Nauka Technika Recenzje
Wys�ano dnia 03-09-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 448
Wys�ano dnia 03-09-2005 o godz. 08:00:00 przez pala2 448
Najlepszy wykrywacz min, jaki stosowano podczas II wojny światowej, był dziełem Polaka. |
Kilka lat temu Ted Turner, znany amerykański potentat telewizyjny, dowcipkował, że zasada działania polskiego wykrywacza min polegałaby na tupaniu nogą. Wyraźnie dał do zrozumienia, że Polacy znacznie szczodrzej zostali obdarzeni odwagą niż intelektem. Owo wystąpienie telewizyjne utrzymane w tonie popularnych w Ameryce Polish jokes spowodowało oficjalny protest naszego MSZ, a Kongres Polonii Amerykańskiej uznał je za niedopuszczalnie niewybredne.
Niestety, dostatecznej wiedzy o faktach z nie tak znowu odległej przeszłości zabrakło obu stronom.
Tak się bowiem złożyło, że najlepszy wykrywacz min, jaki stosowano podczas II wojny światowej, był polskim dziełem. Funkcjonował na zasadzie elektromagnetycznej. Jego koncepcja powstała wiosną 1939 r. w warszawskim wojskowym Oddziale Specjalnym Łączności, a ostatecznie dopracował go i skonstruował w Wielkiej Brytanii w końcu 1941 r. por. inż. Józef Kosacki. Zadbał też, by polska proweniencja wynalazku została odnotowana w jego nazwie patentowej - Mine Detector Polish Mark 1. Wykrywacz ten okazał się kilkakrotnie wydajniejszy od wcześniej stosowanych, ważną zaletą była też możliwość korzystania z niego również w nocy. Po raz pierwszy użyto go do oczyszczania pól minowych podczas bitwy pod El Alamein w listopadzie 1942 r. Produkowany masowo, wszedł w 1944 r. do standardowego wyposażenia brytyjskich sił zbrojnych.
Potęga polskiego mózgu
Co jeszcze bardziej zdumiewające, wykrywacz był tylko jednym z wielu i pewnie nie najważniejszym dla zwycięstwa sprzymierzonych dokonaniem polskich inżynierów i naukowców pracujących na Zachodzie, głównie w Wielkiej Brytanii. Według ewidencji, 1 stycznia 1944 r. było ich 5592, z czego w siłach zbrojnych - 4049. Dzięki nim polski wkład intelektualny w wysiłek zbrojny sprzymierzonych był porównywalny z naszym wkładem militarnym na polach bitew, znacznie lepiej znanym i stanowiącym słuszny powód do dumy. A jego realne skutki dla uzyskania przewagi, zminimalizowania własnych strat i skrócenia wojny były pewnie jeszcze większe. Mimo to pozostaje nieznany, choć wszyscy dziś w Polsce wiedzą, że nasze siły zbrojne były czwartą co do wielkości i siły bojowej armią koalicji.
Stało się tak dlatego, że - w przeciwieństwie do wielkich bitew - działalność inżynierów i naukowców była utajniona. Że znana brytyjska powściągliwość w eksponowaniu cudzych zasług i wciąż niepełny dostęp do wojennych archiwów (część "mniej ważnych" kilka lat temu celowo zniszczono) w tej akurat sprawie zbiegły się ze świadomą polityką przemilczeń praktykowaną przez środki masowego przekazu w PRL. Pamiętajmy, że z tej licznej grupy utalentowanych ludzi prawie nikt nie powrócił do pojałtańskiej Polski. Odnosili liczne sukcesy na obczyźnie, zdobywali nagrody i wyróżnienia na wystawach światowych. Informowanie o tym było zakazane ze względów ideologiczno-propagandowych. Było to o wiele łatwiejsze od przemilczania po orwellowsku takich wydarzeń jak Monte Cassino, Tobruk, Narwik czy udział polskich lotników w bitwie o Anglię.
Wykształcona kadra
Kadra techniczna II Rzeczypospolitej była najwyższej klasy, znacznie przewyższała jakościowo to, czego można by się spodziewać po kraju tej wielkości i strefy geograficznej. Inżynierowie i wynalazcy stanowili znaczną część elity umysłowej niepodległej RP. Pierwszy jej prezydent Gabriel Narutowicz (1865-1922) był europejskim pionierem elektrowni wodnych, ostatni - Ignacy Mościcki (1867-1946) - wybitnym wynalazcą, zwłaszcza w zakresie przemysłowej technologii chemicznej. Polskie konstrukcje lotnicze liczyły się na świecie, Tytus Maksymilian Huber (1872-1950) był jednym z twórców teorii plastyczności, Tadeusz Sendzimir (1894-1989) zrewolucjonizował światowe stalownictwo, Stefan Bryła (1886-1943) był prekursorem spawania w budownictwie, Janusz Groszkowski (1898-1984) i Stanisław Ryżko (1910-74) - pionierami radaru, Mieczysław Wolfke (1883-1947) stworzył teoretyczne podstawy holografii. Nigdy w dziejach aktywniej nie przyczyniliśmy się do postępu naukowo-technicznego. Gdy nadszedł czas próby, potencjał ten stał się ważnym atutem w walce z Niemcami.
Wiele z tego, co uczynili podczas II wojny światowej nasi wynalazcy, naukowcy i inżynierowie dla zwiększenia potęgi sprzymierzonych, narodziło się już wcześniej w Polsce. Tak było z pewnie najważniejszym w tym zakresie, a na pewno najbardziej znanym ich osiągnięciem: złamaniem kodu niemieckiej elektromechanicznej maszyny szyfrującej Enigma. Dokonał tego na przełomie 1932 i 1933 roku zespół matematyków kryptologów - Marian Rejewski (1905-80), Jerzy Różycki (1909-42) i Henryk Zygalski (1907-78), co zaowocowało skonstruowaniem mniej więcej 30 replik tych maszyn, z których dwie przekazano w lipcu 1939 r. wywiadom wojskowym Francji i Wielkiej Brytanii. Jedna z nich stała się podstawą prac prowadzonych w brytyjskim ośrodku Bletchley Park, umożliwiających "zaglądanie w karty" niemieckim sztabom przez całą II wojnę światową.
Widzieć wszystko
Również przed wojną kierujący od 1934 r. wojskowym Biurem Badań Technicznych Broni Pancernej kapitan (od 1937 r. - major) Rudolf Gundlach (1892-1957) wynalazł czołgowy peryskop odwracalny, pierwszy zapewniający pełne (360Ń) pole widzenia dzięki lusterkom pryzmatowym umieszczonym w ruchomej nakładce. Został on opatentowany także w Wielkiej Brytanii i Francji i był od 1936 r. produkowany we Lwowie. Udostępniono ten peryskop współpracującej z polskim przemysłem zbrojeniowym firmie brytyjskiej Vickers-Armstrong, która zaczęła go instalować w wytwarzanych przez siebie czołgach. Za jej pośrednictwem zastosowali go również amerykańscy producenci czołgów, a niebawem wszyscy ich wytwórcy podczas II wojny światowej. Wraz z dostawami czołgów w ramach lend lease pojawił się w ZSRR, gdzie został skopiowany i zainstalowany w czołgach T-34 i IS-1. Powrócił do Polski ze Wschodu i znalazł się w wyposażeniu LWP jako peryskop obserwacyjny MK-4.
Wiadomo, że wynalazca tego peryskopu dotarł przez Rumunię do Francji, gdzie przebywał do końca wojny, gdyż nie udało mu się dostać do Wielkiej Brytanii, i uzyskał w 1947 r. po długim procesie sądowym 84 mln franków odszkodowania za wykorzystywanie jego praw patentowych. Z tych pieniędzy po zapłaceniu kosztów procesowych i podatków pozostało mu 17 mln franków. Kupił za to willę w Le Vesinet pod Paryżem, gdzie w latach 1955-56 prowadził hodowlę pieczarek.
Na tygrysy mamy nie tylko wisy
Polacy prowadzili też w Wielkiej Brytanii prace nad doskonaleniem broni. W listopadzie 1940 r. powstał w Londynie Wojskowy Instytut Techniczny, który m.in. umożliwił wznowienie w połowie 1941 r. produkcji działa przeciwlotniczego kalibru 40 mm, wytwarzanego przez zakłady Cegielskiego w Poznaniu. Opracowywał również metody zabezpieczania terenów nadmorskich przed inwazją powietrzną. Od 1941 r. organizował i przydzielał do pracy w instytucjach brytyjskich zespoły polskich specjalistów. Sekcja polska w Armament Design Department Ministerstwa Zaopatrzenia w Cheshunt stworzyła działko przeciwlotnicze Polsten kalibru 20 mm, skonstruowane pod kierunkiem Jerzego Podsędkowskiego (wyprodukowano ponad 50 tys. egzemplarzy), używane m.in. przez marynarkę, oraz półautomatyczny karabin EM2 pomysłu Kazimierza Januszewskiego. W 1942 r. Januszewski i Aleksander Czekalski przyczynili się walnie do skonstruowania pod kierownictwem sir Dennisa Burleya brytyjskiego działa bezodrzutowego, które niebawem wykorzystano w kampanii w Afryce Północnej i było wówczas jedyną bronią zdolną do niszczenia niemieckich czołgów typu Tygrys. Polacy wnieśli też duży wkład do prac nad miotaczem płomieni i nad ulepszaniem jakości płyt pancernych oraz urządzeniem do rozpędzania mgły na lotniskach.
Nie tylko Dywizjon 303
Jedną z polskich specjalności był przed wojną przemysł lotniczy. Nasz wkład w tej dziedzinie był godny odnotowania. Wielu naukowców i konstruktorów pracowało nad zagadnieniami z zakresu aerodynamiki i mechaniki lotu (Stefan Neumark 1897-1967), doskonaleniem silników odrzutowych (Wiktor Narkiewicz 1905-85; K. Wójcicki), żaroodpornością stopów aluminium (N. Dudziński), a także konkretnymi rozwiązaniami problemów konstrukcyjnych. Na przykład Zbigniew Oleński wprowadził ważne udoskonalenia myśliwca Spitfire, powiększając pole widzenia pilota i ułatwiając mu opuszczanie maszyny w razie konieczności ratowania się skokiem ze spadochronem. T. Czaykowski wyeliminował niebezpieczne drgania występujące w pościgowcach Tempest, używanych m.in. do zwalczania niemieckich pocisków rakietowych V-2. Warto dodać, że jedną z takich rakiet, przechwyconą przez AK w 1943 r. po zboczeniu z kursu podczas lotu ćwiczebnego w Polsce, zbadali w warunkach konspiracyjnych profesorowie Janusz Groszkowski i Marceli Struszyński (1880-1959). Uzyskane w ten sposób informacje przekazano do Londynu, co pomogło w zwalczaniu wunderwaffe Hitlera, terroryzującej mieszkańców południowo-wschodniej Anglii.
Polscy specjaliści tej dziedziny zatrudnieni byli głównie w Royal Aircraft Establishment w Farnborough (około 50), a także w Aircraft and Armaments Experimental Establishment i w Airborn Forces Experimental Establishment (łącznie ponad 80). Pracowali też w brytyjskich wytwórniach przemysłowych. W Westland Aeroplane Co. skupiali się najliczniej przedstawiciele przedwojennej śmietanki konstruktorów, a wśród nich współtwórcy RWD Jerzy Drzewiecki (1903-90) i Stanisław Rogalski (1904-76), konstruktor podwozia o kołach bliźniaczych (zastosowanego w bombowcu PZL-37 Łoś) Piotr Kubicki (1903-90) i projektant PZL-23 Karaś i PZL-46 Sum Stanisław Prauss (1903-97). Aleksander Seńkowski (1897-1964) był zastępcą naczelnego konstruktora w Bristol Aero Engines, a Wilhelm Challier - głównym aerodynamikiem w Rolls-Royce Engines.
Samolot z drewna
Wynaleziona przez Wacława Czerwińskiego (1902-88) metoda kształtowania przestrzennego sklejki drzewnej na gorąco pozwoliła na zastąpienie nią aluminium w niektórych elementach konstrukcyjnych samolotów (NA-66 Harvard II, Anson i DH 98 Mosquito). Wynalazca produkował je w założonej w 1942 r. w Toronto wytwórni Canadian Wooden Aircraft Ltd. Miało to duże znaczenie w warunkach wojennego niedoboru materiałów.
Najbardziej spektakularne w tej dziedzinie były polskie osiągnięcia w zakresie wyrzutników bombowych. Władysław Świątecki (1895-1944) już w 1923 r. wynalazł pomysłowy wyrzutnik SW stosowany od 1925 r., opatentowany w wielu krajach. Od 1930 r. produkował go, stale ulepszając, we własnej wytwórni w Lublinie, od 1937 r. sprzedawał nań licencje, m.in. do Francji i Włoch. W 1940 r. przekazał brytyjskiemu Ministerstwu Produkcji Lotniczej pomysł wyrzutnika opartego na zasadzie dźwigni wielokrotnej, który opracował technicznie w 1941 r. Wyprodukowano ponad 165 tys. takich wyrzutników instalowanych w bombowcach brytyjskich. W 1943 r. Jerzy Rudlicki (1893-1977) rozwinął tę koncepcję, opracowując specjalny wyrzutnik do bombardowań powierzchniowych z dużej wysokości, zastosowany w bombowcach amerykańskich B-17 Flying Fortress.
Wykryć U-Boota
Nie mniej istotne osiągnięcia mieli Polacy w doskonaleniu sprzętu radiotechnicznego. Wielu z nich pracowało już od jesieni 1940 r. w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Admiralty Signal and Radar Establishment (około 30), a także w Signal Research and Development Establishment oraz w Royal Aircraft Establishment. Wacław Struszyński (1905-80), syn wspomnianego Marcelego, skonstruował antenę namiarową, umożliwiającą wykrywanie i lokalizację niemieckich okrętów podwodnych, kiedy korzystały z łączności radiowej na wielkich częstotliwościach. Wyprodukowano około 3 tys. takich anten, które instalowano na okrętach eskortujących konwoje. Pomogło to sprzymierzonym wygrać bitwę o Atlantyk. Juliusz Hupert wynalazł stabilizator częstotliwości nadajników okrętowych. Inż. Tadeusz Heftman kierował wytwarzaniem zminiaturyzowanych radiostacji własnego pomysłu (od 1944 r. produkowano ich około tysiąca rocznie) dla ruchu oporu w krajach okupowanych. Pracujący od 1940 r. w amerykańskiej firmie Motorola Henryk Magnuski (1909-1978) opracował pierwszą opartą na modulacji częstotliwości radiostację wojskową dla najniższych szczebli dowodzenia SCR-300 - lekką i o stosunkowo dużym zasięgu. A Zygmunt Jelonek (1909-94) stworzył radiostację WS nr 10, pionierską w skali światowej tzw. linię radiową o ośmiu kanałach komunikacyjnych, która umożliwiła łączność dowództwa z oddziałami walczącymi na plażach Normandii podczas inwazji w czerwcu 1944 r. Za to dokonanie został jako jedyny wymieniony w rozkazie dziennym głównej kwatery sprzymierzonych w dniu lądowania D-Day (6 VI 1944).
Przedstawione osiągnięcia z pewnością nie stanowią pełnego obrazu polskich dokonań technicznych podczas II wojny światowej. Nie znamy jeszcze części nazwisk rodaków zaangażowanych w niektóre ważne przedsięwzięcia, a niekiedy nie wiemy, za co wybitni polscy specjaliści (na przykład Ludomir Danilewicz, 1904-1971) otrzymali wysokie odznaczenia. Dokumenty z czasów wojny nie zostały w pełni odtajnione, są też powody do obaw, że nie wszystkie się zachowały. Niewątpliwie nasze osiągnięcia na tym polu są imponujące i mogą być powodem do dumy. Jak widać, Polak nie tylko wąchać, ale i wymyślić proch potrafi...
Niestety, dostatecznej wiedzy o faktach z nie tak znowu odległej przeszłości zabrakło obu stronom.
Tak się bowiem złożyło, że najlepszy wykrywacz min, jaki stosowano podczas II wojny światowej, był polskim dziełem. Funkcjonował na zasadzie elektromagnetycznej. Jego koncepcja powstała wiosną 1939 r. w warszawskim wojskowym Oddziale Specjalnym Łączności, a ostatecznie dopracował go i skonstruował w Wielkiej Brytanii w końcu 1941 r. por. inż. Józef Kosacki. Zadbał też, by polska proweniencja wynalazku została odnotowana w jego nazwie patentowej - Mine Detector Polish Mark 1. Wykrywacz ten okazał się kilkakrotnie wydajniejszy od wcześniej stosowanych, ważną zaletą była też możliwość korzystania z niego również w nocy. Po raz pierwszy użyto go do oczyszczania pól minowych podczas bitwy pod El Alamein w listopadzie 1942 r. Produkowany masowo, wszedł w 1944 r. do standardowego wyposażenia brytyjskich sił zbrojnych.
Potęga polskiego mózgu
Co jeszcze bardziej zdumiewające, wykrywacz był tylko jednym z wielu i pewnie nie najważniejszym dla zwycięstwa sprzymierzonych dokonaniem polskich inżynierów i naukowców pracujących na Zachodzie, głównie w Wielkiej Brytanii. Według ewidencji, 1 stycznia 1944 r. było ich 5592, z czego w siłach zbrojnych - 4049. Dzięki nim polski wkład intelektualny w wysiłek zbrojny sprzymierzonych był porównywalny z naszym wkładem militarnym na polach bitew, znacznie lepiej znanym i stanowiącym słuszny powód do dumy. A jego realne skutki dla uzyskania przewagi, zminimalizowania własnych strat i skrócenia wojny były pewnie jeszcze większe. Mimo to pozostaje nieznany, choć wszyscy dziś w Polsce wiedzą, że nasze siły zbrojne były czwartą co do wielkości i siły bojowej armią koalicji.
Stało się tak dlatego, że - w przeciwieństwie do wielkich bitew - działalność inżynierów i naukowców była utajniona. Że znana brytyjska powściągliwość w eksponowaniu cudzych zasług i wciąż niepełny dostęp do wojennych archiwów (część "mniej ważnych" kilka lat temu celowo zniszczono) w tej akurat sprawie zbiegły się ze świadomą polityką przemilczeń praktykowaną przez środki masowego przekazu w PRL. Pamiętajmy, że z tej licznej grupy utalentowanych ludzi prawie nikt nie powrócił do pojałtańskiej Polski. Odnosili liczne sukcesy na obczyźnie, zdobywali nagrody i wyróżnienia na wystawach światowych. Informowanie o tym było zakazane ze względów ideologiczno-propagandowych. Było to o wiele łatwiejsze od przemilczania po orwellowsku takich wydarzeń jak Monte Cassino, Tobruk, Narwik czy udział polskich lotników w bitwie o Anglię.
Wykształcona kadra
Kadra techniczna II Rzeczypospolitej była najwyższej klasy, znacznie przewyższała jakościowo to, czego można by się spodziewać po kraju tej wielkości i strefy geograficznej. Inżynierowie i wynalazcy stanowili znaczną część elity umysłowej niepodległej RP. Pierwszy jej prezydent Gabriel Narutowicz (1865-1922) był europejskim pionierem elektrowni wodnych, ostatni - Ignacy Mościcki (1867-1946) - wybitnym wynalazcą, zwłaszcza w zakresie przemysłowej technologii chemicznej. Polskie konstrukcje lotnicze liczyły się na świecie, Tytus Maksymilian Huber (1872-1950) był jednym z twórców teorii plastyczności, Tadeusz Sendzimir (1894-1989) zrewolucjonizował światowe stalownictwo, Stefan Bryła (1886-1943) był prekursorem spawania w budownictwie, Janusz Groszkowski (1898-1984) i Stanisław Ryżko (1910-74) - pionierami radaru, Mieczysław Wolfke (1883-1947) stworzył teoretyczne podstawy holografii. Nigdy w dziejach aktywniej nie przyczyniliśmy się do postępu naukowo-technicznego. Gdy nadszedł czas próby, potencjał ten stał się ważnym atutem w walce z Niemcami.
Wiele z tego, co uczynili podczas II wojny światowej nasi wynalazcy, naukowcy i inżynierowie dla zwiększenia potęgi sprzymierzonych, narodziło się już wcześniej w Polsce. Tak było z pewnie najważniejszym w tym zakresie, a na pewno najbardziej znanym ich osiągnięciem: złamaniem kodu niemieckiej elektromechanicznej maszyny szyfrującej Enigma. Dokonał tego na przełomie 1932 i 1933 roku zespół matematyków kryptologów - Marian Rejewski (1905-80), Jerzy Różycki (1909-42) i Henryk Zygalski (1907-78), co zaowocowało skonstruowaniem mniej więcej 30 replik tych maszyn, z których dwie przekazano w lipcu 1939 r. wywiadom wojskowym Francji i Wielkiej Brytanii. Jedna z nich stała się podstawą prac prowadzonych w brytyjskim ośrodku Bletchley Park, umożliwiających "zaglądanie w karty" niemieckim sztabom przez całą II wojnę światową.
Widzieć wszystko
Również przed wojną kierujący od 1934 r. wojskowym Biurem Badań Technicznych Broni Pancernej kapitan (od 1937 r. - major) Rudolf Gundlach (1892-1957) wynalazł czołgowy peryskop odwracalny, pierwszy zapewniający pełne (360Ń) pole widzenia dzięki lusterkom pryzmatowym umieszczonym w ruchomej nakładce. Został on opatentowany także w Wielkiej Brytanii i Francji i był od 1936 r. produkowany we Lwowie. Udostępniono ten peryskop współpracującej z polskim przemysłem zbrojeniowym firmie brytyjskiej Vickers-Armstrong, która zaczęła go instalować w wytwarzanych przez siebie czołgach. Za jej pośrednictwem zastosowali go również amerykańscy producenci czołgów, a niebawem wszyscy ich wytwórcy podczas II wojny światowej. Wraz z dostawami czołgów w ramach lend lease pojawił się w ZSRR, gdzie został skopiowany i zainstalowany w czołgach T-34 i IS-1. Powrócił do Polski ze Wschodu i znalazł się w wyposażeniu LWP jako peryskop obserwacyjny MK-4.
Wiadomo, że wynalazca tego peryskopu dotarł przez Rumunię do Francji, gdzie przebywał do końca wojny, gdyż nie udało mu się dostać do Wielkiej Brytanii, i uzyskał w 1947 r. po długim procesie sądowym 84 mln franków odszkodowania za wykorzystywanie jego praw patentowych. Z tych pieniędzy po zapłaceniu kosztów procesowych i podatków pozostało mu 17 mln franków. Kupił za to willę w Le Vesinet pod Paryżem, gdzie w latach 1955-56 prowadził hodowlę pieczarek.
Na tygrysy mamy nie tylko wisy
Polacy prowadzili też w Wielkiej Brytanii prace nad doskonaleniem broni. W listopadzie 1940 r. powstał w Londynie Wojskowy Instytut Techniczny, który m.in. umożliwił wznowienie w połowie 1941 r. produkcji działa przeciwlotniczego kalibru 40 mm, wytwarzanego przez zakłady Cegielskiego w Poznaniu. Opracowywał również metody zabezpieczania terenów nadmorskich przed inwazją powietrzną. Od 1941 r. organizował i przydzielał do pracy w instytucjach brytyjskich zespoły polskich specjalistów. Sekcja polska w Armament Design Department Ministerstwa Zaopatrzenia w Cheshunt stworzyła działko przeciwlotnicze Polsten kalibru 20 mm, skonstruowane pod kierunkiem Jerzego Podsędkowskiego (wyprodukowano ponad 50 tys. egzemplarzy), używane m.in. przez marynarkę, oraz półautomatyczny karabin EM2 pomysłu Kazimierza Januszewskiego. W 1942 r. Januszewski i Aleksander Czekalski przyczynili się walnie do skonstruowania pod kierownictwem sir Dennisa Burleya brytyjskiego działa bezodrzutowego, które niebawem wykorzystano w kampanii w Afryce Północnej i było wówczas jedyną bronią zdolną do niszczenia niemieckich czołgów typu Tygrys. Polacy wnieśli też duży wkład do prac nad miotaczem płomieni i nad ulepszaniem jakości płyt pancernych oraz urządzeniem do rozpędzania mgły na lotniskach.
Nie tylko Dywizjon 303
Jedną z polskich specjalności był przed wojną przemysł lotniczy. Nasz wkład w tej dziedzinie był godny odnotowania. Wielu naukowców i konstruktorów pracowało nad zagadnieniami z zakresu aerodynamiki i mechaniki lotu (Stefan Neumark 1897-1967), doskonaleniem silników odrzutowych (Wiktor Narkiewicz 1905-85; K. Wójcicki), żaroodpornością stopów aluminium (N. Dudziński), a także konkretnymi rozwiązaniami problemów konstrukcyjnych. Na przykład Zbigniew Oleński wprowadził ważne udoskonalenia myśliwca Spitfire, powiększając pole widzenia pilota i ułatwiając mu opuszczanie maszyny w razie konieczności ratowania się skokiem ze spadochronem. T. Czaykowski wyeliminował niebezpieczne drgania występujące w pościgowcach Tempest, używanych m.in. do zwalczania niemieckich pocisków rakietowych V-2. Warto dodać, że jedną z takich rakiet, przechwyconą przez AK w 1943 r. po zboczeniu z kursu podczas lotu ćwiczebnego w Polsce, zbadali w warunkach konspiracyjnych profesorowie Janusz Groszkowski i Marceli Struszyński (1880-1959). Uzyskane w ten sposób informacje przekazano do Londynu, co pomogło w zwalczaniu wunderwaffe Hitlera, terroryzującej mieszkańców południowo-wschodniej Anglii.
Polscy specjaliści tej dziedziny zatrudnieni byli głównie w Royal Aircraft Establishment w Farnborough (około 50), a także w Aircraft and Armaments Experimental Establishment i w Airborn Forces Experimental Establishment (łącznie ponad 80). Pracowali też w brytyjskich wytwórniach przemysłowych. W Westland Aeroplane Co. skupiali się najliczniej przedstawiciele przedwojennej śmietanki konstruktorów, a wśród nich współtwórcy RWD Jerzy Drzewiecki (1903-90) i Stanisław Rogalski (1904-76), konstruktor podwozia o kołach bliźniaczych (zastosowanego w bombowcu PZL-37 Łoś) Piotr Kubicki (1903-90) i projektant PZL-23 Karaś i PZL-46 Sum Stanisław Prauss (1903-97). Aleksander Seńkowski (1897-1964) był zastępcą naczelnego konstruktora w Bristol Aero Engines, a Wilhelm Challier - głównym aerodynamikiem w Rolls-Royce Engines.
Samolot z drewna
Wynaleziona przez Wacława Czerwińskiego (1902-88) metoda kształtowania przestrzennego sklejki drzewnej na gorąco pozwoliła na zastąpienie nią aluminium w niektórych elementach konstrukcyjnych samolotów (NA-66 Harvard II, Anson i DH 98 Mosquito). Wynalazca produkował je w założonej w 1942 r. w Toronto wytwórni Canadian Wooden Aircraft Ltd. Miało to duże znaczenie w warunkach wojennego niedoboru materiałów.
Najbardziej spektakularne w tej dziedzinie były polskie osiągnięcia w zakresie wyrzutników bombowych. Władysław Świątecki (1895-1944) już w 1923 r. wynalazł pomysłowy wyrzutnik SW stosowany od 1925 r., opatentowany w wielu krajach. Od 1930 r. produkował go, stale ulepszając, we własnej wytwórni w Lublinie, od 1937 r. sprzedawał nań licencje, m.in. do Francji i Włoch. W 1940 r. przekazał brytyjskiemu Ministerstwu Produkcji Lotniczej pomysł wyrzutnika opartego na zasadzie dźwigni wielokrotnej, który opracował technicznie w 1941 r. Wyprodukowano ponad 165 tys. takich wyrzutników instalowanych w bombowcach brytyjskich. W 1943 r. Jerzy Rudlicki (1893-1977) rozwinął tę koncepcję, opracowując specjalny wyrzutnik do bombardowań powierzchniowych z dużej wysokości, zastosowany w bombowcach amerykańskich B-17 Flying Fortress.
Wykryć U-Boota
Nie mniej istotne osiągnięcia mieli Polacy w doskonaleniu sprzętu radiotechnicznego. Wielu z nich pracowało już od jesieni 1940 r. w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Admiralty Signal and Radar Establishment (około 30), a także w Signal Research and Development Establishment oraz w Royal Aircraft Establishment. Wacław Struszyński (1905-80), syn wspomnianego Marcelego, skonstruował antenę namiarową, umożliwiającą wykrywanie i lokalizację niemieckich okrętów podwodnych, kiedy korzystały z łączności radiowej na wielkich częstotliwościach. Wyprodukowano około 3 tys. takich anten, które instalowano na okrętach eskortujących konwoje. Pomogło to sprzymierzonym wygrać bitwę o Atlantyk. Juliusz Hupert wynalazł stabilizator częstotliwości nadajników okrętowych. Inż. Tadeusz Heftman kierował wytwarzaniem zminiaturyzowanych radiostacji własnego pomysłu (od 1944 r. produkowano ich około tysiąca rocznie) dla ruchu oporu w krajach okupowanych. Pracujący od 1940 r. w amerykańskiej firmie Motorola Henryk Magnuski (1909-1978) opracował pierwszą opartą na modulacji częstotliwości radiostację wojskową dla najniższych szczebli dowodzenia SCR-300 - lekką i o stosunkowo dużym zasięgu. A Zygmunt Jelonek (1909-94) stworzył radiostację WS nr 10, pionierską w skali światowej tzw. linię radiową o ośmiu kanałach komunikacyjnych, która umożliwiła łączność dowództwa z oddziałami walczącymi na plażach Normandii podczas inwazji w czerwcu 1944 r. Za to dokonanie został jako jedyny wymieniony w rozkazie dziennym głównej kwatery sprzymierzonych w dniu lądowania D-Day (6 VI 1944).
Przedstawione osiągnięcia z pewnością nie stanowią pełnego obrazu polskich dokonań technicznych podczas II wojny światowej. Nie znamy jeszcze części nazwisk rodaków zaangażowanych w niektóre ważne przedsięwzięcia, a niekiedy nie wiemy, za co wybitni polscy specjaliści (na przykład Ludomir Danilewicz, 1904-1971) otrzymali wysokie odznaczenia. Dokumenty z czasów wojny nie zostały w pełni odtajnione, są też powody do obaw, że nie wszystkie się zachowały. Niewątpliwie nasze osiągnięcia na tym polu są imponujące i mogą być powodem do dumy. Jak widać, Polak nie tylko wąchać, ale i wymyślić proch potrafi...
Bolesław Orłowski Wprost
Komentarze |