Nauka Technika Åšwiat
Wys�ano dnia 02-12-2005 o godz. 12:00:00 przez pala2 508
Wys�ano dnia 02-12-2005 o godz. 12:00:00 przez pala2 508
Pomiędzy Europą a Ameryką trwa spór o to, jak w przyszłości mierzyć ziemski czas. Amerykanie proponują, aby odmierzające czas obserwatoria astronomiczne przestały średnio co 18 miesięcy dodawać sekundę, jak to czynią od ponad 30 lat. |
Europejczycy są przeciwni tej zmianie. Tłumaczą, że jeśli do niej dojdzie, ziemskie zegary zaczną odliczać czas w oderwaniu od ruchu wirowego Ziemi, co może doprowadzić do chaosu.
Skąd wzięła się ta dodatkowa sekunda? Stąd, że nasza planeta obraca się coraz wolniej. Są to znikome ułamki sekund opóźnienia na dobę, których zwykły śmiertelnik oczywiście nie zauważy, lecz precyzyjne urządzenia - tak.
Fakt, że każdy kolejny obrót Ziemi trwa nieco dłużej od poprzedniego, stanowi pewien kłopot, bo ziemski czas jest ściśle powiązany z ruchem wirowym naszego globu. Skoro ten zwalnia, właściwie należałoby wydłużać każdą kolejną dobę, co w praktyce jest niemożliwe. Zdecydowano więc inaczej - postanowiono, że mniej więcej raz na półtora roku wskazówki ziemskich zegarów będą przesuwane do przodu od razu o całą sekundę. Tak postępuje się od 1972 roku.
Teraz jednak Amerykanie chcieliby się pozbyć tej dodatkowej sekundy. Ich przedstawiciele w Międzynarodowej Unii Telekomunikacyjnej (ITU) zaproponowali ostatnio, żeby dać sobie spokój z kłopotliwym korygowaniem czasu. W zamian niektórzy z nich postulują, by czynić to rzadziej i wtedy dodawać od razu godzinę. Przeciwko tym propozycjom protestują przede wszystkim astronomowie, dla których każdy ułamek sekundy ma znaczenie. - Stracimy wtedy orientację w pomiarach, próbując uzgodnić wyniki obserwacji prowadzonych w różnych miejscach globu. Spodziewam się też kłopotów z nawigacją naziemną i komunikacją z satelitami - obawia się Jonathan Betts z Królewskiego Obserwatorium w Greenwich pod Londynem.
Jego placówka ma szczególne powody do niepokoju. Przez nią bowiem przebiega południk zero - tu zaczynają się ziemskie doby. Zgoda na amerykańską propozycję oznaczałaby, że długość ziemskiego dnia nie byłaby już wyznaczana przez dwa kolejne przejścia tarczy słonecznej przez południk zerowy, lecz wyłącznie przez ziemskie zegary. W ten sposób czas na Ziemi zacząłby płynąć niezależnie od tego, co się dzieje wokół niej. A obserwatorium w Greenwich - dziś strażnik ziemskiego czasu odmierzanego przez Słońce - straciłoby swoją uprzywilejowaną pozycję. Czy do tego dojdzie? Mówiąc przekornie, czas pokaże. Ostatnie spotkanie ITU w Genewie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Na razie sekunda ocalała, co oznacza, że następną dodamy sobie już w Nowy Rok.
Skąd wzięła się ta dodatkowa sekunda? Stąd, że nasza planeta obraca się coraz wolniej. Są to znikome ułamki sekund opóźnienia na dobę, których zwykły śmiertelnik oczywiście nie zauważy, lecz precyzyjne urządzenia - tak.
Fakt, że każdy kolejny obrót Ziemi trwa nieco dłużej od poprzedniego, stanowi pewien kłopot, bo ziemski czas jest ściśle powiązany z ruchem wirowym naszego globu. Skoro ten zwalnia, właściwie należałoby wydłużać każdą kolejną dobę, co w praktyce jest niemożliwe. Zdecydowano więc inaczej - postanowiono, że mniej więcej raz na półtora roku wskazówki ziemskich zegarów będą przesuwane do przodu od razu o całą sekundę. Tak postępuje się od 1972 roku.
Teraz jednak Amerykanie chcieliby się pozbyć tej dodatkowej sekundy. Ich przedstawiciele w Międzynarodowej Unii Telekomunikacyjnej (ITU) zaproponowali ostatnio, żeby dać sobie spokój z kłopotliwym korygowaniem czasu. W zamian niektórzy z nich postulują, by czynić to rzadziej i wtedy dodawać od razu godzinę. Przeciwko tym propozycjom protestują przede wszystkim astronomowie, dla których każdy ułamek sekundy ma znaczenie. - Stracimy wtedy orientację w pomiarach, próbując uzgodnić wyniki obserwacji prowadzonych w różnych miejscach globu. Spodziewam się też kłopotów z nawigacją naziemną i komunikacją z satelitami - obawia się Jonathan Betts z Królewskiego Obserwatorium w Greenwich pod Londynem.
Jego placówka ma szczególne powody do niepokoju. Przez nią bowiem przebiega południk zero - tu zaczynają się ziemskie doby. Zgoda na amerykańską propozycję oznaczałaby, że długość ziemskiego dnia nie byłaby już wyznaczana przez dwa kolejne przejścia tarczy słonecznej przez południk zerowy, lecz wyłącznie przez ziemskie zegary. W ten sposób czas na Ziemi zacząłby płynąć niezależnie od tego, co się dzieje wokół niej. A obserwatorium w Greenwich - dziś strażnik ziemskiego czasu odmierzanego przez Słońce - straciłoby swoją uprzywilejowaną pozycję. Czy do tego dojdzie? Mówiąc przekornie, czas pokaże. Ostatnie spotkanie ITU w Genewie nie przyniosło rozstrzygnięcia. Na razie sekunda ocalała, co oznacza, że następną dodamy sobie już w Nowy Rok.
Komentarze |