Nauka Technika
Wys�ano dnia 19-12-2005 o godz. 11:08:24 przez pala2 597
Wys�ano dnia 19-12-2005 o godz. 11:08:24 przez pala2 597
Gdyby szkoły publiczne zdawały egzamin z nauki języków obcych, to na pewno by oblały - taki smutny obraz pokazuje raport Najwyższej Izby Kontroli. A konkretnie: uczniowie nie mają wyboru, nauczyciele nie są przygotowani, grupy są zbyt liczne, a w zawodówkach uczy się tylko rosyjskiego. |
Od kwietnia do czerwca tego roku kontrolerzy NIK sprawdzili 67 szkół publicznych w Polsce. Wśród nich były cztery świętokrzyskie: Szkoła Podstawowa nr 2 w Końskich, Gimnazjum nr 9 w Kielcach, Zespół Szkół Zawodowych w Skalbmierzu i Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Chęcinach.
W raporcie inspektorzy NIK oceniając wyniki nauczania języków obcych, nie zostawili suchej nitki na szkołach publicznych.
Najpoważniejszym zarzutem jest zbyt duża liczba uczniów w klasie. Ponad połowa kontrolowanych szkół (53,7 proc.) nie przestrzega zasady, że tam gdzie jest więcej niż 24 uczniów, trzeba wprowadzić podział na grupy.
- Bywały takie sytuacje, np. w ubiegłym roku w Pińczowie, gdzie po naszej interwencji podzielono liczną grupę. W tym roku szkolnym zwróciliśmy na to szczególną uwagę samorządom i pilnujemy tego - przekonuje Ryszard Kasperek, świętokrzyski kurator oświaty.
NIK zwrócił też uwagę na niskie kwalifikacje nauczycieli języków. Aż 49,3 proc. z nich nie ma kwalifikacji merytorycznych i pedagogicznych. - To jest zjawisko powszechne szczególnie na wsiach i w mniejszych miejscowościach. W tym roku wpłynęło do nas sto wniosków od dyrektorów szkół, którzy chcieli zatrudnić nauczycieli bez uprawnień [musi być na to zgoda kuratora - red.]. To byli głównie studenci trzeciego roku college´u lub ostatniego roku studiów. Gdybyśmy nie wyrazili na to zgody, w niektórych szkołach w ogóle nie byłoby lekcji tych przedmiotów - mówi kurator.
Nauczyciele języków obcych nie mają też wsparcia w doradcach metodycznych. W naszym województwie jest ich zaledwie czterech. Mniej jest tylko w lubuskim i podkarpackim, a np. w województwie śląskim jest 20. - Samorządy nie mają środków na utrzymanie metodyków, dlatego jest ich coraz mniej. Są takie miasta jak Kielce, Staszów czy Busko, gdzie dba się o te sprawy. Metodyków jest niestety coraz mniej - mówi Ryszard Kasperek. Kuratorzy z wszystkich województw zgłosili już ten problem ministrowi edukacji.
Kontrolerzy NIK przyjrzeli się też nauczaniu języków obcych w szkołach zawodowych.
Najbardziej bulwersujące jest to, że aż 68 proc. uczniów zawodówek, chcąc nie chcąc musi uczyć się języka rosyjskiego. Kurator przyznaje, że nie jest to dobre rozwiązanie w sytuacji, gdy wielu absolwentów szkół zasadniczych znajduje prace w Europie Zachodniej. - To jest też wina dyrektorów szkół. Nie rezygnują z nauki rosyjskiego, żeby nie zwalniać nauczycieli tego przedmiotu. Jest też drugi powód, bo rosyjskiego łatwiej jest się nauczyć i młodzież lepiej sobie z nim radzi - mówi Ryszard Kasperek.
Z raportu wynika, że niewiele lepiej jest w szkołach podstawowych. Co prawda nie dominuje tam rosyjski, ale w 79 proc. szkołach uczniom oferuje się tylko jeden obcy język (przeważnie angielski lub niemiecki). Ale już w gimnazjum często nie ma kontynuacji i uczą się od podstaw kolejnego języka. - Jeszcze jako dyrektor prosiłem rodziców, by zdeklarowali jakiego języka maja uczyć się ich dzieci. Jeśli 95 proc wybrało angielski, to zapewnialiśmy naukę tego przedmiotu. Problem w tym, gdy kilka osób chce się uczyć np. francuskiego. Niestety, nasze szkoły nie są przygotowane na to, żeby dla kilku uczniów stworzyć specjalną grupę - przyznaje kurator.
Dorota Ostaszewska, nauczycielka języka angielskiego w II LO im. Śniadeckiego w Kielcach, wcześniej doradca metodyczny
Ten raport mówi prawdę o nauczaniu języków obcych w polskich szkołach. Podziały na grupy zwykle nie są szczęśliwe. Do tej samej grupy trafia dziecko, które zna już język, bo uczyło się go od przedszkola, i takie, które pierwszy raz się z nim styka. I obydwoje tracą. Pierwsze się nudzi, a druge nie nadąża. Nauczyciel nie jest w stanie prowadzić dwóch osobnych lekcji. Oczywiście jedynym rozwiązaniem jest podział na grupy zaawansowania. Z nauczycielami też jest duży problem. Moja przyjaciółka z wyższym wykształceniem nie może znaleźć pracy w szkole. - Ma pani zbyt wysokie kwalifikacje - słyszy od dyrektorów. To paranoja. W szkołach pracują osoby z licencjatem, bo można im mniej płacić. Teraz w Kielcach anglista z wyższym wykształceniem nie dostanie pracy. Dochodzi do sytuacji, że wielu kandydatów ukrywa swoje kwalifikacje, bo wtedy jest łatwiej o pracę. Oczywiście zdarzają się dyrektorzy, którzy myślą inaczej - żeby zachęcić anglistów do uczenia w szkole, kupują im zestaw głośnomówiący, żeby dbać o ich głos, ale takich jest niewielu. W tym kontekście dobry wynik maturalny to swego rodzaju zaskoczenie. Można to łatwo wytłumaczyć: angielski jest bardzo popularny, wielu uczniów korzysta z zajęć pozaszkolnych. Przed maturą pojawiło się też sporo testów i opracowań, które pomogły zarówno uczniom, jak i nauczycielom.
W raporcie inspektorzy NIK oceniając wyniki nauczania języków obcych, nie zostawili suchej nitki na szkołach publicznych.
Najpoważniejszym zarzutem jest zbyt duża liczba uczniów w klasie. Ponad połowa kontrolowanych szkół (53,7 proc.) nie przestrzega zasady, że tam gdzie jest więcej niż 24 uczniów, trzeba wprowadzić podział na grupy.
- Bywały takie sytuacje, np. w ubiegłym roku w Pińczowie, gdzie po naszej interwencji podzielono liczną grupę. W tym roku szkolnym zwróciliśmy na to szczególną uwagę samorządom i pilnujemy tego - przekonuje Ryszard Kasperek, świętokrzyski kurator oświaty.
NIK zwrócił też uwagę na niskie kwalifikacje nauczycieli języków. Aż 49,3 proc. z nich nie ma kwalifikacji merytorycznych i pedagogicznych. - To jest zjawisko powszechne szczególnie na wsiach i w mniejszych miejscowościach. W tym roku wpłynęło do nas sto wniosków od dyrektorów szkół, którzy chcieli zatrudnić nauczycieli bez uprawnień [musi być na to zgoda kuratora - red.]. To byli głównie studenci trzeciego roku college´u lub ostatniego roku studiów. Gdybyśmy nie wyrazili na to zgody, w niektórych szkołach w ogóle nie byłoby lekcji tych przedmiotów - mówi kurator.
Nauczyciele języków obcych nie mają też wsparcia w doradcach metodycznych. W naszym województwie jest ich zaledwie czterech. Mniej jest tylko w lubuskim i podkarpackim, a np. w województwie śląskim jest 20. - Samorządy nie mają środków na utrzymanie metodyków, dlatego jest ich coraz mniej. Są takie miasta jak Kielce, Staszów czy Busko, gdzie dba się o te sprawy. Metodyków jest niestety coraz mniej - mówi Ryszard Kasperek. Kuratorzy z wszystkich województw zgłosili już ten problem ministrowi edukacji.
Kontrolerzy NIK przyjrzeli się też nauczaniu języków obcych w szkołach zawodowych.
Najbardziej bulwersujące jest to, że aż 68 proc. uczniów zawodówek, chcąc nie chcąc musi uczyć się języka rosyjskiego. Kurator przyznaje, że nie jest to dobre rozwiązanie w sytuacji, gdy wielu absolwentów szkół zasadniczych znajduje prace w Europie Zachodniej. - To jest też wina dyrektorów szkół. Nie rezygnują z nauki rosyjskiego, żeby nie zwalniać nauczycieli tego przedmiotu. Jest też drugi powód, bo rosyjskiego łatwiej jest się nauczyć i młodzież lepiej sobie z nim radzi - mówi Ryszard Kasperek.
Z raportu wynika, że niewiele lepiej jest w szkołach podstawowych. Co prawda nie dominuje tam rosyjski, ale w 79 proc. szkołach uczniom oferuje się tylko jeden obcy język (przeważnie angielski lub niemiecki). Ale już w gimnazjum często nie ma kontynuacji i uczą się od podstaw kolejnego języka. - Jeszcze jako dyrektor prosiłem rodziców, by zdeklarowali jakiego języka maja uczyć się ich dzieci. Jeśli 95 proc wybrało angielski, to zapewnialiśmy naukę tego przedmiotu. Problem w tym, gdy kilka osób chce się uczyć np. francuskiego. Niestety, nasze szkoły nie są przygotowane na to, żeby dla kilku uczniów stworzyć specjalną grupę - przyznaje kurator.
Dorota Ostaszewska, nauczycielka języka angielskiego w II LO im. Śniadeckiego w Kielcach, wcześniej doradca metodyczny
Ten raport mówi prawdę o nauczaniu języków obcych w polskich szkołach. Podziały na grupy zwykle nie są szczęśliwe. Do tej samej grupy trafia dziecko, które zna już język, bo uczyło się go od przedszkola, i takie, które pierwszy raz się z nim styka. I obydwoje tracą. Pierwsze się nudzi, a druge nie nadąża. Nauczyciel nie jest w stanie prowadzić dwóch osobnych lekcji. Oczywiście jedynym rozwiązaniem jest podział na grupy zaawansowania. Z nauczycielami też jest duży problem. Moja przyjaciółka z wyższym wykształceniem nie może znaleźć pracy w szkole. - Ma pani zbyt wysokie kwalifikacje - słyszy od dyrektorów. To paranoja. W szkołach pracują osoby z licencjatem, bo można im mniej płacić. Teraz w Kielcach anglista z wyższym wykształceniem nie dostanie pracy. Dochodzi do sytuacji, że wielu kandydatów ukrywa swoje kwalifikacje, bo wtedy jest łatwiej o pracę. Oczywiście zdarzają się dyrektorzy, którzy myślą inaczej - żeby zachęcić anglistów do uczenia w szkole, kupują im zestaw głośnomówiący, żeby dbać o ich głos, ale takich jest niewielu. W tym kontekście dobry wynik maturalny to swego rodzaju zaskoczenie. Można to łatwo wytłumaczyć: angielski jest bardzo popularny, wielu uczniów korzysta z zajęć pozaszkolnych. Przed maturą pojawiło się też sporo testów i opracowań, które pomogły zarówno uczniom, jak i nauczycielom.
Piotr Burda Gazeta Wyborcza
Komentarze
|