowe kuleczki z serem są bardzo delikante. Podane na duszonej na maśle kapuście rozpływają się w ustach. Drugie danie popijamy rubinowym, owocowym, bogatym w taniny Marzemino. Na koniec jeden z najbardziej typowych dla regionu deserów: ciepły strudel jabłkowy z sosem waniliowym. Wszystko jest bardzo smaczne, ale jakoś mało włoskie. Podczas pobytu w Trentino jeszcze nieraz zaskoczą mnie tutejsze specjały kojarzące się raczej z kuchnią Austrii i Węgier niż krajów śródziemnomorskich.
Grappa na wysokościach
Położona na wysokości 1520 m n.p.m. Madonna di Campiglio sławę zawdzięcza cesarzowi Franciszkowi Józefowi, który wybrał małą miejscowość na miejsce zimowego wypoczynku. Dzisiaj jeden z najmodniejszych włoskich kurortów narciarskich jest nadal przyjemną miejscowością z niską zabudową i zamkniętym dla ruchu kołowego centrum. Z niektórych pensjonatów można w butach narciarskich dojść do wyciągu, na szczególnie zapalonych narciarzy czekają oświetlone stoki, a na amatorów deski - snow park na wysokości niemal 2500 m n.p.m.
Kto nie jeździ na nartach, nie będzie się w Madonna nudzić. W niemal każdym hotelu jest miniośrodek spa, a otaczający miejscowość rezerwat przyrody Adamello di Brenta zachęca do pieszych wędrówek.
Wjeżdżam kolejką gondolową na Monte Spinale. Na górze podziwiam przepiękną panoramę ośnieżonych Dolomitów. Niebo jest bezchmurne, delikatny mróz szczypie w nos. Po godzinie leżakowania na słońcu idę na obiad do Chalet Fiat w schronisku Dosson, na szczycie Monte Spinale. Jedną salę urządzono na samoobsługową kantynę, drugą obsługują kelnerzy. A to, co podają, jest godne najwyższych pochwał. Najpierw carpaccio z carne salada. Przepyszne, przezroczyste kawałki solonej wołowiny podano z ruccolą i delikatnym winegretem.
Potem zaskoczyła mnie zuppa d'orzo perlato - bardzo podobna do naszego krupniku, tyle tylko, że z pęczaku. Następnie próbuję kilku rodzajów serów serwowanych z gorącą polentą, miodem, konfiturą z wiśni i borówek. Dziwne połączenie jest doprawdy znakomite. Słodko-ostry smak serów podkreślają i wytrawna polenta, i kwaśne owoce konfitur. Nie mogłam też sobie odmówić spróbowania dużych klusek ze szpinakiem o uroczej nazwie strangolapretti, czyli księżodławki. Podane zostały w leciutkim sosie z gorgonzoli i ziół. Na deser mogłam już tylko wcisnąć w siebie kieliszek jagodowej grappy, po której poczułam, jak mówią Włosi, abbiocco - wszechogarniającą senność. Nie było już jednak czasu na kolejne leżakowanie, bo w planie miałam wycieczkę na śnieżnych rakietach.
Pizza w kształcie serca
Po południu objeżdżam samochodem masyw Dolimidi di Brenta, żeby dotrzeć do położonego po drugiej jego stronie Andalo. Po drodze wstępuję do ośrodka termalnego Val Rendena Fonte di S. Antonio w Pinzolo. Miły menedżer daje spróbować wody, która, mimo że bogata w związki żelaza, nie ma nieprzyjemnego posmaku. Wyjeżdżając z miasteczka, oglądam jeszcze mały kościółek w Pinzolo. Jego zewnętrzna elewacja pokryta jest freskami przedstawiającymi dance macabre.
Serpentynową drogą docieram do Andalo - dużego, ale spokojnego ośrodka sportów zimowych. Położone na płaskowyżu Altopiano della Paganella miasteczko nastawione jest na turystykę rodzinną. Jest tu więc znacznie ciszej, spokojniej i taniej niż w Madonna di Campiglio. Ale trzeba brać pod uwagę, że w hotelu już od rana krzyczeć będą dzieci. Za to mamy większą szansę na zamówienie pizzy. Ja spróbowałam jej w Al Penny, prowadzonej przez przeuroczą rodzinę pizzerii. Najpierw do stołu podeszła właścielka lokalu, żona szefa kuchni. Przyjęła zamówienie i pokazała mi artykuł opisujący przyznanie lokalowi dwóch widelców (wyróżnienie) przez słynny przewodnik Micheline'a. Nic dziwnego. Jedzenie jest tutaj znakomite, a obsługa bezpośrednia i bardzo życzliwa. Po godzinie wiedziałam już, jak nazywają się synowie właścicielki, z narzeczoną jednego z nich ucinałam sobie pogawędkę, a z szefem kuchni wymieniałam uwagi na temat regionalnych potraw. Ucztę zaczęłam od carpaccio z ryb z jeziora Garda. Lekko kwaśne od marynaty ryby podane były na kolorowych sałatach, z plastrami czerwonych pomarańczy i rombami obowiązkowej w Trydencie polenty. Potem na stole pojawiła się pizza z orzechami włoskimi i szynką (prosciutto). Nie było na niej sera, za to ciasto przycięte zostało w kształt serca. To robota synów właścicielki.
Musiałam też spróbować intrygującego risotta z czerwonym radicchio (rodzaj cykorii) i winem. To słynne danie z bliskiej Trydentowi Wenecji Euganejskiej wygląda mało apetycznie - miękki ryż pływający w czerwonym od radicchio i wina sosie. Ale bliższa znajomość z daniem pozwala stwierdzić, że jest to potrawa absolutnie przepyszna. Specjalny gatunek ryżu, który gotuje się all'onada (jak fala) i dusi z rosnącą w okolicach Treviso czerwoną odmianą cykorii, ma niezwykle wyrafinowany smak. Na deser wcisnęłam jeszcze w siebie semifreddo - delikatną, na wpół zamrożoną piankę z owoców leśnych z bitą śmietaną. I kieliszek grappy alla liquirizia, czyli na korzeniu lukrecji pomagającej w trawieniu.
Mleko prosto ze ściany
Cały poranek spędziłam, szusując na stokach Paganelli (2125 m n.p.m.). Ze szczytu rozciąga się niesamowity widok na ośnieżone szczyty Dolomitów i błyszczące pomiędzy nimi jezioro Garda. Widać stąd także dolinę Adige, w której leży Trydent, a przy dobrej widoczności można nawet dostrzec Adriatyk. Zjazdy okraszone widokami na zamglone jezioro nadwerężyły nieco moje siły. Ratowałam się zamówionym na stoku bombardino - likierem jajecznym na gorąco z whisky i bitą śmietaną. Pyszny napój jest bombą nie tylko kaloryczną, ale i procentową. Trzeba po nim chwilę odpocząć, żeby niezamierzenie nie zacząć jeździć slalomem.
Potem posilam się w schronisku La Roda na szczycie Paganelli. Dają tam między innymi wielki talerz smakołyków zwany daniem snowboardzisty. Są na nim papardelle (makaron w kształcie szerokich wstążek) z ziołami, polenta z duszonymi grzybami i spatzli - małe kluseczki charakterystyczne dla kuchni południowych Niemiec i Austrii.
Popołudnie spędzam, zwiedzając wielkie centrum sportowe Andalo, w którym znajdują się między innymi kryte baseny, lodowisko, siłownia, boisko do gier zespołowych, ośrodek jazdy konnej. Na lodowisku przyglądam się kilkunastoletniej dziewczynce, która zawzięcie kręci piruety. Odwiedzam też położone na skalnej półce Fai della Paganella. Wiedzie wzdłuż niej trasa widokowa, z której widać jak na dłoni całą okolicę z majaczącym na horyzoncie Trydentem. Na rozciągających się za Fai łąkach od wiosny do jesieni pasą się krowy i owce. Z ich mleka powstają znakomite trydenckie sery wytwarzane od setek lat tymi samymi metodami. Teraz jest jeszcze zbyt zimno i zwierzęta są w oborach. Przy jednej z nich, w ścianie budynku Azienda Agricola - farmy ekologicznej - zainstalowany jest automatyczny system sprzedaży mleka. Po wrzuceniu euro leje się do szklanki mleko prosto od krowy. Tyle że nie z wymiona, lecz ze sterylnego urządzenia z nierdzewnej stali.
Wino pachnÄ…ce sianem
Mieszkańcy Trydentu potrafią dbać o podniebienie turystów. Wiele z powstających tu smakołyków znajduje się na liście produktów slow food, wytyczono trasy wiodące szlakiem trydenckich win, jabłek, serów. Można więc cały zimowy urlop w Trentino spędzić na jedzeniu, smakowaniu, degustowaniu. Lokale przyrządzające typowe trydenckie potrawy zostały onaczone symbolem Osteria Tipica Trentina, a ich spis można znaleźć na stronie www.trentino.to/osteriatipica. Ale nawet lokale nieznajdujące się na tej liście serwują znakomite jedzenie podawane często przez samych właścicieli lokalu w domowej atmosferze.
Do jednego z takich miejsc jadę wieczorem wozem zaprzężonym w dwa wielkie pociągowe konie. Przy świetle księżyca pędzę przez las do położonej kilka kilometrów od Andalo La Tanna dell'ermellino rustykalnej karczmy. Prowadzi ją młode małżeństwo. Okazuje się, że to ich córkę obserwowałam parę godzin wcześniej na lodowisku w Andalo. Przed karczmą pali się ognisko, w przytulnym drewnianym wnętrzu płonie ogień w kominku. Zamawiam canederli ze speckiem podane z przepysznym sosem pomidorowo-paprykowym i szałwią. Popijam białym Müller Thurgau. Pachnie jaśminem, sianem, brzoskwiniami i jabłkami.
Na pożegnanie z Trydentem zjadam jeszcze raz strudel w sosie waniliowym i wypijam grappę. Tym razem o smaku zielonego jabłka. Goldeny, renety, granny smith to najlepszy produkt eksportowy regionu. Jesienią koniecznie trzeba spróbować spremuta di mela - świeżo wyciśniętego, jeszcze mętnego, gęstego i słodkiego soku jabłkowego. Nie mam wyjścia, będę musiała wrócić do Trydentu. Zrobię to z wielką przyjemnością.
Gdzie i za ile zjeść
Enoteca Grado 12, Largo Carducci 12, Trydent, wina stołowe - 5 - 2000 euro, spumante - 12 - 36 euro
Antichi Sappori Trentini, Via Belenzani 56, Trydent, grostoli 360 g - 4,90 euro, kilogram puzzone di moena - 16 euro, grappa albicocca - 15,90 euro
Scrigno del Duomo, Piazza Duomo 29, Trydent, suflet z ziemniaków i sztokfisza - 18 euro, krem z mascarpone i kawy - 9,5 euro
Ai Vicoli, Piazza S. Teresa Verzeri 1, Trydent, insalata pastora - 8 euro, duszony dorsz z polentÄ… - 12 euro
Casa del Caffe, Via San Pietro, 38, Trydent, espresso - 0,80 euro, latte - 1,20 euro
Osteria Cappello, Piazzetta B. Lunelli 5, Trydent, canederli z serem na duszonej kapuście 8,50 euro, sałatka z ośmiornicy, ziemniaków i awokado 9,50 euro, strudel jabłkowy z miodem i sosem waniliowym 7,50 euro, kieliszek wina 3,50 - 6 euro
Chalet Fiat, Rifugio Dosson, na szczycie Monte Spinale, Madonna di Campiglio, carne salata z ruccolÄ…, pomidorami i serem trentigrana - 9 euro, zupa z orzo perlato - 9 euro, strangolapretti ze szpinakiem i sosem z gorgonzoli - ok. 10 euro
Al Penny, Viale Trento 23, Andalo, carpaccio z ryb z jeziora Garda z pomarańczami i rombami polenty - 8,50 euro, risotto z czerwonym radicchio i czerwonym winem - 7,50 euro, semifredo z owoców leśnych z bitą śmietaną - 4 euro
La Roda na szczycie Paganelli, Zambana, piatto dello snowboard - 9,50 euro
Azienda Agricola, Endrizzi Mirko, via Molini 25, Fai della Pagenella, litr mleka - 1 euro
La Tanna dell'ermellino, Loc. Priori, Cavadago, candereli w rosole z masłem i szałwią - 6 euro, strudel jabłkowy z sosem waniliowym - 3 euro.
Agnieszka Rodowicz Rzeczpospolita.pl
Komentarze |