Muzyka Rozmowy
Wys�ano dnia 14-03-2007 o godz. 07:00:00 przez pala2 4187
Wys�ano dnia 14-03-2007 o godz. 07:00:00 przez pala2 4187
z liderem Voo Voo, gitarzystą, wokalistą, autorem tekstów, kompozytorem Wojtkiem Waglewskim rozmawia Karolina Bukała. |
Voo Voo to zespół-legenda. Ma swoich wiernych fanów również na ziemi świętokrzyskiej, o czym może świadczyć koncert, który odbył się 4 lutego 2007 r. w Domu Środowisk Twórczych. Zebrało się tam spore grono entuzjastów muzyki tego zespołu. Była to świetna okazja, by porozmawiać z zespołem na temat koneksji z Kielcami i tutejszej publiczności. Oto zapis rozmowy.
Zespół istnieje już 22 lata, jego skład się zmieniał. Jak udało się wypracować spójny styl zespołu?
To wcale nie jest tak. Na początku trochę zmian było, ale w obecnym składzie koncertujemy wiele lat. Pierwszy skład kształtował się dość długo. Pierwszy rok to było poszukiwanie muzyków. Najpierw był świętej pamięci Andrzej Nowicki, przez chwilę Wojtek Morawski, Marek Czapreski - ten epizod trwał około pół roku. Później w składzie przez długi czas byli Janek i Mateusz Pospieszalscy i Andrzej Ryszka. Ale Janek został gwiazdą telewizji, a Andrzej wyemigrował do Kanady. Na miejsce Janka wszedł Karim Martusewicz, który związany był z zespołem jeszcze jako dziecko. W zasadzie był uczniem Janka, mieszkali w pobliżu, więc to były prawie rodzinne koneksje. Andrzeja Ryszkę zastąpił Piotrek Żyżelewicz, który go już wcześniej zastępował przy różnych okazjach. Tak naprawdę to gramy w obecnym składzie z Mateuszem, Piotrkiem i Karimem naprawdę długo i nie przewiduję żadnych zmian.
Graliście koncerty dla dużej publiczności w naprawdę ciekawych miejscach, jak np. na zamku w Janowcu, na festiwalu w Jarocinie. Wolicie atmosferę kameralnych sal czy ogromnych koncertów plenerowych?
Mieliśmy kilka koncertów na zamku w Janowcu, w kamieniołomach, ostatnio koncertowaliśmy na Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Dawanie koncertów dla dużej publiczności i takich, jak ten dzisiejszy, to są dwa różne przedsięwzięcia. Muzyka jest fantastyczną formą, która umożliwia różne sposoby oddziaływania. Czymś innym jest nagrywanie płyty, zupełnie innym jest koncert. Czymś innym jest koncert dla 500 osób, a jeszcze innym w miejscach dla kilkutysięcznej publiczności. Wizualizacja koncertu jest wtedy znacznie ważniejsza, ale ucieka bezpośredniość, bliski kontakt z ludźmi. W Kielcach graliśmy dzisiaj po trzech dużych koncertach z Trebuniami-Tutkami i nie ukrywam, że to dało nam wiele przyjemności i sporo oddechu.
Czy macie jakieś najśmieszniejsze, czy najbliższe sercu wspomnienie z koncertu?
Najbliższe sercu są wspomnienia z tych dobrych koncertów, takich jak dzisiaj. Warunkiem takiego koncertu jest dobry kontakt z publicznością. I to rzeczywiście najcieplejsze i najmilsze w tym wszystkim. Czy śmieszne? My się lubimy bawić na scenie, zresztą każdy koncert daje nam dużo radości. Robimy sobie przeróżne psikusy, dziś akurat psikusów było trochę mniej. Ciężko mi wyłowić jakąś anegdotkę w tej chwili.
Jak Wam się podobała kielecka publiczność?
To jest pytanie kokieteryjne, bo wiadomo, że nie odpowiem, że mi się nie podobało, bo byłoby to chamstwo. Z drugiej strony jestem znany z tego, że nie bawię się specjalnie w kokieterie. Więc zupełnie uczciwie mówię, że wszyscy się dobrze bawili. Koncerty kameralne mają tę cechę, że na nich zwykle świetnie bawią się muzycy, często w przeciwieństwie do publiczności. Tu myślę, że przyjemność była obustronna. Mam nadzieję, że sprostaliśmy oczekiwaniom publiczności, bo ona sprostała naszym.
Czy zna Pan Kielce i co kojarzy siÄ™ Panu z tym miastem?
Kielce to dla mnie przede wszystkim rodzina Jacka i Radka Nowakowskich, z którymi jesteśmy zaprzyjaźnieni. Radek jest wieloletnim członkiem zespołu Osjan, wspomagającym
zresztą od czasu do czasu zespół Voo Voo. Jacek to wybitny malarz, którego obrazy były jednymi z pierwszych, jakie kupiłem. Jestem wielbicielem jego talentu. Przyjeżdżaliśmy tu na działkę do rodziców Radka i spędzaliśmy tam sporo czasu. Poza tym mój ojciec urodził się w Skarżysku Kamiennej. Te rejony są mi dość bliskie.
Kilka lat temu Voo Voo miało bardzo fajny fan club. Co się z nim stało?
Działa nadal. Tylko my nie lubimy typowego fan clubu, gdzie się przesyła jakieś zdjęcia, czy coś takiego. My mamy po prostu swoja stronę internetową, a tam forum dla fanów. Cały kwiat fanów Voo Voo loguje się na tą stronę. Pojawiają się jakieś koszulki czy drobiazgi, bo to jest miłe, ale raczej stronimy od gadżeciarstwa, bo to nie jest jakby sednem, czy sensem funkcjonowania tego zespołu.
W 1997 roku wyszła Wasza płyta pt. "Flota zjednoczonych sił". Nagraliście ją z wieloma artystami m.in. z Kasią Nosowską. Z tej płyty jesteście chyba najbardziej znani. Jak się Wam współpracuje z innymi artystami?
To po prostu płyta nagrana z przyjaciółmi. Mam jednak nadzieję, że nie z tej płyty jesteśmy najbardziej znani. Jest bardzo dużo osób, które bywają na naszych koncertach i uważają, że pierwsza płyta jest fantastyczna. Inni sądzą, że okres jazzowy jest tym najlepszym. To jest tak, że my mamy duży szacunek do tak zwanej branży, ale z drugiej strony traktujemy muzykowanie jako nieustanny rozwój. Próbujemy różnych środków form wyrazu i ilekroć nam się uda namówić do współpracy artystów wybitnych, od Staszka Sojki, przez Tomka Stańkę, Małgosię Walewską, na Trebuniach-Tutkach kończąc, to jest dla nas niezwykła radość. To nas wszystkich napędza i będziemy na pewno nadal często takie rzeczy robić, nie myśląc broń Boże o tym, czy to spowoduje większy odzew. Moim zdaniem nieuczciwym jest myślenie w momencie tworzenia muzyki, czy to się sprzeda, czy też nie.
Czy planujecie jakiś nowy materiał w najbliższym czasie?
Nowych materiałów jest aż nadto. W połowie marca wyjdzie płyta, którą nagraliśmy z Trebuniami-Tutkami. Czyhałem na taką okazję i wreszcie się nadarzyła. Była nią rocznica śmierci księdza Tischnera. W związku z tym, że zarówno my jak i Trebunie znaliśmy Tischnera powstało dzieło, z którego jestem bardzo zadowolony. Płyta ma wiele wspólnego z biesiadą góralską, tam jest naprawdę kawał porządnej muzyki (tytuł płyty to "Trebunie-Tutki + Voo Voo-nootki. Colloquia Tischneriana" - red.). Drugi projekt dotyczy mojej skromnej osoby. To jest płyta, którą nagrałem razem z Maćkiem Maleńczukiem ("Koledzy" - red.). Pojawi się w połowie kwietnia. Też jest związana z wieloma koncertami. A Voo Voo powoli ładuje akumulatory przed nagraniem płyty. Zabierzemy się za nią dopiero w przyszłym roku. Na razie są koncerty po to, by zbierać nowe pomysły.
Dziękuję za rozmowę.
Karolina Bukała
Zespół istnieje już 22 lata, jego skład się zmieniał. Jak udało się wypracować spójny styl zespołu?
To wcale nie jest tak. Na początku trochę zmian było, ale w obecnym składzie koncertujemy wiele lat. Pierwszy skład kształtował się dość długo. Pierwszy rok to było poszukiwanie muzyków. Najpierw był świętej pamięci Andrzej Nowicki, przez chwilę Wojtek Morawski, Marek Czapreski - ten epizod trwał około pół roku. Później w składzie przez długi czas byli Janek i Mateusz Pospieszalscy i Andrzej Ryszka. Ale Janek został gwiazdą telewizji, a Andrzej wyemigrował do Kanady. Na miejsce Janka wszedł Karim Martusewicz, który związany był z zespołem jeszcze jako dziecko. W zasadzie był uczniem Janka, mieszkali w pobliżu, więc to były prawie rodzinne koneksje. Andrzeja Ryszkę zastąpił Piotrek Żyżelewicz, który go już wcześniej zastępował przy różnych okazjach. Tak naprawdę to gramy w obecnym składzie z Mateuszem, Piotrkiem i Karimem naprawdę długo i nie przewiduję żadnych zmian.
Graliście koncerty dla dużej publiczności w naprawdę ciekawych miejscach, jak np. na zamku w Janowcu, na festiwalu w Jarocinie. Wolicie atmosferę kameralnych sal czy ogromnych koncertów plenerowych?
Mieliśmy kilka koncertów na zamku w Janowcu, w kamieniołomach, ostatnio koncertowaliśmy na Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Dawanie koncertów dla dużej publiczności i takich, jak ten dzisiejszy, to są dwa różne przedsięwzięcia. Muzyka jest fantastyczną formą, która umożliwia różne sposoby oddziaływania. Czymś innym jest nagrywanie płyty, zupełnie innym jest koncert. Czymś innym jest koncert dla 500 osób, a jeszcze innym w miejscach dla kilkutysięcznej publiczności. Wizualizacja koncertu jest wtedy znacznie ważniejsza, ale ucieka bezpośredniość, bliski kontakt z ludźmi. W Kielcach graliśmy dzisiaj po trzech dużych koncertach z Trebuniami-Tutkami i nie ukrywam, że to dało nam wiele przyjemności i sporo oddechu.
Czy macie jakieś najśmieszniejsze, czy najbliższe sercu wspomnienie z koncertu?
Najbliższe sercu są wspomnienia z tych dobrych koncertów, takich jak dzisiaj. Warunkiem takiego koncertu jest dobry kontakt z publicznością. I to rzeczywiście najcieplejsze i najmilsze w tym wszystkim. Czy śmieszne? My się lubimy bawić na scenie, zresztą każdy koncert daje nam dużo radości. Robimy sobie przeróżne psikusy, dziś akurat psikusów było trochę mniej. Ciężko mi wyłowić jakąś anegdotkę w tej chwili.
Jak Wam się podobała kielecka publiczność?
To jest pytanie kokieteryjne, bo wiadomo, że nie odpowiem, że mi się nie podobało, bo byłoby to chamstwo. Z drugiej strony jestem znany z tego, że nie bawię się specjalnie w kokieterie. Więc zupełnie uczciwie mówię, że wszyscy się dobrze bawili. Koncerty kameralne mają tę cechę, że na nich zwykle świetnie bawią się muzycy, często w przeciwieństwie do publiczności. Tu myślę, że przyjemność była obustronna. Mam nadzieję, że sprostaliśmy oczekiwaniom publiczności, bo ona sprostała naszym.
Czy zna Pan Kielce i co kojarzy siÄ™ Panu z tym miastem?
Kielce to dla mnie przede wszystkim rodzina Jacka i Radka Nowakowskich, z którymi jesteśmy zaprzyjaźnieni. Radek jest wieloletnim członkiem zespołu Osjan, wspomagającym
zresztą od czasu do czasu zespół Voo Voo. Jacek to wybitny malarz, którego obrazy były jednymi z pierwszych, jakie kupiłem. Jestem wielbicielem jego talentu. Przyjeżdżaliśmy tu na działkę do rodziców Radka i spędzaliśmy tam sporo czasu. Poza tym mój ojciec urodził się w Skarżysku Kamiennej. Te rejony są mi dość bliskie.
Kilka lat temu Voo Voo miało bardzo fajny fan club. Co się z nim stało?
Działa nadal. Tylko my nie lubimy typowego fan clubu, gdzie się przesyła jakieś zdjęcia, czy coś takiego. My mamy po prostu swoja stronę internetową, a tam forum dla fanów. Cały kwiat fanów Voo Voo loguje się na tą stronę. Pojawiają się jakieś koszulki czy drobiazgi, bo to jest miłe, ale raczej stronimy od gadżeciarstwa, bo to nie jest jakby sednem, czy sensem funkcjonowania tego zespołu.
W 1997 roku wyszła Wasza płyta pt. "Flota zjednoczonych sił". Nagraliście ją z wieloma artystami m.in. z Kasią Nosowską. Z tej płyty jesteście chyba najbardziej znani. Jak się Wam współpracuje z innymi artystami?
To po prostu płyta nagrana z przyjaciółmi. Mam jednak nadzieję, że nie z tej płyty jesteśmy najbardziej znani. Jest bardzo dużo osób, które bywają na naszych koncertach i uważają, że pierwsza płyta jest fantastyczna. Inni sądzą, że okres jazzowy jest tym najlepszym. To jest tak, że my mamy duży szacunek do tak zwanej branży, ale z drugiej strony traktujemy muzykowanie jako nieustanny rozwój. Próbujemy różnych środków form wyrazu i ilekroć nam się uda namówić do współpracy artystów wybitnych, od Staszka Sojki, przez Tomka Stańkę, Małgosię Walewską, na Trebuniach-Tutkach kończąc, to jest dla nas niezwykła radość. To nas wszystkich napędza i będziemy na pewno nadal często takie rzeczy robić, nie myśląc broń Boże o tym, czy to spowoduje większy odzew. Moim zdaniem nieuczciwym jest myślenie w momencie tworzenia muzyki, czy to się sprzeda, czy też nie.
Czy planujecie jakiś nowy materiał w najbliższym czasie?
Nowych materiałów jest aż nadto. W połowie marca wyjdzie płyta, którą nagraliśmy z Trebuniami-Tutkami. Czyhałem na taką okazję i wreszcie się nadarzyła. Była nią rocznica śmierci księdza Tischnera. W związku z tym, że zarówno my jak i Trebunie znaliśmy Tischnera powstało dzieło, z którego jestem bardzo zadowolony. Płyta ma wiele wspólnego z biesiadą góralską, tam jest naprawdę kawał porządnej muzyki (tytuł płyty to "Trebunie-Tutki + Voo Voo-nootki. Colloquia Tischneriana" - red.). Drugi projekt dotyczy mojej skromnej osoby. To jest płyta, którą nagrałem razem z Maćkiem Maleńczukiem ("Koledzy" - red.). Pojawi się w połowie kwietnia. Też jest związana z wieloma koncertami. A Voo Voo powoli ładuje akumulatory przed nagraniem płyty. Zabierzemy się za nią dopiero w przyszłym roku. Na razie są koncerty po to, by zbierać nowe pomysły.
Dziękuję za rozmowę.
Karolina Bukała
Komentarze |