Muzyka Rozmowy Kielce Kultura Muzyka
Wys�ano dnia 08-06-2009 o godz. 00:40:00 przez much 5400
Wys�ano dnia 08-06-2009 o godz. 00:40:00 przez much 5400
Z Karazem i Kajtkiem z zespołu Lesbollah rozmawia Justyna Giemza. |
Lesbollah - co właściwie znaczy to słowo?
Karaz: Nic nie znaczy.
Kajtek: Taki żart.
Karaz: To po prostu fajna nazwa.
Kto ją wymyślił?
Karaz: Nasza menedżerka - Ania Kosińska.
Menadżerka?
Kajtek: Tak, mamy menedżerkę, jak każdy szanujący się zespół.
W Kielcach posiadanie menadżera nie jest tak bardzo popularne...
Karaz: Dzięki niej mamy święty spokój. Nie znamy się na takich sprawach, nie chcemy tego robić, bo granie muzyki jest wystarczająco zajmujące.
To właśnie to spowodowało rozpad zespołu The Wiggas, który działał wcześniej?
Karaz: Nie - The Wiggas rozwaliły zupełnie inne rzeczy. Ja i Kajtek chcieliśmy robić coś innego, niż reszta zespołu i tyle...
Mam wrażenie, że mniejsze miasta mają to do siebie, że kiedy ktoś się zaczyna wybijać, jest od razu tłamszony. Odczuwacie to w Kielcach?
Kajtek: Miło, że ktoś, oprócz tych tłamszonych, to widzi. Trochę tego nie rozumiem, ale faktycznie jest tak, że jak komukolwiek się udaje, to spotyka różne pułapki. A wydawałoby się, że wszyscy powinni chcieć mu pomóc. Być może kiedyś stwierdzimy, że tu się nie da i się zawiniemy stąd. Liroyowi się tu nie udało. Jest patriotą lokalnym, ale musiał wyjechać, żeby działać.
Jak nazywa się muzyka, którą gracie?
Karaz: Terror funk.
To chyba jakaś nowość w Polsce?
Karaz: Tak, stworzyliśmy ten styl.
Ale co to właściwie znaczy - terror funk?
Karaz: To funk, który terroryzuje. Buntujemy się przeciwko niepotrzebnemu wszczepianiu strachu. Śmiejemy się z tego wszystkiego. Drwimy z terroryzmu.
Kto tworzy muzykę w zespole?
Karaz: Wszyscy.
Kajtek: Oczywiście Karaz pisze teksty, ale później pracujemy nad tym wszyscy razem. On się wtrąca w bity, coś dłubiemy, kłócimy się, czasami trzaskamy drzwiami...
A jak długo istnieje zespół?
Karaz: Dokładnie rok. 13. grudnia podczas koncertu w Mundo Cafe i przy okazji rocznicy stanu wojennego, powstał zespół Lesbollah. Terrorystyczny zespół piosenkarzy separatystów.
Czyli Lesbollah ma jakąś głębszą ideologię?
Karaz: Tak! Ma tak głęboką ideologię, że się zastanawiam czasem, czemu aż tak nisko upadłem. (śmiech) Tak naprawdę nie ma żadnej ideologii, to zwykłe bawienie się klimatem.
Kajtek: Bardzo nam się podoba to, co gramy, więc robimy to dla siebie - to cała ideologia.
Wróćmy jednak do koncertu w ramach Firmamentu. Nie słyszałam o wielu Waszych koncertach, a na tym pojawiło się wiele osób, które dobrze znały Wasze piosenki. Macie już fanów?
Karaz: Nie wiem, ludzie chyba po prostu znają nas. Koncert w Mundo był koncertem, gdzie znałem większość twarzy, więc może po prostu mamy dużo znajomych (śmiech).
Kajtek: Ważne, że to był dobry koncert.
Gracie wiele koncertów?
Kajtek: Nie, ale wyłącznie dobre. Tak naprawdę w Mundo to był pierwszy prawdziwy koncert Lesbollah. Wcześniej były jakieś, ale dla nas to były koncerty, na których można sprawdzić, co i jak działa. Jak zespół jest odbierany przez publiczność. Kiedy zaczynasz nowy projekt, nie wiesz, czy ludzie złapią to, albo będą chcieli to złapać...
Skład, w którym gracie jest ostateczny, czy planujecie jeszcze jakieś zmiany?
Karaz: Tych 3 kolesi to Lesbollah. Karaz, Kajtek i Geba.
Kajtek: Ten skład świetnie się do tej pory sprawdził. Było Karaz&TheWiggas, PisPistols z innymi muzykami. A tu poczuliśmy tę energię, każdy wie, co do niego należy i to robi. Jest jeden organizm...
Planujecie wydać swój materiał czy będziecie tylko koncertować?
Kajtek: Oczywiście, że planujemy coś wydać. Na razie o tym nie myślimy, chcemy zagrać jak najwięcej dobrych koncertów.
Z tego co wiem, macie sporo materiału.
Karaz: Jest go tyle, że wystarczyłoby na półtora płyty. Ale pytanie teraz, czy wszystkie się nadają, o czym ma być ta płyta. Na razie sobie gramy, robimy nowe piosenki i w pewnym momencie zarysuje się nam wizja albumu. Wizję na granie już mamy - saksofonowo-rapowo-elektoniczny TERROR FUNK.
Kajtek: Na świecie jest mało zespołów, w których saksofon wiedzie prym. W Lesbollah prócz saksofonu jest elektronika, która robi swoje, ale on jest jedynym "żywym" instrumentem oprócz wokalu. To nasze logo.
Osobiście nie przepadam za saksofonem, a jednak tu dobrze się komponował, nie był zbyt nachalny.
Karaz: Bo Geba jest po prostu mistrzem. Jest najlepszym saksofonistą w tym mieście: przychodzi i po prostu robi swoją robotę. Nie zawsze jest na próbach - ale to nie przeszkadza.
Jesteście zespołem niezależnym, undergroundowym?
Kajtek: A co to znaczy niezależny? Nie pytamy się nikogo, czy możemy zagrać. Na pewno jesteśmy alternatywą dla Czesława Niemena i popu, który jest w Polsce. A czy undergroundowym? To przesada. Już nie chcemy grać tylko w garażu, chcemy grać dla ludzi.
Słyszę często od młodych zespołów, że jak tylko zaczynają grać dla szerszej publiczności, od razu mówi się o nich: komercyjni.
Karaz: A co to właściwie znaczy komercja? Jak wychodzę na scenę w Mundo Cafe dla 50 osób, to jestem undergroundowy, a jak na Torwarze dla 1500 warszawiaków, to jestem komercyjny? Jeśli mój kawałek spodoba się komuś więcej, niż tylko mojemu osiedlu, to na pewno nie jest komercją. To się nazywa dystrybucja.
Kajtek: To trzeba rozgraniczyć: albo ktoś ma coś do powiedzenia, albo nie. I nie ma znaczenia, czy słucha go 1 osoba czy milion ludzi. Jak mówisz słowo komercja, to ja sobie wyobrażam Britney Spears - ta laska nie ma nic do powiedzenia, jest świetnie produkowana, świetnie wymalowana i super się sprzedaje.
Czyli jak słuchacie radia nie mówicie - co za komercha?
Karaz: Radia grają cały czas to samo, więc nie słuchamy.
Wasze numery mogłyby być grane w radio?
Karaz: Są na tyle lekkie, że tak. Do tego staramy się całkowicie nie używać brzydkich słów, a z tym zawsze był z rapem problem - jest naszpikowany przekleństwami. Zawsze jest jakaś szansa.
A co dalej? Co chcecie osiągnąć?
Karaz: Chcę osiągnąć taki moment, żeby nie martwić się życiem codziennym, mieć spokój sumienia i tworzyć. Nie dotłamszać się rzeczywistością.
Kajtek: Chcielibyśmy, żeby to była nasza praca.
Dziękuję za rozmowę.
Karaz: Nic nie znaczy.
Kajtek: Taki żart.
Karaz: To po prostu fajna nazwa.
Kto ją wymyślił?
Karaz: Nasza menedżerka - Ania Kosińska.
Menadżerka?
Kajtek: Tak, mamy menedżerkę, jak każdy szanujący się zespół.
W Kielcach posiadanie menadżera nie jest tak bardzo popularne...
Karaz: Dzięki niej mamy święty spokój. Nie znamy się na takich sprawach, nie chcemy tego robić, bo granie muzyki jest wystarczająco zajmujące.
To właśnie to spowodowało rozpad zespołu The Wiggas, który działał wcześniej?
Karaz: Nie - The Wiggas rozwaliły zupełnie inne rzeczy. Ja i Kajtek chcieliśmy robić coś innego, niż reszta zespołu i tyle...
Mam wrażenie, że mniejsze miasta mają to do siebie, że kiedy ktoś się zaczyna wybijać, jest od razu tłamszony. Odczuwacie to w Kielcach?
Kajtek: Miło, że ktoś, oprócz tych tłamszonych, to widzi. Trochę tego nie rozumiem, ale faktycznie jest tak, że jak komukolwiek się udaje, to spotyka różne pułapki. A wydawałoby się, że wszyscy powinni chcieć mu pomóc. Być może kiedyś stwierdzimy, że tu się nie da i się zawiniemy stąd. Liroyowi się tu nie udało. Jest patriotą lokalnym, ale musiał wyjechać, żeby działać.
Jak nazywa się muzyka, którą gracie?
Karaz: Terror funk.
To chyba jakaś nowość w Polsce?
Karaz: Tak, stworzyliśmy ten styl.
Ale co to właściwie znaczy - terror funk?
Karaz: To funk, który terroryzuje. Buntujemy się przeciwko niepotrzebnemu wszczepianiu strachu. Śmiejemy się z tego wszystkiego. Drwimy z terroryzmu.
Kto tworzy muzykę w zespole?
Karaz: Wszyscy.
Kajtek: Oczywiście Karaz pisze teksty, ale później pracujemy nad tym wszyscy razem. On się wtrąca w bity, coś dłubiemy, kłócimy się, czasami trzaskamy drzwiami...
A jak długo istnieje zespół?
Karaz: Dokładnie rok. 13. grudnia podczas koncertu w Mundo Cafe i przy okazji rocznicy stanu wojennego, powstał zespół Lesbollah. Terrorystyczny zespół piosenkarzy separatystów.
Czyli Lesbollah ma jakąś głębszą ideologię?
Karaz: Tak! Ma tak głęboką ideologię, że się zastanawiam czasem, czemu aż tak nisko upadłem. (śmiech) Tak naprawdę nie ma żadnej ideologii, to zwykłe bawienie się klimatem.
Kajtek: Bardzo nam się podoba to, co gramy, więc robimy to dla siebie - to cała ideologia.
Wróćmy jednak do koncertu w ramach Firmamentu. Nie słyszałam o wielu Waszych koncertach, a na tym pojawiło się wiele osób, które dobrze znały Wasze piosenki. Macie już fanów?
Karaz: Nie wiem, ludzie chyba po prostu znają nas. Koncert w Mundo był koncertem, gdzie znałem większość twarzy, więc może po prostu mamy dużo znajomych (śmiech).
Kajtek: Ważne, że to był dobry koncert.
Gracie wiele koncertów?
Kajtek: Nie, ale wyłącznie dobre. Tak naprawdę w Mundo to był pierwszy prawdziwy koncert Lesbollah. Wcześniej były jakieś, ale dla nas to były koncerty, na których można sprawdzić, co i jak działa. Jak zespół jest odbierany przez publiczność. Kiedy zaczynasz nowy projekt, nie wiesz, czy ludzie złapią to, albo będą chcieli to złapać...
Skład, w którym gracie jest ostateczny, czy planujecie jeszcze jakieś zmiany?
Karaz: Tych 3 kolesi to Lesbollah. Karaz, Kajtek i Geba.
Kajtek: Ten skład świetnie się do tej pory sprawdził. Było Karaz&TheWiggas, PisPistols z innymi muzykami. A tu poczuliśmy tę energię, każdy wie, co do niego należy i to robi. Jest jeden organizm...
Planujecie wydać swój materiał czy będziecie tylko koncertować?
Kajtek: Oczywiście, że planujemy coś wydać. Na razie o tym nie myślimy, chcemy zagrać jak najwięcej dobrych koncertów.
Z tego co wiem, macie sporo materiału.
Karaz: Jest go tyle, że wystarczyłoby na półtora płyty. Ale pytanie teraz, czy wszystkie się nadają, o czym ma być ta płyta. Na razie sobie gramy, robimy nowe piosenki i w pewnym momencie zarysuje się nam wizja albumu. Wizję na granie już mamy - saksofonowo-rapowo-elektoniczny TERROR FUNK.
Kajtek: Na świecie jest mało zespołów, w których saksofon wiedzie prym. W Lesbollah prócz saksofonu jest elektronika, która robi swoje, ale on jest jedynym "żywym" instrumentem oprócz wokalu. To nasze logo.
Osobiście nie przepadam za saksofonem, a jednak tu dobrze się komponował, nie był zbyt nachalny.
Karaz: Bo Geba jest po prostu mistrzem. Jest najlepszym saksofonistą w tym mieście: przychodzi i po prostu robi swoją robotę. Nie zawsze jest na próbach - ale to nie przeszkadza.
Jesteście zespołem niezależnym, undergroundowym?
Kajtek: A co to znaczy niezależny? Nie pytamy się nikogo, czy możemy zagrać. Na pewno jesteśmy alternatywą dla Czesława Niemena i popu, który jest w Polsce. A czy undergroundowym? To przesada. Już nie chcemy grać tylko w garażu, chcemy grać dla ludzi.
Słyszę często od młodych zespołów, że jak tylko zaczynają grać dla szerszej publiczności, od razu mówi się o nich: komercyjni.
Karaz: A co to właściwie znaczy komercja? Jak wychodzę na scenę w Mundo Cafe dla 50 osób, to jestem undergroundowy, a jak na Torwarze dla 1500 warszawiaków, to jestem komercyjny? Jeśli mój kawałek spodoba się komuś więcej, niż tylko mojemu osiedlu, to na pewno nie jest komercją. To się nazywa dystrybucja.
Kajtek: To trzeba rozgraniczyć: albo ktoś ma coś do powiedzenia, albo nie. I nie ma znaczenia, czy słucha go 1 osoba czy milion ludzi. Jak mówisz słowo komercja, to ja sobie wyobrażam Britney Spears - ta laska nie ma nic do powiedzenia, jest świetnie produkowana, świetnie wymalowana i super się sprzedaje.
Czyli jak słuchacie radia nie mówicie - co za komercha?
Karaz: Radia grają cały czas to samo, więc nie słuchamy.
Wasze numery mogłyby być grane w radio?
Karaz: Są na tyle lekkie, że tak. Do tego staramy się całkowicie nie używać brzydkich słów, a z tym zawsze był z rapem problem - jest naszpikowany przekleństwami. Zawsze jest jakaś szansa.
A co dalej? Co chcecie osiągnąć?
Karaz: Chcę osiągnąć taki moment, żeby nie martwić się życiem codziennym, mieć spokój sumienia i tworzyć. Nie dotłamszać się rzeczywistością.
Kajtek: Chcielibyśmy, żeby to była nasza praca.
Dziękuję za rozmowę.
fot. Łukasz Król
Komentarze |