Nauka Technika Åšwiat
Wys�ano dnia 10-08-2006 o godz. 12:00:00 przez pala2 1011
Wys�ano dnia 10-08-2006 o godz. 12:00:00 przez pala2 1011
Rynek turystyki kosmicznej rozwija skrzydła do gry wchodzą kolejne firmy, a już działające poszerzają ofertę. Niedługo na orbitę poleci pierwsza turystka, która być może wyjdzie na spacer 400 km nad naszymi głowami. |
Podczas ostatniej misji promu Discovery dwaj astronauci trzykrotnie wychodzili na tzw. kosmiczny spacer. Tak zwany, bo w istocie nie był to żaden spacer, ale sześć godzin ciężkiej harówy. Podczas wyjść w otwartą przestrzeń ubrani w niewygodne skafandry astronauci naprawiali, dokręcali, a nawet szpachlowali (patrz "Gazeta" z 15-16.07.2006). Na relaks, odpoczynek i podziwianie widoków wiele czasu nie było.
Żeby jednak wyjść na prawdziwy kosmiczny spacer, wcale nie trzeba być superzdrowym i superwysportowanym astronautą. Wystarczy mieć 35 mln dol.
Nawet w nos siÄ™ nie podrapie
Wyjście w otwartą przestrzeń kosmiczną od kilku dni znajduje się w ofercie firmy Space Adventures. Rosyjskimi sojuzami wysyła ona turystów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Dziesięciodniowy turnus (razem z trwającą dwa dni podróżą) kosztuje 20 mln dol. Jako pierwszy poleciał w 2001 r. amerykański milioner Dennis Tito. Rok po nim był Mark Shuttleworth z RPA. W 2005 r. na ISS bawił Amerykanin Greg Olsen.
- Podczas pobytu na stacji wszyscy marzyli o kosmicznym spacerze - twierdzi rzecznik Space Adventures. Dlatego firma postanowiła, że za dodatkowe 15 mln dol. zapewni swoim klientom półtoragodzinną wycieczkę poza ISS. Ubrany w rosyjski skafander kosmiczny turysta będzie mógł zabrać ze sobą aparat lub kamerę. I obowiązkowo przewodnika - rosyjskiego kosmonautę.
Spacer przedłuży pobyt gościa na stacji o sześć-osiem dni. Tyle czasu zajmą mu przygotowania do wyjścia na zewnątrz. Turysta będzie też musiał jeszcze na Ziemi przejść specjalne miesięczne szkolenie, które fizycznie i psychicznie przygotuje go do kosmicznej przechadzki. Chodzi m.in. o to, żeby nie wpadł w panikę - zamknięty w ciasnym i krępującym ruchy skafandrze (nie będzie mógł się nawet podrapać w swędzący nos) i lecący w otwartej przestrzeni 400 km nad Ziemią.
Dlatego z tej atrakcji nie skorzysta 35-letni Daisuke Enomoto - japoński biznesmen, który poleci na orbitę 14 września razem z kolejną, dwuosobową zmianą załogi stacji kosmicznej. - Choć bardzo, bardzo chciał - przyznał rzecznik Space Adventures.
To, co nie uda się mężczyźnie, może udać się kobiecie. W przyszłym roku na Międzynarodową Stację Kosmiczną ma polecieć pierwsza turystka - urodzona w Iranie i mieszkająca w USA Anousheh Anasari. Jest ona fundatorką X Prize - wynoszącej 10 mln dol. nagrody, którą dwa lata temu zdobył Burt Rutan. Wyniósł on swój SpaceShipOne, pierwszy prywatny pojazd kosmiczny, w lot suborbitalny - niewchodzący na orbitę, ale nieznacznie przekraczający granicę ziemskiej atmosfery znajdującą się na wysokości ok. 100 km. Anasari podpisała już wstępną umowę ze Space Adventures i teraz czeka w kolejce wśród innych chętnych.
Konkurencja nie śpi
Kto nie ma 35 mln dol., a chciałby polecieć w kosmos, nie musi się martwić - wystarczy 200 tys. Za taką kwotę na kilkunastominutowy lot suborbitalny zaprasza firma Virgin Galactic należąca do Richarda Bransona (właściciela m.in. linii lotniczych). Pierwszy lot planowany jest na 2008 r., ale bilety wykupiło już dwieście osób. Branson będzie wysyłał turystów w kosmos za pomocą rakietowych samolotów (zbudowanych na bazie SpaceShipOne) startujących z lotniska w amerykańskim stanie Nowy Meksyk i lądujących na Ziemi lotem szybowcowym. Właściciel Virgin Galactic zapowiada, że za kilka lat prawie każdego będzie stać na wykupienie lotu w jego firmie.
Ceny na pewno spadną. Rynek turystyki kosmicznej rozwija się błyskawicznie i Bransonowi już rośnie konkurencja. Ostatnio budowę kosmodromu turystycznego w Teksasie i statku, który zabierałby jego klientów w loty suborbitalne, zapowiedział Jeff Bezos - założyciel sklepu internetowego Amazon.com. Jego pojazd rakietowy będzie startował i lądował pionowo, a podczas lądowania wykorzystywał do hamowania zwrócony w dół silnik. Podobnie lądują brytyjskie samoloty myśliwskie Harrier. Takiego manewru nie stosowano jednak dotąd w sprowadzaniu na Ziemię statków kosmicznych.
Ryzykowne wycieczki
Jeśli lot suborbitalny komuś nie wystarczy, to w 2015 r. będzie mógł skorzystać z usług niejakiego Roberta Bigelowa. To potentat branży hotelarskiej z USA, który zamierza wysłać na orbitę... nadmuchiwany hotel. To nie żadna fantazja, tylko realny plan. Bigelow już testuje stosowne rozwiązania techniczne. Dwa tygodnie temu rosyjska rakieta wyniosła na wysokość 550 km moduł Genesis 1. To balon uszyty m.in. z kuloodpornego kevlaru, który po osiągnięciu właściwej orbity został nadmuchany do długości 4,5 m i średnicy 2,4 m. Przez kilka lat będzie krążył nad naszymi głowami, a zatrudnieni przez Bigelowa naukowcy sprawdzą, czy konstrukcja zdaje egzamin (np. czy wytrzymuje uderzenia mikrometeorów).
Za 15 lat rynek turystyki kosmicznej ma przynosić miliard dolarów rocznie. Na początku tego roku amerykańskie władze opublikowały projekt ustawy regulującej cywilne loty na orbitę. Na 123 stronach określono m.in. kwalifikacje pilotów i opisano szkolenie przygotowujące pasażerów do sytuacji awaryjnych, jakie mogą się przytrafić podczas lotu. Turyści nie będą jednak musieli przechodzić badań lekarskich - ewentualne ryzyko i tak biorą na siebie.
Nieoczekiwane kłopoty mogą się przytrafić nawet zawodowcom. Podczas lotu w 1963 r. Walentyna Tierieszkowa, pierwsza kobieta w kosmosie, kompletnie się rozkleiła. Radzieccy kontrolerzy lotu z trudem ściągnęli ją bezpiecznie na Ziemię.
Żeby jednak wyjść na prawdziwy kosmiczny spacer, wcale nie trzeba być superzdrowym i superwysportowanym astronautą. Wystarczy mieć 35 mln dol.
Nawet w nos siÄ™ nie podrapie
Wyjście w otwartą przestrzeń kosmiczną od kilku dni znajduje się w ofercie firmy Space Adventures. Rosyjskimi sojuzami wysyła ona turystów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Dziesięciodniowy turnus (razem z trwającą dwa dni podróżą) kosztuje 20 mln dol. Jako pierwszy poleciał w 2001 r. amerykański milioner Dennis Tito. Rok po nim był Mark Shuttleworth z RPA. W 2005 r. na ISS bawił Amerykanin Greg Olsen.
- Podczas pobytu na stacji wszyscy marzyli o kosmicznym spacerze - twierdzi rzecznik Space Adventures. Dlatego firma postanowiła, że za dodatkowe 15 mln dol. zapewni swoim klientom półtoragodzinną wycieczkę poza ISS. Ubrany w rosyjski skafander kosmiczny turysta będzie mógł zabrać ze sobą aparat lub kamerę. I obowiązkowo przewodnika - rosyjskiego kosmonautę.
Spacer przedłuży pobyt gościa na stacji o sześć-osiem dni. Tyle czasu zajmą mu przygotowania do wyjścia na zewnątrz. Turysta będzie też musiał jeszcze na Ziemi przejść specjalne miesięczne szkolenie, które fizycznie i psychicznie przygotuje go do kosmicznej przechadzki. Chodzi m.in. o to, żeby nie wpadł w panikę - zamknięty w ciasnym i krępującym ruchy skafandrze (nie będzie mógł się nawet podrapać w swędzący nos) i lecący w otwartej przestrzeni 400 km nad Ziemią.
Dlatego z tej atrakcji nie skorzysta 35-letni Daisuke Enomoto - japoński biznesmen, który poleci na orbitę 14 września razem z kolejną, dwuosobową zmianą załogi stacji kosmicznej. - Choć bardzo, bardzo chciał - przyznał rzecznik Space Adventures.
To, co nie uda się mężczyźnie, może udać się kobiecie. W przyszłym roku na Międzynarodową Stację Kosmiczną ma polecieć pierwsza turystka - urodzona w Iranie i mieszkająca w USA Anousheh Anasari. Jest ona fundatorką X Prize - wynoszącej 10 mln dol. nagrody, którą dwa lata temu zdobył Burt Rutan. Wyniósł on swój SpaceShipOne, pierwszy prywatny pojazd kosmiczny, w lot suborbitalny - niewchodzący na orbitę, ale nieznacznie przekraczający granicę ziemskiej atmosfery znajdującą się na wysokości ok. 100 km. Anasari podpisała już wstępną umowę ze Space Adventures i teraz czeka w kolejce wśród innych chętnych.
Konkurencja nie śpi
Kto nie ma 35 mln dol., a chciałby polecieć w kosmos, nie musi się martwić - wystarczy 200 tys. Za taką kwotę na kilkunastominutowy lot suborbitalny zaprasza firma Virgin Galactic należąca do Richarda Bransona (właściciela m.in. linii lotniczych). Pierwszy lot planowany jest na 2008 r., ale bilety wykupiło już dwieście osób. Branson będzie wysyłał turystów w kosmos za pomocą rakietowych samolotów (zbudowanych na bazie SpaceShipOne) startujących z lotniska w amerykańskim stanie Nowy Meksyk i lądujących na Ziemi lotem szybowcowym. Właściciel Virgin Galactic zapowiada, że za kilka lat prawie każdego będzie stać na wykupienie lotu w jego firmie.
Ceny na pewno spadną. Rynek turystyki kosmicznej rozwija się błyskawicznie i Bransonowi już rośnie konkurencja. Ostatnio budowę kosmodromu turystycznego w Teksasie i statku, który zabierałby jego klientów w loty suborbitalne, zapowiedział Jeff Bezos - założyciel sklepu internetowego Amazon.com. Jego pojazd rakietowy będzie startował i lądował pionowo, a podczas lądowania wykorzystywał do hamowania zwrócony w dół silnik. Podobnie lądują brytyjskie samoloty myśliwskie Harrier. Takiego manewru nie stosowano jednak dotąd w sprowadzaniu na Ziemię statków kosmicznych.
Ryzykowne wycieczki
Jeśli lot suborbitalny komuś nie wystarczy, to w 2015 r. będzie mógł skorzystać z usług niejakiego Roberta Bigelowa. To potentat branży hotelarskiej z USA, który zamierza wysłać na orbitę... nadmuchiwany hotel. To nie żadna fantazja, tylko realny plan. Bigelow już testuje stosowne rozwiązania techniczne. Dwa tygodnie temu rosyjska rakieta wyniosła na wysokość 550 km moduł Genesis 1. To balon uszyty m.in. z kuloodpornego kevlaru, który po osiągnięciu właściwej orbity został nadmuchany do długości 4,5 m i średnicy 2,4 m. Przez kilka lat będzie krążył nad naszymi głowami, a zatrudnieni przez Bigelowa naukowcy sprawdzą, czy konstrukcja zdaje egzamin (np. czy wytrzymuje uderzenia mikrometeorów).
Za 15 lat rynek turystyki kosmicznej ma przynosić miliard dolarów rocznie. Na początku tego roku amerykańskie władze opublikowały projekt ustawy regulującej cywilne loty na orbitę. Na 123 stronach określono m.in. kwalifikacje pilotów i opisano szkolenie przygotowujące pasażerów do sytuacji awaryjnych, jakie mogą się przytrafić podczas lotu. Turyści nie będą jednak musieli przechodzić badań lekarskich - ewentualne ryzyko i tak biorą na siebie.
Nieoczekiwane kłopoty mogą się przytrafić nawet zawodowcom. Podczas lotu w 1963 r. Walentyna Tierieszkowa, pierwsza kobieta w kosmosie, kompletnie się rozkleiła. Radzieccy kontrolerzy lotu z trudem ściągnęli ją bezpiecznie na Ziemię.
Komentarze |