Kielce v.0.8

Muzyka
Radosna twórczość Me, Myself and I

 drukuj stron�
Muzyka Rozmowy Kultura Muzyka
Wys�ano dnia 23-02-2008 o godz. 13:03:54 przez sergio 5560

Z zespołem Me, Myself and I, podczas 5 edycji festiwalu Firmament, rozmawiała Sonja.

Zacznijmy od wrażeń po koncercie podczas Firmamentu.
Magda: Najróżniejsze! Piękny koncert, bardzo dobrze czuliśmy się na scenie. Dobrze nam się śpiewało, mimo różnych przeciwności technicznych. Jesteśmy zadowoleni
Michał: Po koncercie od razu pobiegliśmy do reżyserki, żeby sprawdzić, jak się nagrało.
Zgas: Dostaliśmy owacje na stojąco, co było zaskakujące. Chyba po raz pierwszy dostaliśmy brawa w takim wymiarze.
Magda: Zgadza się.
Zgas: Zresztą jesteśmy po raz pierwszy w Kielcach i od razu owacja na stojąco - to mówi samo za siebie.



Magda, wspomniałaś przed wywiadem, że koncerty w zadymionych klubach są dla Was pewnym problemem. Dlaczego?
Magda: Problemem okazało się dla nas palenie papierosów w klubach. Postanowiliśmy trochę z tym walczyć i agitujemy, aby nie palić przed koncertem. Natomiast lubimy wszelkie przestrzenie, ciekawe imprezy i wydarzenia na różnych scenach, w różnych konfiguracjach.

Jednak w klubie od razu następuje interakcja z publicznością. W Kielcach Wasz koncert odbył się na scenie, ludzie siedzieli, więc w sumie nie widzieliście reakcji ludzi...
Michał: Szczerze mówiąc, ta sala jest świetna. Jest bardzo dobrze przemyślana, ma świetną akustykę. Widać, że jest dobrze zaprojektowana, bo artysta ma bliski kontakt z publicznością. Nie ma sytuacji, że my stoimy na podeście, a publiczność jest gdzieś na dole. Ludzie siedzą blisko. To stwarza bliski kontakt.

Piszą o Was, że Magda jest duszą Me, Myself & I, Michał - mózgiem, więc kim jest Zgas?
Michał: Ciałem.
Zgas: To trójgłos. Uzupełniamy się, bo nasze charaktery są zupełnie różne. Tarcie naszych osobowości sprawia, że na scenie wyglądamy jak trzy osoby w jednej.

Jest ktoś, kto rządzi w zespole?
Magda: To zależy. Jeśli chodzi o muzykę, o warstwę artystyczną, to staramy się robić jak najwięcej razem. Ze względu na doświadczenie muzyczne, jakie posiadamy, ta praca rozkłada się w różny sposób. Michał ma największe doświadczenie w tej dziedzinie z naszej trójki, posiada zdolność koncepcyjnego myślenia, która nam bardzo pomaga w tworzeniu. Eksplorujemy jego możliwości. (śmiech)
Michał: Decydujemy razem. Na co dzień spotykamy się, rozmawiamy przez telefon, na ogół rozmawiamy podczas trasy, przejechaliśmy razem już ponad 40 tys. kilometrów. Objeżdżamy powoli Ziemię wzdłuż równika. (śmiech) Decyzje zapadają zatem w trasie, bo wtedy rozmawiamy o różnych rzeczach: czego byśmy chcieli, co dalej...
Zgas: Jakie będą nowe utwory...
Magda: Ale staramy się to robić razem.

Określeń na to, co robicie jest dużo: beatbox, human beatbox, vocal groove czy świsty i pomrukiwanie. A co to właściwie jest według Was?
Magda: Określeniem, którego my staramy się używać w odniesieniu do naszej twórczości, jest vocal groove. Jest to nazwa angielsko-amerykańska, która najlepiej do nas pasuje pod względem charakterystyki muzyki. W tym znaczeniu to muzyka oparta na human beatboksie, części perkusyjnej tworzonej za pomocą narządów mowy, do tego są oczywiście wokalizy, za które od strony muzycznej odpowiadam ja i Michał. Myślę, że vocal groove to najbardziej adekwatne określenie.

Materiał, który mogliśmy usłyszeć pochodzi z płyty, która znajduje się już na rynku, czy to premierowe utwory?
Michał: To mieszany materiał - ciągle nad nim pracujemy, coś zmieniamy. Nasze utwory są jak plazma, cały czas coś ucinamy, czegoś nagle nie wykonujemy, bo nam się już nie podoba, a później do tego wracamy. One się przeobrażają.
Był to więc materiał z płyty, która już istnieje, a także z tej, nad którą teraz pracujemy. Tak naprawdę te utwory gramy już długo, ale jeszcze ich nie zarejestrowaliśmy, bo to nie jest dla nas w tym momencie priorytet. Poszliśmy teraz trochę w muzykę chóralną, jest w niej więcej harmonii. Przypuszczam, że niebawem wrócimy do bardziej jazzowo - rockowego brzmienia. Dopiero jak to się "osadzi" pomyślimy, żeby to nagrać.
Magda: Oprócz tego pracujemy nad materiałem a capella, czyli bez procesorów, bez efektów. Chcemy powrócić do czystego brzmienia głosu.
Zgas: Żeby zaśpiewać sobie to później na przykład w kościele. (śmiech)
Michał: Na ulicy, w pociągu, albo w sali, w której nie ma prądu. Tak, jak dzisiaj.
Zgas: Mieliśmy ostatnio taką sytuację na imprezie w pociągu, że zagraliśmy kawałek utworu i agregaty prądotwórcze "wysiadły" we wszystkich wagonach, dokończyliśmy kawałek a capella. To jest fajne, że możemy też bez prądu pociągnąć koncert.
Michał: Musimy tu wyjaśnić, że to był koncert w pociągu podczas festiwalu Elektrowóz. Wszystkie koncerty odbywały się w wagonach.



Wagon - to było najdziwniejsze miejsce, w jakim zagraliście?
Zgas: Do tej pory jeszcze jestem w szoku po tym koncercie. Zwykle w pociągu się siedzi i nudzi, czyta książkę, słucha muzyki�
Magda: O jeszcze jednym koncercie możemy mówić w kategorii "dziwny". Zagraliśmy go na bardzo małej przestrzeni - pokojowej. Było to w Stoczni Gdańskiej. Byliśmy oddaleni od naszych słuchaczy około pół metra.
Michał: Staliśmy w środku kręgu ludzi.
Magda: Był to koncert dziwny, ale bardzo ciepło to wspominamy.

Nagraliście muzykę do reklamy jednej z sieci komórkowych , planujecie działać w mediach tworząc muzykę na zlecenie?
Magda: Nas interesują ciekawe propozycje, przykładem tego jest nasza współpraca z CD Projektem - producentem gry "Wiedźmin". Jesteśmy bardzo dumni z utworu, który znalazł się na ścieżce dźwiękowej do tej gry. To nam bardzo dużo dało od strony muzycznej. Natomiast jeśli chodzi o czysto komercyjne zlecenia, to nie mieliśmy takich oprócz tego jednego. Myślę, że będziemy reżyserować to na żywo, zobaczymy, co z tego będzie.
Zgas: Musi być to coś niestandardowego, co pociągnie nas w nieznanym kierunku. Np. ktoś nam daje jakąś ramkę, a my się musimy w nią wpasować. Jeśli czujemy, że to coś interesującego i będziemy mogli się rozwinąć, to wtedy weźmiemy to pod uwagę.
Michał: To zależy od dwóch rzeczy: w jakim momencie my będziemy i czy ten, kto zleca, da nam pełną swobodę twórczą.

Jeśli chodzi o swobodę twórczą - wspomnieliście kiedyś, że mieliście propozycję nakręcenia teledysku, ale wytwórnia za dużo ingerowała.
Magda: To była akcja promocyjna robiona naprędce po naszej współpracy przy reklamie. Nie interesowała nas taka praca, bo to nie byłoby już Me, Myself and I.

A macie w planach promowanie się przez teledyski?
Michał: Czemu nie, myślę, że na wszystko przyjdzie czas. Zespół powstał całkiem niedawno, zresztą zależy jakie przyjąć kryterium czasu, bo np. Papa Dance jest na scenie już 30 lat. W porównaniu z nimi my dopiero raczkujemy!
Magda: Jeszcze się rodzimy.
Michał: Tworzymy w gatunku muzycznym, w którym musimy przecierać pewne szlaki. Możemy korzystać z pewnych rzeczy, ale generalnie muzyka tak tworzona jest rzadkością. To wymaga więcej czasu, musimy dużo eksperymentować, zmieniać, kombinować ze sprzętem. To wszystko sprawia, że jest coraz lepiej, ale zabiera to sporo czasu. Myślę, że będzie taki moment, że naturalną rzeczą stanie się, żeby sfilmować to, co robimy. Pierwszym krokiem będzie zarejestrowanie na kamerze naszego koncertu.
Magda: A w przyszłości wydanie takiego wydawnictwa DVD i CD.
Zgas: Dla nas najważniejszą sprawą jest w tej chwili ogranie się i rozpędzenie wewnętrznego mechanizmu. Robimy to przez dawanie maksymalnej ilości dobrych koncertów, później chcemy zarejestrować nasz występ, nagrać utwory w studio, nakręcić teledysk. Jednak powiedzmy sobie szczerze - to jest dalszy plan.
Michał: Mam wrażenie, że w obecnych czasach wszystko dzieje się na odwrót. To w studiach wymyślane są pewne rzeczy, a później starają się przenieść to na scenę. My od razu postanowiliśmy być zespołem, a nie projektem studyjnym. Chcemy być trio, tercetem - jak kto woli. Nasze podejście powoduje, że mamy mało zarejestrowanych utworów.



Zdajecie sobie sprawę, że gracie muzykę nietypową. Czy taka muzyka (human beatbox), na dodatek w wersji a capella, jest w stanie przyjąć się w Polsce?
Michał: To nie jest tak, że my odkryliśmy śpiewanie, czy różne dziwne dźwięki. My po prostu uczyniliśmy z nich nasz instrument. Znam różne projekty, które grają np. brytyjską muzykę dawną w wersji a capella. Ludzie naprawdę bardzo to lubią, bo to fajne połączenie, eksperyment. Myślę, że ludzie w Polsce są gotowi na taką płytę, bo od kilku lat na naszym rynku muzyka popularna jest bardzo słaba, oparta na elektronicznym bicie, bardzo silnie przetworzonych dźwiękach z komputera. Ludzie nie odczuwają pewnej naturalności w tej muzyce. W ludzkim głosie jest najwięcej ludzkiego elementu. Dlatego nasza muzyka będzie się dobrze sprzedawała, choć nie jest to dla nas najważniejsze. Ważne, żebyśmy się w niej dobrze czuli, żeby słuchacze czerpali z tego przyjemność.
Zgas: Znajomy mi ostatnio powiedział, że wstrzeliliśmy się w lukę w Polsce. Nie było do tej pory projektu tworzącego taką muzykę pod takim kątem. Interesuje nas tworzenie, nasze dobre samopoczucie w tym, co robimy.

Powiedzieliście, że macie "ukonstytuowane ambicje", a co to właściwie znaczy?
Magda: Mamy bardzo określone ambicje, które już osiadły, bo każdy z nas ma jakieś doświadczenie muzyczne. One się od jakiegoś czasu nie zmieniają. Może nabierają innego koloru, może czasem do nich bardziej dążymy, czasem zwalniamy i próbujemy złapać dystans, czy na pewno w tej chwili chcemy złapać tego króliczka, czy jeszcze nie. To jest podstawa naszego spotkania - my dokładnie wiemy, czego chcemy.

A czego chcecie?
Michał: Chcemy stworzyć pewną jakość w muzyce, którą tworzymy. Chcemy się zrealizować, poczuć, że każdy z nas miał w nią wkład.
Magda: Me, Myself and I to są 3 osoby. To nie tylko zespół, napis, słowa. To po prostu 3 osoby.

Brzmi bardzo fajnie - tworzenie jakości, ale wiem też, że postanowiliście żyć z muzyki. Myślicie, że przez "jakość" uda Wam się zarobić na tyle, żeby przeżyć?
Magda: Powiało grozą! Czy Me, Myself and I przeżyje ten rok?! (śmiech)
Michał: Myślę, że to jest jedyna droga. Lubię zespoły, które się rozwijają, jak np. Metallica, U2, The Police. Dlatego te zespoły są gigantami i żyją z tego - rozwijali się, zajmowali się przede wszystkim muzyką, a nie popularnością itd. W naszym przypadku to się sprawdza, dajemy sobie świetnie radę. Jedyne, co musimy teraz robić, to zatrzymywać tą falę, która nas popycha, żebyśmy już nagrali płytę, już zrobili teledysk. To jeszcze nie czas, jeszcze nie pora.

Słyszałam niedawno opinię ze środowiska muzycznego, że macie ogromny potencjał, ale wymaga on oszlifowania.
Magda: O tym właśnie mówimy. Dla nas najważniejsza jest muzyka, dlatego chcemy się tak mocno na niej skoncentrować, bo wiemy, że te ambicje zrealizujemy dopiero za jakiś czas. Musimy pokonać jeszcze pewien dystans. Musimy swoje muzyczne marzenia spełnić, ale to wszystko wymaga czasu, dlatego interesuje nas cicha, radosna twórczość. (śmiech) Powoli - w tempie Me, Myself and I, a nie w tempie mediów.
Michał: Za tym wszystkim stoi bardzo dużo ciężkiej pracy, z czego słuchacze pewnie nie zdają sobie sprawy. Nie narzekamy, że musimy dużo pracować, bo to nas cieszy.



Wynika z tego, że nie jesteście gwiazdką medialną, wokół której robi się dużo szumu, która znika równie szybko, jak się pojawiła.
Zgas: Z moich obserwacji zespołów opartych na human beatboksie wynika, że Ci ludzie ciężko na pracują na swój sukces i poziom ich muzyki rośnie. Ich profesjonalizm wewnętrzny jest na tyle duży, że nie są w stanie spaść z pewnego pułapu. Nie jak w przypadku niektórych popowych gwiazdek, które wchodzą na 5 minut na scenę i na tym kończy się ich praca.

Wspomnieliście, że dużo gracie koncertów w Polsce, a za granicą?
Michał: Dużo graliśmy w Niemczech, zresztą niebawem tam wracamy. Nie myślimy docelowo tylko o rynku polskim. Nasza muzyka jest uniwersalna, nie śpiewamy po polsku.
Zgas: Możemy zagrać na Antarktydzie i też nas zrozumieją.
Michał: Chyba, że Ci zamarzną wargi.(śmiech)

Życzę więc niezamarzających warg i powodzenia.


Strona internetowa Zespołu: http://www.memyselfandi.pl/
fot. Łukasz Sokołowski

------------------------------------------


Galeria zdjęć z festiwalu


Komentarze

Error connecting to mysql