Kielce v.0.8

Turystyka i Podróże
Psychodeliczny piechur niedzielny

 drukuj stron�
Turystyka i Podróże Recenzje Świętokrzyskie
Wys�ano dnia 01-02-2006 o godz. 08:00:00 przez pala2 1115

Ostatnią niedzielę przywitałem w czilaucie "Cool'ki" na "Psychodelic Transformation" - nie moja bajka ale to była szybka integracja. Parę razy nawet uzewnętrzniałem swoje emocje przez zaimprowizowaną choreo :)

Zresetowalem się w pozytywnej ekipie, pełny relaks :) Nawigator zaprowadził mnie na bazę uprzednio podpowiadając "zjedz hotdoga żeby mięć siłę" i "kup isostar na rano - będzie ci potrzebny wielce" :D Po przyjściu do domu wsunąłem 6 zębów czosnku z chlebem i zalęgłem w wyrze o 3:30 by o 7 wstać, wytrzepać zęby o umywalkę i wyturlać się na Okencie gdzie na chamskim przystanku czekał mój człowiek z którym umówiłem się na niedzielny "spacer".

Przed 8 mięliśmy zagraniczny PKS który za trzy zenki zawiózł nas do Sw. Katarzyny - aha, jestem głodny (jednym izostarem ciężko ugasić pragnienie a co dopiero poranne ssanie) - chlebek z parówkami z wody, miód, herbata, woda niemoralna, smutne danie (nie jest tanio mimo ze to PTTK) - w drogę!

O godz. 9 wypełźliśmy z Kaski w stronę Grzbietu Krajeńskiego, mijamy przystanek po dwóch stronach obsypany śniegiem po dach (to momenty w których się żałuje ze aparat został w domu), prosto przez wieś aż do miejsca gdzie spory zwal śniegu zdaje się mówić "zapomnij" - jakoś go przeslismy i dalej odkryliśmy ze mamy naprawdę dużego farta - otóż na ziemi zalega ok. półmetrowa warstwa śniegu który w czasie roztopów rozpuścił trochę wierzchnia warstwę a nastający później mróz ściął te wodę tworząc na wierzchu twarda warstwę. Jej sztywność w 95% pozwala na chodzenie wszędzie niczym po betonie, a te 5% to zapadniecie się po kolana raz na pól godziny :)

Oczywiście przez cala Gore Wymyślona nie było śladów ludzkiej stopy tylko krzyżujące się mknące dalej "podwójne ciągle" jakie zostawiają za sobą narciarze na biegówkach którzy mogą dowolnie śmigać przecinając okoliczne rozlegle pastwiska i pola. Strome zejście z Wymyślonej częściowo pokonałem turlając się bokiem ale długo później świat zatrzymywał karuzele w głowie :>

Tu nieprzyjemne odkrycie: kolejny stok traci swe "dziewictwo" gdyż powstaje tam najwyraźniej stok narciarski... a może nawet dwa... no może to i dobrze, niech powstaje baza rekreacyjna - i tak lepsze to zagospodarowanie pięknego stoku niż oddanie terenu pod rezydencje nadzianym ludkom (vi de Maslow), na zbocze wchodzimy tyłem podziwiając piękny widok na dolinę - od Wilkowa do Psarow i w stronę Bodzentyna i Łysicy. Sama Radostowa widać że jest uczęszczana pieszo, cały czas towarzyszą nam tez ślady biegówek.

Połnocno-zachodni stok Radostowej tonie w śniegu, mnóstwo połamanych drzew, jeszcze więcej przygiętych z koronami przy ziemi. Na dole niespodzianka - komuś przeszkadzał słup betonowy służący za kładkę na Lubrzance wiec ryzyk-fizyk zgadując gdzie pod fragmentami kry jest trylinka jakoś przeskoczyliśmy na druga stronę, Johnemu zamokła nogawka i później wesoło pobrzękiwała o but bo zamarzła :D

Po drugiej stronie asfaltu żadna biała twarz nie wchodziła na szlak "po bożemu", byliśmy pierwsi, przynajmniej tak nam się wydawało do napotkania papierzakow hehehe :> tuz Kolo polany gdzie onegdaj mieszkała Amelia robimy pierwszy przystanek- prowiant dość piknikowy: bułeczka z szyneczka smarowana serusiem ze szczypiorkiem, teraz się nabijam ale dziękuje Piotrek ze wziąłeś cokolwiek bo ja miałem rano problem żeby zabrać w całości samego siebie na ten przystanek :>

Herbatka i w drogę, tu też czasem chodzą zimowe piesze harpagany ale ich ślady stare - jeszcze z czasu świeżego śniegu, niektóre z odwilży (szacunek), lewa prawa i za nami przełęcz a przed nami Diabelski Kamień na Klonowce, dalej - na platformie widokowej - postój, herbatka, wysikanie swoich imion w śniegu ;) i w drogę - aż do miejsca gdzie szlak schodzi w prawo w dół do drogi przy hacjendach z ochrona, olaliśmy tu szlak bo schodzenie asfaltem to ani przyjemność ani bezpieczeństwo, skierowaliśmy się wiec w lewo i tuz przed stromym stokiem w prawo w dół aż do wsi jednym z najprzyjemniejszych zjazdów rowerowych w okolicy. Po krótkiej wymienia zdań z panem którego szalik wyprowadził na spacer trafiliśmy do sklepu - akurat porze konsumpcji win prostych :)

Zaczęły mi marznąc stopy wiec przyśpieszyliśmy kroku idąc przez maslow i odpuszczając sobie Domaniowke i hydrofornie, odbiliśmy za Świnią Górą w lewo na zakręcie - takim bagnistym skrótem do os. Świętokrzyskiego. Dziś jestem lekko niewyspany ale za to szczęśliwy z tych dwudziestukilku kiloskow w nogach, które, o dziwo, nie bolą! :)

Następny rajd może zrobimy w nocy korzystając, że śnieg odbija światło.... np Nowa Słupia - Św. Katarzyna... :)

pozdro
Bartek piechur niedzielny


Komentarze

Error connecting to mysql