Teatr
Wys�ano dnia 20-09-2004 o godz. 10:00:00 przez pala2 370
Wys�ano dnia 20-09-2004 o godz. 10:00:00 przez pala2 370
"Iwona, księżniczka Burgunda" Witolda Gombrowicza otworzyła jesienny sezon w Teatrze im. S. Żeromskiego. Widzowie przyjęli spektakl bardzo ciepło. Tekst "Iwony, księżniczka Burgunda" po raz pierwszy został opublikowany w 1938 roku w czasopiśmie "Skamander". |
Znudzony Książę Filip zaręcza się z nieatrakcyjną Iwoną. Jej obecność wprowadza zamęt i niepokój na królewskim dworze. Król Ignacy, Królowa Małgorzata, Książę Filip i jego przyjaciele, oraz damy dworu zaczynają czuć się niepewnie - Iwona drażni ich swoją niemrawością i uporczywym milczeniem. W końcu Królowa postanawia ją otruć, Filip zasztyletować, a Król spowodować, by udławiła się ością. Właśnie ten ostatni plan, oceniany jako najgłupszy, zostaje zrealizowany. Iwona umiera, a na królewskim dworze zostaje przywrócony dawny porządek.
W tytułowej roli wystąpiła w Kielcach gościnnie Agnieszka Kwietniewska. Jej Iwona, zgodnie z intencją autora sztuki, na tle wesołego i dowcipnego dworu stanowi przykry i denerwujący dysonans. Dobrze przyjęci przez widzów zostali także odtwórcy pozostałych głównych ról: debiutujący na kieleckiej scenie Paweł Kumięga jako Książę Filip, Teresa Bielińska w roli Królowej Małgorzaty i Edward Janaszek - Król Ignacy.
Zamiast zalecanej przez Gombrowicza naturalistycznej scenografii Jerzy Sitarz zaproponował proste, symboliczne dekoracje. W pierwszym akcie są to kolumny i ławki, potem białe ekrany i kilka mebli. Na tle tej minimalistycznej scenografii świetnie "grają" eklektyczne kostiumy Hanny Szymczak. Są one bardzo zróżnicowane - Małgorzata chodzi w rokokowych królewskich strojach, a Iwona w całkiem współczesnej skromnej sukience w kwiaty. Król i Szambelan mają lekko błyszczące ciemne fraki i przyczepione metaliczne torsy. Zarówno dekoracje, jak i kostiumy nie są przyporządkowane do konkretnej epoki historycznej. Dzięki temu spektakl w reżyserii Piotra Szczerskiego nabiera uniwersalnego charakteru, tym bardziej że problem inności, poruszany w "Iwonie..." jest nieodmiennie aktualny.
Przed premierą reżyser zapowiadał, że chce obnażyć ludzkie kompleksy i śmiesznostki. Z powodzeniem zaakcentował wszystkie groteskowe i humorystyczne elementy sztuki. Jednak do odsłonięcia prawdziwej natury ludzkiej zabrakło mocnego akcentu na koniec - finałowa scena po śmierci Iwony wypada blado. Puentujące zdanie "Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy" ginie w unoszącej się jeszcze atmosferze wesołości.
W tytułowej roli wystąpiła w Kielcach gościnnie Agnieszka Kwietniewska. Jej Iwona, zgodnie z intencją autora sztuki, na tle wesołego i dowcipnego dworu stanowi przykry i denerwujący dysonans. Dobrze przyjęci przez widzów zostali także odtwórcy pozostałych głównych ról: debiutujący na kieleckiej scenie Paweł Kumięga jako Książę Filip, Teresa Bielińska w roli Królowej Małgorzaty i Edward Janaszek - Król Ignacy.
Zamiast zalecanej przez Gombrowicza naturalistycznej scenografii Jerzy Sitarz zaproponował proste, symboliczne dekoracje. W pierwszym akcie są to kolumny i ławki, potem białe ekrany i kilka mebli. Na tle tej minimalistycznej scenografii świetnie "grają" eklektyczne kostiumy Hanny Szymczak. Są one bardzo zróżnicowane - Małgorzata chodzi w rokokowych królewskich strojach, a Iwona w całkiem współczesnej skromnej sukience w kwiaty. Król i Szambelan mają lekko błyszczące ciemne fraki i przyczepione metaliczne torsy. Zarówno dekoracje, jak i kostiumy nie są przyporządkowane do konkretnej epoki historycznej. Dzięki temu spektakl w reżyserii Piotra Szczerskiego nabiera uniwersalnego charakteru, tym bardziej że problem inności, poruszany w "Iwonie..." jest nieodmiennie aktualny.
Przed premierą reżyser zapowiadał, że chce obnażyć ludzkie kompleksy i śmiesznostki. Z powodzeniem zaakcentował wszystkie groteskowe i humorystyczne elementy sztuki. Jednak do odsłonięcia prawdziwej natury ludzkiej zabrakło mocnego akcentu na koniec - finałowa scena po śmierci Iwony wypada blado. Puentujące zdanie "Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy" ginie w unoszącej się jeszcze atmosferze wesołości.
Marta Szczecińska Gazeta Wyborcza Fot. Jacek Rzodeczko
Komentarze |