Kielce v.0.8

Teatr
''Teorban'' - skazany na sukces

 drukuj stron�
Teatr
Wys�ano dnia 09-05-2005 o godz. 11:00:00 przez pala2 532

Czar kameralnej sceny, znakomicie zagrana pierwszoplanowa postać i równie udany pomysł połączenia teatru z kinem - to wszystko sprawia, że "Teorban", nowy spektakl w kieleckim teatrze, jest skazany na sukces.

W tym przypadku nie można jednak stwierdzić, że taki sukces był do przewidzenia. Sztuka po raz pierwszy pokazana została rok temu w warszawskim teatrze Scena i wcale nie okazała się hitem. Podkreślano tylko dobrą grę Pauliny Holtz, która grała główną bohaterkę.

Moim zdaniem kielecka wersja "Teorbanu" ma więcej zalet.

Oczywiście, trzeba zacząć od Justyny Sieniawskiej. Gra główną postać - Jeanne, młodą Francuzkę zatrzaśniętej w swoim nowojorskim mieszkaniu 11 września 2001 r. Tego dnia miała mieć arcyważne przesłuchanie z gry na teorbanie, które mogło zaważyć na całej jej karierze muzycznej. Kiedy się zorientowała, że jest w pułapce, zaczęła dzwonić do rodziny, znajomych, ale los sprawił, że albo byli bardzo daleko, albo przebywali właśnie w feralnych wieżach World Trade Center.

Pierwsza część "Teorbanu" to tak naprawdę spektakl jednej aktorki - Justyny Sieniawskiej. Oglądanie bohaterki tryskającej ironicznym humorem, potem zdenerwowanej, znowu pełnej nadziei, a potem zrezygnowanej, jest prawdziwą przyjemnością.

Kolejni bohaterowie pojawiają nie na scenie, ale w sekwencjach filmowych. Mistrzowski pomysł reżysera filmowca Michała Glocka doskonale się sprawdził. A świetne dialogi Jeanne prowadzone z matką (znakomita Maria Wójcikowska), bardziej nerwowe z narzeczonym (Paweł Kumięga) i z bratem (Dawid Żłobiński), sprawiają, że najpierw się dużo śmiejemy, aby potem zmierzyć się z kolejnym obliczem tragedii w WTC. Co ciekawe, głównie za pomocą niepokojącej muzyki.

Po takim reżyserskim debiucie teatralnym Glock ma prawo stanąć przed wyborem - film czy teatr? To, że sprawdził się w jednym i drugim, już pokazał. Cokolwiek więc wybierze, o rezultat możemy być spokojni.

--------------
Rozmowa z Justyną Sieniawską, odtwórczynią głównej roli w sztuce "Teorban"

Paweł Słupski: Czuje się Pani popularna?

JUSTYNA SIENIAWSKA, aktorka Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach: Przyznam, że nie spodziewałam się takiego zamieszania wokół mojej osoby. To niesamowite i oczywiście szalenie miłe, kiedy ludzie spotykani na ulicy chwalą moją grę, dziękują mi, a nawet proszą o autografy.

Przypuszczam, że raczej są to mężczyźni?

- Na początku tak było i to mnie trochę przerażało. Moje pierwsze role w kieleckim teatrze sprawiły, że postrzegano mnie przede wszystkim jako atrakcyjną dziewczynę. Potem zaczęło się to zmieniać - teraz z oznakami sympatii spotykam się równie często ze strony dziewczyn czy osób nieco starszych.

W "Teorbanie" gra Pani główną postać, dojrzałą kobietę...

- Czekałam na taką rolę, choć miałam w związku z nią obawy. Gram osobę starszą od siebie, ale jest mi bliskie, bo lubię role dojrzałych kobiet. Poza tym praca z całą ekipą przy "Teorbanie" od początku układała się świetnie. To ludzie młodzi, pełni energii i otwarci.

Wielu Pani fanow uważa, że w kieleckim teatrze nie zostanie Pani zbyt długo. Proszę to zdementować, bo inaczej może dojść do zamieszek ulicznych...

- Sytacja w której się znalazłam jest idealna dla aktora tuż po studiach. Gram naprawdę dużo - 15-20 spektakli miesięcznie, repertuar jest bardzo zróżnicowany. Zapewniam, że w następnym sezonie nadal będę chciała tu grać. Nie ukrywam też, że pojawiły się jakieś filmowe propozycje, przyznam też, że tego też chcę spróbować, ale na razie jest dalsza przyszłość.

Słyszałem, że po pracy w teatrze lubi Pani wyskoczyć na dyskotekę?

- Naprawdę chodzą takie słuchy? Powiem tak - nigdy nie uważałam się za wielką gwiazdę, która marzy o czerwonym dywanie i tego typu rzeczach. Jestem zwyczajną dziewczyną, która chodzi w dżinsach, je chipsy i chodzi na zakupy. Lubię ludzi spoza teatru i czasem wychodzimy się pobawić. To przecież takie normalne.


Paweł Słupski Gazeta Wyborcza


Komentarze

Error connecting to mysql