Literatura Polska Cywilizacja Kultura
Wys�ano dnia 28-11-2005 o godz. 11:00:00 przez pala2 526
Wys�ano dnia 28-11-2005 o godz. 11:00:00 przez pala2 526
Co na pewno wiadomo o początkach państwa polskiego? Do księgarń trafiły właśnie trzy książki, które obalają mitologię ze szkolnych podręczników i pokazują, jak wiele jeszcze nie wiemy. |
W 1952 r. pod główną nawą poznańskiej katedry archeolodzy odkryli pozostałości (dokładnie jedną czwartą) wapiennej misy o średnicy czterech metrów. W jej środku odnaleźli ślady masywnego słupa.
Co to było? Archeolodzy spierają się o to do dziś. Niektórzy uznają misę za basen chrzcielny dla dorosłych z połowy X wieku - przypadający dokładnie na czas przyjęcia przez Mieszka chrztu. Byłoby to wówczas niesłychanie ważne odkrycie: tam właśnie mógł przyjąć nową wiarę władca Polski i jego dwór. Inni archeolodzy sądzą jednak, że była to... misa do mieszania wapna potrzebnego do wznoszenia nowych kościelnych budowli. Centralny słup pośrodku byłby wówczas pozostałością kieratu, który służył do mieszania surowca (w pierwszej koncepcji podtrzymywał daszek nad chrzcielnicą).
A więc najważniejsze w Polsce baptysterium czy pozostałość po robotach murarskich? To nie jest trywialna różnica! Dla kogoś, kto wiedzę o początkach państwa polskiego czerpał ze szkolnych podręczników, rozbieżności w interpretacjach historyków i archeologów są zdumiewające. Do księgarń trafiły właśnie trzy książki, które w błyskotliwy i ciekawy sposób przedstawiają te kontrowersje.
Tajemnica nawrócenia
Podstawową pretensję historyków i archeologów do naszych przodków streścił kiedyś znakomity mediewista prof. Jerzy Strzelczyk: "Czyżby przekraczało zdolności umysłowe naszych przodków prawidłowe zapamiętanie lub zapisanie ciągu sześciu [...] lub dziesięciu [...] generacji władców i najważniejszych wydarzeń związanych z poszczególnymi panowaniami?". Dziś mamy zaledwie parę wzmianek w obcych kronikach i relacji z podróży oraz zapisy naszych późniejszych kronikarzy, którym zdarzało się beztrosko zmyślać.
Te luki otwierają jednak pole publicystyce historycznej - gatunkowi pisarstwa dziś tak rzadkiemu, że zasługuje na ustawową ochronę. W cieniutkiej książeczce mieszkający w Polsce amerykański historyk Philip Earl Steele przekonuje, że Mieszko nie nawrócił się - jak od XIX w. pisało wielu polskich historyków - przede wszystkim z powodów polityczno-cywilizacyjnych, np. dlatego, że chciał zabezpieczyć plemiona, którymi władał, przed mieczami szerzących wiarę chrześcijan. W swoim eseju Steele próbuje wykazać, że Mieszko doznał głębokiego przeżycia religijnego. Steele zna oczywiście te same źródła co wszyscy, argumentuje więc, używając analogii: analizuje inne przypadki sławnych nawróceń władców - od Konstantyna po władców Węgrów. I wywodzi, że ludziom średniowiecza nie wolno przypisywać myślenia w kategoriach XIX-wiecznej racji stanu. W tym ostatnim pewnie ma rację, ale odgadywanie na takich podstawach motywacji pogańskiego księcia sprzed tysiąca lat to zajęcie tyleż ciekawe, co karkołomne. Tak naprawdę bowiem nie wiadomo na pewno, dlaczego Mieszko przyjął chrzest. Może zrobił to pod wpływem pobożnej żony? Może nasz wielki władca był pantoflarzem? Zdarzało się to mężnym wojownikom, a doniosłe decyzje bywały podejmowane z niskich pobudek. Pamiętnika, niestety, nie zostawił.
Spis rozbieżności
Na ziemię sprowadzi czytelnika prof. Andrzej Buko, autor monumentalnej "Archeologii Polski wczesnośredniowiecznej". Licząca ponad 400 stron księga to próba podsumowania wszystkiego, co wiemy o początkach państwa polskiego. Nie sposób nie dostrzec, jak głęboko politycznie uwikłane były badania archeologiczne: zarówno w II RP, jak i w PRL finansowano je wyraźnie chętniej wtedy, kiedy istniała potrzeba podkreślenia obecności Słowian na ziemiach wcześniej należących do Niemiec. Takie było także tło sporu o to, czy Słowianie mieszkali nad Odrą i Wisłą od tysiącleci, czy też "zaledwie" od wczesnego średniowiecza (a wcześniej, nie daj Boże, żyli tam Germanie). Dyskutowano więc przez dziesięciolecia np. o zagadkowym ludzie Wenedów wymienianym przez starożytnych historyków. - Zdaniem części badaczy chodzi o ziemie polskie i o Słowian, podczas gdy inni uważają, że i z jednym, i z drugim Wenedowie nie mają nic wspólnego - podsumowuje prof. Buko.
Archeologia uwolniła się w latach 90. od polityki, ale spory zostały. Uczeni nie zgadzają się co do roli (a czasami nawet położenia) poszczególnych grodów czy zasięgu władzy Mieszka i jego poprzedników. Po stuleciu z okładem mozolnych studiów i wykopalisk wiedzą już bardzo dużo - bo odkryto fundamenty wielu miast, wiele grobów oraz broni i przedmiotów codziennego użytku. Paradoksalnie równocześnie wiedzą na tyle mało, żeby najważniejsze kwestie - takie jak pochodzenie Słowian - nadal budziły spory. Prof. Buko relacjonuje je interesująco i starannie.
Resztki układanki
Jeszcze trudniejszego zadania podjął się prof. Andrzej Kokowski, który na blisko 600 stronach "Starożytnej Polski" opisuje historię naszych ziem od 300 r. p.n.e. do wczesnego średniowiecza. Jego praca przypomina odgadywanie skomplikowanych puzzli, z których jakiś złośliwy gnom zgubił 99 proc. elementów. W dodatku układanka nieustannie się zmieniała - bo ziemie należące dziś do Polski były wówczas terenem ogromnych wędrówek ludów. W efekcie wielu ich dawnych gospodarzy można identyfikować dziś tylko jako "kulturę pomorską w fazie podkloszowej" albo "kulturę kurhanów zachodniobałtyjskich". Inni - jak Bastarnowie - mają nazwy nadane przez starożytnych i wiemy o nich nieco więcej, ale nadal mało. Na domiar złego wnioski wysnute przez historyków z nielicznych map i starożytnych ksiąg nie zawsze zgadzają się z tym, do czego dochodzą archeolodzy po badaniu wykopalisk. To wszystko zmusza do stawiania odważnych hipotez na podstawie pojedynczych znalezisk (czytelnik łatwo może odnieść wrażenie, że prof. Kokowski zna je wszystkie na pamięć).
Taka jest historia cennego rzymskiego sztyletu z I w. n.e. odnalezionego tuż nad Bałtykiem. To odkryty najdalej na północ egzemplarz tego rodzaju. Jeden z cytowanych przez prof. Kokowskiego archeologów przypuszcza, że był to prezent wręczony miejscowemu władcy przez rzymską ekspedycję handlową, która dotarła w te okolice w czasach Nerona i o której wiadomo nieco więcej (sztylet pochodzi właśnie z tego okresu). Prof. Kokowski podejrzewa jednak, że dotarł do ostatniego właściciela przez łańcuszek pośredników. - Mógłbym przytoczyć z równą łatwością jeszcze co najmniej kilka dalszych pomysłów - pisze. - Wolałbym jednak, żeby na razie zostały tylko moimi pomysłami.
Może szkoda? Uczeni często prywatnie wypowiadają hipotezy, których nigdy nie napiszą w swoich książkach, bo wydają im się zbyt ryzykowne i zbyt śmiałe. W pradawnej historii polskich ziem fascynujące jest jednak to, że niewiele jest tu teorii naprawdę zbyt śmiałych.
Co to było? Archeolodzy spierają się o to do dziś. Niektórzy uznają misę za basen chrzcielny dla dorosłych z połowy X wieku - przypadający dokładnie na czas przyjęcia przez Mieszka chrztu. Byłoby to wówczas niesłychanie ważne odkrycie: tam właśnie mógł przyjąć nową wiarę władca Polski i jego dwór. Inni archeolodzy sądzą jednak, że była to... misa do mieszania wapna potrzebnego do wznoszenia nowych kościelnych budowli. Centralny słup pośrodku byłby wówczas pozostałością kieratu, który służył do mieszania surowca (w pierwszej koncepcji podtrzymywał daszek nad chrzcielnicą).
A więc najważniejsze w Polsce baptysterium czy pozostałość po robotach murarskich? To nie jest trywialna różnica! Dla kogoś, kto wiedzę o początkach państwa polskiego czerpał ze szkolnych podręczników, rozbieżności w interpretacjach historyków i archeologów są zdumiewające. Do księgarń trafiły właśnie trzy książki, które w błyskotliwy i ciekawy sposób przedstawiają te kontrowersje.
Tajemnica nawrócenia
Podstawową pretensję historyków i archeologów do naszych przodków streścił kiedyś znakomity mediewista prof. Jerzy Strzelczyk: "Czyżby przekraczało zdolności umysłowe naszych przodków prawidłowe zapamiętanie lub zapisanie ciągu sześciu [...] lub dziesięciu [...] generacji władców i najważniejszych wydarzeń związanych z poszczególnymi panowaniami?". Dziś mamy zaledwie parę wzmianek w obcych kronikach i relacji z podróży oraz zapisy naszych późniejszych kronikarzy, którym zdarzało się beztrosko zmyślać.
Te luki otwierają jednak pole publicystyce historycznej - gatunkowi pisarstwa dziś tak rzadkiemu, że zasługuje na ustawową ochronę. W cieniutkiej książeczce mieszkający w Polsce amerykański historyk Philip Earl Steele przekonuje, że Mieszko nie nawrócił się - jak od XIX w. pisało wielu polskich historyków - przede wszystkim z powodów polityczno-cywilizacyjnych, np. dlatego, że chciał zabezpieczyć plemiona, którymi władał, przed mieczami szerzących wiarę chrześcijan. W swoim eseju Steele próbuje wykazać, że Mieszko doznał głębokiego przeżycia religijnego. Steele zna oczywiście te same źródła co wszyscy, argumentuje więc, używając analogii: analizuje inne przypadki sławnych nawróceń władców - od Konstantyna po władców Węgrów. I wywodzi, że ludziom średniowiecza nie wolno przypisywać myślenia w kategoriach XIX-wiecznej racji stanu. W tym ostatnim pewnie ma rację, ale odgadywanie na takich podstawach motywacji pogańskiego księcia sprzed tysiąca lat to zajęcie tyleż ciekawe, co karkołomne. Tak naprawdę bowiem nie wiadomo na pewno, dlaczego Mieszko przyjął chrzest. Może zrobił to pod wpływem pobożnej żony? Może nasz wielki władca był pantoflarzem? Zdarzało się to mężnym wojownikom, a doniosłe decyzje bywały podejmowane z niskich pobudek. Pamiętnika, niestety, nie zostawił.
Spis rozbieżności
Na ziemię sprowadzi czytelnika prof. Andrzej Buko, autor monumentalnej "Archeologii Polski wczesnośredniowiecznej". Licząca ponad 400 stron księga to próba podsumowania wszystkiego, co wiemy o początkach państwa polskiego. Nie sposób nie dostrzec, jak głęboko politycznie uwikłane były badania archeologiczne: zarówno w II RP, jak i w PRL finansowano je wyraźnie chętniej wtedy, kiedy istniała potrzeba podkreślenia obecności Słowian na ziemiach wcześniej należących do Niemiec. Takie było także tło sporu o to, czy Słowianie mieszkali nad Odrą i Wisłą od tysiącleci, czy też "zaledwie" od wczesnego średniowiecza (a wcześniej, nie daj Boże, żyli tam Germanie). Dyskutowano więc przez dziesięciolecia np. o zagadkowym ludzie Wenedów wymienianym przez starożytnych historyków. - Zdaniem części badaczy chodzi o ziemie polskie i o Słowian, podczas gdy inni uważają, że i z jednym, i z drugim Wenedowie nie mają nic wspólnego - podsumowuje prof. Buko.
Archeologia uwolniła się w latach 90. od polityki, ale spory zostały. Uczeni nie zgadzają się co do roli (a czasami nawet położenia) poszczególnych grodów czy zasięgu władzy Mieszka i jego poprzedników. Po stuleciu z okładem mozolnych studiów i wykopalisk wiedzą już bardzo dużo - bo odkryto fundamenty wielu miast, wiele grobów oraz broni i przedmiotów codziennego użytku. Paradoksalnie równocześnie wiedzą na tyle mało, żeby najważniejsze kwestie - takie jak pochodzenie Słowian - nadal budziły spory. Prof. Buko relacjonuje je interesująco i starannie.
Resztki układanki
Jeszcze trudniejszego zadania podjął się prof. Andrzej Kokowski, który na blisko 600 stronach "Starożytnej Polski" opisuje historię naszych ziem od 300 r. p.n.e. do wczesnego średniowiecza. Jego praca przypomina odgadywanie skomplikowanych puzzli, z których jakiś złośliwy gnom zgubił 99 proc. elementów. W dodatku układanka nieustannie się zmieniała - bo ziemie należące dziś do Polski były wówczas terenem ogromnych wędrówek ludów. W efekcie wielu ich dawnych gospodarzy można identyfikować dziś tylko jako "kulturę pomorską w fazie podkloszowej" albo "kulturę kurhanów zachodniobałtyjskich". Inni - jak Bastarnowie - mają nazwy nadane przez starożytnych i wiemy o nich nieco więcej, ale nadal mało. Na domiar złego wnioski wysnute przez historyków z nielicznych map i starożytnych ksiąg nie zawsze zgadzają się z tym, do czego dochodzą archeolodzy po badaniu wykopalisk. To wszystko zmusza do stawiania odważnych hipotez na podstawie pojedynczych znalezisk (czytelnik łatwo może odnieść wrażenie, że prof. Kokowski zna je wszystkie na pamięć).
Taka jest historia cennego rzymskiego sztyletu z I w. n.e. odnalezionego tuż nad Bałtykiem. To odkryty najdalej na północ egzemplarz tego rodzaju. Jeden z cytowanych przez prof. Kokowskiego archeologów przypuszcza, że był to prezent wręczony miejscowemu władcy przez rzymską ekspedycję handlową, która dotarła w te okolice w czasach Nerona i o której wiadomo nieco więcej (sztylet pochodzi właśnie z tego okresu). Prof. Kokowski podejrzewa jednak, że dotarł do ostatniego właściciela przez łańcuszek pośredników. - Mógłbym przytoczyć z równą łatwością jeszcze co najmniej kilka dalszych pomysłów - pisze. - Wolałbym jednak, żeby na razie zostały tylko moimi pomysłami.
Może szkoda? Uczeni często prywatnie wypowiadają hipotezy, których nigdy nie napiszą w swoich książkach, bo wydają im się zbyt ryzykowne i zbyt śmiałe. W pradawnej historii polskich ziem fascynujące jest jednak to, że niewiele jest tu teorii naprawdę zbyt śmiałych.
Komentarze |