Kielce v.0.8

Świętokrzyskie
Raków nie do końca zapomniany

 drukuj stron�
Świętokrzyskie Raków,Turystyka i Podróże
Wys�ano dnia 07-06-2008 o godz. 12:52:17 przez sergio 6168

Rozległy plac otaczają budynki - starsze, odbudowane ze zniszczeń po ostatniej wojnie są parterowe - te nowsze jedno, dwupiętrowe psują ten architektoniczny cichy krąg niskich okien i drzwi. Drzwi, które zaraz bezpośrednio z placu - po dwóch, trzech stopniach wchodzą w dom.

Środek placu wypełnia zielony skwer, taki mały park oraz pojedyncze stragany z warzywami, choć nie jest to dzień targowy. Na zielonym skwerze oprócz zniszczonej tablicy z mapą województwa wg starego podziału administracyjnego stoi jeszcze smutny, betonowy obelisk ku pamięci poległych w wojnie 1920 r. Jeszcze kiosk z doprawdy niebywale różnorodnym i pstrokatym asortymentem oraz ławki, przyjemne w cieniu pod drzewami. Pojedyncze - prywatne ławki są też pod ścianami domów właścicieli, "rozsiadły się" zwłaszcza na południowej, tej wyłączonej z tranzytowego ruchu pierzei placu. Tu jest ciszej. Czekają.



















Jest to rynek, ale taki wiejski rynek. Przyjazdy i odjazdy autobusów odmierzają czas. Takie wrażenie, chyba dlatego, że autobusy zanim staną na przystanku i wyjadą z tej miejscowości muszą po tym placu zatoczyć krąg. Taki zegar. Mijają godziny, ławeczki pod domami zapełniają się i pustoszeją, ludzie wsiadają i wysiadają na przystanku. Powoli, sennie. Lato.




















Ponad rynkiem góruje wieża i nieproporcjonalnie jak na niewielka miejscowość wielka bryła barokowego kościoła św. Trójcy z polowy XVII w. To najokazalszy obecnie budynek i zabytek Rakowa.

Rynek ten znajduje się ok. 40 km od Kielc w kierunku Staszowa przy drodze krajowej nr 764. Wjazd do miejscowości oznajmia nam standardowa, biała, drogowa tabliczka: Raków. Nic w tym niby dziwnego, taka sama, parę kilometrów wcześniej mówiła, że akurat wjeżdżamy do Wólki Pokłonnej czy Ociesęków. Jeśli będziemy przecinali Raków z przepisową w terenie zabudowanym prędkością, to po ok. 2 minutach jazdy zaliczymy parę ostrych, wąskich zakrętów, przetniemy rynek. Po minięciu jeszcze kilkunastu niskich zabudowań, podobna do wjazdowej - drogowa tabliczka z czerwonym paskiem swoim jednoznacznym przekreśleniem oznajmi nam, że właśnie Raków mamy za sobą. Nic więcej.

Jadąc tą trasą, gdzieś dalej, samochodem, pewno nie zatrzyma nas budynek biblioteki publicznej, który niczym specjalnym nie wyróżnia się na wąskiej drodze szeregowo połączonych ze sobą płotami i parkanami domostw. Szybko miniemy go zaraz za pierwszym wjazdowym zakrętem. Podobnie nie wzbudzi naszego zainteresowania jednorodzinna kamienica na rogu rynku i trudno się temu dziwić, ma swoja nową, dość pospolitą fasadę, a w środku najzwyklejsze "delikatesy" z pstrokatą reklamą tego co wszędzie.

Jednakże, gdybyśmy z jakiegoś powodu chcieli się zatrzymać w Rakowe, np. żeby na straganie kupić świeże pomidory, ogórki lub zaopatrzyć się w wodę lub napoje przed podróżą nad pobliski zalew a potem jeszcze coś skłoni nas żeby przejść z tranzytowej drogi i wejść na zielony, ocieniony skwer, to tam oprócz wspomnianego, betonowego pomnika będziemy mogli natknąć się na na kamień z tabliczką:
"W 25 lecie PRL
i 400 - lecie lokacji Rakowa
stolicy arian
Braci Polskich
1569 - 1969"
Choć sam kamień jest mało wyeksponowany, to jednak ważny. Ten kamień z napisem na placu, to właściwie jedyna pisemna informacja, na która przejeżdżający tędy może się natknąć i która wspomina, że dzisiejszy Raków był kiedyś miastem. Napis pochodzi z epoki, która minęła. Przeminął też - miejski status, charakter i rola Rakowa.

W latach sześćdziesiątych peerelowskie władze "naciągnęły" trochę datę powstania Rakowa, aby dokładnie zgadzała się z okrągłą rocznica 25-lecia PRL. Cóż znaczą jednak te 2 lata zamierzonego błędu, skoro jak się okazało przez następnych 38 lat - do dziś jest to właściwie jedyna oficjalna, urzędowa informacja, którą możemy znaleźć na miejscu i która przenosi nas do drugiej polowy XVII w. Wówczas to nazwa Raków za sprawa Jana Sienieńskiego - kasztelana żarnowskiego i fundatora miasta pojawia się po raz pierwszy.
Nie mają takich upamiętniających tabliczek ocalałe budynki - te murowane, bo tylko one przetrwały i jakże nielicznie. Dziwne, bo tabliczki, które mówią, że stoimy przed obiektem historycznym mają w niektórych miejscach nawet drzewa.

Trochę przed przyjazdem tutaj czytałem. Chodzę. Trochę już wiem. Chodzę i zauważam. Rzeczywiście - zachował się układ urbanistyczny miasteczka - plac, odchodzące od niego uliczki, przecznice. Dzisiaj w samym rynku jest parę sklepów spożywczych. Bar. Fryzjer. Dalej widać pola.

Trudno dziś w to uwierzyć, że tymi samymi uliczkami, wśród innych niż dziś - w większości drewnianych budynków przechadzał się tędy kosmopolityczny tłum. Oprócz Polaków, Litwinów, byli także tu przybysze z Siedmiogrodu, z Holandii, Niemiec, Francji, Włoch i Anglii. Tu żyli. Jeszcze inni przyjeżdżali.

Ponieważ wysiłkowi wyobraźni - aby choć na chwilę przenieść się do tamtych czasów nie ułatwi zadania żadne turystyczne opracowanie regionu, żaden przewodnik po województwie - pozostaje poszperać w opracowaniach historycznych. Takowe istnieją - nie najnowsze, ale są. To własnie dopiero po ich lekturze wyszedłem na ulice Rakowa.

Wspomniana wcześniej biblioteka, to kiedyś dom wójta gminy ariańskiej, a kamienica w rynku, ta z "delikatesami" pochodzi z początkowego okresu rozwoju Rakowa i mimo nowej, postgierkowskiej fasady, wciąż stoi na swoich pierwotnych, kamiennych fundamentach. Tam też zachowała się piwnica ze wspomnianych czasów, nie do zobaczenia jednak, bo obecnie to własność prywatna.

Jest gorący dzień, ale to nie on mnie skłonił do zajrzenia do baru. Bar "Arianka" to dwie sale z łukowatymi sklepieniami. Trudno odnaleźć te łuki, bo zasłania je podwieszony stelaż z drewna. Swojsku tu i "na ludowo", ale to budynek starszy niż moda disco-polo. Pytam o arian, trochę może niezręcznie - jest, tak ni stąd ni zowąd pytać o kogoś, kogo nie ma. Barmanka szczerze odpowiada mi, że jest przyjezdna, nie mieszka w Rakowie. Rozumiem... Staram się.

Lato 2007. Pod kioskiem na rynku można kupić sobie dmuchany ponton, a dla dzieci koła ratunkowe, dmuchane piłki i plastikowe klapki. Zalew jest przecież niedaleko.

Minęło ponad osiemdziesiąt lat, a podobnego wrażenia tej "nieobecności i zapomnienia" musiał doświadczyć Earl Morse Wilbur, Anglik, który w 1924 wędrując polskim szlakiem arian, spotkał tu: "zaniedbane miasteczko o niespełna 1000 mieszkańców, którzy albo całkiem nie zdawali sobie sprawy, albo tylko mgliste mieli wyobrażenie o wspanialej, choć krótkiej historii swojego miasta."

Spaceruję. Rozmawiam. W świadomości mieszkańców wciąż jednak funkcjonują nazwy miejsc, których w rzeczywistości nie ma. Nie ma od dawna. Miejsca występują wyłącznie w warstwie pojęciowo - leksykalnej. "Papiernia" - to dzisiaj kawałek łąki nad rzeką Czarną, podobnie rzecz wygląda, z pusto dźwięczącymi nazwami: "drukarnia", "młyn". Nie ma nic takiego, bo nie zostało nic w sensie materialnym - nawet fundamentów świadczących, że były tu kiedyś jakieś budynki. O tej pamięci miejsc, miejsc, które związane są z niegdysiejszą stolicą ariańską wspominał też angielski badacz. Czy zatem w Rakowie nic się nie zmieniło, nie włożono żadnego wysiłku w "promocję przeszłości" byłego miasta w ciągu ostatnich 80 lat?

Spaceruję. Pytam. Trafiam do Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Rakowskiej (TPZR) i pani Marzeny Kuczyńskiej.
Całkiem niedawno za sprawą wolontariuszy z TPZR w miejscach, które do tej pory utrwalił wyłącznie przekaz ustny postawiono symboliczne tabliczki. Są one trochę na uboczu dzisiejszego Rakowa. Nad rzeką Czarną, tam gdzie stała kiedyś ariańska drukarnia wolontariusze pokazują mi ławkę - przystanek. Ponad nią umieścili tabliczkę w 2 językach - polskim i angielskim. Podobna ławka zatrzymuje nas kawałek dalej: "Akademia Rakowska 1602-1638 - ważny ośrodek edukacji Ówczesnej Europy. Sarmackie Ateny." Oba miejsca, to część szlaku ariańskim, który wzdłuż tej samej rzeki, ścieżką przez łąki doprowadzi nas jeszcze na niewielki piaszczysty wzgórek - równie "niemy", co miejsca z ławkami - to dawny cmentarz ariański. Tuż za parkanem kościoła św. Trójcy sprzed ponad 300 lat (budowla, która nieprzypadkowo powstała na gruzach zboru ariańskiego) mieści się "Regionalna Izba Pamięci". To dom dawnego ministra zboru (z łac. sługi).

Parę lat temu właśnie dzięki p. Marzenie oraz kilku entuzjastom z Rakowa i okolic udało się przejąć od kościoła poariański dom, który po remoncie pełni funkcje swoistego muzeum etnograficznego i jest równocześnie siedzibą towarzystwa.

Dorobek i przedsiębiorczość towarzystwa jest imponująca, zważywszy, że działają oni społecznie i w pewnej próżni. Są to wyłącznie ludzie młodzi, podobnie jak ich opiekunowie - pani Marzena i miejscowy nauczyciel historii, pan Jerzy.

Starszych mieszkańców, którzy wychowali się w Rakowie, lecz obok własnej historii, to nie interesuje, bo nigdy nie interesowało, podobnie jak nigdy nie interesowało władz samorządowych.

TPZR zrealizowało wiele innych projektów, które wiążą pamięć o arianach ze współczesnym Rakowem. Oprócz wytyczenia i zagospodarowania wspomnianego szlaku, organizują Święto Drewnianego Miecza (arianie byli pacyfistami). Dotarli, zaprosili i zorganizowali spotkanie z unitarianami (właściwsza nazwa dla arian) z Kanady i USA, zorganizowali naukę XVII wiecznych psalmów Rakowskich i sesję naukową, która symbolicznie łączyła dokonania Akademii Rakowskiej z o ponad wiek późniejszą Komisją Edukacji Narodowej.

Nie ma w pomieszczeniach Izby Regionalnej żadnych pamiątek, przedmiotów po samych arianach. Nic nie zachowało się do czasów współczesnych po ówczesnym mieście i najważniejszym ośrodku myśli Braci Polskich z ich akademią i drukarnią. Mieście, które dzięki swoim publikacjom, atmosferze swoistego "intelektualnego fermentu", polemiki nie tylko religijnej, w ówczesnych czasach lepiej było znane w Europie niż miasta, które dziś kojarzą nam się z naszą historią, nauką, kulturą jak chociażby Kraków, czy choćby bliżej Rakowa położony Sandomierz.

A przecież tutaj jeszcze do 1638 r. szybko rozwijały się przemysł, handel i rzemiosło. Szybko, lecz krótko. Rok 1638 był punktem kulminacyjnym dla miasta. Wtedy to kilku studentów rakowskich rzekomo sprofanowało przygraniczny krzyż. Wydarzenie to stało się pretekstem do likwidacji stolicy arianizmu. Sąd sejmowy wytoczył proces właścicielowi Rakowa. Zarzucono mu "szerzenie niegodziwości" przez popieranie Akademii Rakowskiej i drukarni. Arian oskarżano o głoszenie wywrotowych poglądów, o gromadne orgie i niemoralne życie. Sejm nakazał zamknięcie uczelni rakowskiej oraz zniszczenie drukarni i zboru. Do dzisiaj dla wielu mieszkańców Rakowa owe zbezczeszczenie krzyża pozostało fundamentem wiedzy o dawnych mieszkańcach ich miejscowości.

Dwadzieścia lat później, kiedy to za Zygmunta III Wazy kontrreformacja święciła swój ostateczny triumf, decyzją sejmu mieszkańcy Rakowa, podobnie jak wyznawcy Kalwina czy Lutra, jako odszczepieńcy od jedynej słusznej wiary mieli opuścić miasto. Wykładowców akademii skazano na banicję pod karą śmierci. A Raków popadł w ruinę, podobnie jak cały kraj, który znów znalazł się na peryferiach zachodniej cywilizacji, strzegąc coraz bardziej anachronicznej feudalnej struktury społecznej. Z sarmackim samouwielbieniem zamknięty na dyfuzję kultur sam odciął sobie drogę do urbanizacji, oświaty i mobilności społecznej.

Późniejsza tragedia naszej państwowości, po części zaczęła się właśnie tutaj. Jako naród kochamy symbole, Raków jest takim właśnie symbolem wygnania, fałszywych zarzutów, które legitymują "jedynie poprawne" decyzje, symbolem łatwego odsądzania od czci i wiary.

A tymczasem ludzie "stąd", tu ukształtowani, którzy tu żyli, pisali, publikowali, studiowali, odegrali istotną rolę w kształtowaniu się poglądów religijnych i filozoficznych, postaw społecznych, w rozwoju literatury i pedagogiki i to nie tylko swoich czasów. Myśl ariańska wraz z wygnańcami znalazła swoją kontynuację już poza granicami Rzeczpospolitej i w następnej epoce - w Oświeceniu.

Przez wieki - unitarianie, tu w kraju, gdzie wytworzyli swoje najsilniejsze ośrodki, a ich pisma rozchodziły się w całej Europie - poza dość lapidarnymi wzmiankami w podręcznikach historii o pacyfizmie, o enigmatycznie brzmiącym radykalizmie religijnym i społecznym zostali skazani na zapomnienie. Z nimi zaś - ich kolebka i najważniejszy ośrodek - niegdysiejsze miasto Raków.

W obecnej miejscowości z dwoma dość odpychającymi barami, gdzie ludzie zmuszeni są dojeżdżać do pracy do Kielc lub większego Staszowa, tutaj w miejscu tak niezwykłym, a równocześnie bez choćby jednego miejsca hotelowego - grupa zapaleńców, poświęcając swój prywatny czas, pisząc projekty, szukając funduszy krajowych i międzynarodowych organizacji pozarządowych, przy bierności oficjalnych władz, pokazuje możliwości jakie może nieść samoorganizujące się społeczeństwo, które samo decyduje, co jest dla niego ważne.

Członkowie i wolontariusze z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Rakowskiej próbują pokazać, ze Raków, to miejsce godne odwiedzin, zatrzymania się i poznania tego, co, przez lata, ba wieki było świadomie, jako element "obcy" skazane na nieistnienie.

Jak wspomniałem - w "Izbie" trudno znaleźć pamiątki z najlepszej - ariańskiej epoki Rakowa, takich przedmiotów nie znaleziono. Może poza kłódką - tak twierdzą opiekujący się izbą wolontariusze. Wygląda na tyle archaicznie, że być może pochodzi z tych samych czasów co mury, w których ją odnaleziono. W izbie zaś, choć to wbrew nazwie kilka tematycznie zaaranżowanych pomieszczeń z piękną piwnicą schronienie znalazły przedmioty codziennego użytku dawnych rzemieślników i chłopów z samego Rakowa i okolic.

Przed siedzibą towarzystwa, znad strumienia i znad traw wyglądają zadarte dzioby dwóch łodzi. Na burcie jednej z nich umieszczono napis "dialog", na drugiej możemy przeczytać "tolerancja". Pachnie wieczór. Wciąż jasno. Z przystanku odjeżdża autobus, zatacza ostatnią z dzisiejszego rozkładu jazdy pętlę przez rynek. Cisza.

Fundator Rakowa - Jan Sienieński wybrał miejsce na lokacje swojego miasta urokliwe, położone wśród lasów, łąk, stawów. I to akurat od tamtego czasu wiele się nie zmieniło.

Zza rogu, naprzeciw domu ariańskiego wójta, z bocznej uliczki drogę zajeżdża nam furmanka. Dalej juz prosta droga, za ok. 50 minut będę znów w "dużym mieście".

Pragnę podziękować pani Marzenie Kuczyńskiej, panu Jerzemu Malisiewiczowi oraz młodzieży z Towarzystwa Przyjaźni Ziemi Rakowskiej, którzy byli moimi przewodnikami po wczorajszym i dzisiejszym Rakowie.

Zobacz galerię fotografii "Raków nie do konca zapomniany"
Warto odwiedzić też stronę: www.tpzr.rakow.pl


Damian Grodowski

Raków nie do końca zapomniany


zdjęcia: Damian Grodowski...

  Album Raków nie do końca zapomniany


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

Anonim 09-02-2011 o godz. 14:11:00
Wychowałem się w tych okolicach.Do Rakowa chodziliśmy na przepyszne lody.To miejsce pozostanie na zawsze w moje pamięci.
Anonim 02-06-2011 o godz. 11:51:19
W Rakowie podjąłem pierwsze prace po szkole średniej .W Gminnej Spółdzielni.Po 2 latach wyjechałem do Szczecina na studia.Mieszkałem w Zalesiu .Raków piękne maleńkie miasteczko ,otoczone zielenią .Do Mojej rodzinnej wsi jeździłem z rodziną 35 lat.Z nostalgią wspominam tamte czasy .Moją rodzinną wieś Zalesie.Raków,Staszów Łagów .To moje dzieciństwo .Tam w Szumsku na cmentarzu leżą moi pradziadowie ,dziadowie i rodzice .To były piękne i niezapomniane czasy .Pozdrawiam wszystkich ludzi ziemi Kieleckiej ,to jest moja mała OJCZYZNA.
Anonim 06-06-2011 o godz. 19:17:52
Kocham tamte strony.Łagów,Zbelutkę ,Szumsko,Zalesie,Lipiny,Rakow,Staszow.To moje dziecinstwo ,moje wspomnienia.Bieda była straszna.Matka wyprówała sobie żyły ,żeby wychować i wykształcić mnie i mojego młodszego brata.Wychowywaliśmy się bez ojca ,zabili go niemcy.Dzięki braciom matki udało nam się wyjść na ludzi .Ukończyliśmy szkoły średnie i wyższe,co w tamtych czasach powojennych było rzadkością.Niedziela była jedynym odpoczynkiem od ciężkiej pracy.Matka spracowana żegnała nas na progu domu ze łzami, które ukradkiem ocierała brzegiem fartucha.Ten obraz Matki pozostanie mi do końca życia.Pozakładalismy rodziny.Jeżdzilismy w nasze rodzinne strony bardzo długo.Pomagaliśmy w gospodarce .Matka spokojnie odeszła z lekkim sercem ,że pomimo takiej ciężkiej pracy spełniła swój obowiązek ,dzieci wyszły na ludzi.Jestem Jej dozgonnie wdzięczni.Żonę też mam z tamtych stron ,zapoznaliśmy się na studiach .Tamte strony i spędzone dzieciństwo u boku Matki są dla mnie świętością .Przechowuję je w sercu jak relikwie.Nasze dzieci wychowaliśmy w miłości do tamtych stron.Odwiedzały razem z nami Babcię,wiedzą co to ciężka praca na roli.Kocham całą ziemie Kielecką.Do Rakowa chodziliśmy na pyszne lody .Nasze dzieci wspominają lody ,pod kościołem w Szumsku u pani Szafrańskiej.Długo by o tym pisać .Łza sie w oku kręci z tych wspomnień,wspomnień które są we mnie i tak już pozostanie.Pozdrawiam.Wspomne jeszcze o przepysznej gąsce u pani Okulskiej w Rakowie .
Error connecting to mysql