Muzyka Rozmowy Renton,Lokale Muzyka
Wys�ano dnia 24-11-2009 o godz. 00:00:00 przez much 4822
Wys�ano dnia 24-11-2009 o godz. 00:00:00 przez much 4822
Zespół Renton określany jest jako jedno z najistotniejszych odkryć polskiej sceny muzycznej. W swoim brzmieniu łączą agresywne gitary i pop’ową melodię. Zajęli drugie miejsce na polskich eliminacjach do Eurowizji. O swoim stosunku do tego przedsięwzięcia z perspektywy przed-konkursowej opowiedzieli po koncercie w Mundo Cafe, na którym bawiło się … około dwudziestu osób. Rozmawiali: Magda Kołodziej, Justyna Giemza i Jakub Wątor. |
![]() |
Magda: Frekwencja standardowa czy szczególnie niska?
Marek Karwowski: Powiem szczerze, że jedna z najniższych. Ostatnio graliśmy w Tarnowie, było około setki osób, a z tej setki trzy czwarte od początku do końca bawiło się niesamowicie. Nie wydaje mi się jednak, żebyśmy w dzisiejszy koncert włożyli mniej serca. Zawsze dajemy z siebie wszystko. Wiadomo, że troszeczkę inaczej się gra, jeżeli jest dużo ludzi i energia z publiczności udziela się również nam - jest jej wymiana…
Magda: Jak się odnosicie do określenia „college rock”? Mnie kojarzy się to z tępymi nastolatkami w college’u pobrzękującymi na gitarach…
Mariusz Gajewski: To tylko kwestia nazewnictwa. Wszelkie skojarzenia dopuszczalne. Natomiast rzeczywiście jest tak, że przewaga wieku jest poniżej 20, czytaj – naście. I dobrze bo z reguły jest to część fanów najbardziej widoczna i energiczna. Z całym szacunkiem, ci bardziej dojrzali reagują mniej żywiołowo. Z kolei na występach plenerowych towarzystwo jest mieszane, a energia udziela się i promieniuje na boki.
Justyna: Wasi znajomi z SGH’u (Szkoła Główna Handlowa w Warszawie) słuchają Waszej muzyki?
M.G: Znajomi słuchają z racji, że są znajomymi, ale prawdziwych fanów ze Szkoły też nie brakuje.
M.K: Myślę, że jest spory rozstrzał, jeżeli chodzi o wiek naszych słuchaczy. Ostatnio graliśmy koncert w Bielsku - Białej, gdzie przyszła nasza fanka, która, że tak to określę, nastolatką już nie była!
Kuba: Może bardziej doceniacie starszych fanów, bo mogą słuchać Grechuty, Osieckiej, a jednak przychodzą do Was? Jest to dla Was nobilitacja?
M.K: Wszyscy fani cieszą nas tak samo. Czasami to bardzo pozytywnie zaskakuje, że na naszych koncertach znajdują się też starsi. Myślę, że można to nazwać nobilitacją. Cieszy nas, że nasza muzyka trafia do tak szerokiego grona.
Justyna: Jesteście takimi grzecznymi chłopcami, którzy nagle odkryli w sobie bestie i stworzyli zespół? Jesteście w końcu chłopakami z SGH’u, renomowana uczelnia, dużo nauki…
M.K:Powiedziałbym, że SGH jest szkołą, która wręcz pozwoliła nam na to, żeby razem grać. Gdyby to była jakaś polibuda, mogłoby być ciężej...
M.G: Nie chcę tutaj reklamować naszej ukochanej szkoły, ale tam trudne są dwie rzeczy: dostać się i potem zostać wyrzuconym (śmiech). Faktem jest, że dopiero na piątym roku zawiązaliśmy band. Dużo wcześniej też na pewno był czas, żeby coś robić w tym kierunku, ale tak się złożyło. Niby piąty rok to moment, żeby zacząć myśleć o „ karierze zawodowej” , a tu nagle wyskakuje nam coś tak przyjemnego... To była końcówka 2001 roku, trochę inne czasy, inny rynek pracy, muzycznie również. Start dla takich zespołów jak nasz był na pewno dużo trudniejszy niż jest teraz.
M.K: Zaczynając, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy jedynym zespołem w swoim rodzaju. Nie było jeszcze wtedy konkretniejszej sceny, która grałaby gitarową alternatywną muzykę. Wydaje mi się, że w tamtym czasie modne były bardziej metalowe kapele. Nie było też tak naprawdę gdzie pokazać się ze swoją muzyką. Teraz jak zawiązuje się młody zespół, to wysyła demo do Piotra Stelmacha, i ma tak zwaną tubę w postaci magazynu „ Pulp” czy tematycznych portali internetowych. Jeżeli ktoś jest dobry, to na pewno jest mu dużo łatwiej zaistnieć.
Justyna: Wam trochę zeszło, żeby zaistnieć…
M.K: Tak, nam trochę zeszło, chociażby dlatego, że mieliśmy parę przerw spowodowanych różnymi sytuacjami życiowymi. W tym składzie gramy od 2006 roku. Można powiedzieć, że właśnie wtedy to wszystko zaczęło się lepiej kręcić, krok po kroku.
Justyna: Przyglądając się Waszej karierze mam wrażenie, że to pasmo fajnych zbiegów okoliczności – ktoś Was usłyszał, ktoś polecił…
M.K: Ale tak chyba zawsze jest. Na początku ktoś Cię zauważy, potem pokaże w radiu, umieści na składance i pozwoli, żeby Twoja muzyka wreszcie zaistniała. Historia każdego zespołu tak wygląda.
M.G: Porównując zamierzchłe czasy naszych studiów, jestem święcie przekonany, że teraz jest dużo łatwiej niż wtedy. Już po pierwszych trzech tygodniach wspólnego grania mieliśmy okazję wystąpić na uczelnianych otrzęsinach – koncert przed T. Lov’em i Blendersami. Wyszliśmy z trzema swoimi piosenkami, trzema coverami - od razu na głęboką wodę bez zbytecznego siedzenia w garażu. Dzięki temu, że rektor był na naszym koncercie, zasponsorował pierwsze demo. Trzeba przyznać, że musiało mu się spodobać. Bardzo pozdrawiamy Marka Rockiego!
Magda: Wyjście na koncert z trzema coverami to skakanie na głęboką wodę?
M.G: Kwestia realiów. Po trzech tygodniach wspólnego grania na próbach, trzy własne kawałki i trzy covery wykonane przed gwiazdkami polskiej sceny rock and rollowej – od czegoś trzeba zacząć. Poza tym te covery były dość głęboko zaaranżowane. Jak patrzę z perspektywy czasu to uważam, że to był odważny ruch i w krótkim czasie odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Warto było.
Justyna: Co jest najtrudniejsze dla młodego zespołu, który chce się wybić?
M.G:W naszym przypadku było tak, że nie mieliśmy ciśnienia typu – jak nam się nie uda, to nie będziemy mieli co włożyć do garnka. To nasza zaleta, że mogliśmy podejść do tego z dużym luzem. Ja to cały czas traktuję hobbystycznie, przyznaję się bez bicia… Takie podejście daje bardzo duży komfort psychiczny.
M.K: Przełomem jest płyta, a najtrudniejsze jest czekanie na dobre momenty w swojej karierze. Na razie funkcjonujemy bez stawiania na jedną kartę, mamy nadzieję, że w przyszłym roku to się zmieni…
Magda: Przyznajecie się do mainstreamowych inspiracji. Nagralibyście z Britney albo z Dodą?
M.K: Z Britney z chęcią! Z Dodą… nie mówimy nie. Jeśli chodzi o mainstream, to nie wstydzę się powiedzieć, że czasami piosenka Britney Spears jest super numerem. Dzisiaj na przykład zagraliśmy Kylie Minogue. Dla nas pojęcie komercji to bardzo szeroki temat - to kwestia rozróżnienia tego, co jest dobre, a co nie. Na tej zasadzie w mainstreamie również znajdują się fajne numery, dobrze napisane i świetnie wyprodukowane, ale można też znaleźć i gnioty.
Magda: Jak łączycie nawiązanie do brytyjskiego squatuii z filmu Trainspotting w nazwie zespołu i inspiracje mainstreamowymi brzmieniami?
M.K: Renton był dość nietypową postacią. Był narkomanem, ale wychodzi z tego nałogu i tak naprawdę mierzy się z konsumpcjonizmem, który panuje dookoła. Starał się w tym wszystkim odnaleźć. Można powiedzieć, że my też funkcjonujemy w takim samym świecie i chociażby pytania zadawane nam o komercję, są wspólną płaszczyzną z Markiem Rentonem.
Magda: Co z tego, co robicie, nazywacie niekomercyjnym?
M.G: My niczego nie kalkulujemy przy tworzeniu muzyki, w związku z tym nie robimy niczego, co z założenia ma dać określony efekt rynkowy. Po prostu gramy to, co lubimy grać. A jeśli po zarejestrowaniu w studio da się jeszcze tego słuchać to osiągnięta została pełna satysfakcja. Nie zastanawiamy się, czy to się lepiej „sprzeda” w sensie komercyjnym. To byłaby błędna logika, która z estetycznego punktu widzenia mogłaby zepchnąć nas w regiony, w których nie chcemy gościć. Wtedy umykałaby satysfakcja i przechodzilibyśmy do rutyny zawodowej. To już wolę pracę w dużym banku na etacie.
M.K: Wydanie płyty, to w pewnym sensie też działanie komercyjne, zagranie koncertu – również. Jeżeli pójdziemy tym tropem, to wszystko staje się coraz bardziej relatywne. My po prostu robimy taką muzykę, jaka podoba się nam samym i staramy się z nią dotrzeć do jak najszerszej publiczności.
Kuba: W Waszym rozumieniu, komercja zaczyna się wtedy, gdy przy jakimś działaniu pierwszym celem jest zarobienie na tym albo wylansowanie się, tak? Komercja zawiera się w podstawie działania, a nie w jego odbiorze.
M.K: To są właśnie bardzo akademickie dyskusje. Wiadomo, że często fajne i ambitne rzeczy stają się komercyjne tylko dlatego, że zaczynają się z tego powodu dobrze sprzedawać. Ale czy to znaczy, że stają się one innymi rzeczami?
Ostatnio na koncercie jedna z osób wypowiedziała takie zdanie: „Tylko nie pozwólcie, żeby Was grali w Zet’ce” – tak, jakby to była jakaś hańba. Natomiast jeżeli naszą muzykę zagra Radio Zet, to czy ta muzyka się zmieni?
M.G: Przede wszystkim pojęcie komercji jest bardzo nieostre. Z jednej strony istnieje konkretna alternatywa, z drugiej strony totalna komercja (czyli na przykład wspomniana Doda), ale jest jeszcze cały środek: Coma, Lao Che, Czesław Śpiewa. Ich nie wrzucisz ani do alternatywy, ani do komercji, do mainstream’u też nie.
Myślę, że w tym środku jest jeszcze trochę miejsca do zagospodarowania. Renton czasem ma wątpliwości, gdzie stoi – czy bardziej na lewą nogę, czy jednak na prawą. Ale gdzie Renton ostatecznie umiejscowi się na rynku muzycznym to tak naprawdę rzecz wtórna. My robimy swoje i tego się trzymamy. Jaki będzie tego efekt jest poniekąd niezależne od nas. Nie zamierzam rezygnować z grania gdyby się okazało, że nagle gwałtownie spadła liczba fanów i na koncerty przychodzi po 10 osób.
Magda: Chcecie wynieść Eurowizję na wyższy poziom?
M.K: Myślę, że każdy by chciał, żeby na Eurowizji były prezentowane fajne numery. Dlaczego tam mają się zgłaszać tylko piosenki w stylu Isis Gee, która reprezentowała Polskę w zeszłym roku? Tym bardziej, że można wyciągnąć wnioski z jej występu i stwierdzić, że może warto w tym roku przedstawić Polskę od innej strony. Myślę, że pewnie też bylibyście zadowoleni, jeśli pojawiałoby się tam więcej innej muzyki.
Magda: Myślicie, że uda Wam się wygrać ze Stachurskym?
M.K: Szczerze? Wydaje mi się, że nie. Nie wiem czy akurat ze Stachurskym, ale rzecz polega na tym, że tak naprawdę jesteśmy zespołem nieznanym i myślę, że ludzie przy okazji takiego konkursu głosują na postacie najbardziej popularne, na przykład na Lidię Kopanię, która ma już swoich fanów i jest najbardziej promowana przez media.
Pewnie ciężko będzie się z tym zmierzyć, ale z drugiej strony fajnie się pokazać. Śledzimy, jak nasza piosenka jest odbierana i okazuje się, że podoba się nie tylko fanom alternatywnego grania. Może uda nam się zwrócić uwagę na to, że istnieje jakaś muzyka poza tym, co ludzie znają z popularnych stacji radiowych. Może ktoś zacznie szukać innych zespołów, które tworzą dobrą muzykę, niekoniecznie w mainstreamie.
Magda: Trójka kiedyś była bastionem rock and rolla, młodych i świeżych zespołów… Czym jest teraz?
M.K: W porównaniu z innymi stacjami, jest tam dużo ciekawej muzyki alternatywnej i to jest bardzo ważne.
Magda: Słyszałam, że nie pijecie dużo i nie jesteście bardzo rock and rollowi…
M.K: Nie będę Ci mówił, że nieprawda, że pijemy i tak dalej. Może kiedyś uda Ci się to zweryfikować empirycznie (śmiech).
Magda: Traktujecie z dystansem siebie i swoją muzykę?
M.K: Myślę, że tak. Chociażby omawiana już Eurowizja – wiele osób twierdzi, że zgłoszenie się tam, to inaczej brak szacunku do siebie. My mamy do tego dystans!
Magda: Skoro dużo ludzi twierdzi, że straciliście do siebie szacunek, trudno jest Wam być konsekwentnymi?
M.K: Dopóki wierzysz w to, co robisz i masz świadomość, że robisz to prawdziwe i szczerze, to puszczasz takie opinie mimochodem. Mimo wielu głosów negatywnych, pojawia się też bardzo dużo pozytywnych – ludzie ze środowiska trzymają za nas kciuki…
Magda: Stelmach skomentował Wasz udział w Eurowizji?
M.K: Tak. Skomentował, ale nie będę nic mówił na ten temat. Nie jest on jednak wielkim zwolennikiem naszej decyzji.
Magda: Według mnie jest tendencja wzrostowa wśród polskich zespołów, które śpiewają po angielsku. Śpiewających w naszym języku jest mało…
M.K: Może to wynika z tego, że ludzie są osłuchani z muzyką po angielsku i coraz mniej przeszkadza im to, że zespoły polskie śpiewają również w obcym języku. Nie ma co ukrywać, że wtedy pewne frazy brzmią po prostu lepiej - pomimo tego, że treść jest ta sama. Nie mam pojęcia co takiego jest w naszym języku, że trudniej sprawić aby z muzyką brzmiał dobrze. Te same wersy wykonane w języku angielskim odbiera się zupełnie inaczej – zazwyczaj lepiej. Jeśli chodzi o zespoły grające po polsku i angielsku, to według mnie proporcje i tak są zachowane.
Jako ciekawostki, na koncertach, gramy aranżacje kawałków oryginalnie wykonywanych w języku angielskim. Wiadomo, że ludzie generalnie lubią rzeczy, które znają. Swoimi przeróbkami ich zaskakujemy. Dzisiaj zagraliśmy na przykład przebój Davide’a Guett’y „Love is gone”. Robimy to wszystko dla fun’u. Nie dopisujemy do tego żadnych ideologii. To nie jest tak, że my słuchamy takiej muzyki w domu! To tylko zabawa… Niemniej jednak nie mamy w planach żadnego nowego cover’u śpiewanego po polsku.
Magda: Dlaczego wybraliście numer „Stan pogody” Anny Jurksztowicz na składankę „Wszystkie covery świata?”
M.K: Muszę powiedzieć, że bardzo długo szukaliśmy kawałka. Musiał to być numer z lat 80-tych, który by nam się spodobał. Gdy udało nam się wygrzebać ten numer, od razu wiedzieliśmy, że to jest to, że z tego można zrobić coś fajnego. Tym bardziej, że przerobienie słodkiego kawałka na coś bardziej alternatywnego jest niezłym fun’em.
Magda: Trudno było przerobić muzykę Krzesimira Dębskiego? Co powiedziała Jurksztowicz? Była zadowolona?
M.K: Nie było trudno przerobić muzykę napisaną przez Dębskiego, bo jest tam bardzo dobra melodia, która obroni się w każdej aranżacji. Powiem Ci szczerze, że nie wiemy co myśli na ten temat sama autorka, ale fajnie by było wiedzieć. Nie boimy się jej opinii…
Magda: Ostatni cover zachęcił Was do śpiewania po polsku?
M.K: Myślę, że tak. Jesteśmy całkiem zadowoleni z tego brzmienia. Musimy przyznać, że zajęło nam trochę czasu oswajanie się z Rentonem po polsku, ale cieszymy się, że spodobaliśmy się ludziom w takim wydaniu. Może na następnej płycie znajdzie się coś w naszym ojczystym języku.
Magda: Co było kamieniem milowym w Waszej karierze?
M.K: Tych kamieni było dużo, ale wybrałbym wydanie płyty. Z nią czujemy, że postawiliśmy kropkę nad i, której nam długo, długo brakowało. Myślę, że to nam ułatwi dużo rzeczy, że będzie nam prościej nagrać kolejny krążek. Wspaniałym uczuciem jest to, że ludzie mają w końcu szansę, żeby zapoznać się z naszym materiałem w domu. Koncerty są też dużo przyjemniejsze, kiedy widzimy, że ludzie nas znają i sami śpiewają piosenki. Uwielbiamy granie koncertów i tę energię.
Dziękujemy za rozmowę.
Marek Karwowski: Powiem szczerze, że jedna z najniższych. Ostatnio graliśmy w Tarnowie, było około setki osób, a z tej setki trzy czwarte od początku do końca bawiło się niesamowicie. Nie wydaje mi się jednak, żebyśmy w dzisiejszy koncert włożyli mniej serca. Zawsze dajemy z siebie wszystko. Wiadomo, że troszeczkę inaczej się gra, jeżeli jest dużo ludzi i energia z publiczności udziela się również nam - jest jej wymiana…
Magda: Jak się odnosicie do określenia „college rock”? Mnie kojarzy się to z tępymi nastolatkami w college’u pobrzękującymi na gitarach…
Mariusz Gajewski: To tylko kwestia nazewnictwa. Wszelkie skojarzenia dopuszczalne. Natomiast rzeczywiście jest tak, że przewaga wieku jest poniżej 20, czytaj – naście. I dobrze bo z reguły jest to część fanów najbardziej widoczna i energiczna. Z całym szacunkiem, ci bardziej dojrzali reagują mniej żywiołowo. Z kolei na występach plenerowych towarzystwo jest mieszane, a energia udziela się i promieniuje na boki.
Justyna: Wasi znajomi z SGH’u (Szkoła Główna Handlowa w Warszawie) słuchają Waszej muzyki?
M.G: Znajomi słuchają z racji, że są znajomymi, ale prawdziwych fanów ze Szkoły też nie brakuje.
M.K: Myślę, że jest spory rozstrzał, jeżeli chodzi o wiek naszych słuchaczy. Ostatnio graliśmy koncert w Bielsku - Białej, gdzie przyszła nasza fanka, która, że tak to określę, nastolatką już nie była!
Kuba: Może bardziej doceniacie starszych fanów, bo mogą słuchać Grechuty, Osieckiej, a jednak przychodzą do Was? Jest to dla Was nobilitacja?
M.K: Wszyscy fani cieszą nas tak samo. Czasami to bardzo pozytywnie zaskakuje, że na naszych koncertach znajdują się też starsi. Myślę, że można to nazwać nobilitacją. Cieszy nas, że nasza muzyka trafia do tak szerokiego grona.
Justyna: Jesteście takimi grzecznymi chłopcami, którzy nagle odkryli w sobie bestie i stworzyli zespół? Jesteście w końcu chłopakami z SGH’u, renomowana uczelnia, dużo nauki…
M.K:Powiedziałbym, że SGH jest szkołą, która wręcz pozwoliła nam na to, żeby razem grać. Gdyby to była jakaś polibuda, mogłoby być ciężej...
M.G: Nie chcę tutaj reklamować naszej ukochanej szkoły, ale tam trudne są dwie rzeczy: dostać się i potem zostać wyrzuconym (śmiech). Faktem jest, że dopiero na piątym roku zawiązaliśmy band. Dużo wcześniej też na pewno był czas, żeby coś robić w tym kierunku, ale tak się złożyło. Niby piąty rok to moment, żeby zacząć myśleć o „ karierze zawodowej” , a tu nagle wyskakuje nam coś tak przyjemnego... To była końcówka 2001 roku, trochę inne czasy, inny rynek pracy, muzycznie również. Start dla takich zespołów jak nasz był na pewno dużo trudniejszy niż jest teraz.
M.K: Zaczynając, mieliśmy wrażenie, że jesteśmy jedynym zespołem w swoim rodzaju. Nie było jeszcze wtedy konkretniejszej sceny, która grałaby gitarową alternatywną muzykę. Wydaje mi się, że w tamtym czasie modne były bardziej metalowe kapele. Nie było też tak naprawdę gdzie pokazać się ze swoją muzyką. Teraz jak zawiązuje się młody zespół, to wysyła demo do Piotra Stelmacha, i ma tak zwaną tubę w postaci magazynu „ Pulp” czy tematycznych portali internetowych. Jeżeli ktoś jest dobry, to na pewno jest mu dużo łatwiej zaistnieć.
Justyna: Wam trochę zeszło, żeby zaistnieć…
M.K: Tak, nam trochę zeszło, chociażby dlatego, że mieliśmy parę przerw spowodowanych różnymi sytuacjami życiowymi. W tym składzie gramy od 2006 roku. Można powiedzieć, że właśnie wtedy to wszystko zaczęło się lepiej kręcić, krok po kroku.
Justyna: Przyglądając się Waszej karierze mam wrażenie, że to pasmo fajnych zbiegów okoliczności – ktoś Was usłyszał, ktoś polecił…
M.K: Ale tak chyba zawsze jest. Na początku ktoś Cię zauważy, potem pokaże w radiu, umieści na składance i pozwoli, żeby Twoja muzyka wreszcie zaistniała. Historia każdego zespołu tak wygląda.
M.G: Porównując zamierzchłe czasy naszych studiów, jestem święcie przekonany, że teraz jest dużo łatwiej niż wtedy. Już po pierwszych trzech tygodniach wspólnego grania mieliśmy okazję wystąpić na uczelnianych otrzęsinach – koncert przed T. Lov’em i Blendersami. Wyszliśmy z trzema swoimi piosenkami, trzema coverami - od razu na głęboką wodę bez zbytecznego siedzenia w garażu. Dzięki temu, że rektor był na naszym koncercie, zasponsorował pierwsze demo. Trzeba przyznać, że musiało mu się spodobać. Bardzo pozdrawiamy Marka Rockiego!
Magda: Wyjście na koncert z trzema coverami to skakanie na głęboką wodę?
M.G: Kwestia realiów. Po trzech tygodniach wspólnego grania na próbach, trzy własne kawałki i trzy covery wykonane przed gwiazdkami polskiej sceny rock and rollowej – od czegoś trzeba zacząć. Poza tym te covery były dość głęboko zaaranżowane. Jak patrzę z perspektywy czasu to uważam, że to był odważny ruch i w krótkim czasie odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Warto było.
Justyna: Co jest najtrudniejsze dla młodego zespołu, który chce się wybić?
M.G:W naszym przypadku było tak, że nie mieliśmy ciśnienia typu – jak nam się nie uda, to nie będziemy mieli co włożyć do garnka. To nasza zaleta, że mogliśmy podejść do tego z dużym luzem. Ja to cały czas traktuję hobbystycznie, przyznaję się bez bicia… Takie podejście daje bardzo duży komfort psychiczny.
M.K: Przełomem jest płyta, a najtrudniejsze jest czekanie na dobre momenty w swojej karierze. Na razie funkcjonujemy bez stawiania na jedną kartę, mamy nadzieję, że w przyszłym roku to się zmieni…
Magda: Przyznajecie się do mainstreamowych inspiracji. Nagralibyście z Britney albo z Dodą?
M.K: Z Britney z chęcią! Z Dodą… nie mówimy nie. Jeśli chodzi o mainstream, to nie wstydzę się powiedzieć, że czasami piosenka Britney Spears jest super numerem. Dzisiaj na przykład zagraliśmy Kylie Minogue. Dla nas pojęcie komercji to bardzo szeroki temat - to kwestia rozróżnienia tego, co jest dobre, a co nie. Na tej zasadzie w mainstreamie również znajdują się fajne numery, dobrze napisane i świetnie wyprodukowane, ale można też znaleźć i gnioty.
Magda: Jak łączycie nawiązanie do brytyjskiego squatuii z filmu Trainspotting w nazwie zespołu i inspiracje mainstreamowymi brzmieniami?
M.K: Renton był dość nietypową postacią. Był narkomanem, ale wychodzi z tego nałogu i tak naprawdę mierzy się z konsumpcjonizmem, który panuje dookoła. Starał się w tym wszystkim odnaleźć. Można powiedzieć, że my też funkcjonujemy w takim samym świecie i chociażby pytania zadawane nam o komercję, są wspólną płaszczyzną z Markiem Rentonem.
Magda: Co z tego, co robicie, nazywacie niekomercyjnym?
M.G: My niczego nie kalkulujemy przy tworzeniu muzyki, w związku z tym nie robimy niczego, co z założenia ma dać określony efekt rynkowy. Po prostu gramy to, co lubimy grać. A jeśli po zarejestrowaniu w studio da się jeszcze tego słuchać to osiągnięta została pełna satysfakcja. Nie zastanawiamy się, czy to się lepiej „sprzeda” w sensie komercyjnym. To byłaby błędna logika, która z estetycznego punktu widzenia mogłaby zepchnąć nas w regiony, w których nie chcemy gościć. Wtedy umykałaby satysfakcja i przechodzilibyśmy do rutyny zawodowej. To już wolę pracę w dużym banku na etacie.
M.K: Wydanie płyty, to w pewnym sensie też działanie komercyjne, zagranie koncertu – również. Jeżeli pójdziemy tym tropem, to wszystko staje się coraz bardziej relatywne. My po prostu robimy taką muzykę, jaka podoba się nam samym i staramy się z nią dotrzeć do jak najszerszej publiczności.
Kuba: W Waszym rozumieniu, komercja zaczyna się wtedy, gdy przy jakimś działaniu pierwszym celem jest zarobienie na tym albo wylansowanie się, tak? Komercja zawiera się w podstawie działania, a nie w jego odbiorze.
M.K: To są właśnie bardzo akademickie dyskusje. Wiadomo, że często fajne i ambitne rzeczy stają się komercyjne tylko dlatego, że zaczynają się z tego powodu dobrze sprzedawać. Ale czy to znaczy, że stają się one innymi rzeczami?
Ostatnio na koncercie jedna z osób wypowiedziała takie zdanie: „Tylko nie pozwólcie, żeby Was grali w Zet’ce” – tak, jakby to była jakaś hańba. Natomiast jeżeli naszą muzykę zagra Radio Zet, to czy ta muzyka się zmieni?
M.G: Przede wszystkim pojęcie komercji jest bardzo nieostre. Z jednej strony istnieje konkretna alternatywa, z drugiej strony totalna komercja (czyli na przykład wspomniana Doda), ale jest jeszcze cały środek: Coma, Lao Che, Czesław Śpiewa. Ich nie wrzucisz ani do alternatywy, ani do komercji, do mainstream’u też nie.
Myślę, że w tym środku jest jeszcze trochę miejsca do zagospodarowania. Renton czasem ma wątpliwości, gdzie stoi – czy bardziej na lewą nogę, czy jednak na prawą. Ale gdzie Renton ostatecznie umiejscowi się na rynku muzycznym to tak naprawdę rzecz wtórna. My robimy swoje i tego się trzymamy. Jaki będzie tego efekt jest poniekąd niezależne od nas. Nie zamierzam rezygnować z grania gdyby się okazało, że nagle gwałtownie spadła liczba fanów i na koncerty przychodzi po 10 osób.
Magda: Chcecie wynieść Eurowizję na wyższy poziom?
M.K: Myślę, że każdy by chciał, żeby na Eurowizji były prezentowane fajne numery. Dlaczego tam mają się zgłaszać tylko piosenki w stylu Isis Gee, która reprezentowała Polskę w zeszłym roku? Tym bardziej, że można wyciągnąć wnioski z jej występu i stwierdzić, że może warto w tym roku przedstawić Polskę od innej strony. Myślę, że pewnie też bylibyście zadowoleni, jeśli pojawiałoby się tam więcej innej muzyki.
Magda: Myślicie, że uda Wam się wygrać ze Stachurskym?
M.K: Szczerze? Wydaje mi się, że nie. Nie wiem czy akurat ze Stachurskym, ale rzecz polega na tym, że tak naprawdę jesteśmy zespołem nieznanym i myślę, że ludzie przy okazji takiego konkursu głosują na postacie najbardziej popularne, na przykład na Lidię Kopanię, która ma już swoich fanów i jest najbardziej promowana przez media.
Pewnie ciężko będzie się z tym zmierzyć, ale z drugiej strony fajnie się pokazać. Śledzimy, jak nasza piosenka jest odbierana i okazuje się, że podoba się nie tylko fanom alternatywnego grania. Może uda nam się zwrócić uwagę na to, że istnieje jakaś muzyka poza tym, co ludzie znają z popularnych stacji radiowych. Może ktoś zacznie szukać innych zespołów, które tworzą dobrą muzykę, niekoniecznie w mainstreamie.
Magda: Trójka kiedyś była bastionem rock and rolla, młodych i świeżych zespołów… Czym jest teraz?
M.K: W porównaniu z innymi stacjami, jest tam dużo ciekawej muzyki alternatywnej i to jest bardzo ważne.
Magda: Słyszałam, że nie pijecie dużo i nie jesteście bardzo rock and rollowi…
M.K: Nie będę Ci mówił, że nieprawda, że pijemy i tak dalej. Może kiedyś uda Ci się to zweryfikować empirycznie (śmiech).
Magda: Traktujecie z dystansem siebie i swoją muzykę?
M.K: Myślę, że tak. Chociażby omawiana już Eurowizja – wiele osób twierdzi, że zgłoszenie się tam, to inaczej brak szacunku do siebie. My mamy do tego dystans!
Magda: Skoro dużo ludzi twierdzi, że straciliście do siebie szacunek, trudno jest Wam być konsekwentnymi?
M.K: Dopóki wierzysz w to, co robisz i masz świadomość, że robisz to prawdziwe i szczerze, to puszczasz takie opinie mimochodem. Mimo wielu głosów negatywnych, pojawia się też bardzo dużo pozytywnych – ludzie ze środowiska trzymają za nas kciuki…
Magda: Stelmach skomentował Wasz udział w Eurowizji?
M.K: Tak. Skomentował, ale nie będę nic mówił na ten temat. Nie jest on jednak wielkim zwolennikiem naszej decyzji.
Magda: Według mnie jest tendencja wzrostowa wśród polskich zespołów, które śpiewają po angielsku. Śpiewających w naszym języku jest mało…
M.K: Może to wynika z tego, że ludzie są osłuchani z muzyką po angielsku i coraz mniej przeszkadza im to, że zespoły polskie śpiewają również w obcym języku. Nie ma co ukrywać, że wtedy pewne frazy brzmią po prostu lepiej - pomimo tego, że treść jest ta sama. Nie mam pojęcia co takiego jest w naszym języku, że trudniej sprawić aby z muzyką brzmiał dobrze. Te same wersy wykonane w języku angielskim odbiera się zupełnie inaczej – zazwyczaj lepiej. Jeśli chodzi o zespoły grające po polsku i angielsku, to według mnie proporcje i tak są zachowane.
Jako ciekawostki, na koncertach, gramy aranżacje kawałków oryginalnie wykonywanych w języku angielskim. Wiadomo, że ludzie generalnie lubią rzeczy, które znają. Swoimi przeróbkami ich zaskakujemy. Dzisiaj zagraliśmy na przykład przebój Davide’a Guett’y „Love is gone”. Robimy to wszystko dla fun’u. Nie dopisujemy do tego żadnych ideologii. To nie jest tak, że my słuchamy takiej muzyki w domu! To tylko zabawa… Niemniej jednak nie mamy w planach żadnego nowego cover’u śpiewanego po polsku.
Magda: Dlaczego wybraliście numer „Stan pogody” Anny Jurksztowicz na składankę „Wszystkie covery świata?”
M.K: Muszę powiedzieć, że bardzo długo szukaliśmy kawałka. Musiał to być numer z lat 80-tych, który by nam się spodobał. Gdy udało nam się wygrzebać ten numer, od razu wiedzieliśmy, że to jest to, że z tego można zrobić coś fajnego. Tym bardziej, że przerobienie słodkiego kawałka na coś bardziej alternatywnego jest niezłym fun’em.
Magda: Trudno było przerobić muzykę Krzesimira Dębskiego? Co powiedziała Jurksztowicz? Była zadowolona?
M.K: Nie było trudno przerobić muzykę napisaną przez Dębskiego, bo jest tam bardzo dobra melodia, która obroni się w każdej aranżacji. Powiem Ci szczerze, że nie wiemy co myśli na ten temat sama autorka, ale fajnie by było wiedzieć. Nie boimy się jej opinii…
Magda: Ostatni cover zachęcił Was do śpiewania po polsku?
M.K: Myślę, że tak. Jesteśmy całkiem zadowoleni z tego brzmienia. Musimy przyznać, że zajęło nam trochę czasu oswajanie się z Rentonem po polsku, ale cieszymy się, że spodobaliśmy się ludziom w takim wydaniu. Może na następnej płycie znajdzie się coś w naszym ojczystym języku.
Magda: Co było kamieniem milowym w Waszej karierze?
M.K: Tych kamieni było dużo, ale wybrałbym wydanie płyty. Z nią czujemy, że postawiliśmy kropkę nad i, której nam długo, długo brakowało. Myślę, że to nam ułatwi dużo rzeczy, że będzie nam prościej nagrać kolejny krążek. Wspaniałym uczuciem jest to, że ludzie mają w końcu szansę, żeby zapoznać się z naszym materiałem w domu. Koncerty są też dużo przyjemniejsze, kiedy widzimy, że ludzie nas znają i sami śpiewają piosenki. Uwielbiamy granie koncertów i tę energię.
Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiała: Magda Kołodziej
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 228 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 1 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/article.php on line 246 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Warning: Missing argument 7 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 8 for DisplayTopic(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 91 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 477
Warning: Missing argument 2 for OpenTable(), called in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/modules/News/comments.php on line 503 and defined in /home/klient.dhosting.pl/rafanoo/wici.info/public_html/themes/Wici/theme.php on line 267
Komentarze |