Sport i Rekreacja Åšwiat
Wys�ano dnia 17-02-2005 o godz. 17:00:00 przez pala2 238
Wys�ano dnia 17-02-2005 o godz. 17:00:00 przez pala2 238
Emigrant z Płocka bez litości katuje największe gwiazdy światowego tenisa. A te płacą mu za to duże pieniądze. Kto jest dziś najbardziej znanym Polakiem w świecie tenisa? Wcale nie Marta Domachowska, która przegrała w zeszłym tygodniu w pierwszej rundzie turnieju w Pattai. Ani Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg, którzy nie zdobyli jeszcze w tym roku ani jednego punktu do rankingu deblistów. |
Karierę robi za to, emigrant z Płocka, fizykoterapeuta i masażysta największych gwiazd kortów. Od dwóch lat pracuje z Maratem Safinem, liderem rankingu zawodowców, który dzięki zwycięstwu przed tygodniem w Australian Open zarobił prawie milion dolarów. Jak całkiem nieznany w Polsce Landers, zwany przez przyjaciół Włodkiem, wdarł się na tenisowe salony?
Już przed rokiem po morderczych treningach, jakie Landers zafundował Safinowi, Rosjanin mówił o nim: "fitness guru". A po styczniowym zwycięstwie w australijskim turnieju na pytanie dziennikarzy o rolę Landersa w swoim teamie Marat Safin nazwał Polaka niezwykłym i wielkim masażystą. I uśmiechnął się porozumiewawczo. Skąd ten uśmiech?
Choć usługi Landersa traktowane są z ogromnym uznaniem, on sam pełni rolę turniejowej maskotki. Nosi koszule w krzykliwych kolorach, włosy jak słynny skrzypek Nigel Kennedy, nie przebiera w słowach, a czasem nawet przeklnie pod nosem. Dla jednych jest tylko dziwakiem, dla innych męczącym gadułą. Zdaje się nie pasować do blichtru otaczającego wielkie tenisowe gwiazdy. Ale gdy spoglądamy na listę zawodników, z którymi pracował, trudno podejrzewać, by znalazł się w tym świecie przez przypadek.
Już przed rokiem po morderczych treningach, jakie Landers zafundował Safinowi, Rosjanin mówił o nim: "fitness guru". A po styczniowym zwycięstwie w australijskim turnieju na pytanie dziennikarzy o rolę Landersa w swoim teamie Marat Safin nazwał Polaka niezwykłym i wielkim masażystą. I uśmiechnął się porozumiewawczo. Skąd ten uśmiech?
Choć usługi Landersa traktowane są z ogromnym uznaniem, on sam pełni rolę turniejowej maskotki. Nosi koszule w krzykliwych kolorach, włosy jak słynny skrzypek Nigel Kennedy, nie przebiera w słowach, a czasem nawet przeklnie pod nosem. Dla jednych jest tylko dziwakiem, dla innych męczącym gadułą. Zdaje się nie pasować do blichtru otaczającego wielkie tenisowe gwiazdy. Ale gdy spoglądamy na listę zawodników, z którymi pracował, trudno podejrzewać, by znalazł się w tym świecie przez przypadek.
Krzysztof Olejnik Newsweek
Komentarze |