Nauka Technika Polska
Wys�ano dnia 18-06-2005 o godz. 09:00:00 przez pala1 429
Wys�ano dnia 18-06-2005 o godz. 09:00:00 przez pala1 429
Kiedy już w ręku masz, lub w niedalekiej przyszłości będziesz miał, różowy kawałek papieru formatu A4 z dumnym napisem "Świadectwo Dojrzałości" możesz odetchnąć, bo najgorsze już za tobą. Teraz czekają cię najdłuższe wakacje życia - nie licząc emerytury rzecz jasna - cztery miesiące słodkiego nicnierobienia. Po drodze czeka cię jeszcze drobny, choć mogący zaważyć na twej przyszłości szczegół, który dumnie nazwać można "pójściem na studia". "Mamo, mamo chcę być studentem" krzykniesz radośnie. Wszystko pięknie, tylko pytanie - gdzie, jak, dlaczego i przede wszystkim - za co. A wybór z roku na rok jest coraz większy. Na warszawskich ulicach wraz ze zbliżającym się lipcem pojawia się coraz więcej billboardów mniej lub bardziej znanych szkół wyższych np. Wyższej Szkoły Ekonomicznej z dreadziastym studentem zachęcającym właśnie NAS do studiów, czy też Wyższej Szkoły Promocji i Reklamy, w której studiują takie sławy jak choćby Ala Janosz. |
Szkół wyższych lub "wyższych" jest teraz tyle, że przeciętny młody człowiek chcący pogłębiać swoją wiedze może być nieco zagubiony. Najlepsze są te, które mają wieloliterowe skróty - ostatnio spotkałem się z nową zabawą przyszłych studentów w rozszyfrowywaniu znaczków. Czym jest WSTE? Albo SWMC? Albo WSD? Albo WSP TWP?
Szkoły takie jak SWPS, WSISiZ, Collegium Civitas, Koźmiński czy Łazarski mają swoją renomę i są powszechnie znane. Jednak zarówno w nich, a tym bardziej w tych mniej znanych "uczelniach" nie wszystko jest tak piękne jakby mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. Nierzadko część kadry to dorabiający na boku profesorowie akademiccy z UW czy SGH lub innych państwowych uczelni. A często skoro państwowy wykładowca to, i państwowe podejście - czyli w najlepszym przypadku patrzenie z góry na studenta, w najgorszym - robienie łaski z prowadzenia zajęć i traktowanie uczących się w prywatnych szkołach jako tych gorszych (których pieszczotliwie nazywają tępakami - bo nie dostali się na państwowe). Niestety w naszym kraju ciągle za mało jest dobrej, wykwalifikowanej kadry nauczającej na uczelniach wyższych, zarówno państwowych jak i prywatnych. Dlatego też szkoły "wyższe", które znajdują się dalej w rankingach, takich jak te prowadzone przez Wprost czy Perspektywy są totalnymi bublami edukacyjnymi - nie dość, że poziom nauczania jest tragiczny, to papierek nadawany przez takie placówki jest nic niewarty na rynku pracy. Żadna szanująca się firma nie zatrudni kogoś po szkole, którą zna tylko dzielnicowy i rodzice studentów. W jednej z warszawskich drugoligowych szkół informatycznych kadra sama dokładnie nie wie, czego ma uczyć, a studenci często nie mają pojęcia czym różni się komputer od drukarki.
Pieniążki poproszę panie student!
Można powiedzieć, że studiowanie nie jest aż tak kosztowne (dla tych, którzy mogą sobie na takie studiowanie pozwolić). W przeciętnej, dobrej szkole rok kosztuje około 5-6 tysięcy złotych, co nie jest wygórowaną kwotą jeśli tylko uczelnia jest coś warta. Zdarzają się oczywiście przypadki, gdy za rok nauki zapłacimy 10-11 tys. i więcej, jak np. w warszawskiej PJWSTK (która od wielu lat jest w czołówce szkół technicznych), ale ta placówka jest powszechnie znana i ceniona w środowisku IT. W takich miejscach można liczyć na rozbudowane systemy stypendialne, które często pokrywają część lub nawet całość kosztów. Czasami na takiej uczelni można nawet zarobić - wystarczy tylko w miarę dobrze się uczyć. I kto powiedział, że studiowanie nie jest opłacalne?
Student international
Coraz częściej studenci decydują się na kontynuowanie nauki poza Polską, np. w ramach unijnego programu wymiany Socrates-Erasmus (nauka zagranicą trwa wtedy semestr lub dwa). Szacuje się, że w przyszłym roku akademickim zagranicą studiować będzie około 60-70 tys. studentów, z czego 1/3 nie będzie nawet starać się o miejsce w rodzimych placówkach, wybierając od razu uczelnię zagraniczną. Oprócz wysokiej klasy kadry naukowej, wśród której można odnaleźć nawet noblistów, każdy ze studentów ma do swojej dyspozycji nowoczesne zaplecze techniczne, rzadko jest spotykane w naszych państwowych uczelniach (w prywatnych też nie jest rewelacyjnie). Szerokie programy stypendialne w zachodnich uczelniach (niektóre nawet rezygnują z czesnego) pozwalają na studiowanie za naprawdę śmieszne (biorąc pod uwagę jakości nauczania) pieniądze. Np. za rok studiów w Wielkiej Brytanii trzeba zapłacić około 7-8 tysięcy złotych, co jest kwotą porównywalną do wydatków na studiowanie w Polsce. No i zawsze pracodawca będzie lepiej patrzył na dyplom np. Cambridge czy uniwersytetu w Edynburgu, niż Szkoły Wyższej Tego i Owego z odziałem w Pcimiu Dolnym.
Na szczęście nasze uniwerki stają się powoli coraz lepsze (UW jest najlepszą uczelnią informatyczną na świecie), a najważniejsze jest to, że żaden pryszczaty nastolatek nie wciśnie ci ulotki reklamującej UW, SGH czy SGGW. Bo powszechnie wiadomo, że to co państwowe jest dobre i nie trzeba tego reklamować.
Szkoły takie jak SWPS, WSISiZ, Collegium Civitas, Koźmiński czy Łazarski mają swoją renomę i są powszechnie znane. Jednak zarówno w nich, a tym bardziej w tych mniej znanych "uczelniach" nie wszystko jest tak piękne jakby mogło się na pierwszy rzut oka wydawać. Nierzadko część kadry to dorabiający na boku profesorowie akademiccy z UW czy SGH lub innych państwowych uczelni. A często skoro państwowy wykładowca to, i państwowe podejście - czyli w najlepszym przypadku patrzenie z góry na studenta, w najgorszym - robienie łaski z prowadzenia zajęć i traktowanie uczących się w prywatnych szkołach jako tych gorszych (których pieszczotliwie nazywają tępakami - bo nie dostali się na państwowe). Niestety w naszym kraju ciągle za mało jest dobrej, wykwalifikowanej kadry nauczającej na uczelniach wyższych, zarówno państwowych jak i prywatnych. Dlatego też szkoły "wyższe", które znajdują się dalej w rankingach, takich jak te prowadzone przez Wprost czy Perspektywy są totalnymi bublami edukacyjnymi - nie dość, że poziom nauczania jest tragiczny, to papierek nadawany przez takie placówki jest nic niewarty na rynku pracy. Żadna szanująca się firma nie zatrudni kogoś po szkole, którą zna tylko dzielnicowy i rodzice studentów. W jednej z warszawskich drugoligowych szkół informatycznych kadra sama dokładnie nie wie, czego ma uczyć, a studenci często nie mają pojęcia czym różni się komputer od drukarki.
Pieniążki poproszę panie student!
Można powiedzieć, że studiowanie nie jest aż tak kosztowne (dla tych, którzy mogą sobie na takie studiowanie pozwolić). W przeciętnej, dobrej szkole rok kosztuje około 5-6 tysięcy złotych, co nie jest wygórowaną kwotą jeśli tylko uczelnia jest coś warta. Zdarzają się oczywiście przypadki, gdy za rok nauki zapłacimy 10-11 tys. i więcej, jak np. w warszawskiej PJWSTK (która od wielu lat jest w czołówce szkół technicznych), ale ta placówka jest powszechnie znana i ceniona w środowisku IT. W takich miejscach można liczyć na rozbudowane systemy stypendialne, które często pokrywają część lub nawet całość kosztów. Czasami na takiej uczelni można nawet zarobić - wystarczy tylko w miarę dobrze się uczyć. I kto powiedział, że studiowanie nie jest opłacalne?
Student international
Coraz częściej studenci decydują się na kontynuowanie nauki poza Polską, np. w ramach unijnego programu wymiany Socrates-Erasmus (nauka zagranicą trwa wtedy semestr lub dwa). Szacuje się, że w przyszłym roku akademickim zagranicą studiować będzie około 60-70 tys. studentów, z czego 1/3 nie będzie nawet starać się o miejsce w rodzimych placówkach, wybierając od razu uczelnię zagraniczną. Oprócz wysokiej klasy kadry naukowej, wśród której można odnaleźć nawet noblistów, każdy ze studentów ma do swojej dyspozycji nowoczesne zaplecze techniczne, rzadko jest spotykane w naszych państwowych uczelniach (w prywatnych też nie jest rewelacyjnie). Szerokie programy stypendialne w zachodnich uczelniach (niektóre nawet rezygnują z czesnego) pozwalają na studiowanie za naprawdę śmieszne (biorąc pod uwagę jakości nauczania) pieniądze. Np. za rok studiów w Wielkiej Brytanii trzeba zapłacić około 7-8 tysięcy złotych, co jest kwotą porównywalną do wydatków na studiowanie w Polsce. No i zawsze pracodawca będzie lepiej patrzył na dyplom np. Cambridge czy uniwersytetu w Edynburgu, niż Szkoły Wyższej Tego i Owego z odziałem w Pcimiu Dolnym.
Na szczęście nasze uniwerki stają się powoli coraz lepsze (UW jest najlepszą uczelnią informatyczną na świecie), a najważniejsze jest to, że żaden pryszczaty nastolatek nie wciśnie ci ulotki reklamującej UW, SGH czy SGGW. Bo powszechnie wiadomo, że to co państwowe jest dobre i nie trzeba tego reklamować.
Paweł Ufnalewski/o2.pl
Komentarze
|