Nauka Technika Recenzje
Wys�ano dnia 31-08-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 493
Wys�ano dnia 31-08-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 493
Seks potrafi zniewolić jak narkotyk - taki nałóg wymaga leczenia, ale nie jest skutkiem opętania jak dawnej uważano. |
Seksoholik postrzega w seksie sens życia, przedkłada go ponad inne wartości, ma nieustanną potrzebę erotycznego dopingu. Często zmienia partnerów, ma zawsze ochotę na seks, wiecznie czuje niedosyt.
Szacuje się, że na uzależnienie od seksu, zwane potocznie erotomanią (inne nazwy to: nimfomania, promiskuityzm), cierpi kilka procent populacji. Spotyka się je we wszystkich kulturach, środowiskach i grupach wiekowych aktywnych seksualnie.
Syndrom Messaliny
Erotyczną nadpobudliwością zajmowano się już w świecie antycznym. Rzymski lekarz Soranus widział w niej objaw zaburzeń psychicznych. Jedną z pierwszych postaci w historii o takich skłonnościach była Messalina, żona rzymskiego cesarza Klaudiusza. Od jej imienia wziął się syndrom Messaliny, którym określa się kobiety rozpustne, szukające zaspokojenia potrzeb w ramionach licznych kochanków. Pikantna plotka głosi, że Messalina założyła się kiedyś z najsłynniejszą prostytutką w Rzymie. Rywalizowały o to, która z nich zdobędzie więcej kochanków w ciągu nocy - Messalina wygrała zakład.
Znani seksoholicy
Z nadejściem średniowiecza pojawiła się idea ascezy, która na długie lata zniewoliła namiętność w okowach krępujących przepisów, zabraniających prawie wszystkiego. Seks stał się źródłem zła, a ofiarą tej krucjaty padły głównie kobiety, które uważano za bardziej podatne na diabelskie pokusy. Sądzono, że czarownice zawierają pakt z diabłem, kierując się nieposkromioną żądzą, kobiety z ognistym temperamentem skazywano więc na stos.
Na wsi ludzie byli bardziej pobożni i powściągliwi niż w miastach, gdzie duch cielesności brał górę. Największa rozwiązłość panowała wśród magnaterii, której przedstawiciele utrzymywali liczne kochanki i owoce swej rozpusty.
Najbardziej znanym erotomanem i awanturnikiem, którego nazwisko stało się synonimem człowieka o niespożytej energii seksualnej, był Casanova. Podczas swoich licznych podróży uwiódł rzesze kobiet, a plotki głosiły, że miewał po kilka kochanek jednocześnie. Uwodził bez wyjątku - księżne, zakonnice i prostytutki. Kochanki stanowiły dla niego obiekt pożądania i klucz do sukcesu. To dzięki nim miał wstęp na dwory możnych i dzięki ich naiwności się bogacił. Dziś Casanova zapewne trafiłby do grupy Anonimowych Erotomanów i znalazłby się tam w towarzystwie carycy Katarzyny. Jej niezaspokojony apetyt przejawiał się ciągłą zmianą kochanków - dociekliwi doliczyli się 2000, co predystynuje ją do miana uwodzicielki wszechczasów.
W epoce wiktoriańskiej seksualna prohibicja osiągnęła apogeum. Aby zapobiec niemoralnym skojarzeniom, przykrywano nawet nogi fortepianu. Lekarze straszyli śmiercią, która miała grozić wskutek częstych podniet, a w wypadku nawyku masturbacji zalecali kastrację. Tłumienie seksualnych żądz, a nawet erotycznych skojarzeń, przynosiło jednak najczęściej odwrotny skutek do zamierzonego. Tylko nasilało erotomanię.
Moda na "holizm"?
Naukowe zainteresowanie seksoholizmem zapoczątkował francuski psychiatra G. de Clarembault, który w latach 20. XX wieku jako pierwszy opisał przypadki erotomanii. Wydawałoby się, że po upływie takiego czasu nasza wiedza na temat tego zaburzenia powinna być ugruntowana. Tymczasem ten nałóg ciągle bywa traktowany z przymrużeniem oka, czego może dowodzić powiedzenie "Jeśli już mam się od czegoś uzależnić, niech to będzie seks". Może zatem seksoholizm jest niczym innym jak przejawem mody na mnożenie "holizmów"?
Specjaliści, do których trafiają ofiary tego uzależnienia, są zupełnie innego zdania. Zdaniem seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego, erotomanię, jak każde uzależnienie, należy traktować poważnie. Dla erotomana seks jest narkotykiem, substancją uzależniającą są endorfiny. Seksoholik przejawia więc podobne cechy, jak człowiek uzależniony od narkotyków czy alkoholu.
Erotomania jest uzależnieniem chemicznym i często krzyżuje się z innymi nałogami. Wyniki badań dowodzą, że ponad połowa alkoholików zmaga się z niekontrolowanymi zachowaniami w seksie, ten problem dotyczy też 80% kokainistów. "To olbrzymia korelacja. Nie dziwi ona jednak, gdy weźmie się pod uwagę, że speed działa neurochemicznie na te same ośrodki w mózgu, co miłosne uniesienia, heroina znieczula te same receptory, co uprawianie seksu, a fantazjowanie działa na te ośrodki, co THC" - tłumaczy w jednym z wywiadów Mark Laaser, autor nie wydanej jeszcze w Polsce książki "Faithful and True: Sexual Integrity in a Fallen World".
Ucieczka od niewoli
Wyjście z nałogu to trudny proces. Podstawą jest przyznanie się do problemu. To chyba najtrudniejszy krok, bo mało kto potrafi szczerze i otwarcie rozmawiać o swoim życiu seksualnym, zwłaszcza z lekarzami. W codziennych rozmowach zazwyczaj uciekamy się do żartów, niedopowiedzeń i stereotypów (np. liczne podboje to oznaka męskości, a u kobiet - rozwiązłości). Zawstydzeni rzadko szukają pomocy u terapeutów. Wstyd zresztą napędza uzależnienie - by go zagłuszyć, seksoholik rzuca się w wir przypadkowych kontaktów. Żyje więc w błędnym kole.
Drugim krokiem jest podjęcie leczenia. Polega ono na przyjmowaniu leków antyandrogennych (sporadycznie) oraz poddaniu się psychoterapii, która - podobnie jak w leczeniu alkoholizmu - opiera się na programie dwunastu kroków. Pacjentów kieruje się do grup anonimowych seksoholików, uczy się ich odzyskania kontroli nad własnym życiem i rozwiązywania problemów bez uciekania się do seksu. Określenie trzeźwości w ich wypadku jest znacznie trudniejsze niż u alkoholików czy narkomanów, którzy mogą nie pić lub nie brać przez resztę życia. Abstynencja seksualna to nie najszczęśliwsze rozwiązanie. Podczas gdy o używki trzeba się postarać, narkotyk seksu jest wpisany w mózg człowieka, uaktywniany często jednym bodźcem, gotowy do użycia na zawołanie, dlatego tym trudniejszy do zwalczenia. Podczas terapii grupa ustala więc definicję trzeźwości. Najczęściej oznacza ona seks z jednym, stałym partnerem. Każdy kontakt poza tym związkiem jest przekreśleniem "trzeźwości".
Przed erotomanem, który zdecyduje się na profesjonalną pomoc, długa droga, wymagająca ustalenia nowych priorytetów w miejsce seksu i podjęcia próby odbudowania więzi z najbliższymi. Pomimo tych trudności, decyzja o podjęciu terapii jest równoznaczna z dokonaniem wyboru pomiędzy wolnością i niewolą.
Szacuje się, że na uzależnienie od seksu, zwane potocznie erotomanią (inne nazwy to: nimfomania, promiskuityzm), cierpi kilka procent populacji. Spotyka się je we wszystkich kulturach, środowiskach i grupach wiekowych aktywnych seksualnie.
Syndrom Messaliny
Erotyczną nadpobudliwością zajmowano się już w świecie antycznym. Rzymski lekarz Soranus widział w niej objaw zaburzeń psychicznych. Jedną z pierwszych postaci w historii o takich skłonnościach była Messalina, żona rzymskiego cesarza Klaudiusza. Od jej imienia wziął się syndrom Messaliny, którym określa się kobiety rozpustne, szukające zaspokojenia potrzeb w ramionach licznych kochanków. Pikantna plotka głosi, że Messalina założyła się kiedyś z najsłynniejszą prostytutką w Rzymie. Rywalizowały o to, która z nich zdobędzie więcej kochanków w ciągu nocy - Messalina wygrała zakład.
Znani seksoholicy
Z nadejściem średniowiecza pojawiła się idea ascezy, która na długie lata zniewoliła namiętność w okowach krępujących przepisów, zabraniających prawie wszystkiego. Seks stał się źródłem zła, a ofiarą tej krucjaty padły głównie kobiety, które uważano za bardziej podatne na diabelskie pokusy. Sądzono, że czarownice zawierają pakt z diabłem, kierując się nieposkromioną żądzą, kobiety z ognistym temperamentem skazywano więc na stos.
Na wsi ludzie byli bardziej pobożni i powściągliwi niż w miastach, gdzie duch cielesności brał górę. Największa rozwiązłość panowała wśród magnaterii, której przedstawiciele utrzymywali liczne kochanki i owoce swej rozpusty.
Najbardziej znanym erotomanem i awanturnikiem, którego nazwisko stało się synonimem człowieka o niespożytej energii seksualnej, był Casanova. Podczas swoich licznych podróży uwiódł rzesze kobiet, a plotki głosiły, że miewał po kilka kochanek jednocześnie. Uwodził bez wyjątku - księżne, zakonnice i prostytutki. Kochanki stanowiły dla niego obiekt pożądania i klucz do sukcesu. To dzięki nim miał wstęp na dwory możnych i dzięki ich naiwności się bogacił. Dziś Casanova zapewne trafiłby do grupy Anonimowych Erotomanów i znalazłby się tam w towarzystwie carycy Katarzyny. Jej niezaspokojony apetyt przejawiał się ciągłą zmianą kochanków - dociekliwi doliczyli się 2000, co predystynuje ją do miana uwodzicielki wszechczasów.
W epoce wiktoriańskiej seksualna prohibicja osiągnęła apogeum. Aby zapobiec niemoralnym skojarzeniom, przykrywano nawet nogi fortepianu. Lekarze straszyli śmiercią, która miała grozić wskutek częstych podniet, a w wypadku nawyku masturbacji zalecali kastrację. Tłumienie seksualnych żądz, a nawet erotycznych skojarzeń, przynosiło jednak najczęściej odwrotny skutek do zamierzonego. Tylko nasilało erotomanię.
Moda na "holizm"?
Naukowe zainteresowanie seksoholizmem zapoczątkował francuski psychiatra G. de Clarembault, który w latach 20. XX wieku jako pierwszy opisał przypadki erotomanii. Wydawałoby się, że po upływie takiego czasu nasza wiedza na temat tego zaburzenia powinna być ugruntowana. Tymczasem ten nałóg ciągle bywa traktowany z przymrużeniem oka, czego może dowodzić powiedzenie "Jeśli już mam się od czegoś uzależnić, niech to będzie seks". Może zatem seksoholizm jest niczym innym jak przejawem mody na mnożenie "holizmów"?
Specjaliści, do których trafiają ofiary tego uzależnienia, są zupełnie innego zdania. Zdaniem seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego, erotomanię, jak każde uzależnienie, należy traktować poważnie. Dla erotomana seks jest narkotykiem, substancją uzależniającą są endorfiny. Seksoholik przejawia więc podobne cechy, jak człowiek uzależniony od narkotyków czy alkoholu.
Erotomania jest uzależnieniem chemicznym i często krzyżuje się z innymi nałogami. Wyniki badań dowodzą, że ponad połowa alkoholików zmaga się z niekontrolowanymi zachowaniami w seksie, ten problem dotyczy też 80% kokainistów. "To olbrzymia korelacja. Nie dziwi ona jednak, gdy weźmie się pod uwagę, że speed działa neurochemicznie na te same ośrodki w mózgu, co miłosne uniesienia, heroina znieczula te same receptory, co uprawianie seksu, a fantazjowanie działa na te ośrodki, co THC" - tłumaczy w jednym z wywiadów Mark Laaser, autor nie wydanej jeszcze w Polsce książki "Faithful and True: Sexual Integrity in a Fallen World".
Ucieczka od niewoli
Wyjście z nałogu to trudny proces. Podstawą jest przyznanie się do problemu. To chyba najtrudniejszy krok, bo mało kto potrafi szczerze i otwarcie rozmawiać o swoim życiu seksualnym, zwłaszcza z lekarzami. W codziennych rozmowach zazwyczaj uciekamy się do żartów, niedopowiedzeń i stereotypów (np. liczne podboje to oznaka męskości, a u kobiet - rozwiązłości). Zawstydzeni rzadko szukają pomocy u terapeutów. Wstyd zresztą napędza uzależnienie - by go zagłuszyć, seksoholik rzuca się w wir przypadkowych kontaktów. Żyje więc w błędnym kole.
Drugim krokiem jest podjęcie leczenia. Polega ono na przyjmowaniu leków antyandrogennych (sporadycznie) oraz poddaniu się psychoterapii, która - podobnie jak w leczeniu alkoholizmu - opiera się na programie dwunastu kroków. Pacjentów kieruje się do grup anonimowych seksoholików, uczy się ich odzyskania kontroli nad własnym życiem i rozwiązywania problemów bez uciekania się do seksu. Określenie trzeźwości w ich wypadku jest znacznie trudniejsze niż u alkoholików czy narkomanów, którzy mogą nie pić lub nie brać przez resztę życia. Abstynencja seksualna to nie najszczęśliwsze rozwiązanie. Podczas gdy o używki trzeba się postarać, narkotyk seksu jest wpisany w mózg człowieka, uaktywniany często jednym bodźcem, gotowy do użycia na zawołanie, dlatego tym trudniejszy do zwalczenia. Podczas terapii grupa ustala więc definicję trzeźwości. Najczęściej oznacza ona seks z jednym, stałym partnerem. Każdy kontakt poza tym związkiem jest przekreśleniem "trzeźwości".
Przed erotomanem, który zdecyduje się na profesjonalną pomoc, długa droga, wymagająca ustalenia nowych priorytetów w miejsce seksu i podjęcia próby odbudowania więzi z najbliższymi. Pomimo tych trudności, decyzja o podjęciu terapii jest równoznaczna z dokonaniem wyboru pomiędzy wolnością i niewolą.
Anna Bożek - FOCUS
Komentarze |