Kielce v.0.8

Świętokrzyskie
Ukradli benedyktyński skarb

 drukuj stron�
Świętokrzyskie Kultura Turystyka i Podróże
Wys�ano dnia 14-11-2005 o godz. 12:00:00 przez pala2 815

W sekretnym pomieszczeniu klasztornym na Łysej Górze, benedyktyni przechowywali olbrzymi skarb - znajdowało się tam również ponad 3 tysiące złotych dukatów.

Święty Krzyż dawniej nazywany Łysą Górą ma wiele tajemnic. Pierwsza, to podziemne komory zalane wodą, o której kilkakrotnie pisaliśmy na łamach "Słowa". Znajdują się one między wieżą telewizyjną a Muzeum Przyrodniczym. Ich przeznaczenie od lat intryguje Adolfa Kudlińskiego, kolekcjonera i poszukiwacz przygód z Orzechówki, który rok temu dokonał ich penetracji. Ustawicznie poszukuje też starych dokumentów, które mogły wyjaśnić kto, kiedy i po co je wybudował. Kilka dni temu otrzymał kopię części książki "Benedyktyni na Łysej Górze" wydanej we wrześniu 1872 roku. - Znaleźli ją moi znajomi aż w Santk Petersburgu - mówi Kudliński. - W rozdziale trzynastym zatytułowanym "Skarbiec tajemny w bibliotece świętokrzyskiej" znajduje się bardzo szczegółowy opis kosztowności, które znajdowały się w skrytce, a także historia ich znalezienia.

Złoto kusi duchownych

Otóż benedyktyni oprócz książek mieli w bibliotece na Łysej Górze, skarbce tajemne. Wiedzieli o nich zazwyczaj tylko trzej zakonnicy. Majątek jednak kusił i jako pierwszy połaszczył się na niego niejaki Kolumb (prawdziwe nazwisko Józef Senni), który w 1784 roku skradł 20 tysięcy złotych polskich. Został jednak złapany i skazany na 8 lat więzienia.

Przez kolejnych kilka lat był spokój. Jednak już w 1792 roku, blask złota omamił kolejnych duchownych. Ksiądz Andrzej Gaworski i kleryk uczący matematyki Justus Jobkiewicz, obaj należący do klasztoru, zmówili się z Bazylim Tomaszewskim i w nocy włamali się do skarbca. Według zapisków zabrali oni osiemset tysięcy. Niestety nie podano nominału, ale musiała to być suma zawrotna skoro Jopkiewicz i Tomaszewski wyjechali do Lwowa i kupili jakieś krociowe dobra. Natomiast kleryk Justus uciekł do Rzymu, a potem do Neapolu, gdzie wiódł życie nader wystawne.

Złote dukaty

Mogłoby się wydawać, że klasztor utracił majątek, przynajmniej ten ulokowany w monecie i kosztownościach. Otóż nie! Cztery lata później, w marcu 1796 roku znów zaczęła krążyć pogłoska o skarbach ukrytych w klasztorze. Wymieniano nawet sumę - 9 milionów dukatów. Byli tacy, co postanowili to sprawdzić i przysłano dyrektora policji Streuchara, który nakazał rozpocząć poszukiwania. Trwały one cztery dni, ale nic nie znaleziono. Dopiero rewizor na jarmarku w Nowej Słupi dowiedział się od kamieniarza Trepera o skrytce ulokowanej w pobliżu biblioteki. Rozwalono ścianę młotem i zobaczono kielichy, jedną szkatułkę z pieniędzmi, drugą z klejnotami. Według spisu sporządzonego 8 kwietnia 1796 roku pierwsza skrzynka żelazna zawierała 3 510 sztuk dukatów, z których wiele było niezwykłych i 66 sztuk bardzo wielkiej złotej monety. W drugiej skrzynce drewnianej mieściły się różne złote krzyże i łańcuchy wartości ok. 280 czerwonych złotych, 22 sztuk wielkich i małych pierścieni, z których kilka było z kosztownymi kamieniami, 6 wielkich i 18 mniejszych złotych guzików, oraz rozmaite kawałki złota i drogie kamienie. Były też srebrne dwa kielichy, 3 krzyże, relikwiarz, wielki puchar, misa, pastorał, 3 stare pieniądze i różne ozdoby.

- To był olbrzymi skarb - zapewnia Józef Dzikowski, właściciel salonu numizmatycznego w Kielcach. - Już sama ilość dukatów jest zawrotna, a trzeba pamiętać, że były one wykonywane ze złota. Dziś za jedną sztukę trzeba zapłacić od 10 do 12 tysięcy złotych.

Spis kosztowności robi też wrażenie na doktorze Janie Główce, kierowniku działu historii w Muzeum Narodowym w Kielcach. - To były jakieś zawrotne sumy - mówi. - Łatwo się o tym przekonać porównując je do ówczesnych zarobków. W drugiej połowie XVIII wieku marszałek sejmu zarabiał rocznie 30 tysięcy złotych, profesor na akademii około 2 tysięcy złotych. Natomiast felczer w ciągu roku zarobił 430 złotych.

Ukradli skarb

Gdy skarb ujrzał światło dzienne, ksiądz Emeryk Gołaszewski, św. teologii doktór, dziekan klasztoru, proboszcz koniecmłocki, na piśmie dał przysięgę, że skarb w skrytce w bibliotece znaleziony, dla bezpieczeństwa tam został złożony w sierpniu 1760 roku za wolą przeora Jakóba Mazurkiewicza, a przez brata zakonnego Stefana Seinera architekta własnoręcznie zamurowany.

Komisarze jednak uznali kosztowności za swoje znalezisko i odwieźli je do Lwowa, skąd wysłano je do Wiednia. Tam dnia 11 października 1798 r. zapadł wyrok nadworny, aby skarb znaleziony w klasztorze świętokrzyskim, podzielić równo między rząd i klasztor. Tak się jednak nie stało i część klasztorna pozostała przy rządzie, który od niej 4 proc. zobowiązał się płacić. I faktycznie rząd Austriacki do końca 1806 r. kwoty te uiszczał.

- Zabrali olbrzymi majątek, a wypłacali jakieś marne cztery procent. Tego nie można tak zostawić - uważa Adolf Kudliński. - To jest nasze dziedzictwo kulturowe i będziemy się domagali zwrotu zagarniętych bezprawnie kosztowności.

I to nie są czcze słowa. - Razem z kolegami prawnikami pracuję nad przygotowaniem odpowiedniego pisma do rządu austriackiego - zapewnia Marzena Bartosiewicz, pracownik Sądu Rejonowego w Oleśnicy. - Na zwrot pieniędzy nie ma co liczyć, ale może uda się odnaleźć zrabowane przedmioty, a wtedy byłaby szansa na ich odzyskanie.

Podziemne komnaty

Klasztor na Świętym Krzyżu kryć może jeszcze inne skarby, gdyż trzeba pamiętać, że przez długie wieki było to miejsce pielgrzymek i osób składających dziękczynne dary nie brakowało. Na górę wspinali się nawet królowie polscy.

Autor książki odnalezionej w Sankt Petersburgu, podaje że w tajnych skrytkach może być ukryta "złota korona króla Zygmunta, siodło nader bogate Sobieskiego, buława któregoś hetmana i mnóstwo naczyń złotych i srebrnych, tu przed najazdami nieprzyjaciela schowanych".

- Jestem przekonany, że w podziemnych komorach kiedyś przechowywano kosztowności, a dopiero później przerobiono je na zbiorniki, w których gromadzono wodę - mówi Adolf Kudliński. - W czasie ubiegłorocznej wyprawy odkryłem korytarz o długości blisko 17 metrów na końcu którego napotkałem potężne metalowe drzwi. Nie udało mi się ich sforsować, ale z pewnością za nimi jest jeszcze jedna komora.

Być może odpowiedź na pytanie co jest za tymi drzwiami poznamy jeszcze w tym roku, gdyż w listopadzie Adolf Kudliński chce spenetrować studnię znajdującą się na klasztornym wirydarzu. - Mam nadzieję, że odkryję korytarze, które kiedyś łączyły się z podziemnymi komorami - mówi. - Pełny obraz będę miał jednak dopiero do dokładnym zbadaniu komór znajdujących się na placu w pobliżu muzeum, ale to nie stanie się wcześniej jak dopiero na wiosnę.

Ekspedycja ma duże szanse na powodzenie, gdyż pomoc finansową zadeklarował już Związek Gmin Świętokrzyskich.


Anna Latos Słowo


Komentarze

Komentowanie niedozwolone dla anonimowego u�ytkownika, prosze sie zarejestrowa�

Anonim 31-07-2011 o godz. 19:31:52
skarb jest w widocznym miejscu widzimy go wszyscy , a zarazem go nie widzimy wystarczy zejsc 8 m pod ziemie i jest .... bylem tam .bede jeszcze raz. jak byl superiorem B.BRIKS nie bylo problemu ,obecnie jest problem z wejsciem ,ale mam nadzieje ,ze jak wroci B BRIKS ROZPOCZNIEMY EKSPLORACJE ////
Error connecting to mysql